Dla Roborocka tegoroczna IFA zbiega się z 10. urodzinami firmy. Co prawda na pierwszego robota musieliśmy czekać do 2016 roku, a na pierwsze urządzenie z nazwą marki z przodu – do 2018 – ale od samego początku rozwijano tu pomysły, które owocują dzisiaj zaawansowanymi robotami sprzątającymi, a także odkurzaczami piorącymi, odkurzaczami pionowymi czy… pralkami, także w rozmiarach mini.
Pralek i pralko-suszarek z serii Zeo akurat nie zobaczymy na polskim rynku (a szkoda, bo przynajmniej pod względem wizualnym są w stanie przyciągnąć wzrok). Niebawem powinno do nas dotrzeć jednak sporo dobrego. O tym, co widziałem i jakie wrażenia odczułem po obcowaniu z nowościami Roborocka, dowiecie się z tego tekstu.
Roborock Qrevo Curv i Qrevo Edge – roboty – myszoskoczki, które progów się nie boją
Dla części domów i mieszkań, zwłaszcza z różnymi nawierzchniami podłogowymi, roboty sprzątające nie mają odpowiednich predyspozycji, by wysprzątać wszystkie podłogi. Przez lata jedyną odpowiedzią były koła – najpierw mniejsze, potem większe, a następnie z mechanicznym podnoszeniem zawieszenia. Te zmiany dotyczyły tylnej osi – przednie kółeczko (bo i ze względu na rozmiar w większości modeli trudno nazwać je kołem) pomijano lub nie znajdowano na nie pomysłu. Roborock Qrevo Curv oraz Qrevo Edge (o różnicy opowiem za chwilę) oferują nowatorski system, który nazwano AdaptiLift.
W AdaptiLift, pomimo mojego nagłówka, nie chodzi o to, by robot wesoło podskakiwał, choć z drugiej strony patrzenie na to, jak robot pokonuje przeszkody, wprowadziło uśmiech na mojej twarzy. O co zatem tyle zachodu? Roborock zainstalował system trzech podnoszących się od siebie niezależnie kół. Istotną rolę otrzymało przednie koło, które potrafi nachylić całą konstrukcję robota tak, by nieco docisnąć koła napędowe i zwiększyć energię potencjalną ruchu. Producent obiecał, że dzięki temu żadna nawierzchnia nie powinna stanowić problemu, tak samo jak wjazd na dywany o średnim i długim włosiu. To, co jednak było najbardziej ekscytujące i pokazane na stoisku dość dobitnie, to pokonywanie progów.
System AdaptiLift umożliwia “wybicie się” robota (w rzeczywistości nie odrywa on wszystkich kół od nawierzchni) tak, by “przeskoczył” on progi o wysokości do 4 centymetrów. Celowo korzystam z tych określeń w cudzysłowie, gdyż pomimo ich potoczności są one najbliższe temu, jak oceniały je postronne osoby. W rzeczywistości do pokonania tak wysokich progów wystarczy regulacja wysokości urządzenia do 10 milimetrów. Jest jedna rzecz, na którą warto mieć baczenie. Na prezentacji nie wykorzystano faktycznego progu, a dwa stopnie paneli. W przypadku niezabudowanych podłóg z miękkiego materiału, jakim jest drewno bądź sklejka, rozwiązanie zostawiało pewne ślady. Jeśli jednak robot miałby po prostu podjeżdżać na wyższe dywany, to nie widzę tu przeciwskazań.
Wróćmy do tego, dlaczego w ogóle pisze o dwóch modelach obok siebie i czym różnią się Roborock Qrevo Curv oraz Qrevo Edge? Tak naprawdę nie są to gigantyczne różnice, a przynajmniej nie dotyczą one żadnego z odkurzaczy. Jeśli kojarzycie mój materiał o Roborock S8 MaxV Ultra, to znacie też wygląd najczęściej spotykany wśród stacji dokujących tego producenta. Ich pojemniki na wodę czystą oraz brudną najczęściej są łatwo dostępne, ale też niezasłonięte żadną pokrywą. Do tego stacje można uznać za stosunkowo kanciaste.
