Recenzja PlayStation 5 Pro. Ekskluzywny kaprys, który skradł moje serce

PS4 Pro to nie był jednorazowy wybryk. Sony kontynuuje swoją tradycję półgeneracji konsol i drugi raz w historii wydaje sprzęt z dopiskiem „Pro” w nazwie. PlayStation 5 Pro trafiło już w nasze ręce i mieliśmy okazję spędzić już nieco czasu z tą konsolą — i właśnie, czy to jest prawdziwy game changer, który otwiera nowy rozdział w historii konsolowego gamingu, czy może jednak ekskluzywna ciekawostka, która jest opcjonalną wersją premium dostępnej już konsoli dla bardziej wymagających graczy? 
Zdjęcia: Arkadiusz Dziermański

Zdjęcia: Arkadiusz Dziermański

Co w pudełku z PlayStation 5 Pro? Zestaw jest dość mało „pro”

Najnowsza konsola firmy z Kraju Kwitnącej Wiśni przychodzi do nas nie w białym, a czarnym pudełku. Na froncie możemy zobaczyć sam wizerunek konsoli, a także informacje o wsparciu 4K (zniknęło oznaczenie o 8K, które było w bazowej wersji konsoli), wsparciu HDR i dość spory znaczek informujący o braku napędu optycznego — ale do tego jeszcze wrócimy. Co ciekawe, z przodu nie ma żadnej informacji o dysku konsoli — to jest dopiero z boku pudła, a to dziwne o tyle, że Sony w tym przypadku akurat naprawdę ma się czym chwalić. Nie znajdziemy tu dysku o pojemności 825 GB, jak w oryginalnej wersji, czy 1 TB, jak w wersji Slim, ale aż 2 TB. I to akurat naprawdę się chwali, bo żyjemy w rzeczywistości, w której Call of Duty zajmuje niemal 250 GB przestrzeni dyskowej. 2 TB więc bez dwóch zdań się nam przydadzą.

Czytaj też: Pierwsze wrażenia z LEGO Horizon Adventures. Postapokaliptyczne klocki mogą się podobać!

A co w środku? Po otwarciu pudełka wita nas zestaw trzech kabli — zasilający, HDMI oraz USB-C – USB-C, służący do podłączenia i ładowania kontrolera, masa makulatury, dwa plastikowe elementy, służące temu, żeby konsola mogła stabilnie leżeć, oraz sam DualSense. No i właśnie, tu kolejny mały zgrzyt w moich oczach — jest to zwykły DualSense, dokładnie taki sam, jak w każdej poprzedniej wersji PlayStation 5. Jeśli Sony zdecydowało się jakiś czas temu na wydanie pierwszy raz oficjalnego kontrolera „dla profesjonalistów”, czyli DualSense Edge, to w wersji konsoli z dopiskiem „Pro”, powinien się on znaleźć w zestawie. Szkoda, że tak nie jest, a nawet nie mamy możliwości wyboru przy zakupie tej konsoli.

To było dopiero mezze. Kolejna warstwa to już samo danie główne, czyli PlayStation 5 Pro w pełnej krasie. I to cały zestaw, więc — jak już zresztą pewnie wiecie — w środku nie znajdziemy ani podstawki pod konsolę, żeby bezpiecznie ustawić ją pionowo, ani nie ma tu napędu optycznego. I tu znowu, PS5 Pro jest dość mało „pro”.

Czytaj też: Recenzja Until Dawn Remake. Niepotrzebnie odgrzewany kotlet na mrocznej górze

Brak wyborów i kolejny triumf scalperów

Co więcej, w przypadku PS5 Pro nie mamy możliwości wyboru, czy chcemy kupić konsolę z napędem, czy bez napędu, jak było przy „facie” i przy Slimce. Tutaj możemy napęd dokupić osobno i podłączyć go do konsoli — i dobrze tyle, że to ten sam napęd, który można było dokupić już do wersji Slim, ale… No właśnie. Scalperzy znów pokazali swoje możliwości, jak podczas premiery PS5 w 2020 roku czy PlayStation Portal pod koniec zeszłego roku i wykupili wszystkie napędy, więc nie możecie dorwać go z oficjalnych sklepów za te około 500-600 zł, a ze źródeł trzecich, za minimum tysiąc złotych. Jeśli macie więc kolekcję gier na fizycznym nośniku, to do ceny PS5 Pro musicie doliczyć tysiąc złotych na napęd od kogoś, kto po ogłoszeniu tej wersji konsoli zamówił ich zdecydowanie więcej, niż sam potrzebuje.

