Choć sam wiatr słoneczny to nie obłok plazmy wyrzucany z powierzchni Słońca w koronalnym wyrzucie masy, to jednak ten konkretny wiatr słoneczny, który dotrze do nas za kilkadziesiąt godzin, może sam z siebie wywołać zorzę polarną.
Źródłem takiej aktywności jest gigantyczna dziura w atmosferze Słońca, czyli w tzw. koronie słonecznej. Heliofizycy szacują, że jej średnica to aż 800 000 kilometrów. Warto tutaj przypomnieć — dla porównania — że średnica Ziemi to zaledwie nieco ponad 13000 kilometrów.
Czytaj także: Wielkie dziury koronalne na Słońcu. W weekend czeka nas burza geomagnetyczna
Z samej definicji dziury koronalne to obszary w atmosferze naszej gwiazdy, w których doszło do otwarcia pól magnetycznych. W efekcie wiatr słoneczny jest w stanie bez oporu wyruszyć w podróż międzyplanetarną ze znacznie wyższą prędkością, niż ma to miejsce na co dzień. Same dziury widoczne są na zdjęciach słońca wykonanych w zakresie promieniowania ultrafioletowego. Dzieje się tak, bowiem emitujące to promieniowanie gorące gazy nie są już utrzymywane polem magnetycznym w atmosferze gwiazdy, a są uwalniane w przestrzeń międzyplanetarną.
Naukowcy wskazują, że wiatr słoneczny emitowany z tego obszaru porusza się z prędkościami rzędu 500 kilometrów na sekundę.
Proste obliczenia wskazują zatem, że odległość dzielącą Ziemię od Słońca taki strumień pokona do 31 stycznia. Kiedy do nas dotrze, teoretycznie będzie w stanie wywołać burzę geomagnetyczną klasy G1. Tutaj należy podkreślić, że ta kategoria jest najsłabszą w całej klasyfikacji. Nie zmienia to jednak faktu, że nawet tak słabe burze słoneczne mogą wywołać zorzę polarną na wyższych szerokościach geograficznych.
Czytaj także: Na Słońcu powstała dziura 60-krotnie większa od Ziemi. Wystrzeliwuje w naszym kierunku potężne promieniowanie
Sama zorza polarna powstaje wtedy, gdy cząstki wiatru słonecznego wchodzą w interakcje z polem magnetycznym naszej planety. Napotykając na swojej drodze linie pola magnetycznego, przyczepiają się do nich i wraz z nimi przemieszczają się w kierunku biegunów naszej planety, gdzie z impetem uderzają w gazy atmosferyczne, powodując emisję przez nie promieniowania świetlnego widocznego z powierzchni planety jako zorze.
Możliwe, że sam wiatr słoneczny, nawet tak szybki jak tutaj, nie byłby w stanie wywołać zorzy polarnej. Możliwe jednak, że warunki tzw. pogody kosmicznej w otoczeniu Ziemi będą już na granicy powstania zorzy. Wtedy dodatkowa energia szybkiego wiatru słonecznego, może wzmocnić te warunki i doprowadzić do powstania widocznej zorzy na nocnym niebie. Czy tym razem tak właśnie będzie? Tego nie da się powiedzieć jednoznacznie. Pogoda kosmiczna jest przede wszystkim nieprzewidywalna i czasami zaskakuje nas zorzami bez ostrzeżenia, a czasami rozczarowuje, gdy wszyscy miłośnicy nocnego nieba są już gotowi ze swoimi teleskopami i aparatami fotograficznymi.