Wskazali najlepsze elektryczne samochody. Producenci mają ich produkcję w nosie

Klucz do zielonej transformacji jest mniejszy, niż myślisz, ale coś czuję, że w ogóle ci się to nie spodoba. Najnowsze wnioski wyciągnięte z rynku motoryzacyjnego wskazują jasno, że tylko tanie i małe elektryki poprawią sytuację z poziomem emisji z sektora transportu. Nawet sytuacja w Norwegii ma być tego potwierdzeniem.
Wskazali najlepsze elektryczne samochody. Producenci mają ich produkcję w nosie

Jak kompaktowe elektryki mogą zakończyć erę paliwożernych samochodów?

Norwegia ma wielki plan. Dąży do tego, aby do końca 2025 roku sprzedawać wyłącznie pojazdy bezemisyjne i dlatego właśnie stała się wzorem dla reszty świata. Ten skandynawski kraj już osiągnął imponujący wynik, bo tylko w 2024 roku 88,9% wszystkich nowych samochodów sprzedanych w Norwegii było w pełni elektrycznych. Ten sukces wynika z unikalnej kombinacji postaw społecznych, rządowych zachęt i szerokiej dostępności pojazdów elektrycznych, bo hojne dotacje sprawiają, że elektryki są równie tanie, a czasem nawet tańsze niż ich benzynowe odpowiedniki. Kupujący korzystają z ulg podatkowych, zwolnień z VAT, obniżonych opłat drogowych i dostępu do pasów dla autobusów, a to wszystko jest finansowane z dochodów z norweskiego sektora ropy i gazu. Ciekawe.

Czytaj też: Twój samochód może produkować prąd. Przełomowa technologia wchodzi na rynek

Jednak wygląda na to, że w tej zielonej transformacji brakuje kluczowego elementu – mniejszych, bardziej przystępnych cenowo samochodów elektrycznych. Ten właśnie brak może zagrozić powszechności BEV nawet w Norwegii, bo samo poleganie na dotacjach ma swoje ograniczenia. W praktyce bowiem większość sprzedawanych w Norwegii elektryków to duże SUV-y, które są kosztowne w produkcji i drogie w zakupie, a to akurat uwydatnia kluczowy problem w postaci problematycznej dostępności cenowej. Mniejsze, tańsze auta elektryczne mogłyby otworzyć drzwi do transformacji dla gospodarstw domowych o niższych dochodach, zapewniając, że nikt nie zostanie pominięty w trwającej właśnie zielonej rewolucji.

Czytaj też: Wojskowi USA mają dosyć akumulatorów. Wzięli sprawy w swoje ręce i zrewolucjonizują samochody elektryczne

Wnioski są jedne – globalna tendencja do produkcji większych pojazdów, a to szczególnie popularnych SUV-ów, jest problemem, bo stanowi wyzwanie ekologiczne i społeczne. Te samochody są droższe w produkcji i u dealerów, zużywają więcej zasobów i emitują więcej pyłów z opon podczas jazdy i elektryczny napęd wcale nie naprawia tego problemu. Dodatkowo ich rozmiary mogą zagrażać bezpieczeństwu pieszych i rowerzystów, a to zestaw problemów, które nie dręczą mniejszych samochodów elektrycznych. Te są lżejsze, bardziej wydajne i tańsze w produkcji, a na dodatek idealnie nadają się do miejskich środowisk, gdzie przestrzeń jest ograniczona. Mimo to brakuje ich na listach bestsellerów w takich krajach jak Norwegia, a to tylko pogłębia rozwarstwienie społeczne.

Czytaj też: Ci ludzie walczą o tanie elektryczne samochody, dla których zapomnisz o spalinowych modelach

Zielona transformacja ma być nie tylko przejściem na pojazdy elektryczne, ale także uczynieniem zrównoważonego transportu dostępnym dla każdego. Aby to osiągnąć, producenci muszą priorytetowo traktować rozwój kompaktowych, przystępnych cenowo aut elektrycznych, a rządy powinny kierować wsparcie finansowe do gospodarstw domowych o niższych dochodach, aby zapewnić równy dostęp do elektryków. Nie zaszkodzi też zwiększyć inwestycji w infrastrukturę dla pieszych, rowerzystów czy transport publiczny, bo ostatecznym celem zielonej transformacji ma być nie tylko wymiana samochodów spalinowych na elektryczne, ale całkowite przemyślenie mobilności.