Test Jaecoo 7 – podejrzanie tani, gdzie jest haczyk?

Jaecoo to bardzo młoda marka należąca do chińskiego giganta Gealy. Pierwszy model marki dostępny na polskim rynku to Jaecoo 7 – terenowy SUV z napędem hybrydowym i bardzo bogatym wyposażeniem w stosunku do ceny. Brzmi aż za dobrze, więc gdzieś tu musi być haczyk?
Test Jaecoo 7 – podejrzanie tani, gdzie jest haczyk?

Jaecoo – jak to się wymawia?

Arkadiusz Dziermański
Zdjęcia – Arkadiusz Dziermański, CHIP.PL

Zacznijmy od elementu edukacyjnego – jak wymawia się nazwę Jaecoo? Nie jestem ekspertem językowym, ale byłem na polskiej premierze marki i jej przedstawiciele, zarówno europejscy jak i chińscy wymawiali ją w dokładnie ten sam sposób. Na miejscu było też bardzo dużo przedstawicieli mediów, którzy tuż po tym na swoich materiałach wideo wymyślali nazwy na nowo. I tak powstał Dżejku, Dżejko, Dżej-kju… Tymczasem nazwę wymawiamy Dżaku, z akcentem na “u”, które wymawia się z takim 1,5 “u”. To nie pierwszy raz, kiedy polskie media motoryzacyjne próbują wiedzieć lepiej, wystarczy wspomnieć jak z Hondy e:Ny1 (i-en-łaj-łan) powstała Honda enyłan.

Jaecoo 7 jest o wiele mniejszy, niż może się wydawać

Jaecoo 7 to masywny, terenowy SUV. Z wysoko uniesioną maską, górujący nad otoczeniem. Eee… tak, na zdjęciach. Bo w rzeczywistości auto wydaje się o wiele mniejsze. Nie, żeby to była jakaś ogromna wada, ale w swojej kategorii to dosyć kompaktowy model.

Auto ma równe 4500 mm długości, 1865 mm szerokości z lusterkami, 1680 mm wysokości, 2672 mm rozstawu osi i spory, bo 20 cm prześwit. To ważne, bo Jaecoo 7 ma duże terenowe aspiracji.

Jeśli Jaecoo 7 coś Wam przypomina, to nie jesteście w tym osamotnieni. Ścięty przód i duży grill są jak wprost wyjęte z Jeepa. Przednie i tylne światła to nowy Hyundai Santa Fe, a z boku zalatuje tu Range Roverem. Czy to źle? W żadnym wypadku, bo wszystko to tworzy zgrabną całość i auto prezentuje się bardzo atrakcyjnie. Bardzo dobrym uzupełnieniem są 19-calowe felgi oraz chowane klampki.

Jaecoo 7 to bardzo ładne auto, które przyciąga wzrok tym jak wygląda, a nie swoimi rozmiarami.

Czytaj też: Test Mercedes G580 EQ – dobre! Tylko nie róbcie więcej…

Wnętrze Jaecoo 7 ma bardzo dużo zalet i jedną sporą wadę

Rzut oka na cennik, rzut oka na wnętrze… Coś tu ewidentnie nie pasuje, bo Jaecoo 7 nie wygląda jak auto kosztujące mniej niż 200 tys. zł. Jest ładnie, świeżo, efektownie i na bardzo dobrym poziomie wykonania. Choć i tu nie wszystkie elementy są oryginalne.

Nawiewy jak wyjęte z Volvo, osłony głośników na słupkach A z BMW, a obicie drzwi z surowym wyglądem klamek i uchwytów to coś w okolicach nowego Land Cruisera lub Forda Bronco. Ponownie – to nadal tworzy zgrabną i efektowną całość.

Wnętrze Jaecoo 7 może się podobać. Jest sprytnie zaprojektowane, bo wszystkie elementy plastikowe są umieszczone w dolnej części, a wszystko co jest pod ręką jest zrobione z bardzo przyjemnych w dotyku materiałów. W połączeniu z dyskretnym podświetleniem i efektownym obiciem deski rozdzielczej wnętrze bardzo cieszy oko.

