Google weszło do Polski nie do końca pewnym krokiem, gdy popatrzymy na innowacje AI, których brakuje w urządzeniach dostępnych w Polsce. Przy tym nie ograniczono dostępności sprzętu, na którym tę nową sztuczną inteligencję mamy zauważyć. Z tego miejsca zaznaczę, że z tym LTE w tytule to nieco się pospieszyliśmy – zarówno ja, jak i Google. Producent przewidział w aplikacji miejsce na tę funkcjonalność, jednak obecnie wita nas jedynie komunikat “Brak obsługiwanych operatorów, dlatego nie można dodać eSIM“.
Pomijając ten mało urokliwy wstęp, chciałbym pochylić się nad jakością samego zegarka. Google obiecuje sporo zmian, przede wszystkim na poziomie konstrukcyjnym, ale i w oprogramowaniu. To ma być kompletny smartwatch dla użytkowników Androida, zwłaszcza, jeśli spojrzymy na niego przez pryzmat jego ceny. Tylko czy to się udało? Przekonajmy się!
Dwa rozmiary, jedna wizja, ale Google Pixel Watch 3 do historii nie przejdzie
W świecie zegarków raczej nie ma już miejsca na odważną, nową stylistykę, a budowanie wizerunku wokół wizji, którą realizowało się od lat. Patrząc na Google Pixel Watch 3 doznamy déjà vu – producent trzyma się okrągłej kapsułki, która razem z czarnymi tarczami ma zlewać się w jedną całość. Wygląda to minimalistycznie i faktycznie, cel został osiągnięty, bo przez większość czasu nie zobaczymy aluminiowej obudowy. Widok ten mogą zepsuć ramy dookoła ekranu, które pomimo ich zmniejszenia, nadal są dosyć spore. Unikajcie jasnych motywów, jeśli cenicie swoje poczucie minimalizmu oraz czas pracy na baterii.
Na moment wrócę jednak do pasków, jakie otrzymamy w zestawie. To takie samo rozwiązanie jak rok temu. W pudełku umieszczono trzy opaski, z czego dwie z otworami mają różną długość, w zależności od grubości naszego nadgarstka. Postawiono na fluoroelastomer, który sam w sobie nie jest złym materiałem. W wykonaniu Google zyskał matowy finisz, na którym nie tak łatwo zauważyć odciski palców. Jednocześnie nie jest to materiał, który daje mi powody, by się nim zachwycać, bo wypada dość tanio w porównaniu do tego, co potrafi zaoferować konkurencja. Rozwiązanie wpisuje się jednak w plastyczną stylistykę zegarka oraz całego Material You ze swoimi zaokrągleniami.
Pixel Watch 3 doceniam za system mocowania, który czyni wymianę pasków stosunkowo łatwą. Oczywiście opanowanie rozwiązania wymaga wprawy, ale nie zmusza ono do gimnastyki czy testowania wytrzymałości naszych paznokci. Elementy opaski wsuwa się pod odpowiednim kątem, dociskając jej fragmentem przycisk znajdujący się obok mocowania. Gdy chcemy wymienić pasek, wystarczy nacisnąć mechanizm, który zwalnia blokadę i po przesunięciu udostępnia nam uchwyt.
Wracając do samej konstrukcji – obudowę wykonano z recyklowanego aluminium (które stanowi ok. 4% łącznej masy 37 gramów, więc nie ekscytujmy się tu nadmiernie ekologią – przy milionie wyprodukowanych sztuk wykorzystuje się tu 1,48 tony takiego aluminium +- odpady produkcyjne), polakierowanego na matowy sposób. Nie zauważyłem na tym materiale rys, natomiast nie spodziewam się po nim odporności tytanu. Muszę jednocześnie oddać, że boki zegarka łatwo wyczyścić, nie to co szklaną pokrywę stykającą się ze skórą.
