Miesiąc z Google Pixel 9 Pro. Google ma kontrę na iPhone’a?

Dałem sobie czas. Z Google Pixel 9 Pro korzystałem jak z własnego smartfonu przez ponad miesiąc. Smartfon zabrałem do Berlina na targi IFA, był mi towarzyszem zdjęć oraz filmów w podróżach, ale przede wszystkim – Pixelem na co dzień. Jak wiele jest dobrego w funkcjach AI? Czy wydajność na co dzień to pięta Achillesa? I czy faktycznie to mistrz mobilnej fotografii i, w końcu, wideografii?
Miesiąc z Google Pixel 9 Pro. Google ma kontrę na iPhone’a?

Na łamach chip.pl pojawił się już test Pixela 9 Pro XL autorstwa Andrzeja. Jest w nim sporo detali dotyczących niemal każdego aspektu tego telefonu. Możecie zatem powiedzieć, że test Google Pixel 9 Pro powinien tak naprawdę zawierać tylko informacje o czasie pracy na baterii w mniejszym modelu oraz kwestie dotyczące jakości ekranu czy zarządzania ciepłem związanego z mniejszym rozmiarem.

Postanowiłem jednak przyjrzeć się temu urządzeniu dokładnie, bo wiem, że wiele osób pragnie mniejszego, ale flagowego smartfonu na Androidzie. Producenci pod tym względem nie rozpieszczają – zazwyczaj na początku roku dostajemy najmniejszego Samsunga z dość małą baterią i bez dalekiego zoomu, a ostatni wypadek przy pracy Xiaomi lepiej przemilczeć. Dlatego jeszcze bardziej niż kiedyś warto spojrzeć, czy mniejszy Pixel to dobry Pixel. Wydaje się, że Google ma o co walczyć, bo gra toczy się nie tylko o prym w świecie Androida, ale i o uznanie wśród użytkowników iPhone’ów szukających zmiany.

Jakość wykonania Google Pixel 9 Pro – co poszło nie tak?

W przypadku flagowych smartfonów oczekiwania względem jakości obudowy z jednej strony są ważne, a z drugiej wiemy, że poniżej pewnego standardu producenci raczej nie schodzą. Co zaskakujące, Google Pixel 9 Pro sprawił, że musiałem kwestionować te przyzwyczajenia. Powody były dwa. Po pierwsze – smartfon zebrał znaczącą ilość rys na tyle obudowy. Po drugie – pomiędzy krańcową częścią maskownicy głośnika nad ekranem, a metalową ramą urządzenia wytworzyła się szczelina. W efekcie bez problemu byłem w stanie przecisnąć “pod ekranem” rzeczy niewielkiej grubości, jak opakowanie chusteczek do przecierania ekranu. Takie zdarzenia każą mi wątpić w wodoodporność IP68, jaką obiecuje producent.

Szkoda, bo producent zadbał o zastosowane materiały. Szkło zabezpieczające aparaty nie zebrało przez miesiąc żadnej rysy, a wcale nie traktowałem telefonu szczególnie delikatnie. Niestety wariant, który otrzymałem do testów, cechuje się matowym szkłem oraz błyszczącymi ramkami i obydwa miały tendencję do rysowania się. Przez pewien czas nosiłem etui wysłane dodatkowo przez Google, ale w innych momentach smartfon się nie obronił. To najsłabsza implementacja Gorilla Glass Victus 2 w historii, przynajmniej na tyle urządzenia. To także jedne z najmocniej palcujących i rysujących się ram na boku urządzenia. Etui staje się koniecznością.

Na wyspie niemal da się powiesić smartfon

Etui wymusza też wyspa aparatów, która znacząco wychodzi poza grubość reszty urządzenia wynoszącą 8,5 milimetra. To akurat da się zrozumieć ze względu na dużą optykę oraz peryskopowy zoom, ale w jej przypadku, inaczej niż przy reszcie obudowy, mamy do czynienia z błyszczącą ramką, która także mocno się brudzi. Szkoda, że tak zaprojektowano smartfon, który przecież dzięki mniejszemu ekranowi i sprytnym zaobleniom na aluminiowych ramkach trzyma się całkiem przyjemnie.

