PIerwszy raz miałem okazję zobaczyć na własne oczy elektryczne auto od Xiaomi na targach MWC w Barcelonie. Oczywiście wtedy jeszcze trudno było położyć na nim chociażby palca, ale temat szybko eskaluje, czego przykładem jest ostatnia próba Xiaomi SU7 Ultra na kultowym torze Nurburgring. Przygotowana specjalnie do tego zadania wersja wykręciła okrążenie w czasie 6 minut 46,874 sekundy. Oczywiście nie byłoby to możliwe bez odpowiednich opon i podkręconej aerodynamiki zapewniającej niemal dwie tony docisku auta do nawierzchni. Tak czy siak, oczy otwierają się dość szeroko ze zdumienia.
Xiaomi SU7 Ultra doczeka się również wersji drogowej, która pod względem osiągów ma wszelkie prawo budzić mnóstwo emocji. Jak bowiem skomentować czas przyspieszenia od 0 do 100 km/h na poziomie 1,98 sekundy? Do 200 km/h auto ma się rozpędzić w zaledwie 5,86 sekundy. Na pokładzie konstrukcja składająca się z trzech silników o łącznej mocy 1500 KM przy masie 1900 kg i prędkości do 350 km/h. Oczywiście kubełkowe fotele, odpowiednio wyprofilowana kierownica, cała masa sportowych akcentów i tylko ryku silnika będzie brakować do pełni szczęścia. Spróbuje to zrekompensować (a w zasadzie imitować) odpowiedni zestaw audio w środku.
Bateria CATL Qilin 2.0 o mocy 1330 kW umieszczona w Xiaomi SU7 Ultra pozwala na przejechanie na jednym ładowaniu do 630 km według cyklu CLTC. Czas ładowania zależy tu rzecz jasna od mocy ładowarki, ale przy napięciu 897 V wynosi zaledwie 12 minut. Czy tylko ja mam skojarzenia z turbo szybkimi ładowarkami do smartfonów bijącymi kolejne rekordy? Może to przez fakt, że to jednak ta sama firma odpowiada za obie kategorie produktów, o których tutaj piszę. Na sam koniec zostawiam to, co będzie najtrudniejsze do przełknięcia, a mianowicie cenę. W China rozpoczęła się przedsprzedaż auta, które wyceniono na ekwiwalent ok. 460 tys zł. Tanio nie będzie, jeśli już ten konkretny model zawita do Europy.
Czytaj też: Z taką specyfikacją i ceną nowy chiński elektryk wydaje się skazany na sukces, ale nie z nami te numery
Ale tu zgodnie z wcześniejszymi doniesieniami może mieć pod górkę, jak inne elektryczne auta z Państwa Środka. Wszystko to kwestia dodatkowych ceł nałożonych przez Unię Europejską na producentów chcących importować swoje pojazdy na Stary Kontynent. W niektórych wypadkach będzie się trzeba liczyć z nawet 45-procentową dopłatą, a nie wydaje mi się, żeby Chińczycy chcieli to wszystko wziąć na siebie. Tak czy siak, Xiaomi idzie szeroko i na pewno będzie ciekawie.