Ministerstwo Cyfryzacji znów manipuluje przy wolności słowa

W rządzie trwają prace nad wdrożeniem w Polsce unijnych regulacji z rozporządzenia Akt o usługach cyfrowych (DSA). Już po konsultacjach publicznych do treści projektu trafiły przepisy, które mogą budzić co najmniej wątpliwości, jeśli nie niepokój.
Ministerstwo Cyfryzacji znów manipuluje przy wolności słowa

Ministerstwo Cyfryzacji wraca do pomysłu blokowania treści w internecie

Najnowsze zmiany w projekcie ustawy o zmianie ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną oraz niektórych innych ustaw dotyczą bowiem przyznania prezesowi Urzędu Komunikacji Elektronicznej uprawnień do wydawania nakazów dotyczących blokowania treści w internecie bez zgody sądu, w szybkim postępowaniu administracyjnym. Cała procedura miałaby trwać w zależności od okoliczności od 2 do 21 dni, a decyzja miałaby rygor natychmiastowej wykonalności.

Jak wskazuje Konrad Siemaszko z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka (via Dziennik Gazeta Prawna), zgodnie ze stanowiskiem ETPCz blokowanie treści przed wyrokiem sądu może być stosowane jedynie w szczególnych przypadkach, wymagających pilnego działania. Problemem ma być też bardzo szeroki zakres treści, które mogłyby być blokowane.

Czytaj też: Samsung sprawi, że spojrzę z rozczarowaniem na iPhone’a. Bixby nowej generacji przemówi po polsku?

UKE nigdy nie miało w zakresie zadań badania takich spraw i trudno spodziewać się, by w zasobach kadrowych i instytucjonalnych nagle znaleźli się eksperci mający pojęcie o moderacji treści w internecie czy tematyce wolności słowa i dóbr osobistych. W tej sytuacji nawet decyzje podejmowane w najlepszej wierze mogą być pospieszne i nieprawidłowe, a co gorsza, najbardziej zainteresowana osoba, która opublikowała problematyczny wpis i powinna być stroną w postępowaniu, dowie się o decyzji ostatnia, gdy wejdzie już w życie.

Ministerstwo

Owszem, decyzję można zaskarżyć do sądu administracyjnego – tyle że to trwa, a ewentualna szkoda związana z zablokowaniem powstaje w zasadzie natychmiast. Do tego sądownictwo administracyjne nigdy nie zajmowało się sprawami związanymi z naruszaniem dóbr osobistych i własności intelektualnej, bada zgodność z prawem działania organów administracji publicznej – wzmiankowane kategorie spraw zaś przynależą do kognicji sądów powszechnych, które mają dużo lepiej nadające się do tego narzędzia prawne no i odpowiednią praktykę oraz kadry.

Jak takie regulacje spiszą się w praktyce, zależy oczywiście od UKE, który w ostatnich lat działał stosunkowo profesjonalnie. Patrząc jednak na praktyki powszechne w latach 2015-2023, to trudno nie myśleć z niepokojem o tym, jak mogłoby to wyglądać, gdyby posłużono się tym słabo kontrolowanym narzędziem do tłumienia nieprzychylnych opinii.

– Osoba, która byłaby niezadowolona z powodu krytyki, która ją spotyka w internecie – np. burmistrz, przedsiębiorca, a nawet instytucja publiczna czy gmina – nie musiałaby już inicjować długiego procesu sądowego. Mogłaby zamiast tego złożyć wniosek do prezesa UKE, wskazując, że dana treść narusza jej dobre imię – co mogłoby w bardzo szybkiej procedurze doprowadzić do natychmiastowego usunięcia nieprzychylnego komentarza – stwierdza Konrad Siemaszko z HFPC (dla DGP)

Projekt zmian jest procedowany w rządzie i daleka jeszcze przed nim droga, zanim trafi pod obrady Sejmu. Do tego czasu wciąż jeszcze wiele może się w nim zmienić, a i w trakcie prac parlamentarnych można go będzie poprawić. Szkoda tylko, że znów pojawiają się takie kontrowersyjne pomysły, wdrożenie DSA w Polsce bowiem nie wymaga tak daleko idących regulacji.