Sprawdziłem tanie bezprzewodowe myszki dla graczy. Test Genesis Zircon 660 i Zircon 660 Pro

Różni je całe 50 złotych, a na pierwszy rzut oka nie odróżnia ich nic. Oto właśnie nowe myszki firmy Genesis w postaci modelu Zircon 660 i Zircon 660 Pro, które występują zarówno w wersji białej, jak i czarnej. Spędziłem z nimi ostatnie tygodnie i teraz wiem, czy warto się nimi zainteresować.
Sprawdziłem tanie bezprzewodowe myszki dla graczy. Test Genesis Zircon 660 i Zircon 660 Pro

Pierwsze chwile z myszkami Genesis Zircon 660

Cienka obwoluta, ekologiczne pudełko ochronne, krótka instrukcja obsługi, dobrej jakości odpinany przewód w materiałowym oplocie o długości 180 cm, odbiornik USB osadzony w myszce i ślizgacze zabezpieczone folią, którą trzeba zdjąć. Tak właśnie zaczyna się przygoda z Zircon 660 i Zircon 660 Pro, które trudno jest rozróżnić nawet na wypełnionym licznymi informacjami pudełku. Różnice sprowadzają się bowiem do wagi, zastosowanego czujnika optycznego oraz przełączników pod głównymi przełącznikami. Zakończmy więc szybko kwestię wspólnych cech, czyli przede wszystkim łączności oraz formy.

Genesis Zircon 660 i Zircon 660 Pro utrzymują symetryczną bryłę o wymiarach 123 x 63 x 40 mm dedykowaną dla praworęcznych użytkowników, a model Pro waży 57 gramów, czyli o 2 gramy mniej od podstawowego. Nie są to więc myszki dla wszystkich, a dla tych, którzy nie przepadają za większymi modelami asymetrycznymi, zapewniającymi oparcie dla wewnętrznej części dłoni. W tym dziele Genesis nie macie bowiem co liczyć na wysoką ergonomię, której tak potrzebują pracownicy biurowi. To sprzęty dedykowane do chwytów typu fingertip i claw oraz grania w dynamiczne strzelanki, co akcentuje bardzo niska waga. Genesis osiągnął ją m.in. “dziurawą” konstrukcją, bo cały spód obu myszek doczekał się pięciu wielkich otworów, z czego jeden jest funkcjonalny, jako że zapewnia miejsce na odbiornik USB-A, którego po prostu wciskamy w lukę. 

Czytaj też: Test obudów Genesis Diaxid 605 ARGB i 605F

O ile konstrukcja i jakość wykonania nie budzi wątpliwości (przynajmniej po kilku tygodniach codziennego używania), tak design Zircon 660 nie jest innowacyjny, a raczej powszechny w tego typu segmencie. Dwa małe przyciski boczne, wystające ledwie milimetr poza obudowę, nisko osadzona rolka z gumowym podkładem, dioda funkcyjna tuż nad nią, 3-stopniowy przełącznik trybu łączności i prosty przycisk zmiany czułości na spodzie. Ten ostatni element jest tradycyjnie kontrowersyjny, a przynajmniej dla tych użytkowników, którzy zwykli często zmieniać czułość np. podczas grania i to nie tyle zależnie od włączonej gry, a podniesionej broni. 

Pierwszy obiektywny problem z Zircon 660 i Zircon 660 Pro zauważyłem już na samym początku, bo kiedy chciałem podładować obie myszki tradycyjnym przewodem USB-C. Powód? Żaden z nich nie pasował do tych modeli, które przyjmują wyłącznie dołączone przewody o zauważalnie cieńszej obudowie. Co tu dużo mówić, nie podoba mi się to, ale z drugiej strony Genesis dołącza do zestawu tak dobre przewody, że aż szkoda zostawiać je w pudełku. Zwłaszcza że można ładować akumulatory myszek podczas grania. Docenić mogę za to wykonanie, umieszczenie środka ciężkości w centrum obudowy, odseparowane skrzydełka przycisków bocznych o wysokiej stabilności i wielkie ślizgacze z zaokrąglonymi krawędziami. Fani rozbudowanego podświetlenia będą wprawdzie zawiedzeni, że dostali tylko dwa niewielkie paseczki na przodzie myszki i diodę funkcyjną, ale osoby doceniające praktyczność docenią zachowanie podświetlenia, które domyślnie dezaktywuje się, kiedy tylko poruszymy myszką, aby oszczędzać energię akumulatora. A jeśli już przy nim jesteśmy…

Przywykliśmy do tego, że bezprzewodowe myszki dla graczy są drogie, ale oto Zircon 660 i Zircon 660 Pro udowadniają, że tak wcale być nie musi. Ba, mają do zaoferowania nie tylko tradycyjny tryb przewodowy, ale też tryb bezprzewodowy za pośrednictwem Bluetooth 5.0 i z wykorzystaniem radiowego połączenia 2,4 GHz, dzięki dołączonemu odbiornikowi. Największą precyzję i responsywność gwarantuje oczywiście przewodów, a tuż za nim plasuje się tryb radiowy, podczas gdy na szarym końcu ląduje Bluetooth, oszczędzające jednak w znacznie okazalszym stopniu poziom naładowania akumulatora. Ten cechuje się pojemnością 400 mAh i wytrzymuje do 80 godzin na jednym ładowaniu, ale osobiście oceniam to na przedział 50-65 godzin zależnie od trybu pracy po około 3-godzinnym ładowaniu. To i tak długo, bo choć często zdarzało mi się, że inne myszki zaskakiwały mnie szybko rozładowującym się akumulatorem, tak Zircon 660 i Zircon 660 Pro nigdy nie zrobiły mi takiej paskudnej niespodzianki. 

