Aby już więcej o tym nie przynudzać, powiem na początku, że Xiaomi 14T Pro kosztuje sporo. 3999 złotych za wersję 12/512 GB to próg cenowy, w okolicy którego znajdziemy nowego iPhone’a 16 czy starszego, ale jarego OnePlusa 12. Oczywiście warto oddać sprawiedliwość, że Xiaomi 14T Pro oferuje 512 GB pamięci, a nie 128 GB jak iPhone i został zbudowany w zgodzie z certyfikatem IP68, a nie IP65 jak OnePlus. Licytacje na specyfikacje mogłyby tu jednak trwać godzinami – sęk w tym, że niezbyt dobrze to wygląda, gdy Xiaomi od nowości stoi cenowo tak blisko iPhone’ów czy telefonów z pierwszej połowy roku.
Jednocześnie to nie Xiaomi dyktuje ceny innym producentom, ma za to przeświadczenie, że ich smartfon będzie fotograficznym królem w swoim przedziale cenowym. Pomóc ma w tym współpraca z Leicą, ale także mnogość ustawień oraz trybów wideo, także takiego nagrywanego w 10 bitach. Po raz kolejny słyszymy też o tym, że zoptymalizowano nakładkę HyperOS, by ta stała się przyjemniejsza w użytkowaniu przez długi czas. Sporo obietnic do zweryfikowania, dlatego przyjrzyjmy się dokładniej Xiaomi 14T Pro!
Xiaomi 14T Pro unika oparów skandalu dobrym wykonaniem
Ci z was, którzy nie pamiętają skandalu związanego z Xiaomi 14 pewnie spojrzeli na obudowę nowego smartfonu i pomyśleli o tym, jak bardzo nie ma w niej wyrazu. Ja przede wszystkim przyglądałem się szkiełkom zabezpieczającym obiektywy. Tym razem kondensującej się pary nie uświadczyłem, choć jesienne, chłodne poranki zaczęły takim zjawiskom sprzyjać. Zaufanie zostało nadszarpnięte dość mocno, a by się o tym przekonać, wystarczy wejść na jakąkolwiek smartfonową grupę, ale Xiaomi 14T Pro niejako odkupuje winy naprawdę solidną jakością wykonania.
Jeszcze nim zacząłem testy, miałem cichą nadzieję na to, że Xiaomi nie przyśle czarnego wariantu, jako iż ten mógłby zauważalnie się palcować, przez co niemal każde zrobione zdjęcie obudowy musiałoby zostać sprawdzone pod kątem czystości. Czekało mnie pozytywne zaskoczenie – pomimo szklanego tyłu z miłym w dotyku finiszem, Xiaomi 14T Pro nie gromadzi w widoczny sposób odcisków palców. Do tego tafla szkła nie zgromadziła żadnych rys, podobnie jak wyspa aparatów i szkła zabezpieczające obiektywy. Jej zaoblenie ewidentnie ułatwia zachowanie pewnego chwytu pomimo dość płaskich ramek.
Ramki mają tę wadę, że na nich ślady kontaktu z dłońmi są już dość widoczne. Kontynuują one metaliczny design urządzenia, a jedynymi wtrętami są paski antenowe pokryte subtelnie jaśniejszym lakierem. U góry dostrzeżemy moduł podczerwieni, a na dole port USB-C, maskownicę głośnika oraz slot na dwie karty Nano-SIM. Przyciski, co nikogo nie zaskakuje, umieszczono po prawej stronie i na dobrej wysokości. Włącznik wyróżnia się wytłoczeniem, ale poza tym nie stanowi nic szczególnego – przy naciśnięciu nieco rusza się w górę lub w dół. Na boki kołysze się znajdujący nad nim dwustopniowy przycisk do regulacji głośności, jednak nie jest to znaczny ruch.
Czytaj też: Recenzja Xiaomi 14. To mógł być smartfon idealny
Xiaomi 14T Pro wywołuje pozytywne odczucia także po spojrzeniu na 6,67-calowy ekran otoczony wąskimi bandami. Zastosowano w tym przypadku płaski panel z niewielkim wycięciem na przedni aparat. Przez dwa tygodnie uświadczyłem na nim jedynie mikroskopijne ryski. Xiaomi nie chwali się tym, kto dostarcza szkło, ale zdecydowanie powinno, bo zdecydowanie należą się za nie słowa poszanowania. Dodajmy do tego, że całość zabezpieczono w zgodzie ze specyfikacją IP68 i otrzymujemy elegancki, nowoczesny i solidny smartfon. Przynajmniej z wyglądu.
