Sony LinkBuds Open – jeden rozmiar nie zawsze pasuje

W ostatnich paru miesiącach zobaczyliśmy mały urodzaj słuchawek TWS o otwartej budowie. Z założenia nie są to konstrukcje nastawione na jak najwyższą jakość dźwięku, lecz mają wiele zalet istotnych w codziennym użytkowaniu – nie zrywają izolacji z otoczeniem i z reguły mniej męczą uszy niż słuchawki dokanałowe. Jedną z nowości są Sony LinkBuds Open, model będący następcą słuchawek, które premierę miały w 2022 roku.
Sony LinkBuds Open
Sony LinkBuds Open

LinkBuds Open – specyfikacja techniczna

  • typ słuchawek: douszne, otwarte, dynamiczne
  • przetwornik: 11 mm, pierścieniowy
  • pasmo przenoszenia: 20 Hz – 20 kHz
  • pasmo przenoszenia mikrofonu: bd.
  • łączność: Bluetooth 5.3, multipoint
  • obsługiwane kodeki: SBC, AAC, LC3
  • czas pracy przy odtwarzaniu muzyki:
    • do 8 godzin / do 30 godzin z etui
    • do 4,5 godziny rozmów
  • czas ładowania: 1,5 h słuchawki, 2,5 h etui
  • ładowanie: przewodowe USB-C
  • certyfikaty: „ekwiwalent IPX4”
  • waga: 5,1 g każda ze słuchawek, 30,6 g etui
  • funkcje dodatkowe: Fast Pair/Swift Pair, DSEE, Głośność adaptacyjna, Wide Tap Area, Speak-to-Chat, 360 Reality Audio
  • cena: ~799 zł
Sony LinkBuds Open

LinkBuds Open – konstrukcja i wzornictwo

LinkBuds Open to słuchawki bardzo specyficzne. Każda z nich to niewielka plastikowa kopułka z dołączonym na dole plastikowym toroidem, zawierającym pierścieniowy przetwornik. Po włożeniu do ucha pierścieniowy przetwornik ląduje dzięki temu znacznie bliżej kanału słuchowego niż w typowych urządzeniach dousznych, nie mówiąc już o rozwiązaniach takich jak Nothing Ear (open), w których przetwornik znajduje się wysoko nad kanałem.

Sony LinkBuds Open

Elektronika i mikrofon znalazły się rzecz jasna w kopułce, która zresztą zdaje się większa niż w pierwowzorze sprzed dwóch lat. Dół kopułki zawiera czujnik zbliżeniowy oraz kontakty do ładowania akumulatora, natomiast cała zewnętrzna część przykryta została silikonową nakładką, która wydłuża się w rodzaj elastycznej, pustej w środku wypustki – ma ona służyć do zablokowania słuchawki w małżowinie usznej, aby nie wypadała podczas poruszania głową.

System jest odmienny od stosowanego w pierwszych LinkBuds – tam mocowanie zapewniały dostępne w trzech rozmiarach i łatwe w wymianie gumowe pierścienie z elastycznym pałąkiem, w LinkBuds Open nakładkę co prawda też można wymienić, ale w zestawie nic nie ma – Sony zresztą nie przewidziało innych rozmiarów, tylko wybór koloru.

Sony LinkBuds Open

Do jakości wykonania nie można się przyczepić – wszystko jest wykonane należycie, dobrze spasowane, etui jest małe i zgrabne, prawdziwie kieszonkowe. Łatwo je otworzyć, łatwo wyjąć słuchawki. Aż prosiłoby się, by można je było także ładować bezprzewodowo, ale Sony odmówiło nam tej funkcji.

Zobacz także: Recenzja Google Pixel Buds Pro 2. Czy Google zna się na słuchawkach?