W urządzeniu znajdziemy obrotową i działającą koronkę oraz przycisk umieszczony nad nią. Obydwa obsługuje się przyjemnie, choć przycisk wymaga większego wysiłku przy naciśnięciu. Nie mam jednak wrażenia, bym obcował z konstrukcją, która ma zaraz się rozpaść. Podobne odczucia gwarantuje szkło Gorilla Glass 5 – nie jest to szafir, ale nie oceniam po marce. Skoro nie zebrało ono rys, to muszę uznać je za solidne.
Czytaj też: Test CMF Watch Pro 2 – w tej cenie kup dwa. Jaka oni na tym zarabiają?
Uczciwie przyznaję też, że Pixel Watch 3 pomimo sporych ramek i rozmiaru koperty 45 mm sprawia wrażenie kompaktowego. Z pewnością połączenie lekkiego, “sportowego” paska i masy 37 gramów pomaga w uzyskaniu odczucia obcowania z nienarzucającą się konstrukcją. Pixel Watch 3 w ten sposób spełnia warunki, by stać się zegarkiem dla mas.
Świeci jaśniej
Pixel Watch 3 stawia na nowy ekran, który wypełnia w większym stopniu obudowę. Jego przekątna to 1,4 cala, a więc dość typowo, choć nadal z zauważalnymi ramkami. Rozdzielczość to spodziewane 456×456 pikseli, przez co w efekcie zagęszczenie wynosi 320 pikseli na cal. Najważniejsza jest jednak jasność maksymalna, która może w teorii osiągnąć 2000 nitów.
W praktyce trudno sprawdzić, czy dochodzimy do tego parametru z prostego względu – Google Pixel 3 opiera tapety oraz cały system na wysokim kontraście. Jeśli jednak miałbym powiedzieć, czy jest jasno, to tak, bez problemu odczytacie godzinę czy odpiszecie na wiadomość w pełnym słońcu. Do tego płynnie przebiega automatyczna zmiana jasności. W dalszym ciągu 2000 nitów to mniej niż najbardziej wyspecjalizowane zegarki Apple czy Samsunga, ale dla przeciętnego zjadacza chleba – to w zupełności wystarczy. Nieco lepsze mogłyby być kąty widzenia – do spojrzenia na godzinę przy Always-On Display wystarczą, ale kolorowe tarcze zaczynają dużo tracić przy spoglądaniu na nie pod kątem.
W ustawieniach możemy wyłączyć ekran Always-On oraz zmienić jasność czy rozmiar czcionki i w zasadzie to tyle. Pojawiają się też opcje zmiany motywu w urządzeniu oraz głębszego wejścia w to, jakie wskaźniki powinny się w nim znajdować oraz jaki ma być kolor przewodni. Istnieją opcje wgrywania innych motywów przez Google Play, więc pod tym względem Pixel Watch 3 nie jest pozostawiony sam sobie.
Wear OS, czyli system do wszystkiego
Google Pixel 3 to wizytówka dla Wear OS 5, która ma zachęcić innych producentów do tworzenia ekosystemu wokół Google, a użytkowników – do zaufania producentowi Androida, że może być poważną alternatywą dla ekosystemu Apple. Zaczyna się jednak niezbyt poważnie – trzy lata wsparcia aktualizacjami nijak ma się do 7 lat, jakie producent obiecuje w przypadku smartfonów. Jednocześnie to taki sam czas wsparcia, co w przypadku poprzednich generacji Pixel Watch. Dodatkowo wątpię, by producentowi opłacało się wdrażać politykę napraw dla smartwatchy, bo jestem pewny, że ładowanie co 2-3 dni nie zapewni urządzeniu długiego życia.
