Recenzja Astro Bot. Ja już znam swoje GOTY!

Po wielkiej klęsce Concorda i zamknięciu serwerów gry dosłownie chwilę po premierze, na ratunek PlayStation Studios przychodzi Astro Bot. Czy słodki bocik, który do tej pory nie pchał się specjalnie do centrum uwagi, poradzi sobie z tym trudnym i dość niewdzięcznym zadaniem? W tym miejscu chciałbym nieco bardziej potrzymać Was w napięciu, ale tytuł recenzji zdradza już wszystko — Team Asobi zdecydowanie stanęło na wysokości zadania i zaserwowało najlepszą grę na wyłączność na PS5 do tej pory.
Astro Bot

Źródło: Sony Interactive Entertainment / Team Asobi

Kiedyś małe gry, dziś ogromny tytuł, który rozbija bank. Astro Bot to niespodziewana maskotka PlayStation

Astro Bot, chociaż może być trudno w to uwierzyć, ma już ponad dekadę. Uroczy robot po raz pierwszy pojawił się w 2013 roku w grze The Playroom, opracowanej przez Team Asobi jako pokaz możliwości PlayStation 4 i kontrolera DualShock 4. W pamięci niektórych graczy może zapisała się scena, gdzie robociki były „wyrzucane” z kontrolera z pomocą podłączonej do PS4 kamery. Astro zyskał większe znaczenie dopiero w 2018 roku, gdy zadebiutowało Astro Bot: Rescue Mission. To produkcja stworzona specjalnie dla PlayStation VR — i choć została całkiem doceniona, to nie zdobyła szerszej popularności ze względu na ograniczenia sprzętowe; bez gogli VR japońskiego giganta, zwyczajnie nie mogliśmy się z tą grą zaznajomić.

Przełomowy moment dla Astro nastąpił wraz z premierą PlayStation 5 w 2020 roku. Sony dostrzegło potencjał Team Asobi i zleciło im stworzenie krótkiej platformówki, która nie tylko miała promować nowe funkcje DualSense’a, ale także zabrać graczy w nostalgiczną podróż przez historię PlayStation. Astro’s Playroom, preinstalowane na każdej PS5, okazało się ogromnym sukcesem. Gra zaskakiwała kreatywnością i technicznymi rozwiązaniami, dzięki czemu zdobyła uznanie wielu graczy. Dla wielu, w tym dla mnie, była to jedna z najlepszych gier dostępnych wyłącznie na PlayStation 5, choć liczba prawdziwych ekskluzywnych tytułów na tę konsolę pozostawia jeszcze wiele do życzenia. Niedawno, podczas State of Play w maju tego roku, ogłoszono powrót Astro Bota, tym razem w pierwszej dużej grze Team Asobi. Ta nowa produkcja nie jest rozwinięciem Astro’s Playroom, ale zupełnie osobnym tytułem, który od początku zapowiadał się naprawdę świetnie — można było się jednak obawiać, czy studio, które do tej pory robiło tylko małe gry, poradzi sobie z ciężarem pełnowymiarowego, dużego tytułu. Całe szczęście, wszystkie te zmartwienia okazały się całkowicie bezpodstawne.

Astro Bot to nie to samo, co Astro’s Playroom. Więcej, lepiej i bardziej kreatywnie!

Chciałbym jeszcze jasno zaznaczyć, że chociaż tytuły gier są podobne, a gameplay na materiałach Sony Interactive Entertainment wygląda niemal identycznie, to niech Was to nie zmyli. Astro Bot nie jest rozbudowaną wersją darmowej gry ani jej rozszerzeniem w stylu stand-alone DLC. To całkowicie inna produkcja. 

Astro Bot porusza się po galaktyce statkiem kosmicznym, który w istocie jest… PS5. W końcu napotykamy jednak kosmitę, który postanawia rozkraść nasz statek z podzespołów, przy okazji pojmując całą naszą załogę botów. Zostajemy więc całkowicie sami, rozbijając się na małej planecie, a nasz cel jest jeden: musimy odzyskać wszystkie podzespoły, żeby naprawić statek, i znaleźć pojmane boty, żeby znów mieć ze sobą armię 300 (przypadek?). W tym celu przyjdzie nam eksplorować aż 6 różnych galaktyk, które kryją w sobie łącznie ponad 80 poziomów — a naszym małym statkiem, na którym będziemy się poruszać w zastępstwie, będzie DualSense.

Każda galaktyka ma jakiś motyw przewodni i musimy ukończyć kilka różnych planet, które są długimi, lecz dość standardowymi poziomami, aż dojdziemy do samego bossa. Istotne jest jednak to, że na każdej planecie mamy kilka botów do uratowania — te często są „zwykłe”, czyli podobne do głównego bohatera, ale jest również mnóstwo botów, które są postaciami z innych znanych gier dostępnych na konsolach firmy z Kraju Kwitnącej Wiśni. No i właśnie, po pokonaniu głównego złego z danej galaktyki, ratujemy bota inspirowanego inną grą ze stajni PlayStation, który pozwala nam dostać się na poziom inspirowany danym IP, gdzie zdobędziemy jedną z części potrzebnych do naprawy statku. Nie chcę za wiele zdradzać, ale, co już można było zobaczyć na materiałach promocyjnych, Astro będzie w stanie zamienić się między innymi w Kratosa, gdzie będziemy przemierzać nordycki poziom, ratować bogów z dwóch ostatnich części God… przepraszam, Bot of War, rzucać toporem w zielone kruki i wiele, wiele więcej. To nie tylko gratka dla fanów PlayStation, ale po prostu świetne wykorzystanie znanych już marek, które Team Asobi przekształciło w zabawną i przyjemną platformówkę.