Czytaj też: Pięć lat za późno. PS5 Pro już oficjalnie

W pudełku nie znajdziemy również podstawki pod konsolę, żeby ze spokojem ustawić ją pionowo. To o tyle ciekawe, że od początku było prezentowane, że pionowe ustawienie PS5 jest najbardziej właściwe. Pro co prawda umie samo stać, ale „na dziko” — nie jest to więc nic pewnego, a Sony deklaruje też, że podstawka wpływa pozytywnie na cyrkulację powietrza. Jeśli jednak chcecie, żeby Wasze PS5 Pro stało, to do ceny konsoli dorzućcie jeszcze 150 zł za podstawkę. A z jej dostępnością też powoli robi się problem.

Do tego wraca temat wcześniej wspomnianego braku wyboru względem kontrolera. Jeśli chcecie mieć prawdziwie „Pro” zestaw, to wypada dokupić DualSense’a Edge za 1149 zł. Ktoś może powiedzieć, że to zbędny dodatek i marudzenie z mojej strony na siłę, ale ja jednak uważam, że jeśli Sony ma w swojej ofercie „pro kontroler”, to w PS5 Pro po prostu powinien się on znaleźć. W tej sytuacji więc, kompletny zestaw najnowszej konsoli japońskiej firmy nie kosztuje 3500 zł, a w obecnej chwili — niemal 6000 zł. A to już dość sporo.

Czytaj też: Recenzja Astro Bot. Ja już znam swoje GOTY!

Design PlayStation 5 Pro. Mieszanka dwóch poprzednich wersji

Wygląd PS5 Pro nie jest ani trochę zaskakujący, ale nie obyło się oczywiście bez salwy śmiechu w Internecie. Chodzi o trzy paski po bokach konsoli, które wielu osobom od razu skojarzyły się z adidasem. Jest to jednak podobny pattern do PS4 Pro, czyli dodanie kolejnych warstw do czegoś, co już było — bo przecież PS5 Slim też już miało jedną dodatkową linię po bokach. Tutaj jednak zrezygnowano z połyskowych górnych części paneli, jak to było w Slimce, a całość jest matowa, jak w pierwszym PS5. To dobra zmiana, bo dzięki temu konsola jest zdecydowanie bardziej odporna na niepotrzebne, lecz łatwe zarysowania. 

Między panelami znajdziemy za to znów „śliski”, czarny materiał Piano Black, który był już w każdej wersji konsoli. Przypomina to kolor Jet Black z iPhone’a 7 czy najnowszego Apple Watcha 10 — więc tak samo, jak pięknie wygląda, tak samo uwielbia łapać odciski palców i rysuje się od samego patrzenia. Jeśli chodzi jednak o wymiary, to PS5 Pro jest delikatnie większe od PS5 Slim i dość odczuwalnie mniejsze od podstawowego PS5. Nie są to kolosalne różnice, ale jednak widoczne; szczególnie, kiedy mamy porównanie. Mi osobiście najbardziej podoba się to, że środkowa część konsoli jest węższa i bardziej zgrabna, niż w wersji z 2020 roku.

Czytaj też: To już 30 lat, odkąd mamy na rynku PlayStation! Z tej okazji pojawia się coś specjalnego

Design, jak już wspomniałem, jest więc mieszanką dwóch poprzednich wersji PS5, ale w ogólnym rozrachunku bardziej przypomina PS5 Slim. Tutaj boczne panele też dzielą się na cztery części, a nie na dwie — i chociaż nie mam sam ani wersji Slim, ani tym bardziej wymiennych paneli bocznych, to w sieci widziałem już informacje, że chociaż dolne części ze Slim pasują do Pro, to górne już nie. Ma to sens, w końcu „przedziałek” na środku jest większy, ale jeśli chcecie zmienić dominujący kolor swojej konsoli, to będziecie musieli liczyć się z kolejnymi wydatkami na nowe wymienne panele boczne.