Wnętrze ma jedną, ogromną wadę i jest to wysoka pozycja foteli. W efekcie siedzi się bardzo wysoko, ale to nie jest wysoko jak w G-Klasie Mercedesa, gdzie wysokie jest całe auto. Tu siedzi się wysoko względem auta to może ułatwiać wsiadanie i wysiadanie, ale ta pozycja wymaga przyzwyczajenia. Opuścić można tylko fotel kierowcy, choć nadal osoby wyższe mogą mieć nieco zbyt wysoko. Pasażer nie ma opcji regulacji wysokości i to coś, czego nie do końca rozumiem.

Poza tym o fotelach nie można powiedzieć złego słowa. Miękkie, duże, wygodne, przyzwoicie trzymają w zakrętach, a w wersji OffRoad są dodatkowo podgrzewane i wentylowane. Tyle tylko, że podgrzewanie włączamy przyciskiem na tunelu środkowym, a wentylowanie wymaga włączenia sekcji Klimatyzacji na ekranie głównym.

Z tyłu jest bardzo luksusowo. Miejsca jest bardzo dużo, jakby Jaecoo 7 był prawie 5-metrowym autem. To zasługa mądrze umieszczonej kanapy, które jest nieco zapadnięta, ale siedzi się w niej bardzo wysoko i dodając do tego ogromne okno dachowe jest tu bardzo przyjemnie. Pasażerowie mają do dyspozycji rozkładany podłokietnik, podgrzewanie foteli oraz dwa porty USB- A oraz C.

Bagażnik w testowanym wariancie OffRoad jest mniejszy i ma 480l (564l w wariancie Urban). To jednak w zupełności wystarcza do zapakowania się na jakiś urlopowy wyjazd, czy duże zakupy. Podłoga jest płaska względem progu, co ułatwia załadunek. W obu wariantach wyposażenia klapa jest otwierana elektrycznie i w Ustawieniach auta możemy wybrać wysokość, do której ma się podnosić. Do niskich parkingów super opcja.

Czytaj też: Test Mitsubishi ASX – ale… gdzie Google?

Technologia w chińskich autach to zawsze zagadka. Jak wypada Jaecoo 7?

Sterowanie interfejsem Jaecoo 7 odbywa się za pomocą ogromnego, ponad 14-calowego, umieszczonego pionowo wyświetlacza. Interfejs jest bardzo podobny do tego, co znajdziemy w innych chińskich autach, choć w tym przypadku nie bardzo jest się do czego przyczepić.

Interfejs jest bardzo prosty, działa ze wzorową szybkością i błyskawicznie reaguje na polecenia. Wszystkie ustawienia są dostępne w jednym miejscu i zostały bardzo logicznie pogrupowane oraz nie ma ich przesadnie dużo. Bardzo łatwo można opanować gdzie co jest i zapamiętać, jak trafić w konkretne miejsce.

Niektóre z ustawień są rzadko spotykane. Jak choćby regulacja oporu kierownicy lub pedału hamulca, którą możemy ustawić na stałe lub zmieniać wraz z wybranym trybem jazdy. Wszystko to jest bardzo przyjazne w obsłudze.

Ważną zaletą ekranu głównego oraz ekranu kierowcy jest wysoka rozdzielczość. Grafiki są świetnej jakości i cieszą oko. Pochwalić trzeba też sprawnie działającą automatyczna regulację, choć jaka ktoś woli, można ją ustawić na stałe.

