Test Ford Transit Courier – nowoczesny wół roboczy

Ford Transit Courier nie jest autem, które wymaga przedstawienia. To najmniejsze i najtańsze auto dostawcze w ofercie Forda, które zostało niedawno odświeżone. Wraz z nowym wyglądem i nowym wnętrzem ma zapewnić kierowcy maksimum komfortu podczas codziennej pracy. Czy faktycznie tak jest?
Test Ford Transit Courier – nowoczesny wół roboczy

Ford Transit Courier to kompaktowe auto miejskie

Arkadiusz Dziermański

Nieduże, zwinne dwuosobowe auto do miasta – brzmi jak marzenie niejednego kierowcy. Ale żarty żartami, Ford Transit Courier to faktycznie kompaktowy samochód. Wariant Active, którego testowaliśmy, ma 4344 mm długości, 2076 mm szerokości z lusterkami, 1849 mm wysokości i 2692 mm rozstawu osi. Segment B jak się patrzy. Wymiary oczywiście ułatwiają manewrowanie, a dzięki tej wysokości auto bez problemu wjedzie do parkingów podziemnych.

Trzeba przyznać, że Ford Transit Courier jest ładny nie tylko jak na auto dostawcze. Szczególnie z przodu wygląda naprawdę dobrze, a jego umieszczony niemal prostopadle do maski grill, jak zgodnie przyznaliśmy z naszym filmowcem Konradem Koterbą, od razu przypomniał nam bajkę Listonosz Pat:

Na boku mamy ładne przetłoczenia, a z tyłu efektownie wkomponowane lampy. Jak na auto robocze i w dodatku niedrogie, to trzeba docenić, bo jak widać, takie samochody też mogą wyglądać dobrze i przyciągać wzrok.

Czytaj też: Test Lexus RX 500h – tak się zrywa ze stereotypami!

Większa przestrzeń ładunkowa to jedna z wielu nowości nowego Transita Courier

Poprzednia generacja Transita w wariancie Courier miała 2,3 m3 przestrzeni ładunkowej i mieściła w środku jedną europaletę. Transit Connect w wersji Van L1 w poprzedniej generacji miał 2,9 m3 przestrzeni ładunkowej, ale też mieścił jedną paletę. Nowy Transit Courier również ma przestrzeń na poziomie 2,9 m3, ale jest w stanie pomieścić dwie europalety.

Długość przestrzeni ładunkowej na wysokości podłogi to 1802 mm i 1562 mm na wysokości okien. Szerokość między nadkolami wynosi 1220 mm, a w najszerszym miejscu 1535 mm i do tego mamy 1262 mm wysokości.

Regularne kształty, opcjonalne drzwi przesuwane po obu stronach i szeroko otwierane drzwi z tyłu czynią z Transita Courier bardzo praktyczne auto. Boczne drzwi nie potrzebują dużo miejsca do otwarcia i sięgają mniej więcej do końca lusterek. Dostęp do paki jest bardzo łatwy i wrzucanie tu dużych przedmiotów nie stanowi żadnego problemu.

Przegroda stalowa z kratką jest dodatkową opcją dostępną z alarmem Thatcham z podwójnym ryglowaniem zamków w cenie 1 000 zł. Kratka jest zanitowana i nie jest łatwo ją zdemontować, co miałem okazję sprawdzić, bo jej zdjęcie znacznie ułatwiłoby fotografowanie wnętrza. O ile kratka ma swoje wady i zalety (o czym w dalszej części), tak podwójne ryglowanie zamków to przydatna rzecz. Otwierając drzwi z przodu, tylne są zablokowane i wymagają ponownego wciśnięcia przycisku na pilocie. Dzięki czemu ładunek jest dodatkowo zabezpieczony.

Czytaj też: Widziałem Dacię Bigster – szykuj portfel, bo duży Duster Ci się spodoba

Wnętrza Forda Transit Courier byłoby bardzo praktyczne, gdyby nie jeden element

Ford Transit Courier wygląda dobrze nie tylko z zewnątrz, ale również w środku. Choć oczywiście o jakości użytych materiałów i ich spasowaniu trudno powiedzieć coś dobrego, tak trzeba przyznać, że jest tu nowocześnie i praktycznie. No prawie…

Może od razu powiedzmy sobie, w czym problem. Chodzi o klimatyzację, której obsługa wymaga dłubania na ekranie. Przyciski są duże i regulacja nawiewów czy temperatury jest prosta, ale to nadal nie jest tak wygodne jak klasyczne pokrętła czy przyciski. Dodajmy tu od razu, że klimatyzacja potrzebuje chwili na rozkręcenie się. Podczas testu mieliśmy temperatury niewiele powyżej zera stopni Celsjusza i zanim wnętrze zaczęło się nagrzewać potrzeba ok 5 minut.

Fotele są poprawne. Nie są wybitnie wygodne i średnio trzymają w zakrętach, ale są miękkie i raczej nikt nie powinien narzekać po spędzeniu w nich całego dnia. Kabina jest duża, dzięki czemu nie ma problemu z przesunięciem fotela do przodu i lekkim odchyleniem oparcia. Można też w ten sposób zyskać miejsce do spakowania torby czy plecaka.

