Flipperzy wtargnęli na rynek fotowoltaiki? Podejrzanie zjawisko generuje zyski

O flipperach zdołaliśmy ostatnio wiele usłyszeć w kontekście sytuacji na rynku mieszkaniowym w Polsce. Kupują mieszkania na gotówkę, remontują, podnosząc ich wartość, a następnie sprzedają za o wiele wyższą cenę. Czy te działania można przenieść na grunt fotowoltaiki? Okazuje się, że tak. Jednak niedawne zmiany na rynku energii nie gwarantują „solarnym flipperom” oszałamiających zysków.
Zdjęcie poglądowe instalacji fotowoltaicznej i pracownika firmy

Zdjęcie poglądowe instalacji fotowoltaicznej i pracownika firmy

Rynek fotowoltaiki w Polsce jest bardzo rozbudowany i zróżnicowany. W końcu łączna moc zainstalowana wszystkich paneli słonecznych w naszym kraju to blisko 18 GW. Oprócz przydomowych instalacji na dachach lub w ogrodach możemy spotkać się także coraz częściej z budową wielkoskalowych farm fotowoltaicznych. Ich właścicielami mogą być zarówno osoby prywatne, jak i firmy.

Czytaj też: Są jak ślady po ślimakach, a to źródło pożarów fotowoltaiki. O tym robi się w końcu głośno

Inwestycje fotowoltaiczne mogą przynieść spore zyski. Ceny energii są wysokie i coraz więcej podmiotów gospodarczych chce budować własne elektrownie słoneczne. W tym momencie pojawiają się flipperzy – osoby, które nie inwestują w montaż paneli słonecznych na działce, ale wyłącznie handlują przyłączami energetycznymi. Zjawisko to w naszym kraju dostrzegli m.in. dziennikarze Wyborczej.

Flippowanie w branży fotowoltaiki stało się faktem. Sprawa jednak nie jest taka jasna

Flippowanie przyłączami polega na tym, że flipper kupuje lub wydzierżawia działkę od rolnika. Następnie czeka aż jej wartość wzrośnie i następnie odsprzedaje ją kolejnemu inwestorowi. Przez ten czas na działce nie dzieje się zupełnie nic, mimo że posiada ona przyłącze energetyczne i nie ma problemu w montażu na niej instalacji fotowoltaicznej. Marta Głód, dyrektorka ds. rozwoju projektów OX2 Polska cytowana przez serwis Świat OZE nazywa takie flippowanie zwykłym blokowaniem przyłącza.

Czytaj też: O tym recyklingu fotowoltaiki się mówi. Rusza inwestycja na niewyobrażalną skalę

Sytuacja okazuje się jednak złożona. Nie zawsze brak inwestycji na działce z przyłączem musi oznaczać, że ktoś tylko czeka na korzystną ofertę odkupu. Taki właściciel zwyczajnie może być w trakcie zbierania finansów na budową instalacji, szukania podwykonawców itd. Warto dodać, że takie działki z pozwoleniem na przyłącze energetyczne są niezwykle cenne – obecnie ilość odmownych decyzji w sprawie przyłączy jest niezwykle wysoka. Głównie spowodowane jest to możliwością przeciążenia sieci energetycznej, która w wielu miejscach jest po prostu przestarzała.

Zjawisko flippowania na rynku fotowoltaiki jest dostrzegane także w Polsce

Osobnym tematem podnoszonym przez ekspertów jest kwestia samych operatorów energetycznych, którzy również trzymają pewną „rezerwę” pod własne, przyszłe inwestycje, ale nie posiadają gruntów do ich realizacji – tłumaczą przedstawiciele firmy Columbus Energy cytowani przez Świat OZE. W ten sposób osoby, które chciałyby wybudować na swojej działce wielkoskalową farmę, nie mogą uzyskać zgody na przyłącze.

Czytaj też: Wyłączenie fotowoltaiki goni kolejne. Ostatnie było znów rekordowe – ile instalacji wyłączono?

Tak czy owak, flippowanie w branży fotowoltaiki – czy to przez prywatnych właścicieli, czy konkretne firmy – jest zajęciem o wiele bardziej ryzykownym niż na rynku mieszkaniowym. Dużo zależy od cen energii, aktualnych przepisów prawa i samego popytu na nowe działki z przyłączami lub bez.