Ewakuacja astronautów NASA z kolejnymi problemami. Rakieta doświadczyła anomalii orbitalnej

Sporo komplikacji pojawiło się w ostatnim czasie w związku z misją prowadzą przez NASA we współpracy ze SpaceX. Pierwotny cel przedsięwzięcia się zmienił, a obecnie chodzi o zapewnienie bezpieczeństwa parze astronautów: Suni Williams oraz Butchowi Wilmore’owi.
Ewakuacja astronautów NASA z kolejnymi problemami. Rakieta doświadczyła anomalii orbitalnej

Ale zacznijmy od początku. W czerwcu tego roku wspomniana dwójka trafiła na orbitę na pokładzie statku Starliner od Boeinga. Pojawiło się jednak zaskakująco dużo problemów technicznych. I choć większość z nich dość szybko rozwiązano, to w obawie o zdrowie i życie astronautów podjęto decyzję o ich ewakuacji.

Czytaj też: Gigant paliwowy rusza na Księżyc. Umowa z NASA dała zielone światło na rozpoczęcie odwiertów

Z czasem stało się jasne, iż do sprawy trzeba podejść w odmienny sposób. Zamiast sprowadzać ich na Ziemię, astronauci mieli pozostać na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej aż do 2025 roku. Sam Starliner został natomiast objęty lotem powrotnym. Wszystko szło zgodnie z planem, lecz obecnie pojawiły się doniesienia o zaskakujących komplikacjach.

W kapsule Crew Dragon, która ma umożliwić uwięzionej dwójce powrót na Ziemię, na orbitę trafili Nick Hague oraz Aleksandr Gorbunow. I kiedy wydawało się już, że wszystko idzie zgodnie z planem, NASA odnotowała kolejne komplikacje. Na szczęście nie zagrażały uczestnikom tej nietypowej misji, ale i tak zwróciły uwagę ekspertów.

Rakieta Falcon 9, a dokładniej rzecz ujmując – jej górny stopień – spadła w innym obszarze, niż zakładano

To za sprawą górnego stopnia rakiety Falcon 9, który miał zostać poddany kontrolowanemu spalaniu deorbitacyjnemu. Sęk w tym, że choć planowano zakończenie jego żywota na południowym Oceanie Spokojnym, to rzeczywistość okazała się zgoła odmienna. Zużyty obiekt wylądował na wschód od Nowej Zelandii, co stanowiło obszar, który nie znajdował się w planach misji.

I nawet jeśli nikt nie ucierpiał w wyniku tej samoczynnej zmiany planów, to z pewnością powinno doprowadzić to do zapalenia lampki ostrzegawczej. Sporych rozmiarów metalowy obiekt – gdyby tylko spadł na tereny zamieszkiwane przez ludzi – mógłby stworzyć realne zagrożenie. Z tego względu przedstawiciele SpaceX poinformowali o tymczasowym wstrzymaniu kolejnych startów rakiet Falcon 9. Zostaną one wznowione, gdy stanie się jasne, co zawiniło w ostatnim czasie.

Czytaj też: SpaceX robi ze swoimi silnikami rzeczy niemożliwe – nowy Raptor 3 jest mocniejszy i znacznie prostszy

Tym bardziej, iż firma nie ma obecnie najlepszej passy. Dość powiedzieć, że po 344 udanych startach rakiety Falcon 9 z rzędu niedawno wystąpiły co najmniej dwa incydenty. Pierwszy, wspomniany wyżej oraz lipcowy, który doprowadził do eksplozji w czasie wynoszenia satelitów Starlink. Z kolei w sierpniu doszło do uziemienia rakiety po tym, jak jej pierwszy stopień zapalił się i przewrócił w czasie próby lądowania na pływającej barce. Po lipcowych wydarzeniach wstrzymanie lotów przez SpaceX potrwało 15 dni, ale nie wiadomo, czy tym razem będzie podobnie. Jak widać, nawet pomimo wieloletniego doświadczenia na inżynierów wciąż czekają liczne niespodzianki – i to mało przyjemne.