Oprogramowanie Sony Sound Connect

Aby w pełni wykorzystać możliwości LinkBuds Open, niezbędne jest oprogramowanie Sony Sound Connect – następca Sony Headphones. Warto tam naprawdę zajrzeć – są tam ustawienia oczywiste, jak np. system DSEE i korektor graficzny z dodatkowym wzmocnieniem basu, tryb multipoint, aktualizacja i mniej oczywiste, jak np. sterowanie przez tapnięcie w pobliżu słuchawek, przełączenie ich w tryb LE Audio, włączenie adaptacyjnej głośności czy funkcja Speak-to-Chat, która wycisza muzykę, gdy wykryje nasz głos.

Głównym przeznaczeniem Sony LinkBuds Open nie jest słuchanie muzyki, tylko komunikacja i warto o tym pamiętać – stąd w oprogramowaniu funkcje mające ułatwić zarówno tę elektroniczną, jak i na żywo – adaptacyjna głośność i Speak-to-Chat. Nie mam do nich zastrzeżeń, tak jak i do sterowania – wszystko działa mniej więcej zgodnie z założeniami i deklaracjami Sony, a powyłączałem je u siebie, gdyż poza testem ich po prostu nie potrzebuję.

Parę rzeczy jednak nie wyszło. Sony LinkBuds Open pozwalają na pracę w trybie multipoint i tu wszystko jest OK, dopóki nie przyjdzie nam do głowy włączyć priorytetu dla trybu Bluetooth Low Energy Audio, który nie pozwala na multipoint. iPhone w ogóle nie umożliwia przesyłu w trybie BLE, wykorzystuje natomiast połączenie LE do sterowania słuchawkami.

Sony LinkBuds Open

Do testów BLE postanowiłem zatem użyć Pixela 9 Pro XL – i nie dało się go sparować ze słuchawkami bez wcześniejszego wyczyszczenia parowania z iPhone, choć podczas parowania przecież nie były podłączone. OK, po drodze ukazała się aktualizacja oprogramowania – dwa dni zajęło mi jej wgranie, tak powoli się pobierała, ale niech tam, idea jest taka, żeby update nie absorbował uwagi użytkownika i to z pewnością się udało.

Po aktualizacji słuchawki sparowały się poprawnie z Pixelem, ale używać się ich nie dało i nie da – z niezrozumiałych dla mnie zupełnie powodów komunikaty głosowe odtwarzają obie słuchawki, ale dźwięk tylko lewa. Gratulacje, Sony. Wyłączyłem BLE, sparowałem słuchawki ponownie, tym razem wykorzystując klasyczne połączenie AAC i multipoint. Po problemie.

Zobacz także: OnePlus Buds Pro 3 – doskonałość z małą skazą

Sony LinkBuds Open

Użytkowanie, czyli krótka opowieść o tym, jak to dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane

Sony LinkBuds z 2022 roku były ciekawą propozycją. Żeby słuchać na nich muzyki, wymagały sporo kombinacji z korektorem i ustawieniami, gdyż ich naturalna charakterystyka była raczej mało przyjemna. Do komunikacji nadawały się jednak znakomicie i jak już dobrało się odpowiedni rozmiar gumowego mocowania, okazały się także niesamowicie wygodne. Oprogramowanie także wymagało poprawek, ale to inna sprawa.

Sony, przygotowując następcę, Link Buds Open, wziął się za udoskonalanie. I – o bogowie – udoskonalił. Słuchawki urosły (czy raczej urósł ich odwłok, że tak powiem) i otrzymały zmieniony system mocowania, zgodnie z zasadą „jeden rozmiar dla wszystkich”. W efekcie po rozpakowaniu testowych słuchawek następne 2 godziny spędziłem, próbując je poprawnie założyć – jeśli się w miarę dobrze trzymały, to przetwornik ustawiał się tak, że nie było dobrze słychać. Jak grało poprawnie, to słuchawki (a szczególnie lewa – drogie Sony, ludzie nie są symetryczni!) w ogóle nie chciały się trzymać. Raz i drugi było już prawie dobrze i odważyłem się zrobić coś poza słuchaniem – chwilę później wyłowiłem lewą słuchawkę ze zlewu – szczęśliwie udało mi się nią nie trafić w kubek z resztką kawy, który zamierzałem umyć.