Front nie należy do wyjątkowych

Google Pixel 9 Pro nie do końca zdaje egzamin na obudowę. Szkoda, bo producent przygotował całkiem zgrabne i, w mojej opinii, dość eleganckie urządzenie. Jeśli nie odrzuca was wyspa aparatów, to zapewne uznacie Google Pixel 9 Pro za stylowy smartfon, podobnie jak większość znajomych. Jednocześnie trzeba otoczyć urządzenie szczególną troską bądź szczególnym etui, bo i na froncie zgromadziły się rysy. A to wszystko przy całkiem rozsądnej masie przy zastosowanych materiałach – 199 gramach, których tak bardzo się nie odczuwa.

Ekran Actua Display – jak spisuje się OLED w Google Pixel 9 Pro?

6,3-calowy ekran w Google Pixel 9 Pro to strzał w dziesiątkę, jeśli chodzi o wymiary i niejako odpowiedź na Xiaomi 14 współtworzony z Leicą oraz na to, co po premierze Pixela zrobiło Apple (ich iPhone 16 Pro powiększył przekątną z 6,1 do 6,3 cala właśnie). To dobry wymiar, nawet jeżeli Google nie postawił na specjalnie wąskie ramki dookoła płaskiego panelu. Postawił za to na ekran wykonany w technologii LTPO OLED o rozdzielczości 2856×1280 pikseli, co daje zagęszczenie na poziomie 495 pikseli na cal. Na papierze wszystko wygląda dobrze, ale czy rzeczywistość nie jest dla Google zbyt brutalna?

Maksymalna jasność w maksymalnym słońcu Berlina – odczytać wiadomości się da

Nie obyło się bez małych niedogodności. Ekran w moim egzemplarzu potrafi zaświecić nawet do 3200 luksów w trybie HDR i przy wyświetlaniu bieli na całym ekranie. Problem w tym, że tylko w górnej części ekranu, bo na dole jest to już około 2650 luksów, a do tego przy jasnych białych tłach na krawędziach pojawiają się zaciemnienia. To kwestia, która najpewniej wynika z tego, że między fragment ekranu byłem w stanie włożyć opakowanie chusteczki.

Jednocześnie nie jest tak, że ekran jest tu całkowicie do skreślenia. Niemal rekordowa jasność to niejedyna jego zaleta. Kąty widzenia są bardzo szerokie, czernie są autentycznie czarne, a domyślna kalibracja czyni biel faktyczną bielą. Urządzenie celuje w nieco cieplejsze odwzorowanie barw. Szkoda, że zyskujemy tylko jedno ustawienie kolorów – te mogą być naturalne albo adaptacyjne (trochę żywsze). Zmienimy też rozdzielczość ekranu (różnicę da się wyczuć, choć wymaga to skrupulatnego przyglądania się całości), nie przestawimy za to wielu innych parametrów, które mogłyby wpłynąć na jakość obrazu, nie dostaniemy też ulepszeń jakości podczas wyświetlania wideo.

Google Pixel 9 Pro nie jest dla mnie w top 3 ekranów, jakie możecie dostać w smartfonach. Przegrywa z tegorocznymi flagowcami Samsunga, Apple, ale też i Xiaomi czy OnePlus. Mimo świetnej czytelności w jasnym słońcu (choć nie znajdziemy tu warstwy antyrefleksyjnej jak w S24 Ultra) brakuje mi zarówno opcji personalizacji, jak i większej rozpiętości w wyświetlanych kolorach.

