Nie wiem jak wy, ale mam już dość słuchania kolejnych smutnych informacji o kraksach wynikających z nadmiernej prędkości, brawury i powszechnego pijaństwa na drogach. Sam jestem uczestnikiem ruchu drogowego i co chwilę obserwuję coś, co określiłbym mianem “mikro wykroczeń”: tu wyminę wysepkę, tu skoszę zakręt, tu zmieszczę się na koniec kolejki skręcających, mimo, że zablokuję pas autom jadącym z innej strony. Egoizm, brak wyobraźni, brawura, ułańska fantazja, pedał w podłogę i zmieścisz się. Do tego agresja (nie tylko słowna) i mamy pełny obrazek podróżowania po polskich trasach.
Co z tym fantem zrobić? Bo coś przecież trzeba, a statystyki dotyczące wypadków i ofiar śmiertelnych wołają o atencję. No to zbierają się posłowie w ramach komisji infrastruktury i proponują np. żeby zielone światło sygnalizatora migało, zanim zapali się żółte, a po nim czerwone. Rzekomo miałoby to dać znać kierowcy, że jego zielone okienko za chwilę się skończy i trzeba będzie się zatrzymać. No to teraz ruszamy w Polskę i wydajemy grube miliony na przeprogramowanie wszystkich sygnalizatorów, a potem jeszcze naiwnie czekamy, że to przyniesie oczekiwany skutek. Kierowcy magicznie zdejmą szybciej nogę z gazu? Przypuszczam, że wątpię.
A może wszędzie wprowadzić sekundniki odmierzające czas zielonego światła, które można spotkać w niektórych miastach? Notabene są one ostatnio zastępowane przez kamery wykrywające przejeżdżanie na czerwonym świetle, ale jak widać komuś ten pomysł spodobał się bardziej, bo podobno bez sekundników kierowcy boją się wjeżdżać na skrzyżowanie i zbyt wcześnie hamują. Od ponad 20 lat jeżdżę po Warszawie i nie spotkałem się jeszcze ze zbyt wczesnym hamowaniem na zielonym (za to często obserwuję za późne a notorycznie jego brak).
Czytaj też: Unia wymierzyła cios w Chiny. Trwa walka o przyszłość europejskiej motoryzacji
I tak sypią się pomysły jak z rękawa, a co jeden to lepszy i ciężko wśród nich wyłuskać coś naprawdę sensownego. Na dłuższą metę trudno pracować z materią, która przez lata, a nawet dekady pozostała zaniedbana i doprowadziła nas do obecnego miejsca. Mamy coraz mocniejsze auta, teoretycznie coraz bezpieczniejsze, ale uwagi o zasadzie ograniczonego zaufania można włożyć między bajki, bo na drodze zachowujemy się często jak w grach wideo. Jeśli nie zmienimy swojej mentalności i nie przebudujemy od środka społeczeństwa w stronę kolektywnego dobra, na nic zdadzą się nawet najlepsze przepisy.