Interfejs raczej nie zaskoczy nikogo, kto miał styczność z zegarkami Samsunga czy Huawei. Przesuwając palcem na boki przeniesiemy się między kolejnymi kartami, a przewijając od góry wysuniemy listę skrótów. Tej nie możemy spersonalizować, co jest główną wadą względem poprzedników. Z kolei od dołu wysuniemy panel powiadomień i z tymi możemy wchodzić w pełnoprawną interakcję, czyli odpisywać na nie – zarówno głosowo, jak i za pośrednictwem klawiatury ekranowej. QWERTY na tak małym ekranie to masochizm, ale to, że odbieramy zdjęcia z rozmów oraz możemy odpisywać na wiadomości na wiele sposobów, to już spora swoboda.
Czytaj też: Test Huawei Watch GT 5 Pro – w końcu istotne zmiany
A skoro o swobodzie mowa, to muszę docenić, że wygodnie korzysta się z koronki. Można używać jej do przewijania, a z poziomu ekranu głównego przekieruje nas do panelu powiadomień lub przełączników tak, jakbyśmy przesunęli palcem. W każdej chwili pozwala wrócić do ekranu głównego, działając jako przycisk, ale przewija się nią bardzo przyjemnie, dzięki czemu nie będziecie brudzić zegarka swoimi palcami. Z kolei dla przycisku nie przypiszemy konkretnej akcji, ale pojedyncze kliknięcie przeniesie nas do listy ostatnich aplikacji, podwójne do ostatniego aktywnego programu, a przytrzymanie włączy asystenta Google.
Wear OS oferuje całkiem pokaźny zestaw aplikacji oraz opcję wgrywania nowych przez sklep Google Play – wyświetlany zarówno na zegarku, jak i na telefonie. Poza Apple Watchem to właśnie zegarki na systemie od Google mają największy poziom współpracy z innymi rozwiązaniami. Jakość aplikacji na Wear OS jest różna – jedne to niemalże 1:1 przeniesienie funkcjonalności z wersji smartfonowych, inne są tylko bramką do bazy, jaką ma aplikacja na Androidzie (np. Spotify, YT Music). Baza programów jest większa niż na zamkniętych systemach większości producentów, ale czy o to chodzi w zegarku, by był on zastępstwem smartfonu w każdym scenariuszu? Niezależnie od waszej odpowiedzi, dobrze jest mieć wybór.
Wear OS stawia na karty – to coś, co mógłbym nazwać widżetami ze względu na to, że przynosi tylko część funkcjonalności niektórych aplikacji na panele zajmujące cały ekran. Przesuwamy między nimi w lewo i w prawo i możemy ustawiać ich kolejność po przytrzymaniu palcem na ekranie lub z poziomu aplikacji. Maksymalnie możemy w zegarku włączyć 15 takich kart, a są tam tak ciekawe rozwiązania jak Index UV, opcje wysyłania wiadomości w aplikacjach czy nowe e-maile.
I wszystko to byłoby piękne, gdyby nie fakt, że widziałem już smartwatche, które za połowę ceny potrafiły dać lepsze odczucia z korzystania niż Google Pixel Watch 3. Przycięcia systemu nie są częste, ale jeśli zakolejkujemy kilka kliknięć podczas wychodzenia z jakiejś aplikacji, to zegarek lubi się zamyślić. Do tego nie zawsze o animacjach można powiedzieć to, że są płynne. Po smartwatchu, i to jeszcze z tych droższych, tego się nie spodziewałem.
Aplikacyjne rozdrobnienie, czyli po co ci dwa rozwiązania do jednego zegarka?
Google po przejęciu Fitbit w 2021 w dalszym ciągu stoi w rozkroku i zamiast jednej aplikacji do zarządzania zegarkiem i zdrowiem idzie w kierunku dwóch rozwiązań. Pal licho, gdyby aplikacja Watch pozwalała obserwować podstawowe informacje zdrowotne, a Fitbit zostawał dla sportowych świrów. Niestety, do wykorzystania pełni potencjału zegarka musicie wyposażyć się w dwie aplikacje.
