Recenzja Indiana Jones i Wielki Krąg. Przeżyłem gwałtowny atak nostalgii i mimo kilku zgrzytów nie żałuję

Na wstępie tego tekstu muszę zaznaczyć, że do niektórych gier boję się podchodzić. Być może to naiwna chęć pozostawienia wspomnień z dzieciństwa w nienaruszonej postaci, a właśnie jednym z takich artefaktów jest dla mnie Harrison Ford w roli zadziornego archeologa. Odwagi do stawienia czoła legendzie w nowym wydaniu dodał mi fakt, że za produkcję gry Indiana Jones i Wielki Krąg odpowiada studio MachineGames, któremu aż dwukrotnie udało się tchnąć nowe wspaniałe życie w kultowego Wolfensteina. Czy coś tu może pójść nie tak? Mnóstwo rzeczy. A jak ostatecznie wyszło?
Recenzja Indiana Jones i Wielki Krąg. Przeżyłem gwałtowny atak nostalgii i mimo kilku zgrzytów nie żałuję

Nie ma co tego ukrywać – jestem tak stary, że byłem na Poszukiwaczach zaginionej Arki w kinie. Lata 80. w Polsce to był czas dość ‘specyficzny’ (w możliwie najdelikatniejszych słowach). Z mojego dziecięcego punktu widzenia nadal mało widziałem i jeszcze mniej rozumiałem, dlatego tym bardziej szalone przygody amerykańskiego archeologa pochłonąłem wszystkimi dostępnymi zmysłami. Nie przypuszczałem, że kiedyś przyjdzie mi wrócić do tego momentu w historii i przywołać znów dziecięcą radochę z eksploracji nieznanych światów i kryjących się w nich tajemnic.

Na wstępie to, co chyba najważniejsze: grę możecie sobie sprawdzić całkowicie za darmo w ramach abonamentu Xbox GamePass, zarówno w wersji konsolowej, jak i pecetowej. Posiadacze konsol Sony muszą się jednak uzbroić w cierpliwość do maja 2025 roku. Stojące za produkcją studio MachineGames dało światu dwa znakomite tytuły – chodzi rzecz jasna o Wolfenstein: The New Order (2014) i kontynuację w postaci Wolfenstein II: The New Colossus (2017). Mocno czuć, że to ta sama ekipa, ale Indiana Jones i Wielki Krąg nazwałbym miksem Wolfensteina z serią Uncharted. Przez większość czasu widzimy akcję z perspektywy pierwszej osoby, ale na wybrane momenty kamera przełącza się na widok zza pleców (szczególnie podczas wspinaczki lub dyndania na skórzanym biczu, czyli nieodłącznym akcesorium tej postaci).

Wielki Krąg to wielki festiwal okładania nazistów czym popadnie

Akcja gry sytuuje się między pierwszym i trzecim filmem z serii Indiana Jones, a więc Poszukiwaczami zaginionej arki oraz ostatniej krucjaty. Mamy rok 1937, a zatem niespokojny czas w historii świata, który szczególnie we Włoszech i Niemczech opanowała ideologia faszyzmu i nazizmu. Jak przystało na Indianę Jonesa, rzuca nas po różnych lokacjach, począwszy od Watykanu, przez Egipt, a skończywszy na Tajlandii. Za każdym razem na naszej drodze stają nie tylko przeszkody natury terenowej i najróżniejsze zagadki wymagające logicznego rozumowania, ale rzecz jasna przeciwnicy. Nie zawsze bezpośrednie starcie jest najlepszą metodą. Gra pozwala na swobodę w podejściu do niektórych zadań.

Jeśli już jednak konfrontacja wydaje się nieunikniona, w ruch idą przede wszystkim pięści, jak również szeroki asortyment przedmiotów, które akurat znajdą się pod ręką (butelki, świeczniki, łopaty, pałki, rozmaite narzędzia kuchenne, etc.). Nie przypuszczałem, że z okładania oponentów patelnią, rondlem lub miotłą można mieć tyle zabawy. Indiana Jones ma również do dyspozycji pistolet, ale ponieważ amunicja jest tutaj na wagę złota, lepiej go nie nadużywać. A wspominałem, że przedmioty w grze się zużywają? Nawet młotek czy kawałek żelastwa ma swoją ograniczoną wytrzymałość (zazwyczaj wystarczy na kilka uderzeń). Można co prawda ratować się porozrzucanymi gdzieniegdzie zestawami naprawczymi, ale czasem lepiej po prostu poszukać czegoś nowego.

