Dla milionów miłośników astronomii była to wyjątkowa okazja do obserwowania zorzy polarnej praktycznie w każdym miejscu na powierzchni Ziemi, także w tych miejscach, które znajdują się daleko od któregokolwiek bieguna naszej planety. Mało tego, okazało się, że zorze w niektórych miejscach na Ziemi nie wyglądały tak, jak się do tego przyzwyczailiśmy.
Doskonałym przykładem takiego miejsca jest Japonia. To właśnie tam obserwatorzy nocnego nieba mieli unikalną okazję obserwowania zorzy polarnej w kolorze amarantowym. Kolor ten spowodował, że wielu Japończyków chwyciło za telefon, aby sfotografować niebo w nietypowym kolorze. Teraz naukowcy postanowili te zdjęcia wykorzystać do badań naukowych.
Powstało bowiem pytanie o pochodzenie tego koloru. Jakby nie patrzeć, na niskich szerokościach geograficznych zorza zwykle widoczna jest w kolorze czerwonym. Podczas majowej burzy geomagnetycznej kolor wyraźnie odbiegał od czerwieni.
Czytaj także: Słońce bardziej wściekłe niż przewidywano. Małe satelity padają jak kaczki
Naukowcy wskazują, że w jednym z najstarszych obserwatoriów magnetycznych na świecie, czyli w istniejącym i obserwującym od 110 lat obserwatorium Kakioka, zorze z maja zostały sklasyfikowane jako dziewiąte najsilniejsze od 110 lat.
Zorza polarna co do zasady nie może przyjmować dowolnego koloru. Barwa obserwowanej z powierzchni planety zorzy polarnej zależy od tego, z czym naładowane cząstki słoneczne zderzają się w atmosferze Ziemi. To właśnie w tych zderzeniach, cząstki atmosfery są wzbudzane i prowokowane do emisji światła w określonych kolorach. Kiedy obserwujemy zieloną zorzę polarną, w rzeczywistości obserwujemy emisję z atomów tlenu znajdujących się na niskich wysokościach. Jeżeli cząstki docierają głębiej do atmosfery, mogą zderzać się z atomami azotu, powodując powstawanie niebieskiej poświaty. Z drugiej strony, kiedy mamy do czynienia z zorzą czerwoną, oznacza to, iż cząstki ze Słońca zderzają się z tlenem atomowym na najwyższych wysokościach. Siłą rzeczy, koloru amarantowego tutaj jednak nie ma.
Badacze wskazują, że w trakcie burzy geomagnetycznej w maju 2024 roku, więcej niż zwykle cząstek dotarło w głąb atmosfery Ziemi także na niższych szerokościach geograficznych. Możliwe zatem, że na całościowy obraz zorzy nałożyły się interakcje naładowanych cząstek plazmy słonecznej zarówno z tlenem atomowym, jak i azotem. W efekcie nałożyły się na siebie barwy czerwone i niebieskie, z których wszak składa się kolor amarantowy.
Czytaj także: Widzieliście zorze w maju? To nic w porównaniu z tym co nadchodzi
W najnowszym artykule opublikowanym w periodyku Scientific Reports, naukowcy z Japonii opisali zorze polarne z 11 maja, wykorzystując do tego zarówno swoje modele matematyczne i obserwacje naukowe, ale także potężną bazę niemal 800 zdjęć wykonanych przez miłośników nocnego nieba z różnych miejsc w Japonii. Zdjęcia wraz z informacjami o lokalizacji i wysokości n.p.m. prowadzenia obserwacji z różnych miejsc archipelagu połączone z danymi z satelitów i przeanalizowane przez modele matematyczne pozwoliły naukowcom stworzyć całościowy obraz sytuacji w atmosferze Ziemi nad terytorium Japonii, a tym samym odtworzyć, z czym tak naprawdę mieliśmy do czynienia.
Dane od amatorów i miłośników nieba okazały się tutaj bardzo cenne. Teraz naukowcy planują już zaangażowanie nawet większej części opinii publicznej do obserwacji zórz polarnych, których w najbliższych latach może być jeszcze mnóstwo, nawet w takich miejscach jak Japonia. Im więcej danych i zdjęć będzie do dyspozycji, tym lepiej będzie można ustalić parametry pogody kosmicznej w otoczeniu Ziemi w erze maksimum aktywności słonecznej.