To jednak nie wszystko, co przygotowali dla nas twórcy. W każdej galaktyce znajdziemy dodatkowe wyzwania typu „die-and-retry”, które są szczególnie trudne — w nich każda pomyłka zmusza nas do rozpoczęcia poziomu od nowa, bez checkpointów. To dość krótkie, ale naprawdę wymagające poziomy, które mogą nam sprawić podobne trudności jak między innymi Super Meat Boy czy Cuphead. To jednak dobra informacja, bo dzięki temu mamy też tutaj spory element wyzwania, a cały Astro Bot nie jest banalnym spacerkiem „dla dzieci”. Jeśli chcecie więc sprawdzić swój refleks, znajdziecie tu również coś dla siebie (ale polecam wcześniej zaparzyć melisę).

Ponadto w niektórych levelach możemy znaleźć portale, które przeniosą nas do poziomów w sekretnej galaktyce. Zawartości jest więc naprawdę sporo i trudno się tu nudzić — a żeby tego było mało, to warto dodać jeszcze, że na poziomach możemy znaleźć fragmenty „puzzli”, które są kolejnym rodzajem znajdziek. Jeśli zbierzemy ich dostatecznie dużo, to na planecie, na której znajduje się nasz rozbity statek, odblokujemy nowe, specjalne miejsca, takie jak automat z gacha (wygrane znajdźki potem zmieniają wygląd uratowanych botów na planecie), laboratorium do przemalowania statku (czyt. DualSensa) i wiele, wiele więcej. 

Cały świat i sposób progresowania w grze ma strukturę znaną z gier Nintendo — i to jak najbardziej komplement. Nie musimy ratować wszystkich botów, ale do walki z bossem musimy ich uzbierać określoną ilość. Możemy też na planecie z rozbitym PS5 robić pewne aktywności, które pozwolą nam uwolnić kolejne boty czy pozbierać następne puzzle, ale do tego również potrzebujemy odpowiednio dużo botów. Jeśli chcemy się więc w tę grę zanurzyć, to, tak czy siak, będziemy celować w zebranie wszystkich botów — ale to nie męka, a czysta przyjemność. Całość jest bardzo pomysłowa, a Astro Bot wzbudza we mnie podobne uczucia, co Kirby and the Forgotten Land — ta gra sprawia, że z jakiegoś powodu czuję wewnętrzny spokój i cieszę się jak dziecko.

Specjalne umiejętności pomagają nam eksplorować świat — Astro uczy się nowych sztuczek

Sporą nowością są specjalne umiejętności, których w grze jest naprawdę sporo, a każda z nich znacząco wpływa na styl gry. Astro już nie tylko bije swoimi łapkami czy zadaje obrażenia laserem spod stóp, kiedy chwilę się unosi w powietrzu. Co więc się tu dzieje? Przykładem jest Barkster, pozwalający na szybki lot w powietrzu i rozbijanie się przez wrogów, metal czy szkło. Inną umiejętnością są rękawice Twin-Frog, które umożliwiają zadawanie ciosów na odległość i huśtanie się nad przepaściami. Kolejna zdolność, Giant Sponge, pozwala Astro na zasysanie wody z otoczenia, co prowadzi do jego wzrostu i wywoływania wielkich zniszczeń. Astro może także zamienić się w balon, unosząc się w powietrzu na krótki czas, mieć małpią moc, która pozwala mu się wspinać i wiele więcej. Dzięki temu poziomy się nie nudzą, bo niemal na każdym mamy do czynienia z inną super umiejętnością.

Specjalne umiejętności w Astro Bot sprawiają także, że musimy dostosować styl rozgrywki do warunków panujących na każdym poziomie. Czasami trzeba będzie zamienić się w balon w gęstej dżungli, innym razem pędzić po szklanych, kruszących się platformach, a jeszcze gdzie indziej wykorzystać rękawice Twin-Frog jako kotwiczkę do huśtania się nad przepaściami, co przypomina mechanikę z Uncharted 4. Choć regularne poziomy nie są szczególnie trudne, ich przejście bez żadnej pomyłki stanowi niemałe wyzwanie. Walka z bossami ma zrównoważony poziom trudności, jednak przy dłuższych starciach kluczowe staje się zapamiętanie wzorców ataków i ruchów przeciwnika.

Astro Bot kolejny raz pokazuje wszystkie najlepsze strony PS5

W Astro Bot adaptacyjne triggery, haptyczne wibracje, czujnik ruchu i głośnik w kontrolerze DualSense będą w pełni wykorzystywane, podobnie jak miało to miejsce w Astro’s Playroom. Tym razem jednak, w większej produkcji, Team Asobi również zadbało o to, by technologia DualSense była integralnym elementem rozgrywki, co jest świetną wiadomością. 

W Astro Bot wszystko gra. To produkcja niemal idealna

Astro Bot ma dosłownie wszystko, czego potrzeba do szczęścia. Muzyka jest świetna, feeling gry jest doskonały, poziomy są angażujące, różnorodne, kolorowe i zwyczajnie dają masę frajdy, a do tego spotkamy w grze takie postaci jak PaRappa z gry PaRappa the Rapper, Kratos i Atreus z God of War, Jak z Jak & Daxter, Traveler z The Journey, Crash Bandicoot, Ratchet & Clank, cała załoga z Metal Gear Solid, smok Spyro czy nawet akcenty z takich gier jak Stray lub Humanity… ale na tym lista cameo się nie kończy. Masa treści, mnóstwo zabawy i niekończąca się frajda oraz uczucie nostalgii dla graczy — zarówno tych z czasów pierwszej konsoli PlayStation, jak i młodszych, którzy znają tylko czasy PS4 czy PS5. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że Astro Bot to najlepsza gra na wyłączność na PS5.