Nowatorska metoda wznosi bezpieczeństwo elektryków na wyżyny. Poznaliśmy wyniki badań

Bezpieczeństwo elektrycznych samochodów to gorący temat. I dosłownie i w przenośni, ponieważ temperatury generowane w czasie pożarów takich pojazdów są naprawdę problematyczne. Co gorsza, kontrolowanie ognia jest w zasadzie niemożliwe, a najskuteczniejszą metodą pozostaje… czekanie. Próby zwiększenia bezpieczeństwa elektryków podjęli się niedawno naukowcy ze Stanów Zjednoczonych. 
Nowatorska metoda wznosi bezpieczeństwo elektryków na wyżyny. Poznaliśmy wyniki badań

To właśnie oni stoją za potencjalnie przełomową metodą testowania odporności elektryków na pożary. Została ona zaprojektowana tak, aby dało się w bezpieczny sposób przechowywać uszkodzone elektryki oraz akumulatory znajdujące się na ich wyposażeniu. Przedstawiciele Southwest Research Institute została już poddana kluczowym testom, dlatego możemy skupić się na ich wynikach. 

Czytaj też: Sprawdzili akumulatory i oniemieli. Żyłeś w błędzie, a elektryczne samochody są lepsze niż myślisz

Jeden z autorów ostatnich badań, Kyle Fernandez, podkreśla, że możliwości, jakimi dysponuje jego instytut sprawiają, że możliwe jest opracowywanie coraz to nowych testów przeznaczonych do oceny możliwości różnorakich technologii. Jeden z takich testów jest przełomowy, ponieważ stanowi pierwszy standardowy przeznaczony dla obudów zabezpieczających pojazdy elektryczne. To bardzo istotny aspekt, wszak akumulatory litowo-jonowe – wyjątkowo powszechnie stosowane w elektrykach – są dość łatwopalne.

Przy rosnącej liczbie elektryków jeżdżących po drogach całego świata nie powinien więc dziwić wzrost natężenia pożarów z ich udziałem. Jakby problemów było mało, komplikacji dostarcza fakt, iż w tej rozwijającej się branży wciąż brakuje ustandaryzowanych testów. Właśnie dlatego osiągnięcia autorstwa przedstawicieli Southwest Research Institute są tak istotne – w zasadzie dla całej gałęzi motoryzacji. 

Elektryki są narażone na pożary, a inżynierowie szukają metod na redukcję zagrożenia. Kluczowe w tym kontekście mogą okazać się wysiłki przedstawicieli Southwest Research Institute

Ale zjawisko pożarów nie dotyczy tylko aktywnie poruszających się elektryków. Są na nie również narażone uszkodzone pojazdy, transportowane bądź przechowywane. W tym przypadku kluczową rolę odgrywa tzw. ucieczka termiczna, za sprawą której akumulatory nagrzewają się w gigantycznym tempie. Prowadzi to do wystąpienia reakcji łańcuchowej, a ostatecznie – w najgorszym scenariuszu – pojawienia się ognia. 

Wyobraźmy sobie, jak tragiczne mogą być konsekwencje pojawienia się ognia na przykład na parkingu oddelegowanym do przechowywania uszkodzonych elektryków, nie wspominając o budynkach takich jak warsztaty samochodowe. Mówimy nie tylko o wysoce negatywnym wpływie na środowisko naturalne, ale również bezpośrednim zagrożeniu dla zdrowia i życia ludzi. Dokonane w ostatnim czasie postępy pozwoliły inżynierom ze Stanów Zjednoczonych dokonać replikacji ucieczki termicznej w celu oceny obudowy pojazdu w celu zmniejszenia skutków pożaru.

Czytaj też: Akumulatory przyszłości już w fazie rozwoju. Gigant motoryzacji odkrywa karty

W toku eksperymentów członkowie zespołu badawczego zmierzyli temperaturę wewnątrz i na zewnątrz obudowy w sytuacji, gdy elektryk stał w ogniu. Specjalistyczne narzędzia pozwoliły im na monitorowanie temperatur oraz wpływu pożaru na otoczenie. W szczytowym momencie temperatura osiągnęła ponad 1000 stopni Celsjusza. Wkrótce przyjdzie pora na wdrożenie wyciągniętych wniosków w praktyce.