Test Skoda Kodiaq – bez tego elementu wyposażenia jej nie kupuj

Nowa Skoda Kodiaq, podobnie jak pod wieloma względami bliźniaczy Superb, sporo namieszała na rynku. Producent znany z dużej praktyczności swoich aut postawił poprzeczkę jeszcze wyżej. Egzemplarz testowy to chyba najbardziej pożądany w Polsce wariant z silnikiem diesla, który w wielu aspektach nas zaskoczył i utwierdził w przekonaniu, że jeden element wyposażenia może diametralnie zmienić prowadzenie tego auta.
Test Skoda Kodiaq – bez tego elementu wyposażenia jej nie kupuj

Nowa Skoda Kodiaq teoretycznie mocno nie różni się od poprzednika, ale różnice widać gołym okiem

Arkadiusz Dziermański
Zdjęcia – Arkadiusz Dziermański, CHIP.PL

Patrząc na nowego Kodiaqa całościowo, auto w zasadzie nie różni się mocno od poprzednika. Prawdę mówiąc nie od razu to wyłapałem i elementy, które chciałem wypisać jako charakterystyczne w nowym wariancie odnalazłem na zdjęciach… poprzednika.

Z przodu takim elementem są bardzo efektowne przetłoczenia na masce oraz grill, który wygląda jak wyjęty z BMW. Identycznie wyglądało to w poprzedniku. Zmienił się za to kształt lamp oraz wlotów powietrza. Kodiaq wygląda teraz na nieco bardziej kanciastego, ale dzięki temu jest bardziej agresywny. Rzeczą, której na pierwszy rzut oka w dzień nie widać, jest cienki pasek świetlny biegnący w poprzek grilla, który podświetla się w trakcie jazdy.

Patrząc z boku Kodiaq wydaje się bardzo długi. 4758 mm to nie jest rekordowa długość, ale jest to auto słusznych rozmiarów. Szerokość z lusterkami to 2133 mm, a wysokość 1679 mm. Względem poprzednika zmienił się kształt tylnych szyb, a przetłoczenia, choć mają taki sam kształt, przesunięto delikatnie ku górze. Górne przetłoczenie nie przecina już klapki wlewu paliwa, a biegnie nad nią, z kolei tylne lampy oraz klamki są teraz umieszczone nieco wyżej. W testowanym egzemplarzu widzimy 19-calowe felgi z wyposażenia Selection.

Kształt Skody Kodiaq z tyłu pozostał niezmieniony, ale detale ponownie robią różnicę. Podobnie jak z przodu auto jest nieco bardziej kanciaste i zmieniło się tu sporo. Mamy inny kształt lamp, są one umieszczone wyżej, z kolei czerwone odblaski powędrowały niżej. Zderzak przecina teraz srebrna listwa, która ładnie kontrastuje z czarnym plastikiem.

Widoczny na zdjęciach kolor lakieru to metalizowany Złoty Bronx.

Czytaj też: Test Honda CR-V – największe wady i zalety udanego SUV-a

Skoda uparła się, że będzie robić najbardziej praktyczne auta i nowy Kodiaq to potwierdza

Ogromny postęp zrobiła Skoda w ostatnich latach i opinie na temat wnętrza nowego Kodiaqa są zgodne – to nie wygląda jak Skoda!

Wrażenie robi wykonanie i sam wygląd wnętrza. Widzimy tutaj wariant Suite Cognac ze skórzanymi fotelami, obiciami drzwi i deską rozdzielczą oraz efektowną… w sumie to trudno powiedzieć, czy imitacją drewna, czy jest to faktycznie drewno na drzwiach i desce rozdzielczej. Robi to dobre wrażenie, nie skrzypi i zdecydowanie powoduje, że można się tu poczuć jak w aucie znacznie droższym. Całość uzupełnia ładne, wielostrefowe podświetlenie z opcją zmiany koloru oraz jasności.

Na osobne zdanie zasługują szalenie efektowne klamki. No popatrzcie tylko jak to genialnie wygląda!

