Recenzja Metal: Hellsinger VR. Rozstrzeliwuj demony w rytm heavy metalu z goglami na głowie

Marzyliście kiedyś o tym, żeby siekać demony kataną lub robić im dziury w głowie bronią palną, a to wszystko w rytmie muzyki metalowej? Jeśli tak, to jesteście trochę dziwni, ale mam dla Was dobre wieści — bo chociaż to marzenie może być dość trudne do spełnienia w prawdziwym życiu (lecz w sumie kto wie, co czeka nas po śmierci), to z goglami VR na głowie niemal wszystko jest możliwe. A na pewno eliminowanie piekielnych bytów i oddawanie strzałów zgodnie z BPM-em muzyki lecącej w tle.
Metal: Hellsinger VR
Metal: Hellsinger VR

Piekielny koncert, tym razem w wirtualnej rzeczywistości

Metal Hellsinger pierwotnie zadebiutowało w 2022 roku, jako „regularna” gra. Chociaż tytuł nie zdołał wejść do mainstreamu razem z drzwiami, to został doceniony — zarówno przez krytyków, jak i przez graczy. Nie jest to jednak szczególnie zaskakujące, bo rytmiczny FPS z taką muzyką, w takim klimacie, przygotowany przez twórców Battlefield: Bad Company 2 czy Payday 2 po prostu musiał się udać — a powszechne nazywanie Metal: Hellsinger „rytmicznym Doomem” nie mija się specjalnie z prawdą. Blisko dwa lata po sukcesie The Outsiders oraz Funcom, zdecydowano się na przeniesienie tej szalonej produkcji do wirtualnej rzeczywistości; zarówno na PC, jak i na PlayStation 5. W Metal: Hellsinger VR możecie więc zagrać zarówno na Meta Queście, jak i na PSVR2. Ja grałem w ten tytuł, korzystając ze sprzętu firmy z Kraju Kwitnącej Wiśni.

Czytaj też: Recenzja Until Dawn Remake. Niepotrzebnie odgrzewany kotlet na mrocznej górze

Każdy z nas skrywa złą stronę… szczególnie, kiedy w połowie jesteśmy demonem. Fabuła nie porywa, ale nie po to tu jesteśmy

W Metal: Hellsinger VR fabuła skupia się na Nieznanej (The Unknown) — półdemonicznej wojowniczce, której głos został skradziony przez moce Czerwonej Sędziny. Przedstawiona jest nam dość osobista podróż przez różne królestwa piekła, które są pełne demonów i strachu, a naszym zadaniem jest odzyskanie tego, co odebrał nam najpotężniejszy z przeciwników — czyli nasz głos. Każdy z etapów podróży przedstawia coraz bardziej przerażające i różnorodne piekielne światy, a sama bohaterka musi stawić czoła kolejnym piekielnym lordom, aby pokonać samego Władcę i odzyskać to, co do niej należy.

Czytaj też: Darksiders II: Deathinitive Edition – skok na kasę czy ukłon w stronę fanów?

Narracja ma brutalny, chociaż minimalistyczny styl, który dobrze łączy się z brutalnością rozgrywki — w końcu tu historia, nie oszukujmy się, jest wyłącznie tłem do efektownego odstrzeliwania głów demonom. Fabuła jest napędzana nie tylko zemstą, ale także potrzebą uwolnienia się z piekielnych więzów, a cała atmosfera rozbudowana jest przez charyzmatycznego narratora, który prowadzi nas przez kolejne levele. 

Warto tutaj również wspomnieć o tym, że misje rozpoczynamy z piekielnego huba, który w wersji VR został bardzo fajnie zrealizowany. Ustawienia przeglądamy przy bibliotece, podnosząc odpowiednie książki, poziomy to okładki płyt winylowych, za to piosenki dostępne w grze to już same w sobie winyle. Takich rozwiązań jest więcej i świetnie się to wpasowuje w klimat całości; chociaż tutaj mam jeden zarzut — w początkowych etapach gry samouczków jest za dużo, a na pewno są zbyt nachalne i niejednokrotnie można mieć wrażenie, że podpowiedzi z dolnej części ekranu zwyczajnie nie uda się pozbyć.

Czytaj też: Nowy Dragon Age będzie dla każdego – dosłownie!