Głośniki stereo, wibracje i inne możliwości w Google Pixel 9 Pro

Google Pixel 9 Pro, jak niemal każdy droższy smartfon, posiada głośniki stereo. Nie zaskoczy was ich ułożenie – mocniejszy znajduje się przy porcie ładowania, a drugi to głośnik do rozmów telefonicznych nad górną ramką urządzenia. Jak możecie się spodziewać, nie grają one całkowicie symetrycznie, ale dysproporcja jest niewielka i z pewnością nie usłyszycie jej oglądając wideo na Youtube i krojąc warzywa do obiadu. Da się ją odczuć tylko, gdy telefon ustawimy bezpośrednio przed twarzą w domowym zaciszu. Nie znajdziemy przy tym żadnego korektora czy predefiniowanych ustawień powiązanych dla źródeł odsłuchiwanego dźwięku. Pod tym względem musicie polegać na zewnętrznych aplikacjach.

Jako takiego korektora graficznego w obrębie systemu nie znajdziemy

Co do samej jakości dźwięku – ta jest dobra. Niekoniecznie najlepsza bądź flagowa – zdarza się, że nieco średnio-niższych partii dźwiękowych brzmi nie do końca wyraźnie. Poza tym rozpiętość głośników jest odpowiednio szeroka, a do około 80% głośności całkiem dobrze radzą sobie z odtwarzaniem wypowiedzi. Jednocześnie czuć, że ich odpowiedź na zwiększoną ilość basów jest dość płytka, a do tego wyższe partie operują na większej ilości przesteru. Nie są to też najgłośniejsze rozwiązania, jakie widziałem w smartfonach. Nie doszło do przełamania statusu quo.

Wibracje w Google Pixel 9 Pro są zupełnie inne

Google Pixel 9 Pro ma za to inną, “czuciową” zaletę. Przyjemne wrażenia z korzystania wnosi do niego silnik wibracji, który umieszczono w dobrym miejscu obudowy. Możemy regulować jego moc w jednym z kilku ustawień i przy trzech stopniach intensywności. Nie jest to może najbardziej szczegółowy zakres do regulacji, ale na co dzień Google dokłada sporo niuansów, czy to przy dotykaniu, czy przy odblokowywaniu ekranu palcem. Google nie szaleje z ilością miejsc, gdzie to rozwiązanie jest zaimplementowane, ale gdy już włącza silnik haptyczny, nasze palce otrzymują przyjemny sygnał.

Wydajność Google Pixel 9 Pro – Tensor to nie to

Jak zapewne wszyscy wiecie, Google korzysta z autorskiej jednostki Google Tensor G4, tworzonej w fabrykach Samsunga. Nieoficjalnie mówi się o tym, że wzorcem produkcyjnym był Exynos 2400, który gości w europejskich wariantach Galaxy S24 oraz Galaxy S24+. Postawiono na układ w 4nm procesie litograficznym z ośmioma rdzeniami z wiodącym Cortex-X4 o taktowaniu 3,1 GHz, trzema rdzeniami Cortex-A720 2,6 GHz oraz czterema rdzeniami Cortex-A520 1,92 GHz. Konstrukcyjnie całości najbliżej do niemal flagowego Snapdragona 8s Gen 3, który gościł chociażby w Honorze 200 Pro.

Podobnie jak ten układ w Honorze 200 Pro, tak i tutaj smartfon potrafi się nieprzyjemnie rozgrzać. Wysokie ustawienia i 60 FPS w Genshin Impact sprawiają, że po kilkunastu minutach gry boki urządzenia potrafią poparzyć. Wydajność spada znacząco i utrzymanie efektownej grafiki nie może się wydarzyć. Google nie implementuje żadnego narzędzia do optymalizacji urządzenia z opcjami ukrycia powiadomień czy zwiększenia czułości dotyku. To nie jest smartfon do grania, nawet gdyby wyniki benchmarków i stress testów były lepsze.

Google Pixel 9 Pro w grach

Niestety również wydajność na co dzień to element, w którym Pixel 9 Po będzie przypominał znacznie tańsze urządzenie. Zdarzają się przypadki, w których na uruchomienie aplikacji musimy poczekać zauważalną ilość czasu. Jedynym plusem jest RAM, który jest momentami nie do zdarcia i faktycznie utrzymuje przy życiu sporo aktywnych procesów. Z drugiej strony, gdy ich nie utrzymuje, na uruchomienie aplikacji trzeba poczekać dłużej niż chociażby na flagowym OnePlusie 12. Przez większość czasu animacje są płynne i obecne przy każdej interakcji, ale czasem zdarza się albo glitch, albo zauważalne przycięcie, które nie przystoi smartfonom dwukrotnie tańszym.