Lista praktycznych elementów wnętrza jest bardzo długa. Przed pasażerem mamy dwa schowki. W tunelu środkowym dwa uchwyty na napoje, przegródki na monety oraz wyjmowany, powleczonym miękkim materiałem prostopadłościan do czyszczenia ekranu. Mała rzecz, a wzorowo wywiązuje się ze swojego zadania. Do tego mamy tu dwie ładowarki indukcyjne. Parasol w drzwiach kierowcy już raczej nikogo nie zdziwi.

Bardzo praktycznie jest też w bagażniku. Dużo przegródek, wysuwane haczyki na zakupy, podwójne podłoga, pod którą mamy jeszcze jeden poziom na koło zapasowe. Bagażnik jest bardzo duży, ale nie do końca chce mi się wierzyć w deklarację producenta, że do linii rolety mamy tu aż 910 litrów pojemności.

Przednie fotele w testowanym wariancie miały regulację elektroniczną we wszystkich niezbędnych płaszczyznach, w tym regulację podparcia odcinka lędźwiowego oraz pamięć ustawień. Do tego manualnie wysuwane podparcie ud oraz masaż uruchamiany za pomocą jednego przycisku. Może nie jakiś wymyślny jak w BMW czy Mercedesie, ale naprawdę bardzo skuteczny. Nawet i bez masażu fotele są bardzo wygodne i nie męczą podczas długich tras.

Raczej formalnością będzie dodanie, że miejsca na tylnej kanapie nikomu nie zabraknie. Ogromna przestrzeń na nogi i nad głową powodują, że można się tu wygodnie rozsiąść na długich trasach.

Czytaj też: Test Ford Bronco – terenowa bestia na wszystkie polskie drogi

Nowa Skoda Kodiaq zaskakuje pod względem technologicznym

Smart Dials to genialny wynalazek, ale o pokrętłach zaraz sobie powiemy. Najpierw zwróćmy uwagę na jedną rzecz, która w nowych samochodach niemal zawsze jest na wyposażeniu, ale nie każdy producent chwali się jej szczegółami. Chodzi o ładowanie urządzeń.

Nowa Skoda Kodiaq ma dwie ładowarki indukcyjne do smartfonów i każda z nich oferuje moc 15 W. Producenci rzadko podają te informacje, a Skoda zwyczajnie ma się czym pochwalić. Oprócz tego dostajemy cztery porty USB-C (dwa z przodu i dwa z tyłu) z mocą ładowania 45 W każdy. Co daje nam dostęp do szybkiego ładowania z mocą nawet wyższą, niż maksymalna obsługiwana przez smartfony Apple czy Samsunga.

Smart Dials to rozwiązanie problemów współczesnych samochodów, gdzie producenci zbyt dużą część obsługi przerzucają na obsługę dotykową. Skoda daje nam trzy pokrętła z możliwością zmiany ich funkcjonalności. Boczne służą do regulacji klimatyzacji. Domyślnie sterujemy temperaturą, ale wystarczy wcisnąć pokrętło (i faktycznie się wciska, to nie jest pole dotykowe) i pojawia się regulacja poziomu grzania lub wentylowania fotela. Pokrętłem środkowym możemy sterować siłą nawiewu, jego kierunkiem, ale też głośnością multimediów czy zmieniać rozmiar mapy. Wystarczy wcisnąć porkętło i pojawia się kolejna opcja. To, co aktualnie chcemy mieć przypisane możemy łatwo zmienić w dedykowanej sekcji ustawień auta na ekranie głównym.

Sam ekran główny o przekątnej 10 cali pokazuje, że w grupie Volkswagena da się zrobić sprawnie działający, intuicyjny interfejs. Nie można powiedzieć o nim złego słowa. Choć początkowo może się wydawać dosyć mocno rozbudowany, bardzo szybko można się go nauczyć i sprawnie wyszukiwać interesujące nas opcje.

Ekran kierowcy oferuje kilka różnych wariantów widoku z zegarami klasycznymi lub cyfrowymi. Każdy z nich można uzupełnić o wyświetlanie dodatkowych informacji o spalaniu czy działaniu asystentów, a dodatkowo możemy też mieć wyświetlacz head-up.

