Kanto Ren wyglądają obłędnie

Głośniki Kanto Ren prezentują się wybitnie efektownie, nie tylko w chyba najładniejszej wersji pomarańczowej, jaka trafiła do nas na testy. Na rynku są jeszcze warianty – czarny, niebieski oraz biały.
Obudowa jest wykonana z… no i tu mam problem, bo w materiałach dostępnych w sieci nie znalazłem informacji na ten temat, więc zwyczajnie nie mam pojęcia. Przy opukaniu obudowy mamy wyraźnie drewniany odgłos, ale powierzchnia jest idealnie gładka, nie widać na niej żadnych śladów łączeń. Więc strzelam, że to jest jakiś rodzaj drewna w perfekcyjny sposób pokryty matową farbą. Na pewno jest to bardzo solidna konstrukcja, której głośnik aktywny waży 4,5 kg, a pasywny 3,9 kg.

Na głośniku aktywnym mamy diody sygnalizujące tryb pracy (można je wyłączyć), pokrętło oraz bogaty zestaw portów, o czym za moment. Od spodu możemy zamontować niewielkie, miękkie gumowe nóżki (są w zestawie) oraz trafimy tu na gwint statywowy.

W zestawie znajdziemy też magnetyczne maskownice, ale przyznam wprost, że wygalają one na głośnikach okropnie, więc od razu wylądowały w pudełku. Do tego mamy pilot, baaaardzo długi przewód do łączenia głośników oraz kabel zasilający. Więcej do szczęścia nie potrzeba.
Czytaj też: Test Panasonic SC-PM700 – mikrowieża w 2024 roku ma jeszcze sens istnienia?
Czym są głośniki Kanto Ren?

Kanto Ren to 2-drożne głośniki aktywne o szczytowej mocy 200 W. Za brzmienie każdego z nich odpowiada aluminiowy głośnik niskotonowy (5,25 cala) oraz głośnik wysokotonowy z jedwabną kopułką (1 cal). Ich pasmo przenoszenia to zakres 50 – 22 000 Hz.
Najbardziej wyróżniającym elementem głośników jest port HDMI ARC. Czyli możemy je podłączyć do telewizora dokładnie tak jak soundbar i sterować za pomocą pilota od telewizora. To tylko początek dostępnych tu opcji. Na tyle głośnika aktywnego mamy dodatkowo:
- port USB-A z funkcją ładowania z mocą 5 W,
- port USB-C (do przesyłania dźwięku),
- gniazdo AUX Jack 3,5mm,
- wejście optyczne Toslink,
- wejście stereofoniczne RCA,
- wyjście RCA (do podłączenia subwoofera).

Możliwość podłączania urządzeń domyka Bluetooth 5.3. Dzięki temu głośniki Kanto Ren jesteśmy podłączyć niemal do wszystkiego, a ich możliwości może rozszerzyć dodatkowy subwoofer.
W tym miejscu dodajmy jeszcze jeden ważny element – nie ma tu podziału na głośnik lewy i prawy. Możemy je ustawić dowolnie i przypisać im strony. To bardzo wygodne, bo jak wszyscy dobrze wiemy – gniazdko mamy zawsze po przeciwnej stronie głośnika aktywnego, kabla od telewizora czy cokolwiek innego, co wymaga podłączenia do prądu.

Ważną funkcją jest też automatyczne wybudzanie. Więc ponownie – Kanto Ren zachowują się jak typowy soundbar, ale funkcja działa też w momencie, kiedy mamy je sparowane przez Bluetooth z komputerem. Wtedy też są w stanie uruchamiać się automatycznie i są od razu sparowane ze źródłem dźwięku.
Czytaj też: Test Huawei FreeBuds Pro 4 – ile prawdy jest w internetowych zachwytach?
Kanto Ren pozwalają zatopić się w świąt filmu, gier i muzyki

Dlaczego głośniki stereo, skoro w soundbarze mam dźwięk przestrzenny? Masz, albo i nie masz. To znaczy, producent mówi, że masz, a niewiele go tak naprawdę słyszysz. Ale są to już z lekka filozoficzne rozważania na temat wyższości jednego nad drugim, zostawmy to sobie na inną okazję.
Kanto Ren zaskakują pod wieloma względami. Przede wszystkim, jak na tak kompaktowy sprzęt oferują bardzo dużo, pełnego, szczegółowego i dynamicznego basu. W sumie to nie powiedziałem Wam nic o wymiarach – 27,7 cm wysokości, 17,8 cm szerokości i 21,5 cm długości. Przesiadłem się na nie z wyraźnie większych Modecomów Eclipse 180, gdzie bas nawet nie stał obok tego, co oferują Kanto Ren. Warto oczywiście pamiętać o zachowaniu nieco zapasu odległości od ściany.

