Za rozwiązaniem o nazwie PlaceFinder stoi dwójka studentów. Kazimierz Lipski, student ostatniego roku informatyki na Politechnice Warszawskiej jest odpowiedzialny za stronę techniczną, zaś Weronika Pieniak, studentka grafiki na Akademii WIT wzięła na siebie stronę wizualną projektu. Założenie systemu jest banalnie proste: wpisujemy stację początkową, stację końcową, datę i godzinę odjazdu, a system sprawdza liczbę dostępnych miejsc na poszczególnych odcinkach danej trasy i jak długo można na każdym z nich siedzieć, tworząc niejako spersonalizowany plan przesiadek między fotelami.
Jeśli miejsce na daną trasę będzie dostępne bez konieczności zmiany foteli użytkownik dostanie stosowną informację i zostanie odesłany bezpośrednio do strony przewoźnika. W innym wypadku wygeneruje dokładny spis wagonów oraz miejsc siedzących, na które w trakcie całej podróży trzeba się będzie przesiąść. Do pełni szczęścia brakuje tu w zasadzie tylko możliwości bezpośredniego zakupu biletów na pociąg, ale do tego potrzebny jest status oficjalnego partnera, którego na razie nie udało się studentom uzyskać.
Oczywiście przy takim podejściu musimy się liczyć z niewielkim wzrostem ceny jaką zapłacimy za całą podróż. Przy każdym bilecie wzrasta cena o 10-20 procent, to jest cena, którą trzeba zapłacić za komfort. Ale czasem, gdy w drugiej klasie nie ma już miejsc, niektórzy decydują się na pierwszą klasę, a wtedy różnica w cenie biletu jest jeszcze wyższa. W niektórych pociągach występuje obowiązkowy przydział miejsc lub mogą wyczerpać się nawet te stojące. Więc jeżeli nasza aplikacja znajdzie ci takie miejsce, to jest to różnica między tym, czy pojedziesz, a tym czy nie pojedziesz w ogóle – tłumaczy Kazimierz Lipski w rozmowie z serwisem InnPoland.
Czytaj też: PKP Intercity rozszerza sieć sprzedaży biletów, oto nowe opcje dla pasażerów
PlaceFinder powstał w rekordowo krótkim czasie (zaledwie miesiąca), a jego autorom zależało na uruchomieniu usługi jeszcze przed 1 listopada, czyli Świętem Zmarłych, wytężonym czasem podróżowania na groby najbliższych. Okazuje się, że już wtedy skorzystało z niego ponad 5 tys. osób. Widać, że rozwiązanie zaspokaja realną potrzebę i tylko smutna konstatacja, że tego typu projekty muszą powstawać oddolnie. Z drugiej strony cieszy niezmiernie inicjatywa młodych zdolnych studentów, którzy biorą sprawy w swoje ręce. O swoją przyszłość (niezależnie od tego, czy będzie ona związana z Polską) mogą być chyba spokojni.