Bardzo, ale to baaaaardzo trzeba pochwalić nagłośnienie. Osiem głośników plus głośnik centralny oferuje jedno z najlepszych brzmień przestrzennych, jakie znajdziemy na rynku. Dźwięk dosłownie nas otacza i nie trzeba mieć wybitnego słuchu, żeby dostrzec, że wiele dźwięków płynie do nas z różnych części auta. Efekt jest bardzo dobry i pod względem samej jakości to nie jest czołówka rynku pod względem basów czy rozpiętości tonalnej, ale sama przestrzenność brzmienia robi genialną robotę.

Jedna rzecz, która Skodzie nie do końca wyszła w nowym Kodiaqu to system kamer 360. Wirtualny model auta, który pojawia się na ekranie jest za duży w stosunku do jego rzeczywistych rozmiarów. W efekcie wygląda to tak, że nawet jak idealnie mieścimy się w miejscu parkingowym i to ze sporym zapasem po bokach, to nasz wirtualny model znacznie wystaje poza pasy. Wymaga to dużego przyzwyczajenia i początkowo jest bardzo mylące. Wydaje mi się, że kwestia przeskalowania może być naprawiona aktualizacją oprogramowania i być może Skoda w przyszłości to skutecznie naprawi.

Czytaj też: 1000 kilometrów, Nissan Juke N-Sport Hybrid i niedoświadczony kierowca

Nowa Skoda Kodiaq ułatwia życie kierowcy podczas prowadzenia

Sylwia Januszkiewicz

Do testu mieliśmy dostać hybrydę Plug-In, ale, ku mojemu zdziwieniu i radości, okazało się, że dostaliśmy 2-litrowego diesla! Była to wersja z napędem na przednią oś, o mocy 150 KM, 360 Nm momentu obrotowego (1 600 – 2 750 obr./min.), wyposażona w 7-biegową automatyczną skrzynię DSG. Auto przyspiesza 0-100 km/h w 9,6 s, nie jest więc sportowym SUV-em, ale też nie próbuje go udawać. Kodiaq ma być autem pojemnym, praktycznym do bólu, wyposażonym w technologie ułatwiające życie kierowcy i takie właśnie jest, przyspieszenie jest tutaj sprawą trzeciorzędną.

Co z perspektywy kierowcy rzuca się w oczy? Widoczność. Zadbano o to, aby słupki A nie straszyły rozmiarami, lusterka umieszczono na drzwiach, aby lepiej widzieć potencjalnych pieszych i rowerzystów na przejściach, a boczne szyby są wysokie i dają Wam dobry widok na otoczenie.

Kolejna rzecz – kamery. W standardzie macie kamerę cofania dobrej jakości, a jeżeli dopłacicie, otrzymacie również system kamer 360° i tutaj macie już jakość, jakiej kierowca ma prawo wymagać w autach o wiele droższych, niż Kodiaq. Możemy swobodnie przełączać się pomiędzy poszczególnymi kamerami, a widok z góry, pokazujący otoczenia auta, połączony z dynamicznymi liniami z przodu i z tyłu, pozwala na swobodne manewrowanie w ciasnych przestrzeniach, nawet parkowanie równoległe nie stanowi problemu.

Zakładam, że ktoś, kto kupuje auto o takich gabarytach, będzie wykorzystywał je również na dłuższych trasach, więc zatrzymajmy się na chwilę przy aktywnym tempomacie. Jest elementem pakietu, który zawiera również system utrzymywania auta na środku pasa ruchu, więc jeżeli go aktywujecie, auto jedzie samo, Wy musicie tylko trzymać ręce na kierownicy. Sprawdziłam jego działanie na odcinku ponad 100 km i nie mogłam darować sobie napisania testu bez pochwalenia Skody bez pochwalenia tego systemu. Kodiaq nie panikuje – kiedy wykryje przed sobą przeszkodę, będzie zwalniać płynnie i oszczędzi Wam agresywnego hamowania. Jeżeli przeszkoda zostanie usunięta, nie będzie się ociągać z przyspieszeniem. Sprawnie osiągnie wskazana przez Was prędkość, ale obędzie się bez szaleńczego pędu do prędkości X. Wszystko jest zestrojone z myślą o bezpieczeństwie, ale również komfort kierowcy i pasażerów stanowią priorytet.