Sony LinkBuds Open

Określiłem parę razy nieobyczajnie projektantów do trzeciego pokolenia wstecz i odłożyłem innowacyjny projekt Sony na później. Po kolejnych kilku podejściach ostatecznie udało mi się znaleźć takie położenie słuchawek w małżowinie, że jakoś grają i się w miarę trzymają – „w miarę” oznacza tu, że nie zaryzykowałbym gwałtownych ruchów głową, ale przynajmniej nie muszę chodzić po domu jak faraon. I tak co jakiś czas któraś ze słuchawek wypada, więc toaletę radzę w nich omijać. To natomiast, czy słuchawki po ponownym założeniu będą grać normalnie, czy np. monofonicznie jest loterią. Raz jest ok, raz nie – wtedy trzeba LinkBuds Open odłożyć do etui, zamknąć i po paru chwilach powinny się zresetować.

Zupełnie serio i na zimno: to, co Sony zrobiło z ergonomią LinkBuds Open zasługuje na szczególne podkreślenie – brak możliwości dostosowania tak specyficznego produktu do potrzeb użytkownika jest skandaliczny i nie mam dość ostrych słów, by to określić.

Sony LinkBuds Open

Jakość dźwięku – jest lepiej

Jeśli coś się Sony w testowanych słuchawkach udało, to poprawić jakość dźwięku. Pierwsza edycja bez korektora i podbicia basu systemem Clear Bass grała bardzo słabo, a akceptowalny efekt osiągała po użyciu po odpowiednim dostrojeniu. W przypadku LinkBuds Open nastąpił znaczny postęp, jak już nam się je uda wycelować w kanał słuchowy to grają akceptowalnie bez korekcji innej niż DSEE. Oczywiście to nie znaczy, że nie warto pogrzebać – jak najbardziej warto.

Dostrojone Sony LinkBuds Open mogą zagrać dość przyjemnie, choć dźwięk nie jest ani precyzyjny, ani zrównoważony. Wrażenie przestrzenności jest poprawne, odwzorowanie tonów typowe dla otwartych konstrukcji, choć wszelkie odchylenia słychać tu znacznie bardziej niż na przykład w Nothing Ear (open). Nawet po korekcji bas jest słaby, a średnie i wysokie tony nadmiernie wzmocnione. Całość sprawia przy tym lekkie wrażenie słuchania przez zasłonkę.

Pasmo przenoszenia wg Sony rozciąga się od 20 Hz do 20 kHz. To oczywiście bajka z mchu i paproci. Słuchawki radzą sobie z basem znośnie, ale wg wykresu, jaki znalazłem na Soundguys, cokolwiek słychać od 50 Hz, a zgodnie z przyjętą definicją pasma przenoszenia dla tłumienia -3 dB należy przyjąć, że dla LinkBuds Open zaczyna się ono od około 150 Hz.

Nie będę tu omawiał szczegółowo – wbrew swoim własnym zwyczajom – playlisty testowej. Słuchawki nie mają tu bowiem ani wyraźnie mocnych, ani szczególnie słabych stron wartych podkreślenia. Grają akceptowalnie, nie sprawiając przykrości słuchaczowi, ale są przede wszystkim stworzone do komunikacji i tu się sprawdzają znakomicie – jakość rozmów jest wzorowa, nie odcinają od otoczenia.

Sony LinkBuds Open

Podsumowanie

Sony miało fajny projekt otwartych słuchawek do komunikacji. Tworząc LinkBuds Open udało im się wydatnie poprawić dźwięk i zepsuć wszystko inne w stopniu takim, że po raz pierwszy od dawna testowy produkt z ulgą odeślę do producenta i zrobię wszystko, by zapomnieć o jego istnieniu. Jeśli Sony umożliwi dobór odpowiedniego rozmiaru wkładek, by dopasować słuchawki do potrzeb klienta, przemyślę swój werdykt. W tej chwili jedyna uczciwa rekomendacja, jaką mogę tu napisać, wygląda tak: albo dokładnie przymierzcie słuchawki przed zakupem, albo trzymajcie się od LinkBuds Open z daleka. To nie jest tak, że nie macie lepszego wyboru.