Granie w chmurze stało się powszechnie dostępne
Między wtedy a teraz przeszła długa parada chwil. GeForce NOW zmężniało, podstawowy płatny abonament Performance (Founders jest jego o połowę tańszą wersją) dorobił się jakości QHD i ray tracingu, a sama usługa zyskała także wyższy tier, z obsługą 4K, DLSS 3 i zaawansowanego path tracingu z rekonstrukcją promieni, obsługiwany z pomocą specjalnych wersji kart GeForce RTX 4080.
Nvidia dorobiła się oczywiście także konkurencji. Microsoft udostępnił Xbox Cloud Gaming dla użytkowników GamePass Ultimate, Google stworzył (a następnie równie sprawnie uśmiercił) Stadię, Amazon ma swoją Lunę, Sony kombinuje z graniem w chmurze w ramach PlayStation Network.
Stadię uczcijmy minutą ciszy, do Sony nie mam dostępu, więc się nie wypowiem, ale zarówno Amazon Luna, jak i Xbox Cloud Gaming działają całkiem nieźle. Oba oferują rozdzielczość 1080p, przy czym serwis Microsoftu wygląda nieco gorzej, ale za to daje dostęp do ogromnej puli gier z Game Pass Ultimate i ma relatywnie niewielkie wymagania co do przepustowości internetu. Luna wygląda lepiej, wymaga lepszego internetu, pula gier jest dość skromna, choć można ją rozszerzyć, opłacając dodatkowo usługę Luna+ i subskrypcję Ubisoft+.
GeForce NOW z kolei nie ma w ogóle katalogu własnych gier, pozwala natomiast grać w te które mamy kupione na Steamie, Epicu, Ubisofcie i co ciekawe, także te z GamePass Ultra. Do tego jeszcze gry CD Projekt RED z GOG.com – niestety nie ma pełnej synchronizacji katalogu. GFN nie jest tani, ma też srogie wymagania co do przepustowości sieci i opóźnień, ale tylko tu (jak na razie) zagramy w 4K i do tego z większością dostępnych fajerwerków wizualnych.
Czytaj też: Test Asus GeForce RTX 5080 ROG Astral OC
Warto mieć streaming gier, nawet gdy twój PC nie jest słabeuszem
Jak już wspomniałem na początku, dostęp do GFN mam od czasów bety, a po udostępnieniu wersji komercyjnej opłacałem regularnie abonament Founders. Korzystałem z niego rzadko, żeby nie powiedzieć, że sporadycznie, ale szkoda było jednak rezygnować z 50% rabatu – tak jakoś to szło. Z GeForce NOW korzystała głównie żona, by pograć sobie na swoim laptopie (absolutnie nienadającym się do grania) w Assasin’s Creed: Unity. Czas leciał, kupiłem Xboxa series X, a domowy PC po modernizacji dorobił się RTX-a 4080. A mimo to po streaming gier sięgałem coraz częściej – najpierw w wersji Microsoftu, a później także Nvidii.
Gdy dyski nie są z gumy
Problem w tym, że z braku czasu (a trochę i ochoty), rzadko przechodzę gry od początku do końca za jednym razem. Mam zatem sporo tytułów „rozgrzebanych”, czekających na swoją kolej i skaczę pomiędzy nimi w zależności od nastroju. Tymczasem pojemność nośników na dane jest limitowana, a choć mam ich niemało w komputerze, to jednak głównym zadaniem, jakie wykonuję na mojej maszynie, pozostaje praca – pisanie, ale także obróbka dużej liczby zdjęć. Na gry zatem nie zostaje wiele miejsca i powiedzmy, że bez utraty elastyczności mogę sobie pozwolić na trzymanie zainstalowanych 3-4 dużych tytułów, licząc średnio po 100 GB każdy.
Czytaj też: Szokujące dane o grach wideo. 87% klasyków może zniknąć na zawsze
A co jeśli chcę zagrać w coś innego? Wtedy trzeba deinstalować, pobierać, instalować i tak dalej – dzięki szybkiemu łączu dzieje się to całkiem sprawnie, ale jednak nie natychmiastowo, tym bardziej że serwery sklepów też miewają lepsze i gorsze dni. Wyszło mi w pewnym momencie, że jeżeli jakąś grę lubię, ale ogrywam od święta, to nie warto się bawić w takie żonglowanie i zacząłem je uruchamiać wyłącznie w streamingu.