Chciałabym napisać, że bez użycia tempomatu Kodiaq prowadzi się bez zarzutu, ale to zależy. Zależy od tego, czy dokupicie do niego pewien pakiet, o którym więcej poniżej.

Czytaj też: Test Renault Rafale – silnik 1.2l we flagowym aucie to dobry pomysł?

Bez pakietu Performance nawet nie myśl o zakupie nowego Kodiaqa

Jest jedyny pakiet, który moim zdaniem jest absolutnym must have przy zamawianiu Skody Kodiaq – Pakiet Performance. Za 4 400 zł dostaniecie adaptacyjne zawieszenie DCC Plus, Drive Mode Select oraz progresywny układ kierowniczy. Omówmy pokrótce poszczególne elementy pakietu.

Adaptacyjne zawieszenie DCC (Dynamic Chassis Control) Plus to system dostosowujący pracę zawieszenia do warunków panujących na drodze, lub preferencji kierowcy. Jest on powiązany z funkcją wyboru trybu jazdy. Jeżeli używacie w danym momencie trybu Comfort, zawieszenie będzie miękkie i skupi się na wyłapywaniu nierówności na drodze, z kolei w trybie Sport usztywni się. Nie będzie przesadnie przejmowało się Waszym komfortem, ale za to Kodiaq będzie lepiej trzymał się drogi i pozwoli na pokonywanie ciasnych zakrętów z większymi prędkościami. Pracę zawieszenia możecie też regulować ręcznie, używając do tego centralnie umieszczonego wyświetlacza dotykowego. Mamy tam suwak, na którym widoczna jest skala (od Comfort po Sport) „twardości” zawieszenia i to od Was zależy, na jaką charakterystykę się zdecydujecie. Jest zbyt twardo? Przesuwacie suwak w stronę oznaczenia Comfort i zatrzymujecie się w momencie, gdy zawieszenie pracuje w zadowalający Was sposób. Za bardzo Wami buja? Powtarzacie czynność, ale tym razem suwak przesuwacie w drugą stronę. Dzięki elektronicznym amortyzatorom wszystko dzieje się w czasie rzeczywistym, więc możecie eksperymentować do woli.

Przy zawieszeniu nawiązywałam do trybów jazdy. Tak, w skład pakietu wchodzi opcja wyboru trybów jazdy. Mamy  5 trybów jazdy – Eco, Normal, Comfort, Sport oraz Individual. Wyjaśnianie, jak pracuje auto w każdym z nich nie ma większego sensu, bo nazwy mówią same za siebie, jednak warto zatrzymać się przy trybie Individual. Tutaj sami decydujemy o tym, z jaką charakterystyką działa zawieszenie, układ kierowniczy, jak dynamicznie auto przyspiesza, a nawet jak ma zachowywać się, jadąc z włączonym aktywnym tempomatem. Chcecie, żeby Kodiaq przyspieszał dynamicznie, ale zwieszenie ma być miękkie? Proszę bardzo. Nie chcecie szaleć, ale życzycie sobie precyzyjnego układu kierowniczego? Nie ma problemu. Kombinacji jest jeszcze kilkanaście, ale wydaje mi się, że te dwie wystarczą za przykład.

Tego, czym jest progresywny układ kierowniczy raczej nie trzeba szczegółowo wyjaśniać, bo nazwa mówi sama za siebie, ale na wypadek, gdybyście o tym wcześniej nie słyszeli – w uproszczeniu, układ kierowniczy Kodiaqa dostosowuje się do tego, w jakim trybie w danym momencie jedziecie, jak szybko jedziecie i jak bardzo skręcacie kierownicą. Ma to za zadanie zapewnienie Wam precyzji prowadzenia tam, gdzie jest to konieczne, a w miejscach, w których nie jest ona szczególnie wskazana, auto wybaczy Wam nieopatrzne ruchy kierownicą.