Ekran w Xiaomi 14T Pro
W tej kwestii Xiaomi od lat dostarcza ekrany, którym niewiele brakuje do bycia kompletnymi. Zresztą, większość producentów opanowała ich kalibrację do tego stopnia, że trudno dostrzec różnice na pierwszy rzut oka. Xiaomi 14T Pro pod względem specyfikacji ekranu niemal flagowy. Jedyną większą różnicę stanowi nieco niższa rozdzielczość – 2712×1220 pikseli zapewnia jednak sensowne zagęszczenie pikseli na cal, bo przy przekątnej 6,67 cala jest to 446 pikseli na cal. Do tego odświeżanie na poziomie 144 Hz (ale bez LTPO), technologia wykonania AMOLED oraz zgodność z HDR10+ i Dolby Vision.
Producent deklaruje jasność na poziomie 4000 nitów w szczycie, ale dla śmiertelników do osiągnięcia jest około 2600-2800 luksów w pomiarze HDR (w zależności od tego, gdzie umieszczam czujnik). Smartfon ma jasny ekran, który na co dzień zapewnia dużą czytelność i bez problemu przeczytamy wiadomości w jasnym słońcu. Jasność spada do najniższego poziomu czujnika, a więc poniżej 1 luksa i faktycznie ekran potrafi być bardzo ciemny.
Xiaomi 14T Pro oferuje przyjemny w odbiorze ekran. Zyskujemy sporo ustawień do personalizacji, od temperatury barwowej i wiodącego odcienia, przez kontrast czy gammę. Do tego zaimplementowano ustawienia skrojone pod konkretne przestrzenie barwne. Kąty widzenia prezentują się tu bardzo dobrze i tylko przy mocnym odchyleniu obraz nieco żółknie i się przyciemnia. Panel szybko adaptuje się do zmieniających się warunków i kusi perfekcyjnymi czerniami. Jasność minimalna mogłaby co prawda być nieco niższa, ale nie zauważyłem migotania czy zielenienia szarości, gdy ją ustawimy.
Dźwięk i wibracje w Xiaomi 14T Pro
Xiaomi 14T Pro nie powstało, by zdobyć serca audiofili. Od dobrych kilku lat żaden producent nie wykonuje choćby najmniejszego przeskoku w jakości głośników (wyjątkiem była seria S23 od Samsunga), skupiając się na oprogramowaniu. I ustawień dla dźwięku nie brakuje, bowiem możemy wybrać Dolby Atmos lub dźwięk Xiaomi dla ogólnego miksu w całym systemie. Bez zakładania słuchawek skorzystamy także z korektora graficznego.
Ustawienia działają także w przypadku słuchawek bezprzewodowych oraz przewodowych, a do tego Xiaomi ma gotowe modele dźwiękowe dla różnych rodzajów sprzętu. Pełen wypas, a do tego faktycznie wpływa to na zmiany w systemie. Problem jest tylko jeden… Bluetooth w smartfonie Xiaomi nie do końca działa idealnie. W przypadku przesyłania muzyki dochodzi wielokrotnie do sytuacji, w których dźwięk jest albo mocno skompresowany, albo nie dociera do jednej słuchawki.
Same głośniki brzmią… prawidłowo, czyli dobrze. Nie spodziewałem się tu fajerwerków i ich nie dostałem. Solidnie brzmią dolne partie, w których znajduje się nieco basu, docierającego punktowo i w ciepły sposób. Najlepiej jest oczywiście w środkowej części, choć widać, że oprogramowanie robi wszystko, żeby dźwięk nie był zaszumiony lub niewyraźny. Dopiero powyżej około 80% głośności zaczyna to brzmieć mniej klarownie. Wyższe tony są obarczone pewnym błędem i ryzykiem nieprzyjemnego brzmienia przy dużej głośności, jednak w większości scenariuszy wszystko brzmi dobrze.
