Tego, kiedy na niebie pojawi się kometa zmierzająca w kierunku wewnętrznej części Układu Słonecznego nie da się ustalić. Komety pojawiają się bez zapowiedzi, całkowicie znienacka i nigdy nie wiadomo, czy kolejna kometa pojawi się za kilka dni, czy też może dopiero za kilka lat.
Samo pojawienie się komety na niebie nie wskazuje jednak na to, że zaszczyci ona nas swoją obecnością na tyle, aby stała się ona widoczna gołym okiem.
Czytaj także: Jeszcze mocniej! Najsilniejszy rozbłysk na Słońcu od wielu lat! Ależ się dzieje
Kiedy ponad rok temu astronomowie odkryli zmierzającą w stronę Słońca kometą C/2023 A3 (Tsuchinshan-ATLAS) naukowcy wyliczyli precyzyjnie jej orbitę i stwierdzili, że istnieje możliwość, iż po przejściu przez peryhelium swojej orbity, kometa może pojawić się na ziemskim niebie i świecić jaśniej niż Wenus. Doświadczeni obserwatorzy nocnego nieba podchodzili do tych twierdzeń z odpowiednim sceptycyzmem. Jakby nie patrzeć, od odkrycia komety do jej zbliżenia do Słońca może się jeszcze wiele wydarzyć. Zresztą jeszcze kilka miesięcy temu część naukowców stwierdziła, że coraz bliższa nam kometa wykazuje oznaki rozpadu. Mogło to wskazywać na to, że nie przetrwa ona nawet do momentu zbliżenia do Słońca.
Miłośnicy nieba uważnie obserwowali zmiany zachodzące na powierzchni komety i po kilku tygodniach odetchnęli z ulgą, bowiem kometa okazała się trwalsza, niż się wydawało i niezmiennie zmierzała w stronę Słońca. Ostatecznie kometa dotarła i przeleciała przez peryhelium swojej orbity i rozpoczęła podróż na zewnątrz Układu Słonecznego.
To doskonała wiadomość, bowiem teraz z każdym dniem ilość padającego na nią światła słonecznego będzie malała, a więc kometa obecnie ozdobiona ogromnym warkoczem gazowo-pyłowym raczej już nie ulegnie rozpadowi.
Według astronomów kometa zbliży się na 71 milionów kilometrów do Ziemi już 12 października. Wtedy to kometa powinna być wyraźnie widoczna na wieczornym niebie i faktycznie świecić jaśniej od Jowisza. Nic już jej nie powinno zagrozić.
I tutaj do akcji wchodzi rozwścieczone Słońce.
Tak się składa, że zbliżenie komety Tsuchinshan-ATLAS do Ziemi zbiegło się z maksimum aktywności słonecznej. Przez kilka ostatnich miesięcy heliofizycy bezustannie obserwują kolejne rozbłyski słoneczne i koronalne wyrzuty masy. W maju 2024 roku zorze polarne wywołane dotarciem do Ziemi aż siedmiu obłoków plazmy wyrzuconej ze Słońca wywołały najsilniejsze zorze polarne od ponad dwóch dekad.
Tak się składa, że w poniedziałek 7 października doszło na powierzchni Słońca do kolejnego rozbłysku klasy X i do towarzyszącego mu koronalnego wyrzutu masy.
Obłok plazmy wyrzuconej ze Słońca może poruszać się z naprawdę różnymi prędkościami. Czasami obłoki pokonują odległość od Słońca do Ziemi w ciągu 15 godzin, a czasami w ciągu 3 dni. Wszystko wskazuje na to, że obłok wyrzucony w poniedziałkowym koronalnym wyrzucie masy dotrze do Ziemi w środę.
Czytaj także: Dzieje się. Kometa Tsuchinshan-ATLAS właśnie się rozpada. Tuż przed zbliżeniem do Ziemi
Cały problem polega na tym, że namagnesowana plazma po drodze do Ziemi może uderzyć w kometę Tsuchinshan-ATLAS i może do tego dojść już w najbliższych godzinach.
Pesymistyczny scenariusz mówi, iż obłok taki byłby w stanie oderwać od komety jej ogon i tym samym skutecznie zrujnować widowisko, na które wszyscy czekamy.
Z drugiej strony istnieje nadzieja na to, że jeżeli taki obłok będzie w stanie „zepsuć nam kometę”, to kilkanaście godzin później wynagrodzi to nam silnymi zorzami polarnymi. Pozostaje zatem mieć nadzieję, że nie dojdzie do sytuacji, w której plazma ze Słońca zabierze nam widok komety i nie wywoła silnej zorzy polarnej.