Zanim przejdziemy do właściwej części tekstu, małe wprowadzenie. Logitech zaprosił mnie na pokaz przedpremierowy online, na który nie udało mi się dotrzeć ze względu na trwający wyjazd. Wiedziałem tylko, że nowy zestaw POP Icon to najważniejszy produkt firmy na końcówkę 2024 roku i, prawdę mówiąc, nie do końca wiedziałem, czego się spodziewać. Z jednej strony mógł to być produkt premium, z drugiej seria POP do takiej nie należy. Kiedy dotarł do mnie zestaw testowy, trochę zgłupiałem. Tanie, proste, wręcz zabawkowe. Nijak ma się to do flagowego produktu, ale jak to często bywa – nie należy oceniać książki po okładce i mijają kolejne tygodnie, a ja nie potrafię się od tego oderwać.
Logitech POP Icon Keys to kompaktowa, niskoprofilowa klawiatura
Jeśli patrząc na klawiaturę Logitech POP Icon Keys też macie w głowie myśl, że gdzieś to już widzieliście to już Wam pomagam. Tak wygląda ona obok MX Keys Mini:
Obie klawiatury są do siebie bardzo podobne, ale inne jednocześnie. MX Keys Mini to zdecydowanie produkt premium, wykonany z wysokiej jakości materiałów. POP Icon Keys… eee, wręcz przeciwnie. To zwykły, prosty plastik, ale z drugiej strony im dłużej z klawiatury korzystam, tym trudniej jest mi się do czegokolwiek przyczepić. Nic tu nie skrzypi, nic nie trzeszczy, plastik jest gruby i sztywny, a masa jest dosyć dziwna. Ze względu na plastikowe wykonanie całość wydaje się bardzo lekka, ale to tylko pozory, bo klawiatura waży 530 gramów z (z bateriami) i w połączeniu z miękkimi, dużymi gumowymi nóżkami jest jak przyklejona do blatu.
Chciałbym Wam opowiedzieć coś więcej o obudowie, jej funkcjach i ukrytych elementach, ale tu zwyczajnie nic takiego nie ma. Jest tylko to, co widzicie na zdjęciach. Dodajmy więc, że klawiatura jest dostępna w czterech kolorach, które producent określa jako różowy i białawy, liliowy i białawy, białawy i pomarańczowy oraz grafitowy i zielony, który widzicie na zdjęciach.
Czytaj też: Recenzja PlayStation 5 Pro. Ekskluzywny kaprys, który skradł moje serce
Co potrafi Logitech POP Icon Keys? Dużo i mało jednocześnie
Jak już pisałem, nie miałem okazji uczestniczyć w przedpremierowym pokazie sprzętu i kiedy dostałem od producenta opis jego możliwości uznałem, że może to i dobrze? Mógłbym tego nie wytrzymać. Ze śmiechu.
Bardzo duża część materiałów skupiała się na sztucznej inteligencji. Tym jak można dopasować skróty do Chatu GPT, Windows Copilot i w zasadzie, gdybym nie miał już klawiatury w rękach uznałbym, że to jest jakiś władca AI. Jedna, by wszystkimi rządzić! Rozumiem, że dzisiaj wszystko musi być powiązane ze sztuczną inteligencją, ale miejcie litość!
W takim razie – co potrafi Logitech POP Icon Keys? Zacznijmy od funkcji, które znamy z innych modeli klawiatury producenta. Mamy możliwość podłączenia się do trzech urządzeń jednocześnie – za pomocą Bluetooth lub odbiornik USB znajdujący się w zestawie. Pomiędzy urządzeniami przełączamy się w ciągu dosłownie sekundy, wystarczy wcisnąć odpowiedni przycisk na klawiaturze.
Domyślnie klawisze F1-F12 mają przypisane konkretne funkcje, w tym wywoływanie menu emotikonów oraz skrót do zrzutu ekranu. Świetna sprawa, zawsze prościej wcisnąć jeden przycisk, niż kombinację trzech. Klawiatura jest kompatybilna z Windowsem oraz Mac OS, co z resztą widać po podwójnym oznaczeniu przycisków ALT/CMD.
Trudno nie zauważyć przycisków z prawej strony klawiatury, które domyślnie są przyciskami Windowsa – home, end, pg up i pg dn. Te cztery guziki, podobnie jak przyciski F4-F12 oraz dwa służące domyślnie do regulacji jasności ekranu, można dowolnie konfigurować. Oczywiście Logitech sugeruje przypisanie do swoich ulubionych funkcji AI. Takich nie mam, więc lecimy dalej.