Interfejs aplikacji Google Pixel Watch hołduje wizji, w której być może na ekranie nie ma zbyt wielu detali, ale wszystko jest zaokrąglone i proste. Nie znajdziemy tu żadnych informacji pobranych bezpośrednio z zegarka. Aplikacja to tak naprawdę narzędzie do sterowania ustawieniami zegarka. Część z nich jest zdublowana z tym, co ustawimy bezpośrednio z Pixel Watcha 3, część nie. Cieszy, że z poziomu smartfonu możemy pobierać aplikacje dla zegarka oraz że mamy dostęp do modyfikacji tarcz i kart ze szczegółami.
Nie brakuje ustawień powiadomień – możemy dogadać się w sposobie komunikacji między telefonem a zegarkiem. Czy chcemy, by powiadomienia się dublowały? Czy wyciszenie telefonu wyciszy też zegarek? To wszystko możemy ustawić, łącznie z tym, by zablokować nowym aplikacjom na smartfonie na wysyłanie powiadomień na zegarku. Do tego ustalimy, czy chcemy, by smartfon wibrował, gdy ktoś do nas dzwoni, a mamy zegarek na nadgarstku. Ważną częścią Wear OS są usługi Google. W aplikacji Google Pixel Watch znajdziemy ustawienia płatności Portfel Google oraz asystenta Google.
To w sumie tyle, bo oczywiście są tu ustawienia sieci komórkowej (ale nie ma zgodności z żadnym eSIMem w Polsce), są ustawienia połączeń alarmowych oraz ułatwienia dostępności, a także wcześniej wspomniane konfigurowanie gestów czy blokady ekranu. To jednak nic takiego. Po sportowe smaczki musimy udać się do aplikacji Fitbit, która jest już inną historią.
Fitbit robi sporo, by stać się sportowym towarzyszem życia
Przede wszystkim Fitbit daje ci wrażenie tego, że masz do czynienia z aplikacją do pomiaru aktywności. Być może wynika to z tego, że to ta aplikacja ma zarabiać po zakupieniu Pixel Watcha 3, w końcu oferuje abonament Fitbit Premium (darmowe 6 miesięcy przy zakupie zegarka to jedna z zachęt). Podzielono ją na trzy sekcje:
- “Dziś” skupia się na pomiarach bieżących zarówno z zakresu snu czy tętna, jak i aktywności fizycznej. Z tego miejsca dodamy ręczne zapisy, ale i zaktualizujemy nasze parametry.
- “Trener” posłuży do ustawiania treningów, a w wersji Fitbit Premium odtworzy treningi na słuchawkach.
- “Ty” pozwala ustalać cele, przeglądać oznaki oraz modyfikować oraz włączać oceny zdrowia.
Już pierwsza sekcja pokazuje, że Google chce uczynić z aplikacji Fitbit produkt, który nie będzie stratą pieniędzy. Świadczą o tym opcje personalizacji ekranu głównego. Możemy wybrać jeden z kilku celów, w dojściu do których mają nam pomóc pomiary z zegarka. Są tu między innymi takie zadania jak poprawa sprawności cardio, poprawę snu, ale możemy też przypisać własne parametry do takiej listy czterech ikon. Do tego przesuniemy wszystkie kafelki, które są dostępne poniżej w inne miejsca lub je ukryjemy.
Czytaj też: Test Samsung Galaxy Watch Ultra – świetny sprzęt, który przyćmiewają kontrowersje
Tak naprawdę każdy z takich kafelków może być zupełnie innym doświadczeniem. Podstawowe pomiary jak jakość snu czy tętno otworzymy po to, by sprawdzić zmiany w okresie dnia, tygodnia, miesiąca i roku. Nie znalazłem za to opcji eksportowania tych danych, więc w razie czego zostajecie z tym, co zapisze się w aplikacji. Jednocześnie aplikacja Fitbit ma sporo analityki danych wbudowanej wewnątrz każdego z pomiarów oraz sporo z tych pomiarów dotyczy konkretnych ćwiczeń, np. biegania. Wszystko po to, by łączyć się z programami treningowymi, które są częścią abonamentu Premium. Trzeba jednak przyznać, że o ile rozpiska snu jest szczegółowa, tak wykresy pionowe niespecjalnie mają jakiekolwiek zastosowanie poza orientacyjnym przybliżeniem pomiarów.
