Wyjątkowo udane połączenie gry MOBA i strzelanki
Deadlock to takie połączenie Overwatcha z League of Legends, czy DOTA 2, jeśli idzie o cele podczas każdej rozgrywki. Głównym zadaniem stojącym naprzeciw sześcioosobowego zespołu jest zniszczenie głównej struktury (tak zwanego Patrona) drużyny przeciwnej, ale zanim do tego dojdzie, każdy gracz musi stawić czoła jednemu lub dwóm wrogom na jednej z czterech linii na mapie. Jeśli z grami MOBA macie sporo doświadczeń, to od razu zapomnijcie o tradycyjnym “topie, midzie i bocie”, bo w Deadlocku designerzy Valve ustawili linie horyzontalnie i oznaczyli je konkretnymi kolorami i nazwami.
Każda linia, to fabularnie ulica miasta, ale z perspektywy graczy jest to nic innego, jak piaskownica na pierwsze kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt minut, w których to przeżywamy intensywne chwile z przeciwnikami. Dlaczego? Ano dlatego, że Deadlock ma znacznie więcej zaczerpnięte z DOTA 2, niż z Counter-Strike czy Overwatcha, jeśli idzie o przebieg rozgrywki. To oznacza, że zamiast szybkich rundek i prostych celów, rozgrywamy tylko i wyłącznie jedną rozgrywkę, w ramach której rozwijamy swoją postać od zera, dokupując konkretne przedmioty i wybierając kolejne talenty łącznie czterech umiejętności, a przy tym niszczymy kolejne struktury wrogów.
Czytaj też: Black Myth: Wukong czy Elden Ring? Ograłem obie gry i już znam odpowiedź
Valve podjęło wielkie wyzwanie związane z tego typu projektem gry kompetytywnej, bo oto właśnie musiało połączyć i zbalansować charakter dynamicznej strzelanki ze strategicznym utrzymywaniem się na linii. Jak firma to osiągnęła? Przede wszystkim tym, że rozwój naszej postaci jest bezpośrednio związany z tym, jak biegle zabijamy regularnie pojawiające się na liniach stworki (minionki) i jak skutecznie podkradamy dusze wrogom i bronimy tych własnych. W chwili śmierci stworki zapewniają nam bowiem zastrzyk duszy, ale jeśli nie zadamy im śmiertelnego ciosu atakiem wręcz, to generują też unoszące się przez około dwie sekundy cele widoczne dla obu stron, w które można strzelić. Wtedy schemat jest prosty. Jeśli cel należy do wroga, to trafiając w niego, kradniemy mu część dusz, ale jeśli należy do nas, to po prostu zabezpieczamy te dusze.
Efekt tego typu rozwiązania? Na linii skupiamy się nie tylko na atakowaniu wrogich bohaterów, którzy nie padają po kilku strzałach, ale też na maksymalizowaniu uzysku dusz z minionków, bo zwłaszcza w pierwszych minutach gry przedmioty kupione za nawet 500 dusz są w stanie zapewnić nam ogromną przewagę. Jest to o tyle ważne, że każdy członek drużyny kolekcjonuje dusze na własne konto (tylko główne cele pokroju dostarczenia urny czy zniszczenia struktury obronnej zapewnia bonus dusz dla wszystkich) i może wykorzystywać je zarówno do rozwijania postaci, jak i kupowania wspomnianych przedmiotów.
Bohaterowie i unikalny styl
Aktualnie w Deadlocku znajdziemy kilkunastu bohaterów, wśród których można wyróżnić trzy podstawowe archetypy. Jedni spisują się najlepiej w atakowaniu, drudzy w przyjmowaniu obrażeń, a jeszcze inni w pomaganiu członkom drużyny. Tyle tylko, że każda postać może wywołać solidne obrażenia we wprawnych rękach, więc to np. nie tak, że wielki fioletowy detektyw (Abrams) z rogami i książką jest ot gąbką na kule. Pozwól mu zbliżyć się do siebie, a wtedy zrozumiesz, jak ważne jest blokowanie wrogich ataków wręcz.