Różnice między Genesis Zircon 660 i Zircon 660 Pro

Przełączniki pod głównymi przyciskami oraz sensor optyczny. Pomijając wspomnianą wagę, to tymi właśnie dwoma cechami różnią się proponowane przez Genesis myszki, które dostały jednocześnie ten sam enkoder rolki (zweryfikowany w wielu modelach, świetnie spisujący się TTC White). Zaczynając od prostszej kwestii, w tańszym modelu znalazły się mikroprzełączniki mechaniczne Huano Purple o wytrzymałości 90 mln aktywacji i sile nacisku 60 gramów, podczas gdy wariant Pro doczekał się bardziej zaawansowanych Kailh 8.0 o wytrzymałości 80 mln aktywacji. Testy “na ślepo” wykazały, że przełączniki Kailh 8.0 cechują się znacznie lepszym klikiem, jeśli idzie stricte o wrażenia, ale to na Huano Purple łatwiej jest utrzymać serię superszybkich klików.

Czytaj też: Test Genesis Zircon XIII. Drugiej takiej myszki dla graczy nie znajdziesz, bo jest tania i rewolucyjna

Jeśli z kolei idzie o sensory, to mamy tutaj do czynienia również z najwyższą półką, bo pojedynkiem Pixart PAW3311 z Pixart PAW3395. Oczywiście ten drugi jest bardziej zaawansowany, co podkreśla nie tylko wyższa czułość w CPI (już w PAW 3311 w grę wchodzi absurdalne 12000 CPI, a w PAW3395 26000 CPI), ale też okazalszą maksymalną szybkość śledzenia, bo ponad dwukrotnie wyższą (300 vs 650 IPS). Ta druga przydaje się zwłaszcza dla tych graczy, którzy suną myszkami po podkładce z ekstremalną prędkością, ale zdradzę wam, że nawet w PAW3311 wyzwaniem jest osiągnięcie prędkości, która posunie czujnik do obłędu. 

Genesis Zircon 660 Pro vs Genesis Zircon 660

Aplikacja, czyli “student na stażu” atakuje

Uwielbiam aplikacje do myszek i klawiatur, jakie mają nam do zaoferowania producenci peryferiów. jest to bowiem mieszanka albo solidnie zaprogramowanych HUDów “do wszystkiego”, albo… czegoś takiego, co możecie podejrzeć poniżej. Prototyp, to pierwsze, co może cisnąć się wam na usta, bo proponowana dla Zircon 660 aplikacja wygląda tak, “jakby robił ją programista”. Daleko jest więc jej do wizualnego ideału, ale za to działa, oferuje język angielski oraz polski i w sumie to jest najważniejsze.

W aplikacji m.in.:

  • podejrzycie poziom naładowania (niestety nie w procentach przy niskim poziomie)
  • ustawicie efekty podświetlenia (na diodę funkcyjną jednak nie wpłyniecie)
  • dostosujecie czas uśpienia po wykryciu nieaktywności
  • podmienicie funkcje wszystkich sześciu przycisków, 
  • ustawicie poziomy czułości w ramach sześciu poziomów od 100 do 12000 CPI (niestety brakuje opcji wybierania koloru diody funkcyjnej dla każdego poziomu)
  • wybierzecie odświeżanie sygnału (125/250/500/ 1000 Hz)
  • nagracie i dostosujecie makr
  • wyeksportujecie oraz zaimportujecie wcześniej zapisany profil. 

Czytaj też: Szukasz taniego pada? Test Genesis Mangan 300 i Mangan 400 pomoże ci w wyborze

Fajnie? Fajnie, choć oczywiście wszystko to jest podawane w dość topornym wydaniu i posiada braki pokroju braku możliwości dostosowywania zjawiska debounce w przypadku przycisków, parametru LOD oraz czułości, bo model Zircon 660 Pro miał mieć graniczne czułości na poziomie 50 i 26000 CPI.

Test Genesis Zircon 660 i Zircon 660 Pro – podsumowanie

Zbliżamy się więc do końca testu Genesis Zircon 660 i Zircon 660 Pro, które to producent wycenił na kolejno 149 i 199 złotych, a więc bardzo dobrze, jak na tak zaawansowane myszki bezprzewodowe, które bezsprzecznie zasługują na polecenie. Dlatego też warto rozważyć, czy aby na pewno wariant Pro jest godny dopłaty aż ⅓ ceny, ale w praktyce odpowiedź na to jest prosta. Nie patrzcie nawet na różnicę wagi, bo myszkom daleko jest do zawartości strunowych woreczków foliowych, więc ważącą o 2 gramy więcej Zircon 660 Pro prowadzi się po podkładce dokładnie tak samo, jak Zircon 660. 

Uważam też, że znakomita większość graczy nie odczuje różnicy między zastosowanymi sensorami, więc wybór sprowadza się do przełączników, które w droższej wersji mają ewidentnie więcej charakteru. Jeśli więc na tym wam zależy, to Zircon 660 Pro ma więcej sensu… ale czy na pewno ten feeling jest warty aż 50 zł? Odpowiedź na to pytanie pozostawiam już wam i przejdę do tego, co w obu modelach mi przeszkadza. Pomijając oprogramowanie, na które można przymknąć oko (chyba że zależy wam na czułości powyżej 12000 CPI), jest to zarówno brak wymiennych ślizgaczy w zestawie, jak i brak możliwości wpłynięcia na diodę funkcyjną, bo nawet dezaktywacja podświetlenia jej nie wyłączy. Nie są to jednak wady, które deklasują sprzęt tego typu i dlatego uznałem, że Zircon 660 i Zircon 660 Pro zasługują na następujące odznaki.