Czerwona Planeta znajduje się przeciętnie 225 milionów kilometrów od Ziemi, choć oczywiście taka odległość może się zmniejszać bądź zwiększać. Postęp technologiczny sprawił jednak, iż badacze są w stanie określić oddalenie obu planet z dokładnością do… 10 centymetrów.
Czytaj też: Chińczycy zaobserwowali czarną dziurę, która przeczy istniejącym teoriom
To ważny aspekt w odniesieniu do pewnego bardzo ambitnego planu, jaki zrodził się w głowach Davida Kaisera i jego współpracowników. Przedstawiciel MIT, jak wyjaśnia w swojej publikacji zamieszczonej na łamach Physical Review D, chciałby wykorzystać bardzo niewielkie drgania, jakim hipotetycznie podlega Mars, aby zgromadzić dowody na istnienie ciemnej materii.
Ale tak naprawdę dotychczasowe wieści nie zasługują jeszcze na miano szczególnie ekscentrycznych. Znacznie bardziej nietypowy wydaje się pomysł, w ramach którego do tych delikatnych zmian w zachowaniu Czerwonej Planety miałyby prowadzić… czarne dziury. Nie chodzi przy tym o wysoce masywne obiekty, zdolne do pochłaniania całych gwiazd, nie wspominając o planetach.
Naukowcy proponują, by wykorzystać zmiany marsjańskiej orbity do zgromadzenia dowodów na temat istnienia czarnych dziur złożonych z ciemnej materii
Zamiast tego do zaburzeń grawitacyjnych miałyby prowadzić pierwotne, mikroskopijne czarne dziury złożone właśnie z ciemnej materii. Taka hipoteza pojawiła się w latach 70. ubiegłego wieku i choć brzmi szalenie, to eksperci podchodzą do niej całkowicie poważnie. W zespole badawczym zajmującym się tą sprawą znaleźli się też naukowcy z Uniwersytetu Stanforda oraz Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Cruz.
W myśl proponowanego przez nich scenariusza wspomniane czarne dziury powinny przelatywać przez Układ Słoneczny raz na mniej więcej dziesięć lat. Ich wpływ grawitacyjny na planety pokroju Marsa powinien być na tyle rozległy, aby dało się wykryć wszelkiego rodzaju drgania. Gdyby się to potwierdziło, naukowcy mieliby dowód na to, iż pierwotne czarne dziury stanowią źródło ciemnej materii.
Czytaj też: Pióropusz magmy na Marsie. Nieoczekiwane zjawisko zakończyło naukowców
Owe obiekty miałyby powstać wkrótce po Wielkim Wybuchu na skutek zapadnięcia się gęstych obłoków gazu. Następnie doszło do ich rozproszenia wraz z postępującą ekspansją wszechświata. Tym sposobem takie czarne dziury miałyby być teraz niemal wszędzie, wywierając pewien wpływ na napotkane planety. Aby przekonać się, czy tego typu interakcje mogłyby wytwarzać zauważalne zmiany, członkowie zespołu badawczego przeprowadzili nieco obliczeń i symulacji.
Tym sposobem zasugerowali, jakoby pierwotne, mikroskopijne czarne dziury przechodziły przez wewnętrzny Układ Słoneczny średnio raz na 10 lat. Przy przelocie w odległości kilkuset milionów kilometrów od Czerwonej Planety taki obiekt miałby przesunąć jej orbitę o około metr. W obecności technologii, jakimi dysponują badacze, taka zmiana byłaby wystarczająco duża, aby dało się ją wykryć. Tylko jak potwierdzić, że doprowadziła do niej czarna dziura?