To wszystko jest dziwne biorąc pod uwagę, jak Google stara się być mistrzem swojego oprogramowania. Jednocześnie nie zawsze to się udaje…

Android 14 i Pixel Experience, czyli na bogato, z AI… oraz biednie

Google w tym roku wyjątkowo postawił na szybszą premierę, która nie pokrywa się z odświeżeniem wersji Androida. W efekcie smartfon startuje z wersją oznaczoną numerem 14. Z pewnością wkrótce otrzymamy stosowną aktualizację, bo producent zapewnia do 7 lat wsparcia aktualizacjami systemu i poprawkami bezpieczeństwa. Nie liczyłbym na to, że za kilka lat będzie to smartfon płynny i przyjemny w obsłudze, ze względu na brak zapasu mocy, o którym wspominałem wcześniej. Jednak to, co ma przede wszystkim zapewnić Pixelowi żywotność, to funkcje związane ze sztuczną inteligencją.

Stara wersja Androida na premierę Pixela? Kto to widział

Zanim popadniecie w przesadny entuzjazm, wypadałoby wyjaśnić, że znaczna większość tych rozwiązań już istniała na poprzednich urządzeniach lub zaistnieje na większej ilości urządzeń z Androidem. Takie Circle to Search znamy już przecież ze smartfonów Samsunga pokazanych na początku roku, a gumka do usuwania obiektów ze zdjęć jest już teraz na stałe w wielu urządzeniach. Za to Google jako jedyne wśród producentów smartfonów pozwala swojemu AI na dodawanie obiektów na zdjęciach, a efekty są nieraz dość wyraziste i nie od odróżnienia od rzeczywistości na pierwszy rzut oka.

W tym wszystkim należy pamiętać, że Polska nadal nie jest dla Google krajem wartym wdrażania wszystkich rozwiązań. Gemini Live na ten moment działa po angielsku, a gdy próbujemy z nim rozmawiać po polsku, kończy się to przezabawnym polglishem, gdzie miesza się polski głos asystenta Google z angielskim sposobem odczytywania słów. Sytuacja ta może byłaby zabawna, gdyby nie to, jak monopolistyczną pozycję w Polsce ma Google i jak wiele można było zrobić od czasów wprowadzenia asystenta głosowego Google. Nie dostaliśmy także aplikacji, która zajmowała się przetwarzaniem i kategoryzowaniem zrzutów ekranu ani Pixel Studio do tworzenia od zera grafik w oparciu o komendy tekstowe. Bramę do tych aplikacji otwiera zmiana regionu i języka, ale to marne pocieszenie.

Gemini to przyszłość asystowania na co dzień, ale jeszcze nie tak bliska

Na ten moment Google Pixel 9 Pro to przede wszystkim smartfon z Androidem – AI spada w Polsce na dalszy plan, bo choć konwersacje z Gemini Advanced (do którego dostęp otrzymamy na rok, a potem będzie drogo) potrafią być owocne, a jego streszczenia dokumentów – pomocne, tak nie widać w systemie większej ilości okazji dla tego rozwiązania do wykazania się. Ot, nieco mądrzejszy Asystent Google, który w stylu konwersacyjnym odpowie po angielsku na nasze pytania.

Gdy jednak przejdziemy do samego oprogramowania, zaczyna robić się ciekawie. Google jest dość selektywne w tym, które części oprogramowania dostają więcej uwagi i miłości, a o których się zapomina. Są tu przecież ciekawe i zapewne pożądane w innych urządzeniach rozwiązania jak “Co jest grane”, które na żywo nasłuchuje i jeśli jesteśmy podłączeni do sieci, pokaże nam, jaki aktualnie utwór słyszymy z głośników. Nie ma za to zbyt rozbudowanej personalizacji Always-On Display czy zmiany wyglądu ekranu głównego poza wymuszaniem (średnio skutecznym) koloru ikon zgodnego z kolorami motywu.