Nie oceniam, czy taki design ma prawo komuś się podobać i Roborock też tego nie robi, więc Qrevo Edge pozostaje przy starej filozofii wyglądu stacji dokującej. Z kolei Qrevo Edge stawia na stację, w której pojemniki zasłonięto pokrywką i postawiono na mocno zaokrąglony kształt. Nie jestem pewien, czy przemawia on do mnie, ale z pewnością kontrast między dwoma rozwiązaniami pozwoli na szeroki wybór.
Oczywiście nie samym wyglądem robot żyje, a największe znaczenie mają technologie i oprogramowanie zastosowane w Qrevo Edge i Qrevo Curv. Na frontowym wizjerze ponownie gości oznaczenie Reactive AI, ale nim o sztucznej inteligencji, zajrzyjmy jeszcze raz pod podwozie. Tam znajdziemy szczotkę DuoDivide, a w zasadzie dwie wałkoszczotki pracujące obok siebie i obracające się w odwrotnych kierunkach na tej samej osi. W dodatku pomiędzy nimi jest dość istotna przerwa.
Co ciekawe, Roborock poprosił o zbadanie skuteczności tego rozwiązania SGS, a ta firma wyróżniła je certyfikatem. Ja nie miałem aż tylu prób ze sztucznymi włosami, które wpuszczaliśmy kępkami przez przeznaczony do tego otwór, ale Roborock Qrevo Edge wciągał je bardzo skutecznie. Oczywiście były to syntetyczne i raczej ułożone dookoła siebie włosy wkładane przez niewielki otwór. Jednocześnie widziałem już tyle nieudanych prób walk szczotek z włosami, że nie zamierzam umniejszać Roborockowi.
Roborock nadał też ruch swojej szczotce bocznej FlexiArm. Nazwa mówi sama za siebie – zamocowano ją na ramieniu, które sięga do krawędzi. Robot nie musi zbliżać się niebezpiecznie do ścian i w efekcie minimalizowana jest szansa na to, że je porysuje. Jednocześnie podobne podejście Roborock Qrevo Curv i Edge mają podobne ramię, tylko że dla jednego z dwóch mopów. To skraca proces mopowania oraz zwiększa skuteczność. Metodę działania tego mechanizmu zaprezentowano na ścianie pozwalającej włączać różne konfiguracje. Na pierwszy rzut oka wygląda to na rozwiązanie trwałe. Musi zresztą takie być, skoro robot potrafi wygenerować ciśnienie robocze rzędu 18500 paskali, a to zdecydowanie jedna z najwyższych wartości na rynku, podobnie jak do 200 obrotów mopa na minutę.
Roboty Roborock Qrevo Edge oraz Qrevo Curv wykorzystają Reactive AI do omijania przeszkód terenowych, także tych wiszących w ich polu widzenia oraz postawionych dość nisko, czyli chociażby kabli. Dzięki kamerze RGB rozpoznaje 62 typy obiektów w 20 kategoriach, a nawigacja opiera się o LiDAR. AI zasugeruje tu także strefy, które po zeskanowaniu otoczenia robot uznał za niebezpieczne – na przykład sam wykryje początek schodów. Z kolei stacja dokująca czyści mopy w temperaturze 75 stopni, co pozwala usunąć 99,99% bakterii. Te frazy z pewnością już jednak czytaliście, przejdźmy zatem do ceny.
Na ten moment nie znamy polskiej ceny, ale ta podana w Niemczech to, zarówno dla Roborock Qrevo Curv oraz Qrevo Edge to 1499 euro. Najpotężniejsze technologie kosztują najwięcej, co nie powinno być zaskoczeniem.
To jednak nie wszystkie roboty Roborocka z prezentacji.