Coś uleciało z magii wibracji, jaką dotychczas miały topowe smartfony od Xiaomi. Silnik wibracji nadal jest mocny i całkiem precyzyjny, ale zdaje się, że większa moc ucieka poza samo urządzenie. W efekcie haptyczna reakcja staje się głośna, nawet przy mniejszej intensywności. To dobra wiadomość, jeśli budzicie się tylko wibracjami, ale gorszy przy codziennym korzystaniu. Xiaomi nieco ograniczyło pulę miejsc, gdzie wibracje wybrzmiewają, ale za to daje opcje regulowania mocy dla lepszego wyczucia. Szkoda, że jedynie z pomocą jednego suwaka.
Wydajność Xiaomi 14T Pro
MediaTek Dimensity 9300+ to mocna jednostka, która pod wieloma względami nie odstaje od konkurencji. W teorii wydajność nie powinna być problemem. W połączeniu z 12 GB RAM-u oraz pamięcią UFS 4 mamy do czynienia ze smartfonem, który powinien pożerać kolejne bariery w benchmarku. I faktycznie tak się stało, bo smartfon nie ma problemu z grami czy aplikacjami. Szybko renderuje się na nim filmy, a większość codziennych zadań go nie rozgrzewa. Niestety przy maksymalnej grafice dłuższe sesje wiążą się z odczuwalnym spadkiem wydajności, gdy pogramy nieco dłużej, a do tego Xiaomi 14T Pro znacznie się nagrzewa.
W tej sytuacji może nieco pomóc narzędzie do gier, jakie Xiaomi implementuje w nakładce od lat. Po wysunięciu bocznego panelu znajdziemy kilka opcji, które nadadzą priorytet rozgrywce. Oprócz tego możemy umieścić kilka aplikacji pod ręką, by uruchomić je w małym oknie. Wizualnie rozwiązanie trąci myszką, ale spełnia swoje zadanie.
Niestety codzienna wydajność jest trapiona optymalizacją Xiaomi. O ile aplikacje uruchamiają się w miarę szybko, tak irytują uciążliwości w postaci odświeżania się interfejsu średnio dwa razy na dzień czy przycięciach animacji przy aktywnym powiadomieniu. Szkoda, bo zarządzanie pamięcią operacyjną wypada wręcz wzorowo i wielokrotnie wracałem do postępów w aplikacji w tym samym miejscu nie po godzinie, a po całej nocy. Gdyby Xiaomi dopieściło animacje i zadbało o większą płynność, z pewnością 14T Pro miałby sprzętowy potencjał, by wygrać z podobnie wycenioną konkurencją. To jednak byłoby zbyt dużym ryzykiem dla głównej serii.
HyperOS działa jak nakładka Xiaomi. Nadal czekam na zmianę, a nie więcej AI
Xiaomi 14T startuje z Androidem 14, a producent obiecuje wsparcie czterema aktualizacjami Androida oraz do 5 lat aktualizacji bezpieczeństwa systemu. Rezultat dobry, choć w porównaniu z Samsungiem, Apple czy Google o podobnej cenie – krótszy. Kluczowe pozostaje pytanie, jak rozwinie się nakładka. Xiaomi wydaje się nie iść w kierunku rewolucji wizualnej, a zamiast tego stawia na rozwój narzędzi opartych o sztuczną inteligencję.
Aby skorzystać z części rozwiązań, musimy zalogować się na konto Xiaomi – tak jest przynajmniej w przypadku Notatek. Xiaomi nie skupia się tylko na funkcjach związanych ze zdjęciem, ale implementuje też rozwiązania analizujące tekst, jednak o dziwo nie w przeglądarce, a jedynie w notatkach i dyktafonie. W przypadku notatek mamy cztery funkcje oznaczone AI, z czego jedna to tłumacz (więc nic nowego), a druga to korekta (bardzo przyjemna rzecz, ale też nie aż tak przełomowa). Sztuczna inteligencja potrafi za to przemodelować tekst i uczynić notatkę czytelniejszą przez chociażby rozbicie jej na punkty, ale może też wygenerować podsumowanie. To jednak powinno nazywać się streszczeniem, bowiem po prostu skraca zdania i wyrzuca część z nich.
