Niespodziewana premiera, której potrzebowaliśmy
Jeszcze kilka miesięcy temu nie wiedzieliśmy, że raz jeszcze wkroczymy do uniwersum Wiedźmina, dając się prowadzić za rękę nikomu innemu, jak Andrzejowi Sapkowskiemu. Zwłaszcza że od premiery Sezonu burz minęło 11 lat, a zbiór opowiadań Szpony i Kły był zbiorowym dziełem różnych autorów. Oto jednak 29 listopada zadebiutowała książka Rozdroże Kruków w uniwersum Wiedźmina, jako prequel 5-tomowej sagi głównej, która powstała w latach 1994-1999. Jako że na nową grę w tym uniwersum od CD Projekt Red przyjdzie nam poczekać, a serial to jedna wielka katastrofa, to premiera tej książki wpisała się idealnie w “wiedźmiński sezon ogórkowy”. Pozostaje więc najważniejsze pytanie – czy warto zainteresować się nową książką “ojca polskiej fantastyki?
Zapewne wielu z was zaczęło pałać miłością do polskiej fantastyki właśnie przez Wiedźmina. Nieważne, czy macie na karku dwadzieścia, trzydzieści czy może już ponad czterdzieści wiosen. Zakładam, że młodszych na książkowe wydanie Wiedźmina kusiły gry wideo, a starszych poszukiwania czegoś poza dziełami science-fiction pióra Stanisława Lema i większość z nas dała się wciągnąć w historię o tak fenomenalnie stworzonym bohaterze. Trudno się temu dziwić, bo mimo tego, że momentu zaistnienia wiedźmina Geralta w świadomości mas minęły już ponad trzy dekady, to nadal jest on unikatem wśród bohaterów książek, filmów, seriali czy gier, a z tego to właśnie Rozdroże Kruków czerpie pełnymi garściami.
Wiedźmińska saga jest już definitywnie skończona, a serialowy i growy Geralt żyje własnym życiem, więc Andrzej Sapkowski nie miał innego wyboru, jak postawić na prequel, czyli książkę opowiadającą o Geralcie przed czymkolwiek, z czym mieliśmy do tej pory do czynienia. Padło na jego młodość. Czasy, w których nikt o Białym Wilku nie słyszał, czyli na same początki na wiedźmińskim szlaku, które mimo mutacji i szkolenia, nie są wcale takie łatwe. Zwłaszcza że Geralt nie jest byle pierwszym lepszym wiedźminem. Maszynką do zabijania potworów, zdzierania ostatnich koron czy orenów z potrzebujących i człekiem, dla którego emocje, a w tym strach, są obce. Wiedzieliśmy o tym wprawdzie od zawsze, ale dopiero Rozdroże Kruków odpowiedziało nam na pytanie, dlaczego tak naprawdę Geralt jest Geraltem i pozostaje godny miecza, którego “błysk przebije ciemności, a jasność mroki rozproszy”. Bo kiedy nieznany jeszcze światu Gwynbleidd stanął wreszcie na rozdrożu i między dobrem, a upragnionym złem, wybrał to pierwsze, jego los został przypieczętowany raz na zawsze.
Powiem nawet więcej – Andrzej Sapkowski wreszcie odpowiedział nam na wiele pytań, na które do tej pory snuliśmy jedynie domysły. Ciekawi was kwestia szkół wiedźmińskich, ich wymierania i samego ataku na Kaer Mohren? Tutaj znajdziecie na to odpowiedź i oczywiście nie jest to podane w formie wpisu na Wikipedii, czy kompletnie z czapy, a bardzo, ale to bardzo naturalnie. Historia żyje swoim życiem, Geralt dopiero co buduje swoją legendę i charakter, za którego świat tak go uwielbia, a nawet staje do walki z przeciwnikiem, któremu dorasta do pięt dopiero w opowiadaniach. Wszystko to jest podane w charakterystyczny dla Andrzeja Sapkowskiego sposób i określenia “swojsko, płynnie oraz znajomo” oddają go idealnie. Dla wielu czytelników będzie to po prostu nie tylko powrót do przeszłości, a coś, na co czekali od przeczytania historii rivijskiego pogromu.
Nierozumnym raczej, a wręcz szaleńczym pomysłem było atakować wiedźmina czymś tak ciężkim i mało poręcznym, jak widły. – fragment książki Wiedźmin Rozdroże Kruków.
Regularnie zdarza mi się recenzować komiksy, gry czy książki, a kiedy to robię, jestem od samego początku nastawiony na to, że jeśli dzieło będzie godne polecenia, to artykuł na jego temat prędzej czy później napiszę. Z kolei Rozdroże Kruków odebrałem z automatu paczkowego dobrą dobę po tym, jak książka tam trafiła, a choć w planach nie miałem kończyć jej tak szybko, to oto proszę – pochłonąłem ją w jeden dzień. Nie jest to wprawdzie książka gruba (292 stron), a jej czcionka do małych nie należy ale tego typu książkowe maratony pamiętam z wieku nastoletniego, kiedy dałem się kupić sadze o wiedźminie i kiedy redagowałem własną powieść
Czytaj też: Napisałem powieść, jakiej jeszcze nie czytaliście. Czy sztuczna inteligencja będzie naszym bogiem?
Dlatego też mogę was zapewnić co do jednego – jeśli brakowało wam wiedźmina i czekaliście na jego “książkowe wydanie” godne waszego czasu, to właśnie się go doczekaliście. Szkoda tylko, że w takim wydaniu, bo miękka okładka i przeciętny papier, to duet, który moim zdaniem nie powinien przypaść tak ważnej pozycji dla każdego wielbiciela polskiej fantastyki.