Z Polski nad Adriatyk na jednym ładowaniu. Elektryk od Hyundaia zachwyca możliwościami

Argumenty stosowane przez przeciwników elektrycznych samochodów wydają się coraz mniej liczne. Jak wynika z informacji przekazanych przez przedstawicieli firmy z Korei Południowej, Hyundai wprowadzi na rynek pojazd imponujący możliwością bardzo długiej jazdy na pojedynczym ładowaniu.
Z Polski nad Adriatyk na jednym ładowaniu. Elektryk od Hyundaia zachwyca możliwościami

W grę wchodzi rzekomo przejechanie niemal tysiąca kilometrów bez konieczności zatrzymywania się w celu naładowania akumulatorów. Pojemność baterii zamontowanych w tym EREV, czyli pojeździe elektrycznym o rozszerzonym zasięgu, może zapewnić mu ogromną popularność. W praktyce oznacza to na przykład przejazd z południa Polski nad Morze Adriatyckie czy też podróż ze Świnoujścia do Przemyśla.

Czytaj też: Czy to na pewno dobry pomysł? Tego akumulatora nie wymontujesz z samochodu

A wszystko to na jednym ładowaniu. Taka wizja jest zgoła odmienna od dotychczasowych narzekań na konieczność częstych i długotrwałych postojów. Producenci elektryków wyraźnie chcą zerwać z łatką samochodów krótkodystansowych, które nie nadają się na dalsze podróże. 

Trzeba jednak zwrócić uwagę na dość nietypowe podejście. Jest to swego rodzaju hybryda, łącząca silnik spalinowy z elektrycznym. Ten pierwszy służy do ładowania akumulatorów, dzięki czemu możliwe jest osiągnięcie bardzo dużego zasięgu. Masowa produkcja w Ameryce Północnej i Chinach ma ruszyć do 2026 roku, a nowy model wejdzie na rynek w ciągu najbliższych trzech lat. 

Elektryk od Hyundaia, wykorzystujący technologię hybrydową, stosuje ładowanie silnikiem spalinowym, jeśli zajdzie taka potrzeba

Pokonując dystans wynoszący około 900 kilometrów na jednym ładowaniu posiadacze tych elektrycznych pojazdów o rozszerzonym zasięgu będą mogli eksplorować rozległe obszary bez martwienia się o konieczność wykonania postoju co kilkadziesiąt czy kilkaset kilometrów. Ze względu na obniżoną pojemność baterii względem klasycznych elektryków, cena takiego samochodu ma być odpowiednio niższa.

To kolejny ważny argument przemawiający za tą koncepcją. Jak działa? Dopóki akumulatory są naładowane, pojazd wykorzystuje wyłącznie energię dostarczoną w procesie stacjonarnego ładowania. Kiedy jednak poziom baterii spadnie do relatywnie niskiego poziomu, uruchomiony zostanie silnik spalinowy generujący energię w tradycyjny sposób, zasilając tym samym akumulator.

Czytaj też: Ładowanie w nieco ponad kwadrans i wydłużona żywotność. Elektryk z takim akumulatorem to marzenie

Oczywiście takie podejście w pewnym sensie kłóci się z ideą elektrycznych samochodów, które miały być wolne od emisji gazów cieplarnianych. Z drugiej strony, przy krótszych przejazdach nie będzie konieczności uruchamiania tradycyjnego ładowania, opartego na silniku spalinowym. Tym samym przy krótszych trasach wciąż można jeździć ekologicznie, traktując awaryjne zasilanie jako zabezpieczenie w razie wyjątkowych przypadków. Czy inni producenci również pójdą w tę stronę czy też postawią na dalszy rozwój technologii szybkiego ładowania baterii oraz zwiększania ich pojemności? Jak widać, branża elektrycznych samochodów lubi zaskakiwać, o czym przekonaliśmy się w ostatnim czasie wielokrotnie.