Ok nie mam, ale nie mogę od nich uciec, bo aplikacja Logitech Options sugeruje przypisanie do przycisków otwieranie jakiejś aplikacji AI, jak ChatGPT, ale nie trzeba z tego korzystać. Pierwszą nowością, która pojawia się w POP Icon Keys są Smart Actions. Po wciśnięciu przycisku wykonywane są ustawione przez nas akcje. Logitech sugeruje nam kilka gotowych ustawień, jak tryb spotkania, pracy czy relaksu. Przykładowo tryb spotkania może nam wyciszyć wszystkie powiadomienia, ustawić odpowiedni status w komunikatorach i uruchomić Skype’a. W trybie pracy możemy jednym przyciskiem uruchomić zestaw aplikacji, których używamy do pracy, a tryb relaksu wyłączy nam wszystkie aplikacje służbowe otwierając Netflixa czy Tidala. Wszystko co przypiszemy zależy wyłącznie od nas.
Powyższe działania możemy przypisać do dowolnego z przycisków, które wymieniłem. Możemy też dodać tu dowolną funkcją systemu – otwieranie/zamykanie okna, zmiana pulpitu, przewijanie strony, otwieranie przeglądarki internetowej, wstecz, kopiuj, wytnij… W zasadzie niemal wszystko, co można zrobić w systemie, na którym pracujemy. Na tym nie koniec, bo możemy też przypisać dowolne czynności w praktycznie każdej aplikacji, jaką mamy zainstalowaną na komputerze. Dzięki temu możliwości personalizacji są ogromne i z tej niepozornej klawiatury jesteśmy w stanie stworzyć prawdziwy kombajn, nie tylko do pracy.
Czytaj też: Recenzja SteelSeries Arctis Nova 5P. Średnia półka bez kompleksów!
Na Logitech POP Icon Keys pisze się ge-nial-nie!
Od dłuższego czasu próbuję się oszukać, że zacznę korzystać z klawiatury mechanicznej. Koniec końców kończę z niskoprofilowym Logitechem, więc raczej nikt nie powinien być zdziwiony tym, że od razu zakochałem się w POP Icon Keys.
Nie znam innych klawiatur, do których mógłbym porównać działanie przycisków, niż seria Logitech MX Keys. Przyciski w nowej klawiaturze POP sprężynują na podobnym poziomie. To dosłownie malutkie sprężynki, które przyjemnie odbijają w górę po każdym wciśnięciu, dzięki temu pisze się tu bardzo szybko. Skok klawiszy jest jednak nieco większy niż w MX Keys i większy, niż w chyba każdym ultrabooku, ale nie jest to duża różnica, choć wyraźnie odczuwalna. Rozmiar przycisków i odstępy między nimi są perfekcyjne, a dodatkowo klawisze mają lekkie zagłębienia. Koniec końców, pewnie i bezwzrokowo pisałem praktycznie od razu po wyjęciu klawiatury z pudełka. Przyczepić się można tylko do tego, że czuć pod palcami, że wszystko jest tu plastikowe. Pewnie znajdą się osoby, które przez to stwierdzą, że nie czują wystarczająco premium-dopieszczone, ale kompletnie w niczym to nie przeszkadza podczas codziennej pracy.
Żeby jednak nie było tak różowo, klawiatura Logitech POP Icon Keys nie jest podświetlana. Choć szczególnie w ciemnej wersji może się wydawać inaczej, bo zielone oznaczenia klawiszy wydają się odbijać światło. To złudzenie, ale też z drugiej strony po ciemku samo światło rzucane przez ekran monitora jest wystarczające, aby oznaczenia przycisków były widoczne.
Czytaj też: Test Glorious GMMK 3 Pro HE, czyli dlaczego twoja klawiatura jest nudna
Myszka Logitech POP Mouse rozbroiła mnie precyzją sterowania
Myszka Logitech POP Mouse, na zdjęciach w kolorze grafitowym, podobnie jak klawiatura, wzbudziła we mnie mieszane uczucia. Małe to, również bardzo plastikowe, ale również jednocześnie dobrze wykonane. Masa 82 gramy, więc podobnie jak w przypadku klawiatury, wyższa niż może się wydawać. Na co dzień korzystam na zmianę z Logitech MX Master 3 oraz MX Vertical, więc chyba nic dziwnego, że na malutką myszkę za 129 zł patrzyłem z lekką ostrożnością. No ale przetestować trzeba…
Pomimo małych rozmiarów myszka dobrze leży w dłoni i trzyma się ją bardzo pewnie. Przyciski są szalenie przyjemne, bo wciskają się bardzo miękko i niemal całkowicie bezgłośnie. Ale to nie to zaskoczyło mnie najmocniej. Jest to bardzo precyzyjna myszka!