Ekran kierowcy jest nieduży i na pierwszy rzut oka dziwnie umieszczony, ale z perspektywy kierowcy jest bardzo dobrze widoczny. Nie mamy na nim wielu opcji. Do wyboru są dwa widoki – nowocześnie-cyfrowy lub z klasycznymi, okrągłymi zegarami i każdy z nich jest dostępny w trybie jasnym i ciemnym. Choć niewiele tu można zmienić, ekran mieści dużo przydatnych informacji, a wyświetlane na nim animacje są płynne. Widzimy tu uproszczony wygląd drogi, trochę jak w Tesli i duży plus za wyświetlanie tu komunikatu, jeśli w martwym polu znajduje się jakieś auto. Oczywiście jest tu też standardowa sygnalizacja na lusterku.

Jaecoo 7 i to może wiele osób zaskoczy, wzorowo łączy się ze smartfonami. Jest tu bezprzewodowy Android Auto i Apple CarPlay. Ba, przed nim testowaliśmy nowe BMW X3 i po uruchomieniu auta to Jaecoo szybciej automatycznie nawiązywał połączenie ze smartfonem.

Nagłośnienie Sony… wyróżnia się w zasadzie tylko napisem na obudowie. Nie ma tu żadnych fajerwerków, choć jakość brzmienia jest bardzo przyzwoita. Nie brakuje ani tonów wysokich, ani niskich, mamy niezłą przestrzenność. Do umilenia podróży to w zupełności wystarcza, ale warto zaznaczyć, ze jedyną metodą regulacji głośności są przyciski na kierownicy. W przeciwnym wypadku trzeba przebić się kilka poziomów Menu, aż znajdziemy suwak głośności.

Czytaj też: Test Mini Cooper S – takiego wyposażenia w tej cenie się nie spodziewacie

Jaecoo 7 nie stał obok przyśpieszenia…

Sylwia Januszkiewicz

Jaecoo 7 występuje w wersji z napędem na przednie koła oraz w wersji AWD. Oba warianty wyposażono w 4-cylindrowy, turbodoładowany silnik benzynowy o pojemności 1.6l, maksymalnej mocy 147 KM (5000 obr./min) i 275 Nm momentu obrotowego oraz automatyczną, dwusprzęgłową skrzynię dysponującą 7 biegami.

Czy mamy do czynienia z rakietą? No nie, ale nie wydaje mi się, aby ktokolwiek tego oczekiwał, w końcu mamy do czynienia z autem rodzinnym. Niemniej jednak warto, abyście wiedzieli, z czym wiąże się moc niecałych 150 KM. Wersja z napędem na przód przyspiesza 0-100 km/h 10.3 s, natomiast wersji AWD zajmuje to aż 11.4 s. Szału nie ma, nie oszukujmy się, ale jeżeli będziecie potrzebować niejakiej dynamiki, wystarczy wrzucić tryb Sport i porządnie wcisnąć pedał gazu, a Jaecoo 7 otrząśnie się ze swojego stoicyzmu i pozwoli na sprawne dotarcie z punktu A do punktu B.

Zawieszenie jest oczywiście kwestią gustu, a to zawieszenie trafiło w mój. Nie lubię uczucia siedzenia na łóżku wodnym podczas jazdy i tutaj tego nie znalazłam. Zawieszenie Jaecoo 7 jest dosyć sztywne, dzięki czemu auto zachowuje się stabilnie, nawet przy wyższych prędkościach. Na drogach wątpliwej jakości mocniej poczujecie dziury i wyboje, ale jeżeli poruszacie się po prawilnym asfalcie, będzie Wam wygodnie, a jednocześnie podróż nie będzie Was usypiać.

Czytaj też: Nissan X-Trail e-Power – wady i zalety flagowego SUV-a

… ale za to przyzwoicie się prowadzi

Pomijając pewien element o którym przeczytacie w dolnej części testu, jazda tym autem to przyjemność. Niezależnie od wersji na którą się zdecydujecie, Jaecoo 7 wyposażono w szereg systemów ułatwiających życie kierowcy. Poza tymi standardowymi typu ostrzeganie przed kolizją czołową, czy awaryjne hamowanie, mamy tutaj m.in. system monitorujący martwe pole, system informujący o odjechaniu pojazdu poprzedzającego, czy asystenta ruchu poprzecznego podczas cofania z funkcją automatycznego hamowania. Większość z nich sprawdza się nieźle, a do tego mamy system kamer 540°.

