Pierwsze wrażenia z Diablo IV: Vessel of Hatred. Kiedy mrok i nienawiść wzbudzają ekscytację

Na następcę Diablo III musieliśmy czekać wiele lat, ale finalnie, po ponad roku od premiery, możemy ze spokojem przyznać, że cierpliwość się opłaciła. Od oficjalnego debiutu Diablo IV zmieniło się jednak naprawdę wiele — przede wszystkim Activision Blizzard zostało przejęte przez Microsoft za rekordowe niemal 70 miliardów dolarów, najnowsza gra Blizzarda zdążyła trafić do Game Passa, produkcja także doczekała się wielu nowych sezonów, a — co za tym idzie — dodano sporo nowości i aktywności, które miały na celu utrzymać graczy. Jeśli jednak Wasza przygoda w Sanktuarium skończyła się chwilę po premierze i dotychczasowe urozmaicenia nie były wystarczające, to za moment będziecie mieli świetny powód, żeby wrócić. Spirytyści czekają, i to w niezwykle mrocznym, a przy tym naprawdę kolorowym i bujnym Nahantu.
Diablo IV: Vessel of Hatred

Źródło: Blizzard

Lilith to nie wszystko. Świat Diablo IV ma wiele więcej do zaoferowania

Z oczywistych względów nie mogę jeszcze wszystkiego zdradzić o Vessel of Hatred, lecz postaram się w jak najlepszy sposób zajawić to, co nas w tym dodatku czeka. Główna fabuła DLC to bezpośrednia kontynuacja historii z podstawki, ale jest tu zdecydowanie mroczniej, co zdradzały już trailery VoH. Po wydarzeniach z Diablo IV, Neirela udała się w niebezpieczną i przerastającą ją podróż, w której chcemy jej pomóc — ale na samym początku na drodze staje nam Urivar, który jest absolutnie skrajnym i brutalnym katem, zaślepionym przez sektę, na którego działania bezradna jest nawet wielebna matka Pradia. W dodatku Lorat, który został oficjalnie okrzyknięty straconym grzesznikiem, zniknął, przez co nie jest w stanie nam pomóc — a o Neireli mało osób w tym świecie wie więcej. Nie pozostaje nam jednak nic innego, jak poradzić sobie bez Lorata; i historia szybko obiera dość mroczny i zaskakujący obrót. Innych szczegółów z fabuły nie chcę zdradzać, lecz nie będzie żadną tajemnicą, że w końcu uda nam się dotrzeć do słynnego Nahantu.

O czym dowiedzieliśmy się już podczas zeszłorocznego BlizzConu, w Vessel of Hatred ponownie zmierzymy się z Mefistem, Panem Nienawiści, jednym z członków Mrocznej Trójcy, aby raz na zawsze postawić kres jego spaczeniu. Tym razem jednak akcja przenosi nas do wspomnianego już regionu Nahantu, czyli miejsca gęsto pokrytego dżunglą i pełnego wodospadów oraz piramid przywołujących na myśl cywilizację Azteków. Nahantu oferuje zarówno majestatyczne widoki, jak i śmiertelnie niebezpieczne lokacje, które stanowią scenerię nowych przygód — i jest to naprawdę magiczne. Warto zaznaczyć, że najwięksi fani Diablo mogą mniej więcej kojarzyć te tereny — Nahantu znajduje się blisko miasta Kurast, gdzie w Diablo II mierzyliśmy się ze wspomnianym już Mefistem. 

Znudzeni dostępnymi klasami postaci? Na ratunek przychodzi spirytysta 

Największą nowością wprowadzoną w dodatku jest klasa spirytysty. Ten „szaman” może korzystać z mocy czterech bóstw dżungli, które materializują się w postaciach zwierzęcych — jaguara, goryla, orła i skolopendry. Umiejętności te pozwalają na elastyczną rozgrywkę, zarówno pod kątem defensywnym, jak i ofensywnym. Spirytysta jest przede wszystkim najbardziej dynamiczną ze wszystkich klas, więc jeśli lubicie szybką rozgrywkę, to zdecydowanie warto się tym zainteresować. Co istotne, nie musicie przechodzić kampanii podstawki od zera spirytystą, żeby przymusowo budować swoją postać od początku i odblokować przygodę w Nahantu. Jeśli raz skończyliśmy już podstawkę, to z poziomu menu głównego gry jesteśmy w stanie przenieść się do kampanii Vessel of Hatred, która — chociaż jest bezpośrednim sequelem Diablo IV — jest traktowana jako osobny byt. I to bardzo dobra informacja.

