Mobilne nadajniki na pomoc w miejscach z brakiem zasięgu
Łączność, to obok wody jeden z głównych braków na terenach zalanych przez powódź. Łączność to nadzieja na ratunek, pomoc, jeden z głównych czynników pozwalających na zorientowanie się w sytuacji. Z tym jak wiemy jest obecnie duży problem.
Aby stacja bazowa mogła funkcjonować, musi być zasilana oraz sama musi być podpięta do sieci. Woda bardzo skutecznie odcina zasilanie nadajników, ale też odcina je od kabli światłowodowych i stąd problemy z zasięgiem. W pierwszych dniach powodzi problem, przynajmniej w mediach społecznościowych, zdawał się zauważać minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski, apelując do operatorów o pomoc.
Czytaj też: 5G odpowiedzialne za globalne ocieplenie? Słucham wystąpienia pani profesor w Senacie i nie dowierzam
Operatorzy dostarczyli mobilne stacje bazowe. No i się zaczęło…
Tak jak było przy okazji pandemii, później wojny w Ukrainie, czy ogólnie każdym większym wydarzeniu, do którego da się dokleić jakąś teorię spiskową, tak i przy okazji powodzi najgorsze szuje wypełzły ze swoich nor. Złodzieje szabrują zniszczone budynki. Denialiści klimatyczni są w swoim żywiole, bo w końcu to normalne, że jesienią pada deszcz. Na miejscu są też antyszczepionkowcy, bo to wszystko jest przecież spisek, żeby na zalanych terenach masowo zacząć szczepić ludzi. No i nie zapominajmy, że to wszystko to nie jest zwykła powódź, tylko sterowanie pogodą za pomocą broni HAARP. Obecni są też foliarze.
Operatorzy robią co mogą, aby przywrócić łączność na zalanych terenach i w ramach tymczasowego rozwiązania do Lądku-Zdroju zawitał mobilny maszt telefonii komórkowej. Jeden to świetne rozwiązanie, z którym być może, świadomie lub nie, mogliście się spotkać na różnego rodzaju festiwalach muzycznych. Rozstawienie takiej konstrukcji przy dobrych wiatrach potrafi trwać tylko godzinę i jest w stanie zapewnić znaczną poprawę działania sieci komórkowej w okolicy.
To nie spodobało się jednemu z głównych dezinformatorów w temacie łączności komórkowej, czyli Mateu… to znaczy inżynierowi Jerzemu Weberowi.
Komentarze pod wpisem oczywiście nie zawodzą:
Czytaj też: Powódź w Polsce: T-Mobile uruchamia program wsparcia dla poszkodowanych
Służby mogą to zakończyć, o ile pamiętają wydarzenia z 2021 roku. Operatorzy apelują do Ministerstwa Cyfryzacji
Podobne piętnowanie i wskazywania potencjalnych zagrożeń płynących z nadajników sieci komórkowych przerabialiśmy w 2021 roku. Po tym jak Europę objęła fala podpaleń infrastruktury, w maju 2021 roku nadajniki zapłonęły również w Polsce.
Do ich niszczenia nawoływali ówcześni asystenci społeczni posła Jarosława Sachajko. Poseł domagał się nawet ode mnie odszkodowania za pomówienia, ale po prośbie o przedstawienie na piśmie stanowiska, że jego asystenci potępiają podpalenia temat nagle się urwał, asystenci z dnia na dzień przestali być asystentami. Ale to temat na inną okazję.
Tym razem dobrze wiemy, kto podburza ludzi i nastawia ich negatywnie do infrastruktury niosącej pomoc, krytycznej w sytuacji powodzi. Jerzy Weber to fikcyjna postać, która już od mniej więcej dwóch lat wymyśle wszystkie najgłupsze teorie na temat sieci komórkowych, a ludzie nie tylko w te rewelacje wierzą, ale nawet wpłacają pieniądze na jego działalność.
Jeśli służby nie chcą powtórki z 2021 roku, powinny się tą sprawą zająć. Tym bardziej że personalia internetowego Jerzego Webera są znane. Znamy jego imię, nazwisko, a nawet dokładny adres.
Jak wynika z moich nieoficjalnych informacji, operatorzy zaapelowali już do Ministerstw Cyfryzacji o zajęcie się sprawą. Teraz jest dobry czas na skończenie antykomórkowej dezinformacji. Jeśli resort i służby nie chcą tego zrobić z poczucia obowiązku, to może zaapelujmy do nich w inny sposób – poprzednia władza nic z tym nie zrobiła, Wy możecie.