Zapytacie, co to znaczy. Jest to nic innego jak system kamer 360° z możliwością ustawienia ich w taki sposób, aby obraz auta był półprzezroczysty lub całkowicie przezroczysty (widać wtedy tylko animację kół), aby kierowca widział podłoże. Nie jest to nowość, podobną opcją dysponuje choćby Toyota, ale w Jaecoo 7 można włączyć wysokiej jakości animacje auta, rzucone na obraz z kamer. Możemy zobaczyć obraz nie tylko z góry, ale też z boku, z przodu, z tyłu, w każdym rogu. Nie będzie to obraz z danej kamery, a animacja auta dopasowana do obrazu z kilku kamer tak, żeby kierowca widział o wiele więcej, niż może zobaczyć przez szyby.

Podsumowując, liczne systemy asystujące i ten wypasiony system kamer pozwalają na swobodne manewrowanie po zatłoczonych metropoliach, a przyzwoite wymiary – na wpasowywanie się nawet w niezbyt imponującej wielkości miejsca parkingowe. Całe szczęście, bo Jaecoo 7 nie należy do szczególnie skrętnych konstrukcji, więc lepiej, żeby zachował swoje obecne wymiary i nie rozrastał się wraz z kolejnymi generacjami.

Czytaj też: Pierwsza jazda Ford Capri. Legenda przekształcona w elektrycznego SUV-a okazała się dobrym pomysłem?

System utrzymywania w pasie ruchu Jaecoo 7 to nieśmieszny żart. I co tu tak piszczy?

Chociaż Jaecoo 7 jest autem przyjemnym w odbiorze, ma jedną wadę, którą producent powinien się zająć. Mam tutaj na myśli system LDP, czyli system zapobiegający niekontrolowanej zmianie pasa ruchu. Jego zadanie jest proste – ma monitorować, czy auto nie zbliża się niebezpiecznie blisko do linii wyznaczających pas ruchu, a jeżeli dojdzie do wniosku, że auto za chwilę tą linię przekroczy, ma za zadanie odbić kierownicą tak, aby wróciło na środek pasa. Oczywiście możemy zmienić to ustawienie na wibracje – kierownica zawibruje, ostrzegając nas, ale auto samo nie wykona żadnego manewru.

Moim zdaniem z takich systemów warto korzystać, bo mają za zadanie utrzymywać nasze tyłki w jednym kawałku, a jeżeli są porządnie skonfigurowane, interweniują tylko wtedy, gdy jest to naprawdę konieczne. Niestety, pod tym względem Jaecoo 7 wypada na tle konkurencji problematycznie. System nie tylko interweniuje za wcześnie, potrafi również ściągać auto niebezpiecznie blisko granicy pasa. Daje się to odczuć w mieście, potrafi również żyć własnym życiem w trasie. Postanowiłam to porządnie przetestować na pustej ekspresówce i niestety, bez interwencji, przy gęstym ruchu, mogłoby być niebezpiecznie.

Jaecoo 7 widział oba pasy, potrafił również rozróżnić linię ciągłą i przerywaną. Jechałam prawym pasem, a auto zachowywało się stabilnie, do pierwszego łuku. Chociaż wyraźnie widziałam na wyświetlaczu kierowcy, że Jaecoo 7 doskonale wie, że jadę równo między liniami, nagle uruchomił się sygnał dźwiękowy, a przerywana linia po mojej stronie zaczęła migać na pomarańczowo. Auto ewidentnie doszło do wniosku, że jestem za blisko (moim zdaniem nie byłam, ale ok, niech będzie), wiec spodziewałabym się, że odbije w prawo. Celowo nie walczyłam z kierownicą, chcąc sprawdzić, jaki manewr przyjdzie mi obserwować i ku mojemu zdziwieniu, kierownica odbiła w lewo! W efekcie najechałam na pas lewym bokiem, a auto najwyraźniej doszło do wniosku, że ono się poddaje, animacja pokazała, że system nie widzi już pasów, a ratowanie sytuacji spadło na moją głowę. Słabo.