Pomimo tego, że mamy tu dźwięk stereo to nie jest tak, że trafia on do nas z dwóch punktów i na tym kończymy zabawę. Dźwięk bardzo skutecznie wypełnia przestrzeń przed głośnikami i nie, nie jest to dźwięk przestrzenny, więc nie usłyszymy za plecami kroków czy odgłosów ulicy, ale można to trochę porównać do słuchawek. Tam też mamy wrażenie, że dźwięk wypełnia przestrzeń wokół nas, choć nie jest dźwiękiem przestrzennym. Dokładnie tak można w prosty sposób opisać to, jak płynie dźwięk z Kanto Ren.
Bas basem, tak, Kanto Ren mają charakterystyczne dla marki, ciepłe brzmienie. A pomimo tego idealnie sprawdzają się podczas oglądania filmów. Średnie tony są bardzo ładnie wyeksponowane, dzięki czemu dialogi są czyste i wyraźne. A jeśli oglądamy polskie produkcje to z pomocą przychodzi funkcja podbicia wokali. Spodziewałem się, że będzie to działać na zasadzie wyciszenia niskich tonów i sztucznego podbicia rozmów, a w efekcie cały dźwięk się rozjedzie. Nic z tych rzeczy. Brzmienie pozostaje w zasadzie bez zmian, ale faktycznie wokale brzmią głośniej, jakby zostały specjalnie odseparowane, co faktycznie się sprawdza.

Nie wiem, na ile wpływ mają na to jedwabne kopułki, ale tonom wysokim nie można nic zarzucić. Jeśli trzeba – zaświszczą aż miło i są idealnym uzupełnieniem pełnego, ciepłego brzmienia głośników. A wszystko to dzieje się przy bardzo dobrej, wysokiej głośności, która spokojnie powinna zadowolić każdego, kto ustawi je nawet w nieco większym, powiedzmy 50-metrowym salonie.
Skupiam się tu głównie na możliwościach pracy z telewizorem, ale Kanto Ren sprawdzają się też w innych zastosowaniach niż oglądanie filmów. Podczas grania w gry odegrają swoją rolę równie dobrze, w końcu udźwiękowienie gier nie różni się wcale tak mocno od tego, które mamy w filmach. Dynamiczne sceny i wystrzały z Call of Duty, czy też ścieżka dźwiękowa z Wiedźmina 3 połączona z odgłosami otoczenia – przy takim nagłośnieniu jesteśmy w stanie jeszcze bardziej zatopić się w świat gry.
Przez sporo czasu korzystałem też z głośników podłączonych do komputera i tutaj też nie mam zastrzeżeń. Okazały się bardzo uniwersalne, bo świetnie sprawdziły się zarówno podczas pracy i wideokonferencji, jak i słuchania muzyki czy oglądania filmów na YouTubie. Szczególnie tam, gdzie twórcy średnio się popisali w nagraniu dźwięku.
Czytaj też: Czy to dobry projektor do 1000 zł? Testujemy ETOE Starfish
Kanto Ren to bardzo dobre głośniki

Wszystko w samych superlatywach, a czy znajdą się tu jakieś wady? W sieci spotkałem opinie o tym, że matowa obudowa się palcuje i raczej się z tym nie zgodzę. Zbiera sierść, tak, ale jak macie długowłosego białego kota to wszystko zbiera sierść, tu nie ma wyjątków. Ale odciski, nie zauważyłem.
Wad trzeba by tu szukać na siłę i taką jest regulacja tonów. Wykonujemy ją za pomocą pilota i robimy trochę na oślep, bo zmiana o jeden stopień to jedno mrugnięcie diody. Ilu stopniowa jest skala? Bez sprawdzenia nie wiadomo, ale kiedy dojdziemy do jej końca – dioda przestaje mrugać. Więc trzeba dojść do jednego końca, przeklikać do drugiego, policzyć mrugnięcia i tak poznamy skalę, po czym możemy przejść do regulacji, licząc w pamięci nastawienia. Można się do tego przyzwyczaić, ale jest to upierdliwe.

Poza tym, Kanto Ren to świetny sprzęt grający. Bardzo uniwersalny, bo zastąpimy nim soundbar i sprawdzi się przy tym świetnie, ale też będą bardzo dobrymi głośnikami komputerowymi, o ile nie zależny nam na studyjnych monitorach. W parze z dźwiękiem idzie świetne wykonanie i bardzo efektowny wygląd.
Została nam najważniejsza kwestia, czyli cena. Kanto Ren są dostępne w polskich sklepach w cenie, będzie bolało, 2 999 zł. Czy w tej cenie kupimy solidny soundbar z dźwiękiem przestrzennym? Tak. Czy będzie on grać lepiej niż Kanto Ren? Nie zawsze, nie wszystkie. Czy soundbar będzie bardziej uniwersalnym sprzętem? Nie do końca się zgodzę. Czy warto postawić na Kanto Ren? Zdecydowanie!