Jeśli chodzi o jakość wykonania, to jest tutaj naprawdę solidnie. Całość jest bardzo dobrze wykonana, nic tu nie skrzeczy, nie sprawia wrażenia, jakby zaraz miało się rozpaść. Pod tym względem nie można się do niczego przyczepić. Jeśli chodzi o porty, to z przodu PS5 Pro znajdziemy dwa złącza USB-C (domyślnie jedno pod ładowanie kontrolera, a drugie pod PlayStation VR2), a z tyłu jedno HDMI, jedno złącze Ethernet, dwa USB-A i złącze zasilające. Wszystko, co jest nam do szczęścia potrzebne.

Pokaż kotku, co masz w środku… Co kryje się wewnątrz PS5 Pro?

Przejdźmy jednak do tego, co najważniejsze. Czym PS5 Pro w ogóle różni się od zwykłej wersji konsoli? Zacznę od tego, że — identycznie jak w przypadku PS4 — nie jest to nowa generacja. To nie PS6, nie będzie gier na wyłączność tylko dla wariantu Pro, a wszystkie gry z PS5 i PS4 będą działać zarówno na lepszej, jak i standardowej wersji. To po prostu odświeżenie konsoli i wymiana bebechów na lepsze, żeby gry — oczywiście po spełnieniu wielu zmiennych — wyglądały i działały lepiej. 

Czytaj też: Sony podwyższa ceny PlayStation 5. Z jakiego powodu?

PlayStation 5 Pro podkręca możliwości standardowego PS5, oferując ulepszenia, które potrafią zrobić różnicę. Największe zmiany to bardziej wydajny procesor graficzny, zaawansowany ray tracing i PSSR — nowy system skalowania obrazu napędzany przez AI. Nadal, nie jest to game changer na miarę nowej generacji, ale to solidna aktualizacja, która poprawia grafikę, płynność rozgrywki i przez to wszystko zwyczajnie zwiększa wygodę użytkowania.

PS5 Pro ma o 67% więcej jednostek obliczeniowych w GPU oraz 28% szybszą pamięć niż oryginalny model, co pozwala na renderowanie gier o 45% szybciej. Nowa konsola przynosi również koniec z kompromisami pomiędzy płynnością a jakością grafiki — teraz we wspieranych grach może cieszyć się piękniejszymi widokami w pełnych 60 klatkach na sekundę, bez obaw o spadki wydajności. Pececiarze wreszcie stracą swój koronny argument i konsolowcy, a przynajmniej ich część, nie będzie cały czas wyśmiewana.

Czytaj też: PlayStation 5 Pro już w przyszłym miesiącu? Pojawiło się sporo ciekawych informacji

AI wchodzi do gry, ale nie załatwi wszystkiego. Nadal wszystko jest w rękach deweloperów

Dzięki zwiększonej mocy, konsola zapewnia bardziej zaawansowany ray tracing, który wnosi oświetlenie, cienie i odbicia na jeszcze wyższy poziom realizmu. Na dodatek PS5 Pro jest wyposażone we wspomniane już PSSR, funkcję skalowania napędzaną sztuczną inteligencją, która działa podobnie do DLSS od Nvidii czy FidelityFX Super Resolution od AMD. To oznacza ostrzejszy obraz i większą płynność bez obciążania systemu tradycyjnymi technikami antyaliasingu czy upsamplingu. Warta odnotowania jest jeszcze nowa funkcja Game Boost, która dba o stabilizację oraz poprawę wydajności dla wybranych tytułów z PS5 i PS4. W ustawieniach można również włączyć zastosowanie lepszej grafiki do wszystkich gier z PS4, ale mogą wystąpić pewne problemy, o czym informuje nas menu konsoli. Ja sam się jednak do tej pory na takie nie napotkałem.

Żeby zobaczyć jednak pełną moc PlayStation 5 Pro, gra musi otrzymać specjalne oznaczenie „PS5 Pro Enhanced”. To jednak zależy w pełni od deweloperów — twórcy gier muszą sami się wysilić i rozszerzyć swoją produkcję o wsparcie dla najnowszej konsoli Sony, żebyśmy poczuli realną różnicę. I to, chociaż jak najbardziej zrozumiałe, tak nakłada to pewne ograniczenia i powoduje potencjalne problemy. Oczywiście po wszystkich grach z rodziny PlayStation Studios nie należy spodziewać się problemów, jednak w innych przypadkach może być różnie. A jeśli twórcy gry nie zdecydują się na poświęcenie swojego czasu, żeby dopieścić produkcję pod wersję Pro konsoli od Sony, to będzie ona wyglądać dokładnie tak samo, jak na zwykłej wersji czy Slimce. Warto wziąć to pod uwagę.

