Wojna staje się ekologiczna, czyli jak czołgi i okręty wojenne mogą ratować planetę
Na przestrzeni dekad zużycie paliwa na jednego żołnierza drastycznie wzrosło. Podczas II wojny światowej przeciętny amerykański żołnierz zużywał około 3,8 litra paliwa dziennie. Do 2003 roku, w czasie inwazji USA na Irak, liczba ta wzrosła do 83,3 litra. Dzisiejsze pojazdy wojskowe, w szczególności myśliwce, czołgi i okręty wojenne, odpowiadają za większość zużycia paliwa, przy czym myśliwce pochłaniają nawet 80% tego zużycia. To wszystko sprawia, że aktualnie wojska na całym świecie odpowiadają za około 5,5% globalnych emisji, a więc dużo. Tak dużo, że coraz częściej możemy usłyszeć o dążeniu do obniżenia zużycia paliw kopalnych w wojsku właśnie. Alternatywą dla nich może być zarówno energia jądrowa, jak i słoneczna oraz wiatrowa (zwłaszcza w utrzymywaniu baz), ale prawdziwą rewolucją będzie przerzucenie tradycyjnych spalinowych silników na te, które zamiast ropy i benzyny, będą spalać wodór. Tyczy się to zarówno jednostek wykorzystywanych na lądzie, jak i nawet w sektorze morskim.
Czytaj też: Koniec z wrażliwym pancerzem. Wojna zmieni się przez ten wyjątkowy sposób na ochronę pancernych pojazdów
Silniki wodorowe od dawna są uważane za kluczowy element zrównoważonej przyszłości. Trudno się temu dziwić, bo w przeciwieństwie do tradycyjnych paliw kopalnych, napęd wodorowy nie emituje spalin i oferuje wysoce efektywne rozwiązanie energetyczne. Dlatego też obecnie przemysł obronny dąży do integracji ogniw paliwowych opartych na wodorze w sprzętach wojskowych, do czego jest popychany pilną potrzebą zmniejszenia śladu węglowego. W tym wyścigu przewodzi aktualnie armia Korei Południowej, która ma w planach przejście z pojazdów wojskowych napędzanych paliwami kopalnymi na ich wodorową alternatywę. Współpracując z lokalnymi firmami, takimi jak Kia, Hyundai i Doosan, Korea Południowa zamierza być liderem innowacji w technologii mobilności wodorowej w zastosowaniach wojskowych.
Czytaj też: Misja: zrewolucjonizować drony wojskowe. Jak wojna zmieni się przez Gambit 5?
Wśród wspomnianych firm wyróżnia się Hyundai Rotem, czyli spółka zależna Hyundaia, która jest na czele prac nad rozwojem silników wodorowych specjalnie przeznaczonych do czołgów i pojazdów opancerzonych. Te ambitne działania są uzupełniane przez wysiłki Kii, która pracuje nad pojazdem napędzanym wodorem zdolnym do generowania 100 kW na godzinę za pomocą ogniw paliwowych. Pojazdy te mają być mniejsze, lżejsze i bardziej energooszczędne niż ich odpowiedniki napędzane paliwami kopalnymi. Ponadto Hyundai opracowuje pojazd do tankowania wodoru, nazwany „H-Moving Station”, który będzie mógł tankować w dowolnym miejscu i przewozić do 50 kilogramów wodoru.
Czytaj też: Ten okręt nie powinien istnieć. Brytyjczycy stworzyli niszczyciela, który budził podwójną grozę
Jedną z kluczowych zalet pojazdów wojskowych napędzanych wodorem jest ich efektywność. Podczas gdy tradycyjne generatory energii z paliw kopalnych osiągają efektywność na poziomie 28–32%, ogniwa paliwowe oparte na wodorze mogą osiągnąć poziom efektywności wynoszący 47% lub wyższy. Oznacza to, że siły zbrojne mogą uzyskać większą wydajność energetyczną przy mniejszym zużyciu paliwa, co sprawia, że operacje stają się zarówno bardziej przyjazne dla środowiska, jak i ekonomiczne. Gdyby tego było mało, ogniwa paliwowe napędzane wodorem są znacznie cichsze niż silniki diesla, co daje przewagę taktyczną w sytuacjach bojowych. Dlaczego? Ano dlatego, że hałas i opary produkowane przez konwencjonalne silniki mogą łatwo zdradzić pozycję jednostki, narażając ją na niebezpieczeństwo. W przeciwieństwie do tego, silniki wodorowe nie wydzielają hałasu, oparów ani ciepła, co umożliwia cichsze i bardziej skryte poruszanie się na polu bitwy.