Google potrafi jednocześnie dać bardzo dużo rozwiązań niespotykanych nigdzie indziej, ale też i nie skorzystać z rzeczy, które działają u niemal innego producenta. Nie znajdziemy tu opcji umieszczania aplikacji w oknach, a jedynie dzielenie ekranu. Paski boczne z szybkim dostępem do aplikacji i wybranych aktywności? Zapomnij. Wycinanie obiektów ze zdjęć czy schowek na pliki z szybkim dostępem bez przewijania po aplikacjach? To nie tutaj, chyba że zainwestujesz w jakieś zewnętrzne narzędzie. Ale są tu też ciekawe rozwiązania, jak wykorzystywanie smartfonu jako kamery internetowej po podłączeniu telefonu do komputera przez USB (tak, Apple zrobiło to wcześniej, ale warto docenić starania) czy widżet na ekranie głównym z kontekstowymi informacjami, przez co łatwiej chociażby sięgnąć po bilet wysłany na e-mail.

Jednocześnie urok Androida w wykonaniu Google polega na jego czystości. Pixel Experience nie zasypuje nas niepotrzebnymi aplikacjami, a te od Google w ostatnich latach wyewoluowały i stały się przynajmniej znośne. Do tego dość łatwo zorientować się tu w ustawieniach, a wszystko to podano w dość spójnej oprawie wizualnej. Są pewne elementy, które irytują, jak chociażby ukrycie przełącznika Wi-Fi i sieci komórkowej w jednym menu czy zniesławiane przeze mnie wielokrotnie dymki czatu, ale to ogólnie dobre doświadczenie i na etapie rozwiązań systemowych dość płynne.

Menu aplikacji niczym z najtańszych smartfonów z Androidem

Pozytywnie zaskoczył mnie za to czytnik linii papilarnych, który wydaje mi się być najszybszym takim rozwiązaniem w świecie smartfonów. Wystarczy dosłownie musnąć zablokowany ekran, a telefon dobrze wie, czy użyliśmy dobrego palca. Skaner ultradźwiękowy umieszczono też na dobrej wysokości. Nie zabrakło odblokowywania twarzą, choć to oczywiście jest mniej bezpieczne ze względu na wykorzystanie wyłącznie przedniej kamery. Problemem może być pamięć – ze 128 GB dla użytkownika zostaje 109 GB i jeśli nie wybierzecie większego wariantu pamięciowego, musicie ograniczyć robienie zdjęć w formacie .RAW.

Łączność w Google Pixel 9 Pro

Google Pixel 9 Pro wyróżnia zastosowanie termometru, który otrzymał osobną aplikację, a w ramach jednej z aktualizacji może też mierzyć temperaturę ludzi. Proces jest prosty i opiera się na skanowaniu czoła od środka do skroni, a podawane wyniki są zbieżne z tym, co prezentował termometr laserowy oraz taki pod pachę. Ciekawostka, ale z tych przydatnych. Pixel 9 Pro korzysta oczywiście z eSIMa, a jakość połączeń jest tu bardzo dobra, także przy głośnym otoczeniu za sprawą odszumiania działającego w oparciu o sztuczną inteligencję.

AI miesza także w tym, jak łączymy się z innymi

Smartfon jest dość standardowym flagowcem, gdy chodzi o łączność. Dobrze działa w nim lokalizowanie, także na małej przestrzeni. Oferuje łączność Bluetooth 5.3 (choć są już urządzenia z 5.4, nie ma to aż takiego znaczenia na co dzień) z aptX HD, Wi-Fi 7 (testowałem jedynie na Wi-fi 6 i nie dochodziło do spadków jakości w przesyłaniu sygnału) oraz port USB 3.2. Z mniej oczywistych rozwiązań należy wspomnieć o obecności UWB – w przyszłości smartfonem otworzymy samochód lub drzwi do domu.