Cieszy również fakt, że w Nahantu, poza walką z tradycyjnymi hordami potworów i zadaniami głównymi, możemy eksplorować podziemia, twierdze oraz brać udział w wydarzeniach legionowych — wieloosobowych walkach z falami przeciwników w Mrocznej Cytadeli. Oprócz tego, Nahantu wprowadza zupełnie nową rodzinę potworów, inspirowaną lokalnymi legendami — pojawią się między innymi lacuni, drapieżniki z Płaskowyżu Teganze, oraz skażone jadem pełzające istoty z Ruchliwej Ziemi.

Nowa pomoc, kiedy nie radzimy sobie z wyzwaniami w dżungli

Vessel of Hatred dodaje też możliwość korzystania z najemników kontrolowanych przez sztuczną inteligencję. Dzięki nim, jeśli preferujecie grę solo, zyskujecie wsparcie w walce, co ułatwia pokonywanie trudniejszych wyzwań. System ten rozwija taktyczne możliwości gry, dając opcję lepszego planowania starć i rozwoju postaci. Do wyboru będziemy mieli kilku najemników: Raheira, potężnego tarczownika, Varyanę, starą berserkerkę, Aldkina, przeklęte dziecko czy Subo, pijanego łucznika. Nie są to też zwykłe NPC, a postaci, które odciskają piętno na fabule i historii naszego protagonisty, a przy okazji bardzo ważne okażą się relacje naszej postaci z każdym z najemników.

Mniejsze nowości w Vessel of Hatred 

W DLC pojawią się także nowe przedmioty, w tym runiczne słowa, które można łączyć, aby uzyskać potężne efekty. To ukłon w stronę klasycznego systemu znanego z Diablo II, który pozwala na dalszą personalizację stylu gry i budowanie jeszcze potężniejszych zestawów ekwipunku. Co istotne, nowości z Vessel of Hatred nie ograniczają się wyłącznie do posiadaczy dodatku. Wraz z premierą rozszerzenia wszyscy gracze Diablo IV otrzymają szereg darmowych aktualizacji, które znacząco wpływają na balans i rozwój postaci:

• Nowy maksymalny poziom: 60;

• Nowy system poziomów trudności;

• Maksymalny poziom mistrzostwa: 300;

• Przebudowa jakości przedmiotów;

• 2 nowe sloty na postacie;

• Nowe umiejętności klasowe i pasywne;

• Nowa funkcja wyszukiwania drużyny;

• Sezonowa zawartość i nagrody.

Vessel of Hatred to „więcej tego samego” — lecz mam nadzieję, że na tym się nie skończy!

Vessel of Hatred to dodatek, który rozwija i wzbogaca zarówno fabułę, jak i mechaniki Diablo IV. Nowe klasy, regiony, wyzwania i systemy rozgrywki wprowadzą świeżość do świata Sanktuarium, jednocześnie dając nowe powody do dalszej eksploracji. W ogólnym rozrachunku to po prostu nowa paczka misji w czwartym Diablo — i paradoksalnie to wszystko, czego potrzeba do szczęścia. Szczególnie, że grafika (szczególnie w cinematicach) zostawia konkurencję w tyle, a soundtrack zapada w pamięć na naprawdę długo.

Mam nadzieję, że Diablo IV nie pójdzie drogą III, oferując „tylko” jedno fabularne rozszerzenie. Myślę jednak, że jest spora szansa na to, że dostaniemy więcej rzeczy do zrobienia w tym świecie, bo bieganie po dżungli z jednym z trzech zwierzaków i najemnikami niezwykle przypadło mi do gustu. Jeśli podstawka się Wam podobała, to Vessel of Hatred Was zachwyci — i co do tego nie mam żadnych wątpliwości — a stale towarzyszące uczucie mroku i niepokoju tylko podbija wrażenia z rozgrywki. Blizzardowi znów się udało.