Nie zawsze to wygląda równie dobrze, jak przy grze lokalnej – Forza Motorsport przez Xbox Cloud Gaming nie powala jakością obrazu, jest po prostu OK. Z kolei wersja PC w GeForce NOW na maksymalnych detalach z ray tracingiem wygląda doskonale, ale potrafi pokazać trochę artefaktów na drzewach. Przy takim okazyjnym graniu jest to różnica pomijalna, ale bywa i tak, że gra przez GeForce NOW wygląda lepiej niż lokalnie – wspomnę jeszcze szerzej o takim przypadku w dalszej części tekstu. Krótko mówiąc, do grania casualowego chmura jest idealnym rozwiązaniem, pozwala bowiem grać natychmiast i przy minimalnym wysiłku.
Spokojnie, to tylko awaria – jak GeForce NOW uratował weekendowe granie
Przypadek drugi, gdy serwisy takie jak Xbox Cloud Gaming albo GeForce NOW są niezastąpione, to sytuacja, gdy karta graficzna przenosi się do krainy wiecznych łowów – sama, lub ciągnąc za sobą resztę hardware’u. Co byśmy nie zrobili, naprawa zawsze zajmuje sporo czasu – jeśli sprzęt wysyłamy do serwisu, to trzeba liczyć ze dwa tygodnie (a bywa dłużej), a nawet jeśli jesteśmy w stanie sami sobie z naprawą poradzić, to zamówienie potrzebnych części też trwa.
Aż tak drastycznego przypadku co prawda sam nie miałem, ale wspominam o tym, mając w pamięci casus sprzed dosłownie parunastu dni – mój przyjaciel, zawodowy informatyk, skonstruował sobie kawałek czasu temu komputer stacjonarny, w którym wszystkie wentylatory pompowały powietrze do środka, a jedynym ujściem dla zgromadzonego w ten sposób wewnątrz obudowy „żaru” był układ chłodzenia karty graficznej.
Maszyna była raczej z solidnych komponentów, wytrzymała aż dwa lata pracy w permanentnym przegrzaniu, jednak każda odporność ma swoje granice i w końcu nastąpiło nieuniknione – ustawiczne BSOD-y po obciążeniu GPU nawet mało wymagającą grą mogły oznaczać tylko jedno – nieuniknioną wymianę zarżniętej karty graficznej.
Decyzja, zakup, czekanie na termin dostawy, a później na samą realizację – w tym czasie przyjaciel skazany był na korzystanie ze starego RX 570, który jednak zupełnie wystarczył, by obsłużyć GeForce NOW Ultimate i zapewnić wspólne wieczorne sesje. A ponieważ karta, którą zamówił to średniak, przyjaciel zapewne zaprzyjaźni się z usługą GFN na dłużej.
Kiedy gra się dławi
Kolejny przypadek dotyczy tytułu najnowszego, który skłonił mnie do przejścia z abonamentu Founders (zupełnie wystarczającego na casualowe granie) na wersję Ultimate. Chodzi o grę Indiana Jones i Wielki Krąg, znakomitą i bardzo ładną graficzne przygodówkę, która okazała się wyjątkowo wymagająca, jeśli chodzi o pamięć VRAM na karcie graficznej. Mój RTX 4080 znakomicie sobie radzi z najwyższymi możliwymi ustawieniami podczas gry w rozdzielczości 5120 × 2160, pod warunkiem że ograniczę się do podstawowego ray tracingu.
Zaawansowany, czyli śledzenie ścieżek, jest zbyt wymagający, by 16 GB VRAM wystarczyło i gra po włączeniu nawet najbardziej podstawowych „słonecznych cieni” natychmiast się dławi, nie mówiąc o zabawie z pełnymi odbiciami i oświetleniem pośrednim. Nie pomagają nawet ostatnie optymalizacje w sterownikach – po zmniejszeniu rozdzielczości do 4K najwięcej, na co mogłem sobie pozwolić, to wysoki poziom detali, dwa z trzech poziomów śledzenia ścieżek (bez oświetlenia pośredniego) i to z użyciem DLSS w trybie auto, z generowaniem klatek pośrednich. Gra wtedy utrzymywała powyżej 40 fps, miejscami zbliżając się nawet do 60 fps.