Kierowca ma do dyspozycji regulację odcinka lędźwiowego, co jest dostępne w każdej opcji wyposażenia, podobnie jak podłokietnik. W wariancie autobusowym, ale jest. Dodatkowo płatną opcją jest podgrzewanie foteli.

Schowków oczywiście nie brakuje. Mamy uchwyty na napoje i przegródki na tunelu środkowym, dużą półkę za kierownicą, mniejszą przed fotelem pasażera i tradycyjnie ogromną nad głową. Dodatkowo obok ekranu głównego jest miejsce na zamontowanie uchwytu na telefon.

Nie tylko wykonanie wnętrza, ale też wyciszenie nie jest najlepsze. Tutaj winna jest wspomniana wcześniej kratka. Hałas dobiegający z blaszanej budy za naszymi plecami jest duży i to głównie on tutaj przeszkadza. Jeśli ktoś planuje robić Transitem Courier dłuższe trasy, warto rozważyć, czy potrzebujemy tego elementu, bo to powinno mocno wpłynąć na wyciszenie wnętrza.

Warto też dodać, że jak na auto dostawcze widoczność jest bardzo przyzwoita. Szyby boczne są bardzo duże, podobnie jak lusterka, co znacznie ułatwia w zorientowaniu się w sytuacji wokół auta.

Czytaj też: Pierwsza jazda KIA EV3 – kompaktowy elektryk sunie podbić polski rynek

Ford Transit Courier ma wiele współczesnych udogodnień

Przyznam, że zaskoczyła mnie lektura cennika Transita Courier, bo w każdym wariancie dostajemy cyfrowe zegary bez dodatkowej dopłaty. Ekran kierowcy nie jest duży, ma przekątną 8 cali, ale jest czytelny, jasny i wyświetla praktyczne informacje na temat spalania, działania asystentów czy wskazówki fabrycznej nawigacji.

Ekran główny też ma przekątną 8 cali. Interfejs jest prosty, nie ma tu zbyt wielu opcji. Panel dobrze reguje na dotyk, działa szybko i bez zawieszania się. Można powiedzieć, że to standard, jaki znamy z auto osobowych Forda.

W każdej wersji wyposażenia dostajemy bezprzewodowego Androida Auto i Apple CarPlay, więć tutaj duże brawa. Kamerę cofania znajdziemy w wariantach Active i Limited, w najtanszej Trend kosztuje 1 200 zł w pakiecie z przednimi czujnikami parkowania.

Nagłośnienie… jest i gra. Możemy jeszcze dodać, że drzwi nie trzeszczą podczas odtwarzania muzyki, więc zawsze jest to jakiś plus.

Czytaj też: Test Lexus UX 300h – genialne wnętrze! Tylko co tu tak ciasno?

Ford Transit Courier sprawnie, ale niezbyt tanio porusza się po mieście

Sylwia Januszkiewicz

Ford Transit Courier Van jest wyposażony w turbodoładowany silnik benzynowy 1.0 l o mocy 125 KM z 7-biegową, automatyczną skrzynią biegów. Dostępna jest również wersja z 6-biegową skrzynią manualną, o mocy 100 KM lub 125 KM. Auta o mocy 100 KM mają 180 Nm maksymalnego momentu obrotowego, a 125-konne, 200 Nm.

Ponieważ przyspieszenie nie jest tutaj sprawą istotną, skupmy się na kwestii zużycia paliwa. Nie jest to model zelektryfikowany, więc nie ma co spodziewać się szałowych wyników, w szczególności w mieście.

Miasto7,5-8,5 l/100 km
Cykl mieszany6,6 l/100 km
Droga ekspresowa (tempomat 120 km/h)8,4 l/100 km
Autostrada (tempomat 140 km/h)10,3 l/100 km

Zużycie w mieście zależy oczywiście od korków – przy płynnej jeździe auto spalało 7,5 l/100 km, a przy gęstym ruchu i sterczeniu pod światłami nie udało mi się zejść poniżej 8,5 l/100 km. Warto również zaznaczyć, że pomiary robiliśmy na pusto – tylko kierowca i pasażer, żadnych bagaży. Przy załadowanej pace te wartości będą wyższe.

Jazda Transitem Courier jest dokładnie taka, jakiej można się spodziewać po aucie typu dostawczego. Nie będzie szczególnie szybkie, ale może to i lepiej, bo te gabaryty nie sprzyjają fantazji na krętych drogach. Podczas jazdy na pusto zawieszenie będzie pracowało tak, że na nierównych nawierzchniach będziecie tańczyć za kierownicą czy tego chcecie, czy nie. Będziecie również zaskoczeni zwrotnością Transita i w pewnym momencie dojdziecie do wniosku, że parkuje się tym łatwiej, niż wieloma SUV-ami segmentu B. Chociaż nie mam do czynienia z autami tego typu na co dzień, byłam zaskoczona tym, jak szybko przyzwyczaiłam się do Couriera. Tylko dwie rzeczy nieco mi doskwierały.

