Aloy wraca na ekrany, tym razem w klockowej wersji
Chociaż dotychczasowe przygody Aloy nie porwały mnie jakoś szczególnie — to były dobre gry, jednak świat wydawał mi się zbyt miałki, a historii brakowało polotu i napięcia — to muszę przyznać, że maszyny obecne w tym futurystycznym, a jednocześnie postapokaliptycznym świecie, robią naprawdę wielkie wrażenie; a w wersji z klocków jest nawet jeszcze lepiej. W LEGO Horizon Adventures jest ich mnóstwo na każdym kroku, co już jest zachęcające, a kiedy dodamy do tego beztroski gameplay i humor wyjęty rodem z filmów LEGO: Przygoda, to otrzymujemy naprawdę niezłą grę.
Czytaj też: Recenzja Metal: Hellsinger VR. Rozstrzeliwuj demony w rytm heavy metalu z goglami na głowie
Aloy znów szuka swojego przeznaczenia — tym razem z humorem
LEGO Horizon Adventures przedstawia wydarzenia głównie z Horizon Zero Dawn, czyli pierwszej części przygód Aloy. Z tego względu akcja gry toczy się w postapokaliptycznym świecie, który mimo swojego surowego charakteru, jest pełen kolorów i życia — a w edycji LEGO, również humoru. Przemierzamy więc malownicze krajobrazy, które obejmują rozległe lasy, zarośnięte ruiny miast czy góry, które teraz są kontrolowane przez inteligentne maszyny. W końcu Aloy decyduje się wyruszyć na misję, w celu odkrycia swojego przeznaczenia, podążając za wskazówkami starożytnego hologramu naukowczyni Elisabet Sobeck. Szybko odkrywa, że ludzkość stoi w obliczu zagłady i tylko ona może uratować sytuację.
Czytaj też: Recenzja Until Dawn Remake. Niepotrzebnie odgrzewany kotlet na mrocznej górze
Wszystko toczy się w cieniu dawnych cywilizacji, które pozostawiły po sobie zaawansowaną technologię. Roboty, które kiedyś służyły ludzkości, teraz przejęły kontrolę nad światem, a ludzkość została zepchnięta na margines. Natura odzyskuje swoje tereny, które zamieniono niegdyś w wielkie metropolie, a dookoła czają się krwiożercze maszyny. W LEGO Horizon Adventures oczywiście nie jest to aż tak niepokojące, a wręcz można napisać, że zabawne, lecz zachowano kultowe mechaniki z głównych gier, co jest świetnym akcentem, ale do tego jeszcze wrócimy.
Rozgrywka to idealne połączenie LEGO i Horizona
Na pierwszy rzut oka LEGO Horizon Adventures może wydawać się po prostu „kolejną grą LEGO”, bo umówmy się, że te w większości faktycznie są niemal takie same. Sam się tego bałem, lecz moje wątpliwości zostały szybko rozwiane. W produkcji opracowanej przez Studio Gobo mamy kluczowe dla rozgrywki elementy, takie jak budowanie konstrukcji z klocków (chociaż tego było na początku zaskakująco mało), tę samą kamerę czy podobne projekty lokacji, ale do tego dołożono sporo akcentów z gry źródłowej od Guerilli.
Czytaj też: Darksiders II: Deathinitive Edition – skok na kasę czy ukłon w stronę fanów?
Możemy korzystać z focusa, który tym samym pozwala nam na zauważenie wrażliwych punktów u maszyn. Dzięki temu jesteśmy w stanie wycelować łukiem Aloy akurat w te elementy, szybciej rozprawiając się z mechanicznymi dinozaurami. Jest też motyw chowania się w wysokiej trawie, aby uniknąć kultystów czy maszyn (co tu wygląda kuriozalnie i zabawnie, bo nasza postać zamienia się w identyczny klocek, z jakiego zbudowana jest trawa), a takich smaczków jest tutaj mnóstwo. Chociaż w pierwszej godzinie gry nie było do wyboru różnych rodzajów strzał, to możemy walczyć z rywalami ognistymi czy energetycznymi strzałami — wystarczy dobrze się ustawić, w taki sposób, aby strzała najpierw przeleciała przez na przykład ognisko.
Czytaj też: Pierwsze wrażenia z Diablo IV: Vessel of Hatred. Kiedy mrok i nienawiść wzbudzają ekscytację
W grze znajdziemy również specjalne umiejętności. Mogą to być buty, pozwalające nam na wykonywanie double jumpa, może to być lepszy łuk, który pozwala naciągnąć kilka strzał jednocześnie, a może to być też… budka z hot-dogami, z której kucharz wyrzuca bomby na polu walki w stronę naszych przeciwników. Takich dziwnych, ale jednocześnie zabawnych akcentów, jest tutaj naprawdę sporo — i to dobrze, bo właśnie od tego są gry LEGO.
Ulepszanie wioski to nasza misja poboczna
Sam humor trudno mi jeszcze ocenić, chociaż dialog z jednej z pierwszych cutscenek czy dziwaczne stroje dostępne w hubie pozytywnie mnie nastrajają przed pełną wersją gry. A skoro o hubie mowa, to tym jest wioska, którą — wraz z postępami w grze — rozwijamy i ulepszamy. Możemy budować nowe elementy, customizować te już dostępne, odblokowywać możliwość zmiany wyglądu naszej postaci, tarczę z dodatkowymi misjami za złote klocki i wiele więcej. Fajny akcent.
Czytaj też: Recenzja EA Sports FC 25. Trochę nowości, trochę rozczarowań i… gwarantowany sukces
Więcej o tej grze na ten moment nie jestem w stanie napisać, bo grałem zaledwie godzinę — ale jestem zdecydowanie bardziej pozytywnie nastawiony, niż wcześniej. Jest niezły humor, są niecodzienne rozwiązania, jak na LEGO przystało, są zaimplementowane kluczowe mechaniki z Horizona, świat jest naprawdę dobrze odwzorowany i trudno tutaj o nudę, szczególnie w trybie co-op. Gra zapowiada się również na całkiem długą (myślę, że ponad 10 godzin samej fabuły), więc może wyjść z tego naprawdę zaskakująco przyjemna, familijna produkcja.