Słabo bywa również w mieście, przy prędkościach powyżej 50 km/h (tak, są takie miejsca w miastach, gdzie przepisy na to pozwalają). System potrafi, z niezrozumiałych dla mnie powodów, dojść do wniosku, że jest za blisko którejś linii, a kierownica odbija czasami w dobrym kierunku, czasami w złym, ale zawsze robi to zbyt agresywnie. Kiedy celowo zbliżyłam się do lewej linii, odbiło mnie w prawo tak mocno, że prawie wyjechałam poza pas, więc auto doszło do wniosku, że to trzeba skorygować, odbiło więc w lewo. Jestem bardzo ciekawa, jak to wyglądało z boku. Myślę, że podejrzanie.

Zoptymalizowanie tego systemu jest zapewne kwestią wgrania odpowiedniej aktualizacji, ale na dzisiaj zdecydowanie zalecam korzystanie z funkcji wyłącznie w formie ostrzeżenia, a nie interwencji, Walka z kierownicą nie jest niczym przyjemnym, w szczególności w zatłoczonym mieście, czy na równie zatłoczonej trasie. Jeżeli należycie do kierowców, którzy w ogóle  nie korzystają z tego typu udogodnień, asystenta można wyłączyć i po problemie.

To nie jedyny problem z systemami asystującymi. Asystent monitorowania uwagi nie radzi sobie z okularami przeciwsłonecznymi i bardzo często karci kierowcę, że nie skupia się na drodze. Coś czuję, że szczególnie latem wielu kierowców może rozwiązać ten problem za pomocą czarnej taśmy naklejonej na czujnik, chyba że producent dostarczy odpowiednią aktualizację.

Czy to koniec? Niestety nie, bo ilość komunikatów dźwiekowych wyrzucanych przez auto potrafi przytłaczać. Pół biedy jeśli za dźwiękiem idzie komunikat na ekranie, ale bywa tak, że w trakcie jazdy nie dzieje się kompletnie nic, a auto wydaje dźwięki. Metodą prób i błędów próbowaliśmy wyłączania kolejnych asystentów i ostatecznie musieliśmy w trasie całkowicie wyciszyć wszelkie powiadomienia dźwiękowe. To wszystko prowadzi do tego, że w sytuacji faktycznego zagrożenia, kieroca móże zwyczajnie przestać zwracać uwagę na to, co auto próbuje mu zakomunikować.

Czytaj też: Pierwsza jazda BYD Sealion 7 – elektryk, a prowadzi się jak spalinowy

Jaecoo 7 sporo pali, ale można było się tego spodziewać

Jaecoo 7 nie jest zelektryfikowany. Właściwie można powiedzieć, że jest nietknięty elektryfikacją. Zanim zagorzali fani HEV-ów i BEV-ów zaczną z oburzenia opluwać monitory – uspokójcie się. Ludzi, którzy chcą mieć auto bez żadnych dodatkowych baterii jest mnóstwo, świat nie kręci się wokół Was. Wracając do bohatera dzisiejszego odcinka – nie będzie ekonomicznie, ale od auta czysto spalinowego ciężko było oczekiwać czegoś innego. Oto wyniki naszych pomiarów:

Miasto8,5-9,5 l/100 km
Trasa do 90 km/h (70-90 km/h) 7,4l/100 km
Droga ekspresowa (tempomat 120 km/h)8,8 l/100 km
Autostrada (tempomat 140 km/h)10,6 l/100 km

Ceny to coś, czym Jaecoo 7 bardzo mocno sie broni. Są wręcz niedorzeczne!