Bać musimy się więc wszystkich, bo przy pojedynku 1v1 zasada jest jasna – albo my, albo wróg, a kiedy już w tej walce wygramy, to na nasze konto wpadną oczywiście dusze, ale nie w przesadnie dużej liczbie, przez co farmienie na linii minionków zawsze jest ich głównym źródłem. Jeśli z kolei idzie o unikalność samych bohaterów, to na tę chwilę Valve zrobiło kawał dobrej roboty, bo trudno wskazać jakąkolwiek postać, która jest aktualnie zbędna przez zbytnie podobieństwo do innej. Każda wyróżnia się jakąś wyjątkową cechą lub umiejętnością, które określają styl gry i to właśnie jest najważniejsze. Oczywiście gracze innych gier MOBA czy shooterów z klasami postaci dostrzegą wiele podobieństw w niektórych umiejętnościach, ale to coś, czego po prostu trudno uniknąć.
Wszystko to spaja ciekawa grafika, która stawia na nowoczesny i bardzo stylizowany charakter, nadający Deadlockowi unikalności. Mieszanka kreskówkowych elementów i futurystycznej estetyki w pokrętnym świecie stworzonym przez Valve wypada zwyczajnie świetnie, a na dodatek pełni funkcjonalną rolę, bo przejrzystość graficzna sprawia, że w ferworze walki łatwo odróżnić różne postacie oraz ich działania. Valve postawiło tutaj na odważną stylistykę, ale jako że jest wizualnie atrakcyjna i funkcjonalna, to był to strzał w dziesiątkę, który będzie tylko punktować.
Dlaczego warto dać szansę Deadlockowi?
Co więc jest najlepsze w Deadlocku? Przede wszystkim udane połączenie schematu rozgrywki znanego z LoL’a czy DOTA 2 z dynamiczną strzelanką, w której oczywiście celność to podstawa, ale dzięki różnorodności bohaterów i przedmiotów, gracz bez przysłowiowego skilla, może nadrobić swoje braki taktyką, strategią, pozycjonowaniem czy nawet umiejętnym farmieniem dusz, które mogą zapewnić mu przewagę w walce. Ba, grając w Deadlocka, wielokrotnie traficie na jegomościów, którzy zamiast brać udział w walce, biegają po wolnych liniach i rozłożonych po mapie minionkach, aby wyfarmić się do stopnia, w którym będą przewyższać liczbą dusz kogoś z kilkunastoma zabójstwami na koncie.
Aktualnie Deadlock jest ciągle dostępny wyłącznie dla zaproszonych graczy (wystarczy zaproszenie od znajomego, który już w niego gra albo kogokolwiek, kto świadczy takie usługi na oficjalnym forum Deadlocka) i wymaga “potwierdzonego” konta Steam. Innymi słowy, dostęp do gry jest nieco ograniczony, ale nie kosztuje ani złotówki i mogę zaryzykować stwierdzenie, że aktualnie każdy gracz Deadlocka jest jego beta-testerem. Valve ciągle zmaga się ze zbalansowaniem nie tylko postaci i przedmiotów, ale tak naprawdę całej gry, wliczając w to nawet kształt mapy oraz umiejscowienie konkretnych punktów zainteresowania.
Deweloperzy zaprojektowali zresztą wiele furtek na tego typu balans, stawiając na ograniczoną liczbę slotów przedmiotów konkretnego rodzaju (Broń, Spirytualizm, Witalność) i rozszerzanie puli uniwersalnych slotów zależnie od poczynań drużyny, przedmioty z efektami pasywnymi i aktywnymi, rosnącą liczbę uzyskiwanych dusz z różnych źródeł, unikalne zachowanie dusz zbieranych z potworków poza liniami czy nawet głównego bossa, który gwarantuje rozległego buffa nie tej drużynie, która go zabije, a tej, której członek zniszczy atakiem wręcz specjalny klejnot.
Czytaj też: Umarłem od radiacji, sklonowałem się i wpadłem na trop wielkiego sekretu. Polacy zrobili z The Alters cudo
Dobrze jest widzieć regularne aktualizacje, ale ilość zmian jest tak wielka, że przy niedzielnym graniu trudno za nimi nadążyć i dlatego odnoszę wrażenie, że warto poczekać na bardziej dopracowaną wersję Deadlocka, jeśli akurat po prostu szukacie nowej, dobrej strzelanki kompetytywnej, w której zatracicie się na tysiące godzin. Przez to zresztą podchodzę do tej produkcji nieco zachowawczo, bo pamiętam jeszcze spisaną na straty karciankę Artifact od Valve… o której nie pamięta już raczej nikt. Tyle tylko, że w przeciwieństwie do Artifacta, Deadlock cieszy się ogromną popularnością, bo gra w niego regularnie prawie 50000 graczy jednocześnie, a w szczycie bawiło się w niego całe 171490 graczy.