100 lat i wystarczy? Byłem w Niemczech na Festynie elektronicznych gadżetów

Targi IFA w Berlinie, największe wydarzenie, jeśli chodzi o elektronikę konsumencką na starym kontynencie. W tym roku obchodziły swoje 100-lecie. Wcale nie takiej chlubnej historii, wszak mają na koncie czynny udział Goebbelsa. Dziś to jednak nie jest święto propagandy, a impreza, która bardziej kojarzy się z lokalnymi wydarzeniami odbywającymi się w tym czasie w Polsce – odpustami i dożynkami.
100 lat i wystarczy? Byłem w Niemczech na Festynie elektronicznych gadżetów

Historia z dziurami – są rzeczy, o których lepiej nie mówić

Oczywiście IFA na przestrzeni lat miała wiele wyjątkowych momentów. Organizatorzy zdecydowanie z pierwszych lat „międzynarodowej wystawy radiowej” bardziej wolą się chwalić otwarciem targów/wystawy przez Alberta Einsteina w 1930 roku. W tym samym roku zaprezentowano też prototyp telewizora, a w 1967 roku podczas targów IFA odbyła się pierwsza transmisja telewizyjna w kolorze w Niemczech. Warto też zwrócić uwagę na premierę odtwarzacza CD w 1981 przez Sony i Philipsa. Debiutowały tu ekrany plazmowe, europejski standard PAL w formacie 16:9, dźwięk Dolby Surround w telewizorach, a w 2011 Samsung Note – pierwszy smartfon z tej długoletniej serii. W ostatnich latach to okazja do premier wielu smart zegarków, laptopów i innych urządzeń.

100 lat, to szmat czasu. Sam na targach IFA w Berlinie jestem od 2011 roku, niecałe 15 lat uczestnictwa jako dziennikarz pozwala obserwować zmiany, trendy i ocenić tę imprezę. Choć ocena dziennikarska, będzie jednak nieco wybrakowana. Wszak jestem w stanie podzielić się opinią jako osoba, która pojechała tam relacjonować i opisywać produkty, rozwiązania poszczególnych firm, a także mogę ocenić to wydarzenie jako konsument, osoba odwiedzająca. Nie jestem w stanie wcielić się za to w rolę klienta biznesowego, ani też samego wystawcy. A to właśnie oceny tych dwóch grup na koniec dnia są istotne z punktu widzenia sensowności targów.  Aczkolwiek mam wrażenie, że zwłaszcza ci duzi gracze zdają sobie w pełni sprawę, że IFA to bardziej element strategii wizerunkowej i prężenia muskułów niż stacjonarnego robienia biznesu. Wszak IFA 2024 to bardziej festyn, a nie targi. Już wyjaśniam, o co mi chodzi.

Czytaj też: Roborock na IFA rozwiązuje problemy świata robotów sprzątających nowymi modelami Qrevo i lekkim H5

IFA 2024 liczona Excelem

Czytając drugi akapit, zauważyliście, że w przeszłości IFA była areną przełomowych wydarzeń w świecie technologii. Jeśli nie były to światowe premiery, tak istotnych technologii jak odtwarzacz płyt kompaktowych czy jedna z najważniejszych linii modelowych w ostatnich 15 latach dla Samsunga, to przynajmniej był to debiut rozwiązań w Europie. Dla wielu firm okazja, do prezentacji pewnych produktów po raz pierwszy.

Dlaczego teraz tak nie jest? Z bardzo prostej przyczyny. Po pierwsze na ten moment nikt nie ma takiego rozwiązania, które by w znaczący sposób skupiło na sobie uwagę wszystkich i to w tłumie innych rozwiązań. Po drugie, jeśli ktoś rzeczywiście chce pokazać swoją ważną nowość to robi to na dedykowanym wydarzeniu. Składane smartfony Samsunga pojawiły się w lipcu. Niewiele firm ma też odwagę robić wielką premierę, teraz gdy tuż po rozpoczęciu targów całą uwagę świata tech i nie tylko przykuwają premiery iPhone’ów (choć też już nie z takim impetem jak parę lat temu, ale jednak). Do tego doszła jeszcze ogólna zmiana w mediach, w strategiach marketingowych, czy też prowadzeniu relacji biznesowych w trakcie i po pandemii.