Rozgrywka to mieszanka Dooma i Guitar Hero 

Metal: Hellsinger VR w naprawdę świetny sposób łączy strzelaninę pierwszoosobową z grą rytmiczną. Zamiast zwykłego FPS-a, każdy nasz atak i ruch (w tym na przykład przeładowanie broni) muszą być zsynchronizowane z metalową ścieżką dźwiękową, żeby faktycznie były skuteczne. Jeśli nie radzicie sobie najlepiej z poczuciem rytmu, to obok celownika w samym centrum ekranu jest interfejs, który podpowiada nam, kiedy powinniśmy oddawać strzały czy machać mieczem, aby zadawać maksymalne obrażenia i zwiększać swoją „furię” (porównanie z Guitar Hero nie było więc przypadkowe).

Im lepiej trafimy w rytm, tym więcej obrażeń zadamy, a muzyka staje się coraz bardziej intensywna — z czasem pojawiają się nawet wokale znanych metalowych artystów, takich jak Serj Tankian z System of a Down, Mikael Stanne z Dark Tranquillity, Alissa White-Gluz z Arch Enemy, Tatiana Shmayluk z Jinjer,  Matt Heafy z Trivium, James Dorton z Black Crown Initiate, Björn „Speed” Strid z Soilwork, Randy Blythe z Lamb of God czy Dennis Lyxzén z Refused oraz INVSN. Nie będę kłamał, że wszystkich osobistości nie znam — moje serce leży zdecydowanie bliżej rapu i R&B, ale w przypadku Metal: Hellsinger ma to zdecydowanie swój klimat.

Czytaj też: Pierwsze wrażenia z Diablo IV: Vessel of Hatred. Kiedy mrok i nienawiść wzbudzają ekscytację

VR w tym przypadku to strzał w dziesiątkę

Metal: Hellsinger w wersji VR sprawdza się świetnie. Immersja, która powstaje, kiedy zakładamy headset na głowę, potęguje każdy aspekt gry. Zwiedzanie piekła z takiej perspektywy i mierzenie się z demonicznymi rywalami naprawdę może się podobać, chociaż jestem przekonany, że osoby, które mają zawroty głowy podczas korzystania z VR, mogą tutaj długo nie wytrzymać. Dynamika, szybkość poruszania się czy obracania kamery może być zbyt gwałtowna; ale na tym w końcu Metal: Hellsinger polega. Ja sam nie mam tego problemu, chociaż lęk wysokości dawał o sobie znać, kiedy wysoko podskakiwałem główną bohaterką. Całość jednak naprawdę dobrze się sprawdza w tej formule, a spojrzenie w oczy najróżniejszym rywalom jest ekscytujące (no dobra, i przy okazji trochę przerażające).

Grafika pozostawia wiele do życzenia. VR to nadal VR

O muzyce się już rozpisałem nieco wyżej, więc nie ma sensu się powtarzać — soundtrack jest fenomenalny i zrobi wrażenie nawet na osobach, które na co dzień nie słuchają metalu, czego sam jestem doskonałym przykładem. Jeśli chodzi o grafikę, cóż… to dalej gra na VR, więc na pewne ustępstwa trzeba pójść. O fotorealizmie nie ma w ogóle co wspominać, a bardziej jest to poziom… wczesnego PlayStation 3? To nadal krok do przodu, bo jeszcze niedawno z goglami na głowie dominowała jakość PS2 z telewizora CRT. Rozgrywka jest jednak na tyle dynamiczna, że przestaje to przeszkadzać w momencie wdania się w pierwszy pojedynek. Screenshoty mogą jednak odstraszać.

Czytaj też: Recenzja EA Sports FC 25. Trochę nowości, trochę rozczarowań i… gwarantowany sukces

Metal: Hellsinger VR może się podobać, ale do dzieła sztuki mu daleko

Rynek VR jest dość nudny — i to raczej żaden hot take. Do tej pory nie wiem, czy gry w wirtualnej rzeczywistości i cała idea VR (AR to całkowicie inna sprawa) nie skończy się w taki sam sposób, jak telewizory 3D. W tym przypadku można się jednak naprawdę pozytywnie zaskoczyć. Metal: Hellsinger VR to bardzo udane przeniesienie rytmicznego i demonicznego shootera do wirtualnej rzeczywistości, któremu za 134 zł (tyle gra kosztuje zarówno na Steamie, jak i w PlayStation Store; w Meta Store cena to 31 USD) warto dać szansę. Fabuła nie porywa, oprawa graficzna pozostawia sporo do życzenia, ale na VR trudno znaleźć podobnie dziką produkcję. Jeśli lubicie dynamiczne FPS-y, w Waszych playlistach gości heavy metal, a do tego macie słabość do gier rytmicznych, to jest gra stworzona dla Was.