Czy Google Pixel 9 Pro ma fotograficzny sznyt? Czy nada się do wideo?

W teorii z Pixelem 9 Pro dostajemy ciekawy zestaw aparatów, podobny do tego z poprzednika. Udało się rozjaśnić obiektyw ultraszerokokątny do przesłony f/1.7, podbito też rozdzielczość przedniego aparatu do 42 Mpix. To, co w tym wszystkim najmocniej odróżnia Google od konkurencji, to aplikacja do robienia zdjęć. Nie znajdziemy tu żadnych przełączników w górnej części ekranu, a zamiast tego suwaki i ustawienia ukryto przy przycisku migawki. W trybie automatycznym mamy dostęp do wszystkich ustawień, które zazwyczaj kryją się w zakładce profesjonalnej. Do tego znaczna część ustawień, w tym włącznik trybu RAW, uzyskamy jeszcze bez wychodzenia z podglądu zdjęcia.

Google potrafi wypracować wspólny styl dla wszystkich trzech obiektywów w najlepszy sposób w świecie Androida. Tak naprawdę na zdjęciach, które robiłem w ciągu dnia, mógłbym się tylko przyczepić tego, że gdy już pojawiają się na nich nieco ciemniejsze cienie, to niemal zawsze nie znajdziemy w nich detali. To ciekawe o tyle, że telefon lubi wpuszczać dużo światła do zdjęć, jednocześnie cały czas będąc w bezpiecznym dystansie od przepaleń. Fotografie od Google nie mają nadmiernego nasycenia, prezentują za to szeroką paletę barw w sposób eksponujący każdy z tych kolorów. Jednocześnie oprogramowanie zdaje się tu podejmować nieco mniej wyborów artystycznych, a skupiać się na rzeczywistej reprodukcji otoczenia.

Google Pixel 9 Pro faktycznie wykorzystuje też większą rozdzielczość do nadania obrazom odpowiednio większej szczegółowości. Zdjęcia zwierząt mogą dzięki temu wyglądać rewelacyjnie, ale tylko przy założeniu, że wasz czworonóg nie rusza się za szybko. Pixel nie jest najszybszym urządzeniem do uwieczniania rzeczywistości, nawet przy 12 Mpix. Do tego przy mniejszej ilości światła urządzenie lubi naświetlać zdjęcia dłużej, ale taki tryb nocny możemy oczywiście wyłączyć. Dobrze wypada tu rozmycie, które jest mniejsze niż u konkurencji, ale nadal wygląda naturalnie i zbliża się odrobinę do tego, co osiągniemy profesjonalnym obiektywem. Szkoda, że autofokus nie zawsze jest tak szybki jak w bezlusterkowcach, ale to też zapewne da się poprawić.

Z pewnością Google zasługuje na pochwały ze względu na zastosowany aparat przybliżający. Podobnie jak konkurencja, producent stawia na 5-krotny zoom i o ile nie ma tu zbyt wielkiego progresu względem ubiegłego roku, tak poziom tych zdjęć jest zadowalający. W dodatku, jeśli możecie się nieco oddalić od fotografowanej osoby, zrobicie w ten sposób przyjemny portret. Jednocześnie na zdjęciach z 5-krotnym powiększeniem zauważalny najmocniej jest szum, co wynika po części z mniejszej matrycy z mniejszym ekwiwalentem przesłony. Osobiście preferuje dalsze zoomy i kompromis w jasności kadru jest tutaj dla mnie do przeżycia. Niestety przy mniejszej ilości światła brzegi kadru potrafią wyglądać mało atrakcyjnie i tam zaszumienie nieraz staje się nieznośne, dopóki nie uruchomimy trybu nocnego.