“Podsumowanie” oferuje też dyktafon i wtedy faktycznie dochodzi do podsumowania. Najważniejsze jest to, że w aplikacji dokonamy transkrypcji mowy na tekst. Rozpoznawanie mowy w języku polskim działa w większości scenariuszy dobrze, jednak warto w tym miejscu pamiętać o tym, by mieć mikrofon w miarę blisko rozmówcy i by mówił on wyraźnie. W przypadku gumki do kasowania w zdjęciach możemy skorzystać z rozwiązania działającego offline i trybu Pro, który wysyła zdjęcia na serwery. To drugie rozwiązanie dostarcza lepsze rezultaty, ale nadal nie powiedziałbym, że jest wybitne. Dobrze rozpoznaje obiekty, ale niekoniecznie dobrze je zastępuje.
W ustawieniach przycinania zdjęcia znajdziemy też funkcje rozszerzania kadru. Pierwotnie chciałem pochwalić Xiaomi za to, że daje nam o wiele większą przestrzeń, którą możemy rozbudować, ale niestety sama jakość generowanych obrazków pozostawia wiele do życzenia. Widać wyraźne odcięcie między bazą zdjęcia, a dodawanym otoczeniem. W Xiaomi 14T Pro skorzystamy też z Circle to Search (Zakreśl, by zaznaczyć) czy napisów generowanych na żywo, czyli funkcji dostarczanych przez Google. Rewolucja AI została odroczona, ale przynajmniej warto pochwalić Xiaomi, że nie ma problemu z językiem polskim.
Poza tym niewiele tu zmian. Te same narzędzia do personalizacji istniały na urządzeniach Xiaomi od pewnego czasu, ale w dalszym ciągu nie zmienimy wystroju kolorystycznego nakładki. Nie zmienimy wyglądu powiadomień, nie dodamy własnych ikon ani nie nałożymy na nie jednolitego koloru. Do personalizacji ekranu głównego przyda się inna nakładka, nawet jeśli producent zapewnia motywy. To jedyny sposób na to, by dodać własne ikony i nadać większy wyraz nakładce, za co też będzie trzeba zapłacić.
Najbardziej okazałym narzędziem do personalizacji będzie ekran blokady. Czy ma to sporo sensu w sytuacji, gdy masz szybkie odblokowywanie twarzą oraz czytnikiem linii papilarnych? Niekoniecznie, ale narzędzie dostarczone przy okazji premiery HyperOS pozwoli zabawić się zegarami, ikonami czy stylem tapety. Producentowi mocniej zależało tu na skopiowaniu iOS niż OneUI od Samsunga, bo nie znajdziemy tu widżetów czy przydatnych informacji. Jednocześnie HyperOS nie należy do najbardziej spersonalizowanych nakładek.
Xiaomi nie pakuje do systemu reklam w tym najbardziej dosłownym znaczeniu. Ma za to własny sklep, przeglądarkę i sklep do gier, które po uruchomieniu lubią wysyłać niepotrzebne powiadomienia. Jeśli mieliście smartfon Xiaomi w ostatnich kilku latach, to wiecie, jak będą wyglądały ustawienia oraz aplikacje. Z pewnością Xiaomi nie ma najbardziej rozbudowanych aplikacji systemowych, ale ewolucja przeglądarki czy notatnika może się podobać i wiele osób nie będzie czuło potrzeby, by instalować inne aplikacje.
HyperOS to tak naprawdę MIUI po rebrandingu. Nie dodano tu nic poza AI, a interfejs zaczyna być monotonny w odbiorze. Do tego Xiaomi nadal upiera się, że osobne wywoływanie panelu powiadomień i panelu kontrolnego to dobre rozwiązanie, więc nie zmienimy tego w ustawieniach. Nie ma także historii powiadomień, co jest częścią wielu smartfonów opartych o Androida. Powiadomienia z aplikacji pokroju Messengera potrafią przychodzić z opóźnieniem lub wcale, a dymki czatu działają, ale nie zawsze możemy je uaktywnić (nie udało mi się ich wymusić w Messengerze). Przed Xiaomi sporo pracy, by ich nakładka była częścią flagowego doświadczenia.