Jak przystało na porządną archeologiczną przygodę, Indiana Jones i Wielki Krąg to prawdziwy festiwal zbieractwa – tzw. znajdziek jest tutaj co niemiara. Błyskawicznie zapełnia się również notes, a w naszej kieszeni co chwila lądują nowe mapy pomieszczeń, jak również odkryte przy okazji eksploracji sekrety nabijające pulę punktów doświadczenia. Nie ma tu tradycyjnego drzewka rozwoju postaci, ale za zgromadzone punkty można nabywać nowe umiejętności i radzić sobie coraz lepiej z przeciwnikami oraz przeszkodami terenowymi. Indiana Jones nie jest superbohaterem – męczy się podczas biegania, wspinaczki oraz walki. Warto więc dbać o jego kondycję, leczenie i odpowiedni poziom odżywienia. Na szczęście na każdym kroku twórcy dają nam okazję spróbować lokalnych specjałów, podnosząc poziom immersji.

Indiana Jones, czyli film gamingowy czy gra filmowa?

Musicie wiedzieć, że przerywników filmowych, czyli tzw. cutscenek, jest w Wielkim Kręgu bez liku. Osobiście nie mam z tym większego problemu, o ile są realizowane w ciekawy sposób. Tutaj mamy do czynienia z przypadkiem szczególnym, bo wcielający się w główną rolę Harrison Ford został wiekowo utrwalony adekwatnie do czasów odpowiadających początkom serii. Dla mnie okazała się to nostalgiczna wycieczka do czasów młodości, a jedyny zgrzyt może stanowić fakt, że nie da się grać w oryginalną wersję językową z polskimi napisami.

Jeśli chcecie posłuchać jak Troy Baker umiejętnie odtwarza manierę głosu Forda, musicie się pogodzić z napisami po angielsku. Polski dubbingu co prawda bardzo dobrze się słucha, ale na pewno nie przypomina w takim stopniu oryginału. Klasyczne coś za coś. Dodajmy do tego wszystkiego fantastyczną warstwę muzyczną, która czyni z najnowszych przygód Indiany Jonesa prawdziwie hollywoodzką ucztę. To wszystko ma jednak swoją cenę, szczególnie jeśli ogrywacie wersję pecetową. Wystarczy spojrzeć na wymagania, aby natychmiast zrozumieć, że być może konieczne będą kompromisy w jakości grafiki. Przy rozdzielczości 1440p, średnich detalach i włączonym generowaniu klatek (DLSS), testowa maszyna z laptopowym układem RTX 4070 ledwie wyrabiała. Na ostatni moment przed premierą developerzy dodali jeszcze pełne wsparcie dla path tracingu, więc jeśli macie mocne komputery, gra może wyglądać naprawdę imponująco.

Szczególnie dużo pracy poświęcono pieczołowicie skonstruowanym lokacjom, pełnym porozrzucanych przedmiotów i mnie ten poziom twórczego bałaganu totalnie wciągnął. Kiedy w początkowej fazie gry zwiedzamy pracownię Indiany, a potem zakamarki Watykanu, w oczy rzuca się wysoka liczba detali i analogowy świat w swojej czystej postaci, za którą czasami tęsknię. Dobra, tak naprawdę tęsknię za czasami beztroskiej młodości, w której dużo łatwiej było uciec w świat fantazji, prostych narracji i być może cieszyć się tym co po prostu jest (jakkolwiek źle by to nie wyglądało). Taki jest trochę dla mnie Indiana Jones i Wielki Krąg – mocny atak nostalgii. 

Indiana Jones i Wielki Krąg – czy czegoś może tu brakować?

Jeśli przyjrzeć się uważniej, da się znaleźć w grze niedoróbki. Najmocniej widać je na poziomie AI przeciwników, szczególnie ich uważności na to, co dzieje się w ich otoczeniu. Niektóre lokacje można przejść eliminując oponentów stojących od siebie przysłowiowy rzut beretem, a oni nawet nie zorientują się, że ich pobliscy kompani zostali wyłączeni z gry. Z drugiej strony czasem zbiegają się zaalarmowani w ilościach hurtowych (np. biegną do namiotu, w którym zauważyło mnie kilku gości) i nie sposób nawet uciec z danej przestrzeni. Pomijając to i problemy natury graficznej dotyczące szczególnie gry świateł, nie mam większych uwag, które mocno zepsuły mi zabawę.

Czytaj też: Recenzja LEGO Horizon Adventures. Mechaniczne dinozaury z klocków pozytywnie zaskakują

Poziom zagadek środowiskowych jest dla mnie w sam raz, dialogi bywają zabawne (takie w stylu złotych lat 80-tych hollywoodzkiego kina akcji), a nawet poczułem chęć samodzielnego zgłębienia wiedzy w temacie niektórych znalezisk oraz historycznych lokacji w grze. Nie jestem na tyle kompetentny, by ocenić, że Indiana Jones i Wielki Krąg nadaje się na grę roku (od tego mamy całe grono gamingowych serwisów), ale doceniam masę pracy włożoną w tytuł i odczuwam masę frajdy z grania, do czego zachęcam również do tej pory nieprzekonanych. Dajcie tej grze szansę. szczególnie w okresie świątecznym, z którym od zawsze kojarzyła mi się Szklana Pułapka, Kevin sam w domu i inne podobne klasyki. Będzie trochę więcej czasu na odpoczynek, a przy tym tytule też może być przyjemnie.