Aparat ultraszerokokątny to coś, co Google w znacznym stopniu opanowało. Oczywiście ten potrzebuje sporo światła oraz i tak zaszumi wam na krawędziach w gorszych warunkach, ale jest dobry. Zostaje przy nim pewien efekt rybiego oka i mniejsza szczegółowość, ale nie wygląda to źle. Nieco mniejsza jest też rozpiętość tonalna i ma się wrażenie, że obiektyw jest ciemniejszy niż obiecuje specyfikacja. W efekcie nie jest to przełomowe rozwiązanie, ale skoro utrzymuje kolorystykę głównego aparatu oraz nie traci za dużo detali, to wypada całkiem dobrze.

Nim o zdjęciach nocnych, słowo o dodatkowych trybach, bo Google ma inne podejście od większości konkurencji. Znajdziemy tu chociażby funkcję “Dodaj mnie”, która pozwala zrobić dwa zdjęcia – jedno bez fotografa grupy, a drugie, dopasowane tak, by była na nim brakująca osoba. Działa to w miarę dobrze, choć nie zawsze różnice w oświetleniu czy skala zostają zachowane idealnie. Google ma też tryb imitujący długie naświetlanie, który działa całkiem przyjemnie, gdy mamy dobrze oświetlony ruchomy obiekt. Jeśli chcemy skorzystać z tego do uchwycenia ruchu pieszych, potrzebujemy słonecznego dnia, inaczej efekt staje się nieprzyjemny i zaszumiony. Z kolei tryb do uchwycenia szybkiego ruchu potrzebuje sporo światła, a i tak w większości sytuacji pokona go wasz czworonóg. Do tego warto zaznaczyć, że po zrobieniu zdjęć musimy czekać od kilku do nawet kilkunastu sekund na ich przetworzenie.

Warto postawić na tryb nocny, zwłaszcza, gdy nie robimy zdjęć aparatem główny. Bez dodatkowego przetwarzania efekt jest często niezbyt estetyczny, przede wszystkim ze względu na szumy w ciemniejszych fragmentach zdjęć. Do tego Pixel 9 Pro potrafi się pomylić przy dobieraniu balansu bieli i budynki oświetlone pomarańczowym światłem nieraz są… żółte. Pomijając tę “papierzową” wpadkę tryb nocny działa tutaj cuda i w efekcie powstają bardzo szczegółowe zdjęcia, na których nie rzuca się nadmiernie w oczy wyostrzanie. Czasem zdarzy się, że ściany budynków bez tekstury (np. powtarzających się cegieł) są zbyt mocno wygładzane i nie mają wielu detali, ale najważniejsze obiekty są ostre i szczegółowe. Do tego kolorystyka jest w większości przypadków jednolita. Nie powiedziałbym, by były to najlepsze zdjęcia nocne ze smartfonu, ale podobają mi się.

Przedni aparat jest dobry. Nie czuję, by moc 42 megapikseli dokonała tu czegoś wyjątkowego. To po prostu dobre zdjęcia, ale nie do końca rozumiem zachwyty nad naturalnym kolorem cery. Tryb portretowy potrafi ostro przestrzelić albo całkowicie zatracić jakość, jaką uzyskujemy bez dodatkowych trybów. Na szczęście poza tą pomyłką, którą pewnie poprawi aktualizacja, udaje się tu uzyskać zdjęcia z szeroką rozpiętością tonalną, bez przepaleń poza centrum kadru, z dobrą ostrością i miłym dla oka sznytem, przez który nie czułem, że potrzebuję je poprawiać. Nie miałem też powodu, by narzekać na szczegółowość.

Z kolei muszę ponarzekać na wideo. To poniekąd jest rozczarowaniem, a najbardziej w trakcie ruchu. Stabilizacja działa tu dość agresywnie, co kończy się galaretowatymi materiałami. Do tego już za dnia widoczne są cyfrowe szumy. Przy podkręcaniu rozdzielczości do 8K najpierw na urządzeniu zostaje zapisane wideo w 1080p, a po wysłaniu materiału na serwery, Google odsyła nam wideo w 8K, co nie daje rewelacyjnych rezultatów i widziałem już lepsze osiągnięcia bezpośrednio na urządzeniu.