Duży problem z Bluetooth, niezależnie od słuchawek
Xiaomi po raz kolejny ma problem ze stabilnością połączenia Bluetooth w swoim smartfonie. Na początku myślałem, że może to wina Sony LinkBuds Fit czy też miejskiej przestrzeni, ale po włożeniu Xiaomi 14T Pro do kieszeni, niezależnie od słuchawek, dźwięk był w pewnym stopniu przerywany, a czasem nieprzyjemnie niesłuchalny. Oby mogła to naprawić aktualizacja, ale obawiam się, że problemem jest tu także układ anten. Przy rozmowach telefonicznych, zwłaszcza na początku, dochodziło do spadków jakości, a dopiero po chwili rozmówcy słyszeli mnie wyraźnie oraz ja ich. Jako, że przez ten czas prowadziłem rozmowy głównie w Warszawie poprzez Orange, może to być istotne w odbiorze.
Reszta modułów działa prawidłowo, a co cieszy mnie podwójnie, to poprawiono działanie nawigacji. Prawidłowe rozpoznawanie kierunku poruszania się w miejskiej dżungli to coś, z czym Xiaomi miało problemy w przeszłości. Smartfon obsługuje Wi-Fi 7oraz 5G, co oczywiście znacznie nagrzewa obudowę. To, co wyróżnia go względem konkurencji, to podczerwień. Nieco dziwną decyzją było postawienie na USB 2.0, ale na czymś Xiaomi musiało oszczędzać. Dobrze, że tym razem nie był to eSIM, bo ten znajdziemy w urządzeniu.
Czy fotograficzne ambicje Xiaomi 14T Pro są coś warte?
Wiemy, że Xiaomi współpracuje z Leicą i bez wątpienia efekty tej współpracy pomogły Xiaomi stworzyć bardzo udane aparaty z funkcją dzwonienia jak Xiaomi 14 Ultra. Tym razem mówimy o urządzeniu sporo tańszym, ale jednak z dopiskiem Pro i logiem Leica pomiędzy obiektywami. Ciekawie wypada decyzja o stworzeniu dość jasnego zoomu o ekwiwalencie ogniskowej 60 mm z przesłoną f/2, za to bez optycznej stabilizacji, którą na bazie poprzednich doświadczeń uznałbym raczej za potrzebną przy powiększeniach.
Nie zabrakło charakterystycznych rozwiązań, jak wybór jednego z dwóch styli Leica podczas korzystania z aparatu. Sama aplikacja przypomina to, do czego Xiaomi zdążyło przyzwyczaić, z częścią opcji dostępnych u dołu ekranu, a innymi umieszczonymi na górze. Nie brakuje mnogości trybów wideo, gdzie oprócz trybu Pro znajdziemy tryb reżyserski, niezależny od trybu filmowego oraz zwykłego nagrywania. Xiaomi nie lubi ułatwiać spraw.
O tym, że różnica między Leica Vibrant a Leica Authentic jest spora, nie trzeba nikogo uświadamiać. Pierwsze podejście daje efekt w postaci mocno przesyconych, pełnych kolorów zdjęciach, a drugie przypomina obcowanie ze starszymi aparatami przez mocne winietowanie i nieco ciemniejsze odcienie zdjęć. Xiaomi 14T Pro nie pozbywa się jednak pewnych przypadłości przy żadnym z dwóch “filtrów”. Zdjęcia mają sporą szczegółowość i choć z pewnością nie jest to najwyższy poziom, tak na co dzień wystarczy. Czasem oprogramowanie działa dość powoli i w efekcie nie uruchamia się przetwarzanie HDR-u, co widać przy pierwszym uruchomieniu danych obiektywów. Dziwne, zwłaszcza że potem migawka działa bez większych opóźnień, a przejść tonalnych nie brakuje.
Jeśli jednak przebijemy się przez pewne niedogodności, zdjęcia z Xiaomi 14T Pro zasługują na pochwałę. W ciągu dnia fotografie utrzymują styl i kolorystykę między obiektywami, a przetwarzanie jest dobrze zbilansowane i nie powoduje wyostrzenia lub rozmiękczenia zdjęć. Zobaczymy ładne rozmycie dalszego planu i należy pamiętać, że nie zbliżymy się za blisko do obiektów z pierwszego planu, ale do tego służy zoom. Czasem zdarza się, że przetwarzanie jest dość niedbałe i korony drzew stają się papką z liści z niewielkim rozróżnieniem detali. Do takich sytuacji przydaje się tryb 50 Mpix. Nie rozwiąże on jednak tego, że zdjęcia potrafią nieco szumieć, gdy za dnia jest nieco mniej światła. Widać to dopiero przy edycji.