To właśnie brak precyzji jest jedną z dwóch rzeczy, na które narzekam korzystając z innych myszek. Tutaj takiego problemu nie ma i szczególnie podczas edycji zdjęć, kiedy trzeba precyzyjnie przesuwać suwaki w programie graficznym, byłem tym bardzo pozytywnie zaskoczony. Oczywiście to nie jest myszka gamingowa, ale do niedzielnego strzelania w Call of Duty też się sprawdzi. Co też jest ważne, sensor myszki nie potrzebuje dużego ruchu do poruszania kursorem i ruchy nadgarstka, jakie musimy wykonywać w trakcie pracy są wręcz minimalne.
Drugi element to pokrętło MagSpeed, za które ubóstwiam MX Master 3 (i MX Anywhere również). W POP Mouse mamy SmartWheel, czyli nieco inne, ale jednocześnie podobne rozwiązanie. MagSpeed działa jak koło zamachowe. Czyli im mocniej zakręcimy pokrętłem, tym szybciej się kręci i w krótkim czasie pozwala przewijać długie strony lub dokumenty. SmartWheel dopasowuje tempo obrotu do tego, co aktualnie mamy otwarte na komputerze. Myszka widzi, że mamy otwarty długi dokument i pozwala mocniej zakręcić pokrętłem. Jeśli otworzymy krótką stronę internetową, będzie przewijać ją wolniej i bardziej precyzyjnie. Jest to jakaś namiastka MagSpeed, która działa zaskakująco dobrze.
Myszkę, podobnie jak klawiaturę, możemy spersonalizować. Dowolne działanie możemy przypisać do przycisku na górze obudowy oraz wciskania pokrętła. Dotyczy to całego systemu, jak i konkretnych aplikacji. Możemy też zmienić szybkość wskaźnika w pełnym zakresie 0-100% oraz kierunek przewijania (dla tych dziwnych ludzi, którzy korzystają z tego ma MacOS, jak tak można?!).
Logitech POP Mouse może być sparowania z trzema urządzeniami jednocześnie przez Bluetooth lub odbiornik USB i mamy tu znaną dobrze użytkownikom myszek Logitech funkcję Flow. Pozwala na przesuwanie kursora pomiędzy ekranami dwóch zupełnie różnych komputerów, a nawet przesyłanie pomiędzy nimi plików lub obrazów. Wystarczy złapać plik na jednym ekranie i przesunąć się na ekran drugiego.
Czytaj też: Test Asus ROG Azoth Extreme. Ta klawiatura jest droższa od twojego procesora
Chciałem hejtować nowy zestaw Logitech, a zamiast tego nie mogę się od niego oderwać
Plastikowe, tanie, zasilane bateryjnie, wykonane z materiałów z recyklingu… można by się spodziewać, że szału tu nie będzie, a mimo wszystko Logitech POP Icon Keys oraz POP Mouse to genialny sprzęt!
Funkcje znane dotąd z droższych klawiatur i myszek, jak szeroki zakres personalizacji skrótów są teraz dostępne w myszce kosztującej 129 zł i klawiaturze za 259 zł. Do tego, pomimo plastikowych obudów, są zaskakująco dobrze i solidnie wykonane. Z kolei wspomniane baterie to w zasadzie zaleta. Myszkę zasila jedna bateria AA, klawiaturę dwie AAA. Oba urządzenia uruchomiłem w okolicach 20 września, korzystam z nich 6-12 godzin dziennie i piszące te zdanie 3 listopada aplikacja Logitech Options pokazuje mi w obu przypadkach naładowanie na 100%. Więc rok działania bez konieczności wymiany baterii to absolutne minimum.
Mała aktualizacja, dodajęzdjęcia do tekstu 6 listopada i wskaźnik naładowania w końcu drgnął – w obu urządzeniach spadł do 95%.
Jedyne, do czego można się tu przyczepić, to brak podświetlenia klawiatury. Z drugiej strony za 259 zł można przymknąć na to oko. Widzę tu jednak inny problem i jest to wzornictwo. Odważne, kolorowe, przez co niektóre biura i mogą uznać, że to sprzęt zbyt odważny, czy wręcz niepoważny. Jeśli tak zrobicie, popełnicie duży błąd, bo za tym nie do końca poważnym wyglądem kryje się bardzo poważny sprzęt, który w kategorii cena/jakość jest bezkonkurencyjny.