Materiały są przyjemne dla oka, jeśli nie będziemy na nie patrzeć na większych ekranach. W oczy rzuca się rozpiętość tonalna, która mogłaby być lepsza, ale korekty ekspozycji wykonywane już są prawidłowo. Niewiele zmienia nagrywanie wideo w HDR-ze. Chciałbym też nieco szybciej orientującego się w otoczeniu autofokusa. Trochę szkoda, że nie udało się tu uzyskać rezultatu, który mógłby zagrozić Samsungowi czy iPhonowi, ale nagrywanie wideo i tak nie wypada źle.

Bateria i ładowanie, czyli Google dostaje lanie

Zupełnie nie rozumiem, dlaczego tak wielu producentów flagowych urządzeń odżegnuje się od metod szybkiego ładowania. Google Pixel 9 Pro każe męczyć się z wiktoriańskim standardem 27W. Telefony za 1000 złotych mają szybsze ładowarki… od 5 lat. Oczywiście w takiej sytuacji akumulator o pojemności 4700 mAh musicie ładować, w najlepszym wypadku, około godzinę i 20 minut. Jednocześnie rzadko kiedy domowe ładowarki, nawet te o sporo większej mocy ładowały smartfon tak szybko. Na pocieszenie warto wspomnieć o bezprzewodowym ładowaniu o mocy 21W z Pixel Stand lub 12W w standardzie Qi. Tu jednak na pełne naładowanie akumulatora musiałem czekać blisko trzy godziny.

A jak prezentują się czasy pracy mniejszego modelu Pro? Niezbyt dobrze, gdy korzystamy sporo z kamery i LTE/5G. Smartfon potrafi wtedy zejść w okolice 4, a nawet 4,5 godziny z włączonym ekranem. Jednocześnie najczęściej bateria wystarcza na pełny dzień korzystania, jeśli nie używacie smartfonu do mediów społecznościowych. Korzystanie z Wi-Fi także mocno męczy baterię, a najczęściej mogłem korzystać z Pixela 9 Pro przez około 6 godzin. Jeśli po telefon sięgamy sporadycznie lub wyłącznie oglądamy na nim długie wideo, czas znacząco rośnie – nawet do 8 godzin. Bardzo dziwna jest ta rozbieżność w wynikach.

Google Pixel 9 Pro to dobry smartfon, ale czy to nie trochę za mało?

Obracając się w sferze flagowców kosztujących około 5000 złotych (choć cena potrafiła już spaść o 1000 złotych), Google Pixel 9 Pro jest pewnego rodzaju niszą. To smartfon na tyle dobry, by go nie znienawidzić, ale też na tyle niedopracowany, by odczuwać zmarnowany potencjał. Możliwe, że Google nieco spowolniło tempo rozwoju, by przy serii 10 w 2025 roku dołożyć do pieca. Wierzę, że pewne elementy tego smartfonu można jeszcze poprawić aktualizacjami, ale muszę też przyznać, że w niektórych Pixel 9 Pro jest bardziej propozycją ze średniej, aniżeli z tej najwyższej półki.

Google Pixel 9 Pro to dobry smartfon trapiony złymi decyzjami Google

Sporo rzeczy wypada tu dobrze albo bardzo dobrze, ale trudno mi pominąć fakt, że niemal przy każdej kategorii miałem do Google jakieś zarzuty. Liczę, że przyszłe generacje nie będą się tak rysowały, że ekran i głośniki dorównają konkurencji, a przede wszystkim, że Google nie pokpi kwestii wydajności oraz szybkiego ładowania. Do tego oprogramowanie powinno być perłą w koronie, a na ten moment Google zdarza się pomylić. Podoba mi się korzystanie z Pixela 9 Pro, bo nie jest tak przeciążony dodatkami, jak większość modeli konkurencji. Mimo tego więcej dopracowania i miłości, jaką Google obdarza aparaty, nie zaszkodziłoby w innych miejscach.