Część “Trener” to tak naprawdę zestaw płatnych wideo i nagrań treningowych, do odtwarzania w domowej siłowni lub podczas aktywności na zewnątrz. Jak mogliście się spodziewać, nie są one podane w języku polskim. Dzięki systemowi sugestii otrzymujemy programy, które powinny być zgodne z kwestionariuszem uzupełnianym przy pierwszym uruchomieniu aplikacji o naszej aktywności fizycznej. Możemy też utworzyć sesję biegową i ustalić w niej długość trwania poszczególnych elementów treningu. Trener uruchamia też uspokajającą medytację, mającą na celu lepszy sen czy też ustabilizowanie oddechu.
W obrębie aplikacji Fitbit znajdują się filmy instruktażowe czy pliki dźwiękowe od różnych dostawców. Możemy też wybierać treningi z ulubionymi instruktorami. To jednak nie koniec społecznych rozwiązań, bowiem Fitbit pozwala tworzyć grupy treningowe, do których dołączymy znajomych czy rodzinę. Ponadto dzięki Health Connect aplikacja może połączyć się z pomiarami z innych urządzeń. Do aktywności zachęca nas nie tylko opłata za subskrypcję, ale i odznaki za sportowe osiągnięcia.
Czy pojawiły się problemy z łączeniem ze smartfonem? Owszem. O ile większość powiadomień jest wysyłana na zegarek prawidłowo, tak jeśli włączycie opcję niewysyłania powiadomień, gdy korzystacie ze smartfonu, zegarek i telefon lubią się pogubić (na przykładzie Pixela 9 Pro i Messengera). Powiadomienia o nowej wiadomości nie dostaniecie na zegarku, a na smartfonie będzie ono ukryte i pokaże się tylko po rozwinięciu paska powiadomień, niczym przy włączonym trybie “Nie przeszkadzać”. Warto byłoby poprawić, podobnie jak to, że pomimo ustawienia planu treningowego, aplikacja Fitbit mi o nim nie przypomina.
Czy Google Pixel Watch 3 działa jak trzeba? Jakość pomiarów, głośników i mikrofonów
Powiedziałem sporo o zegarku i aplikacjach, ale jak działają te wszystkie rozwiązania? Zacznę od rzeczy, których jakość dało się zweryfikować dość łatwo. Zastosowany głośnik w smartwatchu w zupełności wystarczy, by odebrać rozmowę telefoniczną i odsłuchać ją w rozsądnej jakości, pozwalającej na zrozumienie rozmówcy. Z kolei zastosowany mikrofon, choć rejestruje dźwięk w jakości niższej niż ta w smartfonie, nadal pozwala na przeprowadzenie rozmowy czy nagranie prostej notatki głosowej.
Mając tę kwestię za sobą, porozmawiajmy o pomiarach. Google Pixel 3 ma, przynajmniej w moim przypadku, poważny problem z naliczaniem kroków. Te potrafią nabijać się podczas siedzenia przy klawiaturze i pisania kolejnych akapitów, ale także podczas jazdy rowerem czy wiosłowania. Do tego automatyczne rozpoznawanie aktywności innych niż spacer także nie odbywa się tu do końca w sposób przeze mnie oczekiwany – o ile nie mam problemu z potwierdzaniem rozpoczęcia tych aktywności, tak niekoniecznie wiosłowanie określiłbym jazdą rowerem, a taką informację znalazłem w aplikacji.
