Potężne promieniowanie dotarło do Ziemi. Afrykańskie obserwatorium kluczem do rozwikłania zagadki 

Promieniowanie kosmiczne, którego pochodzenie stanowi wielką tajemnicę, uderzyło niedawno w atmosferę naszej planety. Emisje były najpotężniejszymi kiedykolwiek widzianymi przez naukowców, którzy próbują wskazać ich źródło poprzez wykorzystanie obserwatorium zlokalizowanego na namibijskiej pustyni.
Potężne promieniowanie dotarło do Ziemi. Afrykańskie obserwatorium kluczem do rozwikłania zagadki 

Zacznijmy od tego, że elektrony i pozytony zidentyfikowane w toku analiz muszą pochodzić z niewielkiej odległości. Wskazują na to ich bardzo wysokie energie. Ale to wciąż mało konkretna odpowiedź: daleka od wyjaśnienia, gdzie dokładnie mogłoby znajdować się źródło tych tajemniczych emisji. 

Czytaj też: Wytwarza energię z promieniowania bliskiej podczerwieni. Hybrydowe ogniwo jedyne w swoim rodzaju

Autorzy badań w tej sprawie piszą o swoich ustaleniach na łamach Physical Review Letters. W celu uzyskania jak najlepszego rozeznania w sytuacji skorzystali z instrumentów dostępnych w obserwatorium H.E.S.S., które znajduje się w Namibii. To właśnie dzięki nim zidentyfikowano elektrony i pozytony o energiach dochodzących do 40 teraelektronowoltów. Najbardziej prawdopodobny z obecnie rozpatrywanych scenariuszy zakłada, iż geneza owych emisji sięga okolic Układu Słonecznego.

Maksymalna odległość dzieląca nas od tego źródła to kilka tysięcy lat świetlnych, przy czym jest niemal pewne, iż znajduje się ono w Drodze Mlecznej. Cząstki wykryte przez naukowców zwykle powstają przy udziale ekstremalnych zjawisk, takich jak eksplozje supernowych czy też interakcji pulsarów z czarnymi dziurami. W takich okolicznościach promieniowanie kosmiczne miałoby być rozpędzane do prędkością bliskich prędkości światła, a następnie trafiać w okolice Ziemi.

Wysokoenergetyczne promieniowanie kosmiczne, którego obecność wykryło obserwatorium H.E.S.S. na terenie Namibii, najprawdopodobniej pochodzi z relatywnie niewielkiej odległości. Jego źródło powinno znajdować się w Układzie Słonecznym

Obserwatoria takie jak H.E.S.S. są w stanie identyfikować te emisje, a badacze kosmosu starają się jak najskuteczniej zgłębiać ich tajemnice. Szczególnie, że mówimy o rekordowo silnych tego typu cząstkach tworzących promieniowanie kosmiczne. Takowe, o energiach wyższych niż teraelektronowolt, zdarzają się bardzo rzadko ze względu na fakt, iż tracą energię w czasie przemieszczania się przez przestrzeń kosmiczną. 

Czytaj też: Międzynarodowa Stacja Kosmiczna ma coraz więcej problemów. Nie wiadomo, czy dotrwa do 2030 roku

I właśnie dlatego pojawił się pomysł, że źródło ostatnio poczynionych detekcji musiało znajdować się relatywnie blisko Ziemi. Co więcej, pojawiły się sugestie, jakoby chodziło o więcej niż jedno źródło. Wśród potencjalnych sprawców całego zamieszania badacze wymieniają pozostałość supernowej nazywaną Monogem Ring; ginącą gwiazdę typu Wolfa-Rayeta określaną mianem γ2 Velorum oraz pulsara w postaci Veli lub Gemingi. Czy któryś z tych obiektów faktycznie będzie stanowił klucz do rozwikłania zagadki?