Czytaj też: Kolejne przecieki o PlayStation 5 Pro potwierdzają – będzie lepiej pod każdym względem

W momencie pisania tej recenzji, oznaczenie „PS5 Pro Enhanced” dostały takie gry jak Alan Wake 2, Demon’s Souls, F1 24, Horizon Forbidden West, Horizon Zero Dawn Remastered, Marvel’s Spider-Man 2, No Man’s Sky, Ratchet & Clank: Rift Apart, The Last of Us Part I, The Last of Us Part II Remastered, The First Descendant, Hogwarts Legacy oraz Final Fantasy VII Rebirth. W oficjalnych planach są jeszcze Assassin’s Creed: Shadows, Dragon’s Dogma 2, Gran Turismo 7 czy The Crew Motorfest. 

Czy we wspieranych grać widać różnicę? Zdecydowanie tak. Gry na PlayStation 5 Pro ze specjalnym oznaczeniem wyglądają po prostu bajecznie i zapierają dech w piersiach. Możliwość tego, żeby nie rezygnować z 60 klatek na sekundę dla lepszej grafiki, a połączenie płynności z doskonałą warstwą wizualną, co miałem okazję sprawdzić chociażby w świeżutkim Horizon Zero Dawn Remastered, to coś iście wspaniałego — i piszę to z perspektywy certified konsolowca od dziecka. Alan Wake 2 wygląda wręcz kosmicznie, ale takie The Last of Us również wcale nie odstaje poziomem. Przy tej konsoli naprawdę można spędzić godziny w różnych photo mode’ach i wpatrywać się w telewizor z otwartą gębą. I co do tego nie mam wątpliwości.

Czytaj też: PlayStation 5 Pro otrzyma procesor, który zadowoli wszystkich graczy

Czy musisz zmieniać zwykłe PS5 na PS5 Pro?

W głowie wielu posiadaczy PS5 pojawia się zatem pytanie: czy powinienem wymienić swoją konsolę na model Pro? I odpowiedź, jak zawsze, brzmi: to zależy. 

Z jednej strony to koniec z kompromisami w konsolowym graniu, co jest wspaniałym uczuciem. Gry działają płynnie i wyglądają bajecznie. Ale… no właśnie, jest jakieś „ale”. Jak wspomniałem wcześniej, żeby taki efekt uzyskać, twórcy gry muszą sami się w tej materii postarać. Oczywiście lista wspieranych gier za chwilę stanie się zdecydowanie dłuższa i można zakładać, że większość prawdziwych hitów czy nadchodzących premier będzie wspierać najnowsze rozwiązania. To jednak wcale nie oznacza, że będzie to dotyczyć wszystkich gier.

Czytaj też: PlayStation 5 Pro ze Spectral Super Resolution? Jest na to bardzo duża szansa

Zmiana pierwszej wersji PS5 czy blisko rocznej Slimki na Pro absolutnie nie jest konieczna. To nie jest nowa generacja, a po prostu „PS5 na sterydach”. Momentami jest lepiej — ale nie zawsze, no i nie każdy realnie potrzebuje tych ulepszeń. Ba, założę się, że nadal jest mnóstwo graczy, którzy nawet tych różnic by nie dostrzegli, gdyby się im nie dało bezpośredniego porównania i zwróciło uwagę na konkretne aspekty.

Nie jestem fanem półgeneracji. Uważam też, że wszystko, co oferuje PS5 Pro, powinno być już w bazowej wersji konsoli w 2020 roku. Tak czy siak, całym tym dobrem można się dość łatwo zachłysnąć, no i muszę przyznać, że ja to zrobiłem — PS5 Pro mnie kupiło i oczarowało. Największym problemem tej konsoli niestety jest bardzo skromna zawartość pudełka, co przekłada się na to, że PS5 Pro w naprawdę „pro” zestawie, to już mała fortuna. Jeśli jednak macie głęboką skarbonkę, albo na tyle solidne pokłady cierpliwości, żeby poczekać na moment aż pierwszy boom minie, a Sony zdąży wyprodukować więcej napędów, to zdecydowanie warto. Hard userzy (do których nieśmiało się zaliczam) będą w siódmym niebie.