Heliofizycy bezustannie spoglądają na Słońce, badając zmieniającą się aktywność na jego powierzchni. Gdy tylko na tarczy naszej gwiazdy dziennej pojawi się jakaś plama czy grupa plam słonecznych, informacje o nich natychmiast docierają do Ziemi, a naukowcy przyglądają się im i rejestrując emitowane przez nie rozbłyski i koronalne wyrzuty masy. Powinniśmy już zatem sporo wiedzieć. Okazuje się jednak, że szczegółowo poznaliśmy zaledwie niewielki wycinek aktywności słonecznej.
Wszystkie sondy kosmiczne, które na przestrzeni ostatnich pięćdziesięciu lat zostały wystrzelone w kosmos w celu badania Słońca, czy też których trajektoria zabierała je w bezpośrednie otoczenie Słońca, aby tam nabrały prędkości przed rozpoczęciem podróży w zewnętrzne rejony naszego układu planetarnego, poruszały się po trajektoriach ograniczonych do płaszczyzny ekliptyki, czyli do płaszczyzny, w której znajdują się orbity wszystkich planet Układu Słonecznego. To z kolei oznacza, że wciąż nie było ani jednej sondy kosmicznej, która wzniosłaby się nad ekliptykę i bezpośrednio spojrzała na bieguny Słońca. To, na szczęście, wkrótce się zmieni.
Czytaj także: Potężny rozbłysk na Słońcu. Blackout radiowy na dużym obszarze Ziemi
Skoro nigdy nie widzieliśmy, jak wyglądają bieguny Słońca, to skąd wiemy, co tam się znajduje? Otóż okazuje się, że nasza wiedza o tych obszarach ograniczona jest jedynie do modeli komputerowych, które wnioskują o budowie biegunów na podstawie tego, co widzimy na tarczy słonecznej z naszego miejsca w przestrzeni kosmicznej.
Co jednak niezwykle ciekawe, najnowsze modele wskazują, że tak jak na Ziemi, tak i na Słońcu mogą istnieć potężne wiry polarne napędzane i sterowane przez silne pole magnetyczne gwiazdy.
O wirach polarnych na ziemi i na planetach Układu Słonecznego wiemy całkiem sporo. Trzeba jednak pamiętać, że planeta to planeta, a gwiazda to gwiazda. Możliwe zatem, że owe wiry polarne na Słońcu nas zaskoczą.
Według naszej obecnej wiedzy pole magnetyczne na biegunie Słońca spotyka się z polem o przeciwnej biegunowości, które zaczyna się gdzieś w okolicach 55 stopnia szerokości heliofizycznej i przesuwa się w kierunku bieguna. Owe linie pola magnetycznego spotykają się na biegunie w okresie maksimum aktywności słonecznej. Tak się dobrze składa, że aktualnie Słońce znajduje się w okresie maksimum aktywności i bezustannie częstuje nas kolejnymi rozbłyskami i koronalnymi wyrzutami masy. Więcej, naukowcy przyznają, że obecnie trwające maksimum słoneczne jest silniejsze od wszystkich prognoz sprzed jeszcze kilku lat.
W trakcie maksimum słonecznego pole magnetyczne na biegunach słabnie, a następnie znika, aby pojawić się ponownie, ale już z przeciwną biegunowością. Naukowcy podejrzewają, że kiedy na biegunach nie ma pola magnetycznego, znikają z powierzchni gwiazdy także i teoretyczne wiry. Możliwe zatem, że gdybyśmy obecnie umieścili sondę kosmiczną nad Słońcem, to takich wirów byśmy nie zobaczyli.
Czytaj także: W Ziemie uderzają superburze magnetyczne. To ogromne wyzwanie dla naszej cywilizacji
I tutaj do gry wchodzi europejska sonda kosmiczna Solar Orbiter wystrzelona w przestrzeń kosmiczną w 2020 roku. To właśnie ona 18 lutego 2015 roku przeleci w pobliżu Wenus w taki sposób, że zwiększy nachylenie swojej orbity wokół Słońca względem ekliptyki o 17 stopni. W grudniu 2026 roku kolejny przelot w pobliżu Wenus pozwoli zwiększyć nachylenie do 24 stopni, aby ostatecznie 18 marca 2028 roku powiększyć je aż do 33 stopni względem ekliptyki.
Tak zaplanowana trajektoria pozwoli sondzie wznieść się nad ekliptykę na tyle, aby w końcu naukowcy mogli bezpośrednio spojrzeć na bieguny Słońca i potwierdzić istnienie tam wciąż teoretycznych wirów. Warto tutaj pamiętać, że owe wiry nie tylko będą oznaczały spektakularne zdjęcia, ale także pozwolą nam lepiej poznać pole magnetyczne naszej gwiazdy i tym samym lepiej prognozować potencjalnie niebezpieczne zjawiska pogody kosmicznej.