Roborock Qrevo Slim – wejdzie tam, gdzie inne się nie wcisną
Zapewne część z was przyzwyczaiła się, że większość robotów sprzątających ma w górnej części coś, co pieszczotliwie nazywam “grzybkiem”. U góry takich robotów mieści się najczęściej cały zestaw sensorów, które mają analizować otoczenie urządzenia – zarówno przeszkody, jak i ściany, z którymi może on mieć kontakt. To wszystko odbywa się kosztem dodania konstrukcji kilku centymetrów. Często nowe meble potrafią mieć wysoki prześwit (o ile go mają), jednak nie zawsze robot może się tam zmieścić. Z tym problemem zmierzy się Roborock Qrevo Slim. Wymagało to jednak przemodelowania konstrukcji w stopniu większym, niż się spodziewałem.
Ze sceny w Berlinie przedstawiono rozwiązanie StarSight, które Roborock współtworzył z Infineon, PMD i OFilm. W Roborock Qrevo Slim po raz pierwszy zastosowano system 3D ToF (Time-of-Flight) z dwoma źródłami światła niewidzialnego do tworzenia przestrzennego pomiaru. De facto Roborock ma w sobie rozwiązanie hybrydowe. Bliższy skaner skupia się przede wszystkim na wytworzeniu przestrzenności w osi poziomej i na bliskiej odległości. Drugi dodaje pomiar w osi pionowej i skupia się na dalszym dystansie. 21600 punktów pomiaru pobieranych z częstotliwością 38,400 Hz dopieszczono kamerą RGB. Taki sprzęt przez lata pozostawał jedynie w laboratoriach, ale firmom udało się zabezpieczyć patenty i dopracować masową produkcję.
Jaka jest zatem różnica w porównaniu do innych robotów? Poza wspomnianą smukłością, którą wyraża jedynie 8,2 cm wysokości, poprawie uległo rozpoznawanie obiektów. Roborock Qrevo Slim rozróżnia 73 typy przeszkód, a zaimplementowany w nim zapas mocy sprawia, że reaguje na nie żwawiej niż inne roboty. Takie deklaracje producenta oczywiście wymagają testów porównawczych, ale doświadczenie z targów było jak najbardziej pozytywne. Niezależnie od tego, gdzie ustawiono wagę i parę butów, robot potrafił je omijać bez przymierzania się do tego procesu spowolnionymi ruchami. Czy są wady? Trudno to na razie stwierdzić. Z pewnością zmiana konstrukcji nie przyczyniła się do niskiego ciśnienia roboczego, bo to może wynosić maksymalnie 11 tysięcy Pa.
Konstrukcja w kolorze czarnym prezentuje się całkiem nowocześnie i przyjemnie dla oka. Jest ona w znacznej mierze kontynuacją tego, co znamy z robotów sprzątających Roborocka, oczywiście po odchudzeniu. Nie chcę powielać akapitów, które przeczytaliście przy innych robotach Qrevo. Znajdziemy tu system FlexiArm, zarówno dla szczoteczki, jak i mopa, szczotkę antywłosową DuoRoller oraz dok czyszczący, który pozbawia mop bakterii w wysokich temperaturach. To wszystko doprawione, jak już niemal zawsze w przypadku Roborocka, możliwościami aplikacji mobilnej oraz asystenta głosowego, który pozwala na sterowanie robotem.
Czytaj też: Roborock Qrevo MaxV – zwinny robot, który dba o czystość podłóg i swojego podwozia
W Berlinie prezentowano dwie opcje – robota z otwieraną stacją dokującą, jak i wersję do podłączenia do instalacji hydraulicznej. Jeśli na naszym rynku pojawi się Roborock Qrevo Slim, to zapewne tylko w wariancie z niezależną stacją dokującą. Nie będzie to urządzenie tanie – podana na konferencji cena, czyli 1199 euro, z pewnością nie należy do niskich. Mnie jednak nie dziwi, zwłaszcza przy tak ambitnym pod względem inżynieryjnym projekcie. To nie oznacza, że Roborock całkowicie porzuca inne, nieraz prostsze w zamyśle, kategorie produktowe.
