Dziura grawitacyjna w Oceanie Indyjskim. Co tam się stało z polem grawitacyjnym?

Powszechnie przyjmuje się, że choć naukowcy badają już najdalsze rejony wszechświata oraz odkrywają tysiące planet krążących wokół gwiazd odległych od nas o setki i tysiące lat świetlnych, to wciąż tak naprawdę niewiele wiemy o tym, co się dzieje na dnie oceanicznym na powierzchni naszej własnej planety. Trudno ustalić, ile w tym tak naprawdę jest prawdy, ale jedno trzeba przyznać: oceany skrywają przed nami wciąż wiele tajemnic.
Dziura grawitacyjna w Oceanie Indyjskim. Co tam się stało z polem grawitacyjnym?

Mało kto wszak wie o tym, że na Oceanie Spokojnym znajduje się tzw. Punkt Nemo, czyli ten punkt na Ziemi, który znajduje się najdalej od jakiegokolwiek lądu. Co ciekawe, jest to miejsce, gdzie na dnie oceanu znajduje się prawdziwe cmentarzysko satelitów, rakiet i statków kosmicznych. To tam naukowcy zazwyczaj kierują sondy kosmiczne, które kończą już swoją pracę na orbicie i powinny wrócić na Ziemię, aby nie stać się śmieciami kosmicznymi, które przez kolejne lata i dekady mogłyby zagrażać bezpieczeństwu kolejnych satelitów krążących wokół Ziemi.

Na Oceanie Spokojnym możemy jednak znaleźć jeszcze ciekawsze miejsce. Naukowcy mówią o swoistej dziurze grawitacyjnej, czyli takim miejscu na oceanie, gdzie przyciąganie grawitacyjne słabnie i jest wyraźnie niższe od tego, które znajdziemy w innych miejscach na powierzchni mórz i oceanów.

Czytaj także: Oto najbardziej niedostępny punkt na Ziemi. Człowiek nigdy nie postawi tam stopy

Tak naprawdę naukowcy dopiero teraz starają się rozwiązać zagadkę tego miejsca, które według naszej obecnej wiedzy jest najgłębszą depresją w polu grawitacyjnym naszej planety. Badacze zwracają uwagę na fakt, że poziom wody znajduje się tam aż 106 metrów niżej niż gdzie indziej na powierzchni całej Ziemi.

Nie mówimy tutaj jednak o jakiejś lokalnej anomalii. Sama dziura grawitacyjna rozciąga się na całkiem sporym obszarze, którego powierzchnię szacuje się na nieco ponad trzy miliony kilometrów kwadratowych. Obszar ten znajduje się 1200 kilometrów na południowy zachód od Indii i został odkryty po raz pierwszy w 1948 roku.

Źródło: Europejska Agencja Kosmiczna

Mimo wielu lat badań dopiero w 2023 roku naukowcy opublikowali najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie zagadki tego konkretnego fragmentu Oceanu Indyjskiego. W artykule opublikowanym w periodyku Geophysical Research Letters naukowcy opisali wyniku serii symulacji ruchu płaszcza Ziemi i płyt tektonicznych w interesującym nas obszarze Ziemi na przestrzeni ostatnich 140 milionów lat. Spośród uzyskanych wyników badacze wyizolowali te, które prowadzą do obserwowanych parametrów tego miejsca.

Modele komputerowe wykazały, że u źródła tej nietypowej anomalii grawitacyjnej leży śmierć Tetydy, dawnego i nieistniejącego już oceanu, który oddzielał od siebie Gondwanę i Laurazję, nieistniejące już superkontynenty.

Czytaj także: Jak chińskie okręty podwodne kształtują krajobraz geopolityczny? Niedawna niespodzianka odpowiada

Badacze podejrzewają, że Tetyda znajdowała się na fragmencie płyty tektonicznej, która wsunęła się pod płytę eurazjatycką jakieś 180 milionów lat temu. To właśnie wtedy część fragmentów tejże płyty opadła w głąb płaszcza naszej planety.

To opadanie fragmentów skorupy ziemskiej w głąb Ziemi stworzyło lukę w gęstej skrystalizowanej magmie, która została zepchnięta do wnętrza Ziemi. W jej miejsce została natomiast wypchnięta magma o niższej gęstości. W efekcie cały ten obszar znajdujący się pod powierzchnią tego regionu zmniejszył swoją masę, a konsekwencją tego było osłabienie pola grawitacyjnego na tym obszarze.

Tak przynajmniej wskazują modele komputerowe. To jednak jeszcze nie jest koniec prac naukowych. Teraz bowiem badacze muszą zweryfikować wyniki uzyskane za pomocą modeli komputerowych. Do tego będzie potrzeba szerokiej analizy danych sejsmicznych zarejestrowanych w tym rejonie.