Niemieckie działo słoneczne z 1929 roku. Wyprzedzili swoją epokę

Wśród jednych z najbardziej nietypowych i rozbudzających wyobraźnię broni, o których marzyli i do których dążyli Niemcy/naziści, znajduje się tak zwany heliobeam, czyli działo słoneczne. Zwłaszcza że nie był to pomysł tonącego, który brzytwy się chwyta, bo narodził się nie pod koniec wojny, a już w 1929 roku.
Niemieckie działo słoneczne z 1929 roku. Wyprzedzili swoją epokę

Koncepcja słonecznego działa, znanego również jako heliobeam, reprezentuje jedną z najbardziej ambitnych i teoretycznych broni wojennych, nad którymi kiedykolwiek rozpoczęto pracę. Pierwotny projekt miał dać życie broni umieszczonej na orbicie, która robiłaby użytek ze wklęsłego zwierciadła. Byłby to więc po prostu satelita z soczewką, która skupiałaby światło słoneczne na określonym obszarze na powierzchni Ziemi. Skoncentrowana w ten sposób energia słoneczna miała generować ogromne ciepło, które z kolei miało być zdolne do niszczenia celów lub zabijania. Wszystko to z wykorzystaniem energii cieplnej, czyli po prostu ciepła i co najciekawsze, ten pomysł nie jest wcale odklejony, bo opiera się na naukowych zasadach, ale nigdy nie powstał, bo nazistów ograniczała technologia XX wieku. Zacznijmy jednak od początku.

Koncepcja słonecznego działa, czyli jedna z najbardziej ambitnych broni wojennych nazistowskich Niemiec

Początki koncepcji słonecznego działa sięgają 1929 roku, kiedy to niemiecki fizyk Hermann Oberth opracował plany stacji kosmicznej wyposażonej we wklęsłe lustro o szerokości 100 metrów. Oberth, pionier w dziedzinie rakiet i eksploracji kosmosu, zaproponował wykorzystanie tego lustra do odbijania światła słonecznego na skoncentrowane punkty na Ziemi. Jego teoretyczna praca położyła podwaliny pod późniejsze, bardziej ambitne projekty, które narodziły się naturalnie podczas II wojny światowej, czyli w czasach poszukiwania przez Niemców superbroni do walki z aliantami.

Czytaj też: USA były o krok od dominacji nad światem. Wtedy Związek Radziecki ukradł ich sekretną broń

Źródło: ESA

Podczas wojny grupa niemieckich naukowców w niemieckim ośrodku testowym artylerii w Hillersleben rozwinęła pierwotny pomysł Obertha. W ich projekcie superbroń miała być w stanie wykorzystywać energię słoneczną na niespotykaną dotąd skalę, jako typowe słoneczne działo (Sonnengewehr), które miało być częścią stacji kosmicznej orbitującej 8200 kilometrów nad Ziemią. Naukowcy obliczyli, że ogromny reflektor, wykonany z metalicznego sodu i pokrywający powierzchnię 9 kilometrów kwadratowych, mógłby wytworzyć wystarczająco skoncentrowane ciepło, aby zagotować oceany lub spalić miasta. Skala i techniczne wyzwania zrealizowania tego projektu były ogromne, ale wizja odzwierciedlała desperację nazistowskiego reżimu w poszukiwaniu decydujących broni, które mogłyby odwrócić losy wojny.

Czytaj też: Odbijające się bomby Upkeep, czyli jak Naziści nie zrozumieli geniuszu Brytyjczyka w II WŚ

Gdy amerykańscy oficerowie przesłuchiwali niemieckich naukowców już po II wojnie światowej, ci ostatni twierdzili, że słoneczne działo mogłoby zostać ukończone w ciągu następnych 50, może 100 lat. Ten harmonogram podkreślał futurystyczny i spekulacyjny charakter projektu, którego istnienie potwierdziły zdobyte plany i pomysły, ilustrujące skrajne środki, do jakich nazistowskie Niemcy były gotowe się posunąć w dążeniu do technologicznej supremacji. Finalnie jednak koncepcja słonecznego działa pozostała teoretyczna i nigdy nie wyszła poza etapy planowania z powodu ograniczeń technologicznych i logistycznych tamtego czasu. Technologia jednak się rozwinęła. Nauczyliśmy się “łapać” rakiety po podróży kosmicznej i mamy w planach podbijanie Księżyca i Marsa, więc jak dziś możemy spojrzeć na pomysł takiego słonecznego działa?

Słoneczne działo w XXI wieku

W ostatnich latach, wdrożenie i walidacja mega-konstelacji satelitarnych (jedną z nich są Starlinki firmy SpaceX) ożywiły zainteresowanie ideą broni opartych na przestrzeni kosmicznej i tyczy się to nawet tych związanych ze Słońcem. Współczesne propozycje sugerują, aby wprowadzać na orbitę nie jedno pojedyncze zwierciadło w formie soczewki skupiającej, a setki tanich reflektorów, które mogłyby być synchronizowane, aby koncentrować promieniowanie słoneczne na konkretnym celu. To jednak tylko teoria i patrząc po aktualnych projektach Rosji, Chin czy Stanów Zjednoczonych, orbitalne bronie w następnych dekadach sprowadzą się głównie do laserów oraz satelitów zdolnych do prowadzenia wojny elektronicznej. Nic nie wskazuje dziś na to, że jakiekolwiek mocarstwo zacznie wykorzystywać energię słoneczną do czegoś innego, niż zasilania swojego sprzętu.

Czytaj też: Dlaczego zdalnie sterowane miny Goliath nie opłaciły się nazistom?

Aktualnie ewentualna wojna światowa między wspomnianymi mocarstwami miałaby jednak swoje konsekwencje na orbicie. Już opisywałem, jak ważne są satelity w dzisiejszych działaniach wojennych i dlaczego bez nich część nowoczesnego uzbrojenia traci znacznie na swojej potędze. Dlatego też w razie wybuchu konfliktu na pełną skalę, kraje będą niszczyć się nie tylko w morzach, na lądzie i w przestworzach, ale też na orbicie, doprowadzając najpewniej do powstania jednego wielkiego śmietniska, które będzie krążyć nad naszymi głowami aż do momentu, kiedy ktoś go nie uprzątnie.