Roborock H5 to odkurzacz, który ma nie być za ciężki
Czy 1,52 kilograma to dużo, czy też mało? W przypadku pionowych odkurzaczy ręcznych, gdy mowa o samej konstrukcji bez dołączonej szczotki, to całkiem niewiele. Ten parametr imponuje, zwłaszcza że mówimy o urządzeniu, które ma działać przez godzinę. Roborock H5 nie zrewolucjonizuje odkurzania, ale może uczynić je przyjemniejszym. Przede wszystkim tego, że konstrukcja waży mniej niż duża butelka coli nie czuć w jakości wykonania – zastosowane tutaj plastiki mają fakturę, która zwiększa pewność chwytu. Nie wiem, jak materiał zachowa się w przeszłości, bo przejechałem odkurzaczem zaledwie kilkadziesiąt razy po panelach, ale wygląda to obiecująco.
Obiecująco prezentuje się także moc sprzątająca na poziomie 158 airwattów. Producent pokusił się o to, by ten parametr sprawdziło TÜV Rheinland i firma ta przyznała certyfikat niezawodności. To wszystko przy zastosowaniu filtra HEPA, który przechwytuje niewielki pył o rozmiarze 0,3 mikrona i większym. W efekcie przez filtr nie przechodzi nawet 99,997% wszystkich zanieczyszczeń. Samo sprzątanie ma być przyjemniejsze także dzięki zastosowaniu dwóch mini kół na froncie szczotki sprzątającej. Producent zaadresował Roborockiem H5 obawy tych, którzy chcą czyścić nim dywany. Urządzenie automatycznie przełącza się w tryb odkurzania dywanów i zwiększa moc silnika o 50%.
Mam dwa spostrzeżenia, które będą ważne dla potencjalnych kupców. Po pierwsze: Roborock H5 nie posiada modułu do wymieniania baterii. Jeżeli robot rozładuje się podczas sprzątania, musimy go podłączyć do ładowania. Proces trwa około 3 godzin, co nie jest złym wynikiem, ale w większych metrażach zdecydowanie pokrzyżuje to plany. Druga cecha to brak blokady w pozycji pionowej. Na czymś trzeba było oszczędzać masę i w efekcie robota musimy odstawiać na stację dokującą, którą najpewniej będzie trzeba przyczepić do ściany. Taki dok przyda się do pomieszczenia innych, mniejszych szczotek, jakie znajdą się w zestawie sklepowym.
W zestawie znajdziemy zarówno standardowe, długie ramię, jak i mniejszą, zmotoryzowaną szczotkę do czyszczenia chociażby materacy. Nie widziałem jej na żywo, a szkoda, bo po połączeniu jej z konstrukcją całość waży zaledwie 1,82 kilograma. W zestawie znajdziemy też szczotkę narożnikową. Mnie w tym urządzeniu cieszą proste rzeczy – jeden przycisk do zrzucenia załadunku, brak konieczności przytrzymywania przycisku podczas sprzątania oraz prostota. Informację o energii komunikuje tu nie ekran, a diody, a między trybami przełączamy się niewielkim suwakiem. Za taki zestaw przyjdzie nam zapłacić 299 euro, o ile doczekamy się premiery w Polsce. Z pewnością konkurencja nie składa broni, ale Roborock ustawił się w ciekawej propozycji, w której jego sprzęty rozwiązują problemy trapiące konkurencyjne produkty.
Roborock opłacił mój przelot oraz pobyt w Berlinie, ale nie zostałem psychofanem marki. Piszę o urządzeniach szczerze i z perspektywy krótkiego spotkania, które zrobiło na mnie dobre wrażenie.