Nvidia niestety poskąpiła pamięci dla kart RTX 4080, a co gorsza, także w najnowszej generacji RTX 5080. Efekt jest taki, że naprawdę maksymalną jakością grafiki w grze Indiana Jones i Wielki Krąg na monitorach wysokiej rozdzielczości mogą cieszyć się wyłącznie posiadacze kart najdroższych, czyli RTX 4090 i RTX 5090. Szerszy komentarz dla tej sytuacji wymagałby użycia słów nieobyczajnych, więc się powstrzymam, ale możecie sobie wyobrazić, że opowiadam tu wiedźmińską fraszkę albo cytuję papugę zwaną Feldmarszałkiem Dudą.
Usługa GeForce NOW Ultimate też wykorzystuje GPU RTX 4080. Tak raportują gry, jednak z pewnością nie są to te same układy, które trafiły do kart konsumenckich, współpracują bowiem z 24 GB pamięci graficznej. I to jest ogromna różnica, dodatkowe 8 GB VRAM stanowi bowiem o tym, że można tego nieszczęsnego Indianę Jonesa uruchomić w zasadzie w maksymalnych detalach i z pełnym śledzeniem ścieżek – piszę „w zasadzie”, gdyż usługa działa maksymalnie w 4K i nie pozwala na generowanie obrazu 5K2K, a włączenie DLAA powodowało wielkie skoki wydajności i zacięcia, ostatecznie więc włączyłem DLSS z ustawieniem „jakość” i wszystko działa znakomicie.
Co więcej, to właśnie ten przypadek, gdy gra uruchomiona przez GeForce NOW wygląda lepiej, niż działająca lokalnie. Ewentualny koszt wymiany RTX 4080 na RTX 5090 wystarczy zaś na jakieś 7 lat opłacania subskrypcji Ultimate przy założeniu, że cena nie ulegnie zmianie, więc krótko mówiąc, opłaca się.
Żar z rozgrzanego jej brzucha bucha – uch, jak gorąco
Letnie miesiące stają się coraz cieplejsze, a ja niestety coraz gorzej z upływem lat znoszę upały. Parę lat temu założyłem w domu klimatyzację, która ratuje sytuację i w ogóle pozwala jakoś funkcjonować, gdy na zewnątrz jest skwar, ale gabinet, w którym pracuję i gram jest tak usytuowany, że cyrkulacja jest dość słaba i po kilku godzinach zwykłej pracy komputera i tak robi się tam gorąco. Uruchomienie gry podnosi problem na nowy poziom, pecet bowiem w środku pozostaje chłodny, ale na zewnątrz odprowadza taką ilość ciepła, że nie powstydziłaby się tego mała farelka. Dłuższa zabawa jest zatem możliwa wyłącznie wieczorem, przy otwartych oknach i pracującym wentylatorze za plecami.
O ile w kwestii pracy nic specjalnie zrobić się nie da (ostatecznie mogę pożyczyć od żony laptopa i przenieść się do pokoju z klimatyzacją), to cloud gaming w wydaniu Microsoftu i Nvidii okazał się zacnym rozwiązaniem, jeśli chodzi o granie. W najgorętsze letnie dni i wieczory grałem niemal wyłącznie zdalnie, pozostawiając kwestię odprowadzenia nadmiarowego ciepła systemom chłodzenia odległej serwerowni – domowy komputer, mając do obsłużenia wyłącznie obsługę zdalnego obrazu i dźwięku oraz kontrolerów był znacznie przyjaźniejszy i przy okazji… bezgłośny. Nie, żeby jakoś specjalnie hałasował w pełni obciążony (zadbałem o to), ale różnicę i tak było słychać.
Na zakończenie
Serwisy do grania w chmurze stały się przez ostatni rok integralną częścią mojego gamingowego setupu. Wciąż oczywiście wolę grać lokalnie i tak sprawdzam interesujące mnie nowości, lecz tym chętniej sięgam po cloud gaming, by okazyjnie sięgnąć do tytułów starszych, lub takich, w które gram okazyjnie. Wyjątkiem jest wspomniany wyżej Indiana Jones, który z przyczyn technicznych po prostu znacznie lepiej wygląda u mnie w GeForce NOW i nie zanosi się, bym miał w niego grać tradycyjnie, szczególnie że dysk właśnie zwolniłem na Kingdom Come: Deliverance II. Rozwój sieci światłowodów i mobilnego 5G pozwala zaś dziś na granie zdalne nie tylko w domu, ale także w coraz większej ilości miejsc i w zasadzie na dowolnym sprzęcie, za naprawdę rozsądne pieniądze.