Czytaj też: Test Mercedes Klasa E – najbardziej zaawansowany Mercedes w historii

Ford Transit Courier hamuje jak elektryczny Mustang

Ostatnia rzecz jakiej się spodziewałam, to hamulce rodem z modelu Mach-E GT! Co prawda nie mamy tutaj czterech powiększonych tarcz hamulcowych Brembo, ale podczas jazdy z pustą paką spokojnie mogłabym uwierzyć, że w takie właśnie zabawki wyposażono Transita. Gdyby nie zapięte pasy, przy pierwszym hamowaniu prawdopodobnie wylądowałabym z nosem wbitym w kierownicę i trochę czasu zajęło mi opanowanie tego układu na tyle, żeby nie stawać agresywnie przy każdym użyciu hamulca. Dopiero z porządnym ładunkiem z tyłu zaczęły pracować płynnie i właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że przecież do tego auta możemy wrzucić bagaż o masie ponad 600 kg, więc po prostu musi mieć czym hamować. Zaskakujące, że wystarczą do tego tarcze z przodu i bębnowe hamulce z tyłu.

Czytaj też: Test Volkswagen Golf – jednak można nowocześnie i z guziczkami

Lusterka powiększają, kamera rozszerza

To, czego nie jestem szczególną fanką, to boczne lusterka. Z oczywistych względów nie mamy tutaj lusterka wstecznego, więc musimy polegać na lusterkach bocznych oraz na kamerze cofania i tutaj nie bardzo jest się czym chwalić. Wiem, że obraz w lusterkach jest powiększony w każdym aucie, ale tutaj producent poszedł w to za mocno. Na tyle za mocno, że głupiałam, bo obraz w lusterku nijak nie zgrywał mi się z tym, co widziałam przez boczną szybę i momentami po prostu nie wiedziałam, czy mogę zmienić pas, czy nie. Zakładam, że da się do tego przyzwyczaić, ale przy krótkim użytkowaniu było to uciążliwe.

Kolejnym problemem jest kamera cofania. Nie zrozumcie mnie źle, bardzo się cieszę, że auto było w nią wyposażone i ułatwiała mi życie, ale niemiłosiernie poszerzała obraz, a do tego jakość obrazu pozostawiała wiele do życzenia. Wiem, że Transit Courier jest niedrogim autem, ale mamy 2024 rok, dobrej jakości obraz z kamery naprawdę nie jest wygórowanym wymaganiem.

Czytaj też: Test Mitsubishi Colt. Samuraj z bagietą

Ford Transit Courier kosztuje niecałe 100 tys. złotych

Ford Transit Courier Van zdecydowanie nie jest drogim autem. Do wyboru mamy diesla lub benzynę. Transit 1.5 EcoBlue (100 KM, diesel) kosztuje od 77 858 zł do 84 622 zł. Cena 1.0 EcoBoost (benzyna) zależy od mocy i skrzyni biegów.

Wersja 100-konna z 6-biegową skrzynią manualną kosztuje 72 800 zł, 125 KM z manualem to wydatek od 74 538 zł do 81 302 zł, natomiast 125-konny automat (taki jak testowany egzemplarz) mieści się w przedziale 79 878 zł – 86 642 zł.

Do powyższych cen dochodzą ewentualne pakiety dodatkowe, np. pakiet zimowy (podgrzewana kierownica, przednie fotele oraz przednia szyba) za 1 900 zł, czy pakiet Driver Assistance (m.in. monitorowanie martwego pola, nawigacja satelitarna, system automatycznego hamowania podczas cofania, tempomat adaptacyjny) za 6 600 zł lub 5 400 zł w zależności od wersji wyposażenia. Generalnie rzecz biorąc, nawet przy wybraniu najdroższej wersji (7-biegowy automat o mocy 125 KM w najwyższej linii wyposażenia) oraz wszystkich dostępnych pakietów dodatkowych, nie przekroczycie 100 000zł. Mamy 2024 rok, chyba nie musze nikomu udowadniać, że to jest co najmniej uczciwa cena, prawda?

Czytaj też: Test Skoda Superb – wygodna limuzyna w zabójczo dobrej cenie

Nowy Ford Transit Courier powinien szybko zadomowić się w wielu firmach

Samochód dostawczy w 2024 roku nie musi być łopatologicznie prostą, paskudną budą bez współczesnych udogodnień i nowy Ford Transit Courier idealnie to udowadnia.

Auto wygląda dobrze, jest wygodne, ma sporo technologicznych rozwiązań i kosztuje bardzo rozsądne pieniądze. Oczywiście kamera cofania mogłaby być lepszej jakości, klimatyzacja mogłaby być sterowana za pomocą klasycznych przycisków, ale koniec końców, w tej cenie można przymknąć na to oko, bo ogólna praktyczność tego auta skutecznie przykrywa jego niewielkie wady.