Skoro powiedziałem coś o szumach, to powiem coś o aparacie ultraszerokokątnym, którego jakość dość odstaje od reszty rozwiązań z tyłu. Szkoda, bo gdy chodzi o kolorystykę, to niemal w całości zachowuje takie same parametry. Rozpiętość tonalna jest mniejsza, ale w słoneczny dzień nie odczujecie tego bez bezpośredniego porównania. Niestety poczujecie, jak mocno obniża się jakość i szczegółowość poza centrum kadru. Im mniej światła, tym różnica bardziej bolesna, a nocą nie podchodźcie do zdjęć bez trybu nocnego, bo cofniecie się do poprzedniej epoki.
Doceniam obiektywy przybliżające o ekwiwalencie ogniskowej większym niż 50 mm, więc dla Xiaomi 14T Pro przygotowałem plusika za oczko o ekwiwalencie 60 mm (w interfejsie 2,6x, choć aktywuje się już przy 2,5-krotnym zoomie). Niestety brak stabilizacji optycznej sprawia, że część zdjęć mimowolnie może nam się rozmyć. To świetny obiektyw do zdjęć na krótkim dystansie, bo oferuje ładne rozmycie i faktycznie ostrzy już z kilkunastu centymetrów. Problemy pojawiają się przy większych przybliżeniach. Wtedy na wierzch wychodzi niska szczegółowość dalszych planów, próby odszumiania kończące się papką z drzew i budynków przy zoomie powyżej 5x oraz nadmierne wygładzanie. To dobry aparat do portretów i zbliżania się do obiektów, ale niekoniecznie ufałbym mu w fotografowaniu obiektów z daleka.
Noc jak zwykle naświetla problemy, które za dnia mogły umknąć uwadze. Xiaomi 14T Pro zazwyczaj robi akceptowalne zdjęcia nocne, ale część z nich potrafi być rozmazana przez długie przetwarzanie, a do tego nie zawsze telefon ma kontrolę nad ograniczaniem naświetlania jasnych punktów. Rezultat jest niejednoznaczny, więc winą obarczałbym algorytmy przetwarzania. Jednocześnie kolorystyka zdjęć wypada dość naturalnie. Spodziewałem się większej szczegółowości z głównego obiektywu, a do tego życzyłbym sobie, by detekcja nocy działała znacznie częściej. Zdjęcia spisują się dobrze, ale na bazie doświadczeń z innych modeli w tym roku i współpracy z Leicą spodziewałem się więcej.
Oprogramowanie należy też poprawić dla przedniego aparatu. Inaczej nie umiem wytłumaczyć tego, że twarz raz jest rozmyta, a raz ostra i to w różnych fragmentach. Xiaomi 14T Pro rzadko kiedy dobrze oddaje kolor cery, choć potrafi w niektórych miejscach wskazać jej porowatość (tak, wyłączyłem wszystkie “upiększacze”). Do tego w zestawie z rozmyciem tła idzie też dalsze rozmycie detali na twarzy. Rozpiętość tonalna jest w porządku, ale tylko wtedy, gdy zdjęcie jest ostre. Selfie w ruchu najpewniej się tu nie udadzą.
Czytaj też: Czy pobili konkurencję? Recenzja Xiaomi 14 Ultra
Wideo nagramy w maksymalnie 8K i 30 klatkach na sekundę (ale zostańcie przy 4K dla HDR-u), a także w przestrzeni barwnej LOG (jednak daleko jej do elastyczności, jaką dają nagrania z aparatów). Stabilizacja głównego obiektywu działa poprawnie, choć nie rewelacyjnie i tu wygrywał choćby OnePlus 12. Korekty ekspozycji nie są zbyt agresywne, ale za to bywają zbyt wolne. Jednocześnie już przy odrobinie mniejszej ilości światła ilość szumów potrafi odebrać przyjemny odbiór zdjęcia. Z plusów warto nadmienić dobrze reagujący autofokus oraz wysoką szczegółowość na bliskich planach.