Jeśli chodzi o inne pomiary, te w porównaniu z urządzeniami pomiarowymi z lokalnej apteki wyglądały prawidłowo. Jednocześnie rozczarowuje mnie, że pomiar natlenienia krwi odbywa się nie na żądanie czy przez 24 godziny, a jedynie podczas snu. To co najmniej dziwna decyzja, bo inni producenci mają takie rozwiązania pod ręką. Nie brakuje tu za to standardowego, 24-godzinnego pomiaru tętna oraz pomiaru temperatury skóry. Znajdziemy tu także EKG, które aktywujemy samodzielnie. Niemal zawsze na ekranie widzimy część wyników. Resztę informacji znajdziemy już w aplikacji na telefonie.
Akumulator Pixel Watch 3 – nie będziecie zadowoleni, ale też i zaskoczeni
Czy ktoś myślał, że Pixel Watch 3 dzięki nowemu procesorowi i o 35% większej baterii stanie się zegarkiem, który będzie pracował znacząco dłużej na jednym ładowaniu? Niestety, obciążeniem pozostaje Wear OS, przez co nawet 420 mAh nie oznacza długiego czasu pracy. Gdy uprawiacie dużo aktywności i aktywnie odbieracie powiadomienia, jesteście w stanie rozładować smartwatch w ciągu dnia. Najczęściej udawało się wyciągać dwa dni, gdy zegarek nie był wykorzystywany do aktywności fizycznych, a większość powiadomień docierała na telefon znajdujący się pod ręką. Miejcie też na uwadze, że podawane przeze mnie rezultaty dotyczą synchronizacji poprzez aplikację, nie zaś przy korzystaniu z eSIM.
Co z ładowaniem? To stało się dość uciążliwe. Wykorzystamy tu jedynie ładowanie magnetyczne z użyciem czteropinowej ładowarki, która na domiar złego łączy się z zegarkiem tylko w jednej pozycji – to dziwne o tyle, że piny są umieszczone symetrycznie. Ładowanie także nie należy do zbyt szybkich. Potrzebowałem około godziny i 20 minut, by napełnić smartwatch od 0 do 100%, a pierwszy kwadrans dał mi 30%, co jest za małą ilością, by urządzenie wytrzymało dzień. 55% po pół godzinie prezentuje się już nieco lepiej.
Google Pixel Watch 3 to sporo ulepszeń, ale to jeszcze nie flagowy zegarek
Na początku zaznaczę, że cena na poziomie 1949 złotych dla wariantu 45 milimetrów i 1699 złotych dla opcji 41 mm to zdecydowane przegięcie, biorąc pod uwagę polski rynek. Istnieje sporo tańszych o połowę zegarków z Wear OS, znajdziemy też o niebo lepiej wykonane i hojniej wyposażone zegarki Huawei (które niebawem otrzymają płatności zbliżeniowe) w tej klasie cenowej. Google nie robi ludziom łaski tym, że udostępnia zegarek, który nie jest tak sprytny jak Apple Watch, nie ma tylu funkcji co rozwiązania Samsunga czy Garmina, a do tego pracuje krócej niż rozwiązania Huawei.
Jednocześnie zwróćcie uwagę, że wymieniam te marki z osobna. Żadna nie jest w stanie połączyć w sobie wszystkich tych cech. Google w tej edycji dzięki wariantowi 45 mm dokonało pierwszego dużego kroku do stworzenia dobrego smartwatcha dla wszystkich użytkowników na Androidzie, nie zaś smartwatcha, który mial tylko doganiać konkurencję. Widać dziedzictwo Fitbita, które może skłonić do tej konstrukcji osoby poszukujące asystenta ich zdrowia. Jednocześnie to w dalszym ciągu sprzęt, który kosztuje zdecydowanie za dużo jak na swoje możliwości, a do tego niemal niczym się nie wyróżnia. Myślę, że Google stać na jeszcze więcej.