Przejdźmy do najciekawszej kwestii – ceny Jaecoo 7. Widzicie jak wygląda, widzicie też, jak je wyposażono, jakich materiałów użyto, Arek opisał Wam jakość jego wykonania. Ja pisałam o licznych systemach wspomagających jazdę, a jest to zaledwie wycinek tego, co dostaniecie. Ile to wszystko może kosztować? Cóż, będzie krótko.

Wersja Urban (ta z napędem na przód) kosztuje 139 900 zł. Nie myślcie, że znajdziecie tam szyby na korbki, o nie. Jest wyposażona tak, że nie zdziwiłabym się, gdyby kosztowała 40 000 zł więcej. Mamy tutaj m.in. tempomat adaptacyjny, systemy bezpieczeństwa o których pisałam wcześniej, system kamer 540°, panoramiczny dach, elektrycznie regulowane i podgrzewane fotele, reflektory LED, elektryczne sterowanie drzwiami bagażnika, skórzaną tapicerkę, ten ogromny ekran, czy dwustrefową klimatyzację. Na wypadek, gdybyście się zastanawiali, nie, to nie wszystko. Ciekawych funkcji i systemów jest więcej, ale jeżeli chcecie je poznać, odsyłam Was do dealera albo na stronę producenta. My zajmiemy się teraz wersją Offrooad.

Wersja Offroad to, jak sama nazwa wskazuje, wariant z napędem AWD, ale dopłacacie nie tylko za to. Poza dodatkowymi trybami terenowymi (Śnieg, Błoto, Piasek, Offroad), dostajemy m.in. podgrzewanie przedniej szyby oraz dyszy spryskiwaczy, wyświetlacz przezierny HUD, system oczyszczania powietrza w kabinie, wentylację przednich foteli, podgrzewanie kierownicy, czy system audio Sony z 8 głośnikami. Generalnie rzecz biorąc, jest tu wszystko co producent ma do zaoferowania. Nie ma żadnych pakietów dodatkowych, żadnych dodatkowo płatnych funkcji, nawet wszystkie lakiery są w cenie! Ile to kosztuje? Gdybyśmy rozmawiali o niemieckiej marce, celowalibyśmy w minimum 250 000 zł, prawda? Cóż, Jaecoo 7 w najwyższej wersji wyposażenia, z dowolnym lakierem, z tym wszystkim o czym czytaliście i co widzicie na zdjęciach kosztuje 157 900 zł. Tak, dobrze przeczytaliście. Niecałe 160 tysięcy.

Cena jest tak niska, że wydaje się wręcz niedorzeczna, ale co ja poradzę, taka jest w cenniku. Dodatkowo, producent oferuje 5 różnych opcji finansowania, od pożyczki 0% po leasing 102,5%, więc zakładam, ze jeżeli nie chcecie wyskakiwać z całej kwoty przy zakupie, znajdziecie formę finansowania, która będzie Wam odpowiadać.

Czytaj też: Dacia Spring – Cybertruck i G-Klasa w małej formie

Jaecoo 7 ma niedociągnięcia, ale cena może to skutecznie rekompensować

Nie mam zamiaru bawić się w subtelności. Jestem w ciężkim szoku. Jasne, Jaecoo 7 nie jest wolny od wad (spalanie, system LDP), ale jego zalety skutecznie te wady przyćmiewają. Od ciekawej aparycji, przez wnętrze, świetny interfejs i liczne funkcje zapewniające bezpieczeństwo i komfort, po ceny, w które trudno jest uwierzyć. Zrobił na mnie ogromne wrażenie, widzę też ekscytację i zainteresowanie w swoim otoczeniu. To nie te czasy, gdzie wszystko, co chińskie, musi być słabo wykonane. Jeśli macie wątpliwości, przekonajcie się sami. Idźcie do salonu, obejrzyjcie go, przejedźcie się. To nic nie kosztuje.

P.S. Zanim zaczniecie mówić, że to się na pewno będzie psuć – cóż, przekonamy się, ale warto wspomnieć, że producent oferuje 7-letnią gwarancję w standardzie, więc widać, że wierzy w swój produkt.