Wiele firm, szczególnie właśnie po pandemii zaczęło bardziej szczegółowo patrzeć na targi z perspektywy rachunku zysków i start. Udział w takim wydarzeniu dla małego przedsiębiorstwa to wydatki liczone w dziesiątkach tysięcy złotych, dla dużych graczy liczone w milionach. I teraz pytanie, czy to się kalkuluje. W efekcie na IFA wiele firm ma mniejsze stoiska niż w przeszłości lub są zupełnie nieobecne. I mnie jako przedsiębiorcy też to wcale nie dziwi, bo doświadczenie pokazuje, że nowych klientów można zdobyć znacznie taniej.

Jednocześnie ta sucha kalkulacja i rezygnacja z uczestnictwa w targach wypacza mocno idee targów. Wszak świetne w targach jest to, że w jednym miejscu można spotkać wszystkich. Pamiętam jak 10 lat temu samolot na targi IFA to było 20-30, a może i więcej dziennikarzy powiązanych ze światem technologii, pociągi w których całe wagony były pełne przedstawicieli firm i dziennikarzy, a spacerując po targach co rusz spotykało się kogoś znajomego. Teraz owszem miałem kilka takich spotkań, ale ich skala była zdecydowanie mniejsza. Brak wszystkich firm, odbija się na braku bezpośredniej rywalizacji, nie możliwości porównania, zestawienia. Jednocześnie bogate w „world first…” stoiska chińskich producentów dają złudne wrażenie, często o ich innowacyjności czy sile marek.

Czytaj też: Test Google Pixel 9 Pro XL – flagowa cena i aparat

Na IFA w ramach rozrywki, do pracy niekoniecznie

Ale targi IFA znacznie inaczej wyglądają z pewnością z perspektywy Hansa i Kowalskiego, który postanowiłby tu przyjechać na jeden dzień. I gdyby nie fakt, że ceny noclegów są w tym okresie wysokie to naprawdę mnie kusi, aby za rok na IFA przyjechać rodzinnie. Ponieważ właśnie tak dziś trzeba traktować IFA – jako imprezę do zwiedzania, do oglądania technologicznych nowinek. To impreza, na której chętniej widziałbym projektantów wnętrz, osoby, które urządzają swoje domy, czy też po prostu tych, którzy w najbliższym półroczu zamierzają kupić nowe laptopy, komputery czy interesują się technologiami. Zwłaszcza że wstęp dla dorosłego kosztuje co prawda 22 Euro, ale uzyskanie darmowej wejściówki nie powinno stanowić problemu, ponieważ firmy chętnie je rozdają.

Na targach mamy przegląd sprzętów RTV, AGD, Mobile, komputerów, Smart Home i wiele, wiele więcej. Ale jednocześnie nie brakuje rozdawnictwa drobnych gadżetów typu torby, czapeczki etc. Na wielu stoiskach organizowane są przeróżne konkursy, demonstracje, pokazy gotowania w przypadku sprzętów AGD połączone z degustacją, w ogrodach organizowane są koncerty, oczywiście nie brakuje stoisk z piwem i currywurstem. Szkolne wycieczki, studenci, niemieccy emeryci – to spore grupy uczestników targów. I jakoś wcale się tym nie dziwie.

Jeśli do targów IFA podejdziemy jako festiwalu (vel festynu) świata technologii, to od razu zmienia się perspektywa i ocena wydarzenia. To konsumenckie święto, konsumenckiej elektroniki użytkowej. I wręcz trzeba żałować, że takiego wydarzenia nie udaje się powtórzyć w innych europejskich krajach, w tym w Polsce. Wszak wielu z tych produktów wiele osób nie będzie w stanie dotknąć i zobaczyć w żadnym sklepie. Często można je kupić jedynie w ciemno.

IFA z punktu widzenia relacji dziennikarskich ma co raz mniej sensu. Może jedynie wyszukiwanie perełek, jakichś ciekawostek. Natomiast z perspektywy bycia tam i cieszenia się gadżetami, zwłaszcza gdy na co dzień nie śledzimy tych premier, nie znamy nowości, jak najbardziej ma to sens. Pojechać rano do Berlina, zwiedzić targi, zjeść wursta etc. Wyzwaniem pozostaje odległość, koszty dojazdu i noclegu. Natomiast tak – to jedyny taki w Europie technologiczny odpust!