Nowa wojna i rola Hezbollah
Konflikt izraelsko-libański, historycznie spleciony z szerszą dynamiką regionalną, ponownie się zaostrzył, kiedy to wczoraj, czyli 30 września 2024 roku izraelskie siły rozpoczęły operację lądową na południu Libanu. Hezbollah, czyli grupa bojowników, odgrywa kluczową rolę w tym konflikcie, podczas gdy Libańskie Siły Zbrojne mają bardziej ograniczoną rolę. W miarę jak sytuacja się eskaluje, zrozumienie potencjału militarnego Libanu i porównanie go z możliwościami Izraela jest w stanie odpowiedzieć na wiele nurtujących nas aktualnie pytań, ale zanim do tego przejdziemy, odpowiedzmy na dwa najważniejsze pytania.
Czytaj też: Legendarne rozwiązanie z Izraela pojawi się w innym kraju. Testy już ruszyły
Izrael zaatakował Liban przede wszystkim ze względu na działalność Hezbollah, a więc istniejącej od 1982 roku szyickiej muzułmańskiej partii politycznej oraz grupie bojowników z siedzibą właśnie w Libanie. Hezbollah mieli przeprowadzać regularne ataki rakietowe na Izrael i ciągle rosnąć w siłę, doprowadzając do coraz większych napięć regionalnych. Sprawę komplikuje fakt, że relacje między Hezbollahem a Libańskimi Siłami Zbrojnymi (LAF) są złożone, bo świat regularnie otrzymywał dowody na ich współpracowanie ze sobą. Przynosi to na myśl Rosję oraz Grupę Wagnera, jeśli akurat mowa o ich charakterze niepaństwowych sił zbrojnych, które mają znaczący wpływ na politykę i bezpieczeństwo w swoich regionach oraz to, że obie organizacje otrzymują wsparcie od państwa.
Militarna potęga Libanu, czyli co dane mówią o potencjalnym wyniku nowej wojny
Czas więc odpowiedzieć na pytanie co do tego, komu dokładnie rzucił wyzwanie Izrael. Państwo słynące zarówno z zaawansowanego wojska, jak i produkcji nowoczesnych systemów uzbrojenia, które na dodatek pozyskiwało i nadal pozyskuje m.in. amerykańskie bronie. Zacznijmy od tego, że Siły Obronne Izraela (IDF) mają około 169500 czynnych żołnierzy oraz rezerwę liczącą 465000 żołnierzy, którzy mają dostęp do jednej z najbardziej zaawansowanych sił pancernych na świecie za sprawą krajowo produkowanych czołgów Merkawa (w tym najnowszych Merkawa IV). Równie imponująco wypada izraelska artyleria, obejmująca systemy Roem oraz M109.
Czytaj też: Czechy dozbrajają swoje pojazdy Pandur w Izraelu. Nowy pojazd bojowy na zdjęciach
Lotnictwo Izraela również robi wrażenie, bo obejmuje amerykańskie myśliwce piątej generacji, bo wielozadaniowe F-35 oraz nieco starsze myśliwce F-16, zaliczające się do samolotów wojskowych czwartej generacji. Tak jak F-16 mogą przypuszczać ataki na wrogie pozycje z wykorzystaniem potężnego uzbrojenia, tak F-35 mogą wręcz robić sobie “wycieczki” po całym terytorium kraju, dzięki swoim zdolnościom stealth, utrudniającym znacznie ich zestrzelenie przez systemy przeciwlotnicze. Te z kolei na służbie Izraela są tak liczne i zaawansowane, że budzą szacunek na całym świecie, jako że obejmują m.in. Żelazne Kopuły (Iron Dome), Proce Dawida (David’s Sling) oraz Strzały (Arrow).
Co z kolei ma do dyspozycji Liban, zajmujący 118 miejsce na liście potęgi militarnej krajów, czyli znajdujący się całe 101 miejsc “za Izraelem”? Zacznijmy może od tego, że państwo nie posiada żadnych znaczących systemów obrony przeciwrakietowej, co czyni jego infrastrukturę bardziej narażonymi na ataki powietrzne i rakietowe. Personel wojska obejmuje około 70000 czynnych żołnierzy, którzy mają dostęp do około 110 przestarzałych czołgów T-55, około 66 czołgów M60 Paton oraz około 1200 transporterów opancerzonych M113. Libańskie siły powietrzne liczą z kolei 1500-osobowy personel z dostępem do 24 śmigłowców UH-1H Huey czy 10 Gazelle oraz przestarzałych samolotów odrzutowych pokroju Hawker Hunter. Równie nieimponująca jest też artyleryjska potęga kraju z racji około 24 jednostek M198, 12 M114 oraz różnymi wyrzutniami pokroju BM-21 Grad z czasów istnienia ZSRR.
Jeśli weźmiemy pod uwagę potencjalną pomoc ze strony Hezbollah, a więc ugrupowania, na którego zniszczeniu zależy Izraelowi, Liban nadal znajduje się daleko w tyle możliwości zbrojnych. To ugrupowanie ma bowiem obejmować 22000 aktywnych bojowników i około 20000 rezerwistów, ma dostęp głównie do różnego rodzaju dronów oraz pocisków liczonych w dziesiątkach tysięcy. Specjalizuje się zwłaszcza w operacjach partyzanckich o charakterze destabilizacyjnym i nawet noszących znamiona terrorystyczne (pamiętajmy jednak, że w trwającej wojnie obie strony posuwają się do bestialskich czynów), a nie regularnych bitwach, choć ma już na koncie bogate doświadczenie bojowe po konfliktach z Izraelem i z syryjskiej wojny domowej.
Czytaj też: USA chce mieć broń z Izraela. Trudno się dziwić. Strzelanie z niej kosztuje tyle, co nic
Przewaga Izraela nad Libijczykami i Hezbollah jest wręcz jednoznaczna, a tym samym przypomina to, co widzieliśmy już przy okazji konfliktu za naszą wschodnią granicą. Tyle tylko, że Ukraina otrzymała ogromną ilość pomocy w postaci sprzętu wojskowego, a Liban nie może liczyć nawet na niewielką tego część. Zważywszy na niskie zaawansowanie uzbrojenia tego państwa w sferze obronnej, nawet partyzancka taktyka będzie w tej wojnie opłakana w skutkach, zważywszy na potencjał destrukcyjny izraelskiego lotnictwa. Całą sprawę komplikuje obecność w Libanie ugrupowania Hezbollah, bo pamiętajmy, że w ubiegłych latach m.in. USA czy Wielka Brytania wspierały Libijczyków w kryzysie, pomagając jednocześnie Izraelowi w zwalczaniu zagrożenia ze strony Hezbollah właśnie. Trudno więc dziś przewidzieć, jakie dokładnie skutki będzie miał atak Izraela na Liban.