Wszystko to brzmi świetnie i uwierzcie, że takie właśnie jest. Koszt 4 400 zł za taki pakiet udogodnień to nie tyle opłata, co symboliczna darowizna, więc ZACHĘCAM: bierzcie to przy zamawianiu Kodiaqa w ciemno! Różnica między autem z tym pakietem a autem bez tego pakietu jest ogromna! Skąd to wiem? Bo Kodiaq, którego testowaliśmy nie był w niego wyposażony.

Skąd w takim razie wiem, że pakiet ten jest tak bardzo użyteczny? Bo inne modele Skody, które testowaliśmy, miały go na wyposażeniu.

Dobrze, skoro już wiemy co by było gdyby, przejdźmy do tego, co było. Bez dobrodziejstw pakietu Kodiaq jeździ po prostu poprawnie. Zawieszenie nieźle wyłapuje nierówności, a na autostradach i ekspresówkach będzie dbało o Wasz komfort bez uczucia bujania, natomiast co do układu kierowniczego… Cóż, zdecydowanie zbyt precyzyjny na to, jak bardzo jest lekki, przynajmniej jak na mój gust. Jasne, człowiek nie wysila się kręcąc kierownicą, ale jeżeli jadę z prędkością 50 km/h przez miasto, przy dużym natężeniu ruchu, wolałabym, gdyby Kodiaq nie reagował tak entuzjastycznie na każdy lekki ruch kierownicy, bo może to być zwyczajnie niebezpieczne.

Czytaj też: Test Renault Scenic E-Tech 100% Electric – elektryk z zasięgiem spalinówki

Diesel król! Czyli spalanie

Skoro o tym, jak się jeździ Skodą Kodiaq trochę sobie powiedzieliśmy, przejdźmy do tego, czy będziecie płakać podczas tankowania:

Miasto6-6,5 l/100 km
Trasa do 90 km/h (70-90 km/h)4 l/100 km
Droga ekspresowa (tempomat 120 km/h)5,6 l/100 km
Autostrada (tempomat 140 km/h)6,6 l/100 km

Jak widzicie, obędzie się bez dramatów 😉 Pomoże fakt, że Wasze wizyty na stacjach paliw nie będą częste – bak o pojemności 55 l pozwala na przejechanie ponad 900 km drogą ekspresową na jednym tankowaniu.

Czytaj też: Jazda bez użycia rąk po polskiej autostradzie. Przeżyliśmy testy Ford BlueCruise

Nowa Skoda Kodiaq jest uczciwie wyceniona

Skoda Kodiaq 2.0 TDI 150KM kosztuje w tej chwili 184 350 zł (linia wyposażenia Selection) lub 208 300 zł (linia wyposażenia Sportline). Po szczegóły wyposażenia obu wersji odsyłam Was do konfiguratora lub do dealera, ale uprzedzam: najlepsze zabawki są dodatkowo płatne niezależnie od tego, czy zdecydujecie się na Selection, czy na Sportline.

Tryby jady i adaptacyjne zawieszeni o którym pisałam powyżej? Dodatkowy Pakiet. Adaptacyjny tempomat? Pakiet. Wyświetlacz head-up? Oczywiście, że pakiet. Pakietów mamy w sumie 12, wiec zanim zaczniecie podskakiwać z radości, dokładnie sprawdźcie, czy elementy, na których Wam zależy, są standardem, czy trzeba za nie dopłacić nawet, jeżeli zdecydujecie się na droższą linię wyposażenia.

Czytaj też: Test Porsche 718 Boxster – czy da się sportowo, wygodnie i z klasą? Da się, ale już niedługo…

Nowy Kodiaq bardzo się Skodzie udał

Nowa Skoda Kodiaq niewątpliwie odniesie sukces. Duży, wygodny SUV, w dodatku cholernie praktyczny i nieprzesadnie wyceniony, no i to Skoda! Wszyscy wiemy, że Polacy kochają Skody. Nie muszę Was namawiać na wizytę w salonie czeskiego producenta, bo jeśli szukacie nowego auta, prawdopodobnie i tak już tam byliście. Od siebie mogę tylko dodać, że jest to auto przyjemne w użytkowaniu i będę je bardzo miło wspominała za każdym razem, gdy zobaczę jakiegoś Kodiaqa na ulicy. Czyli mniej więcej 25 razy dziennie.