Przy nagrywaniu wideo różnice między obiektywami są już dość duże. W ciemniejszych sceneriach tylko główny aparat rejestruje akceptowalny obraz, a reszta się nie popisuje ani szczegółami, ani ilością wpuszczonego światła. Ponadto Xiaomi mogłoby się pozbyć połowy trybów i przełączników. Nie czuć większej różnicy między materiałami w trybie Master Cinema, a zwykłym wideo z HDR-em, a tryb reżyserski i profesjonalny mogłyby być obok siebie.
Xiaomi 14T Pro nie jest złym smartfonem pod kątem zdjęć i filmów. Jednocześnie pewne kwestie, jak chociażby zdjęcia nocą, wymagają dopieszczenia aktualizacjami. Szkoda, że nie postawiono na lepszy zoom.
Czas pracy na jednym ładowaniu wydawał mi się rewelacyjny, ale tylko wydawał
Xiaomi bez ładowarki w pudełku? Dożyliśmy naprawdę (nie)ciekawych czasów, ale w pudełku z Xiaomi 14T Pro kostki do ładowania nie znajdziemy. W związku z tym nie było dane mi sprawdzić, jak szybko jesteśmy w stanie naładować smartfon tego producenta. Jeśli 120-watowe ładowanie przy pojemności 5000 mAh działa tak jak w innych urządzeniach tego producenta, to faktycznie 100% zobaczymy najpóźniej w 20 minut. Smartfon obsługuje też własny standard ładowania bezprzewodowego z mocą do 50W, ale w tym przypadku także czeka nas dodatkowy zakup – taka stacja ładująca to koszt 200-300 złotych.
Nie będę jednak gdybał nad potencjalnymi prędkościami ładowania, bo ważniejszy jest czas pracy na jednym ładowaniu. Xiaomi 14T Pro ma pod tym względem dwie twarze. Wspólna praca Bluetooth i sieci komórkowej dość szybko drenuje jego baterię i nieraz ładowałem smartfon w trakcie dnia. Z drugiej strony to telefon, który jeśli nie jest męczony mediami społecznościowymi i grami w dużych ilościach, to poradzi sobie nawet przez dwa dni. Sporo energii zużywa w nim rejestrowanie zdjęć, nie traci jej za to niemal w ogóle w stanie czuwania.
Wiem, że się powtarzam, ale kolejny smartfon od Xiaomi musi stanieć
Xiaomi udało się stworzyć naprawdę solidnie wykonany smartfon z dobrymi podzespołami i trochę irytującym, ale znośnym oprogramowaniem. Sęk w tym, że znośne oprogramowanie to raczej domena tańszych urządzeń. Jeśli Xiaomi chciałoby patrzeć nie tylko na siebie, ale też na konkurencję, musiałoby wrócić do starych dobrych czasów i po prostu obniżyć cenę. To nie kwestia wizerunku, tylko chłodnej kalkulacji. Niemal każdemu producentowi w telefonie za 4000 złotych udaje się dowieźć dobre wykonanie, ekran i wodoodporność oraz dobry czas pracy na jednym ładowaniu.
Xiaomi 14T Pro to telefon, który ma być kontrą dla tych, którzy nie chcą za duże pieniądze dostać mniejszego (i trapionego problemami) Xiaomi 14, a nie kupią Xiaomi 14 Pro (którego w Polsce nie ma), albo Xiaomi 14 Ultra (który jest już znacząco droższy). Jednocześnie tacy ludzie muszą mocno pragnąć Xiaomi, by nie wybrać w tej cenie OnePlusa 12, iPhone’a 16 lub 15 Pro czy nawet Google Pixel 9. Jasne, są to mniejsze urządzenia, ale za 1000 zł mniej można dorwać Honora 200 Pro czy Samsunga Galaxy S24 FE, które wcale nie są znacząco gorsze.
Z reguły jestem zdania, że jakość się obroni. Jednocześnie Xiaomi nie jest jedynym producentem, który w tej cenie oferuje jakość. Jeśli jednak po prostu podoba wam się ten smartfon i nie macie nic przeciwko przycięciom i problemom, które według mnie nie przystoją w tej cenie, to oczywiście warto. W większości aspektów to solidny smartfon, a jako że na rynku jest już naprawdę mało miejsca na magię i przełom, większości ludzi z pewnością to wystarczy. Dobrze wiedzieć, że wpadka z serią Xiaomi 14 była jednorazowym wybrykiem. Szukajcie promocji.