Kindle straci ważną funkcję. Znak czasów czy rozsądna decyzja?

W ostatnim czasie użytkownicy czytników książek od Amazona byli rozpieszczani. Producent niedawno pokazał dwa warianty Kindle Paperwhite, a jeszcze wcześniej na rynek trafił Kindle Colorsoft z podświetlanym, kolorowym ekranem e-ink. O ile sprzętowo Amazon utrzymuje złoty standard, tak pod kątem dystrybucji tytułów niedługo stracimy ważną metodę na przenoszenie plików. Czy jednak oburzenie fanów nie jest tęsknotą za starymi czasami?
Kindle straci ważną funkcję. Znak czasów czy rozsądna decyzja?

Życie w erze cyfrowej zawartości nie jest łatwe. Z jednej strony niemal zawsze i niemal od ręki mamy dostęp do setek tysięcy gier, filmów czy książek. Z drugiej strony tak de facto nie kupujemy źródeł treści, a jedynie licencję na użytkowanie. Takie podejście kilkukrotnie już okazało się zgubne i klienci tracili dostęp do niepobranych gier. Jednym z dotkliwszych przypadków była saga dotycząca gry Deadpool, która najpierw zniknęła ze sklepów, potem wróciła przy okazji premiery filmu, a potem znowu zniknęła. A co ma do tego Amazon?

Czytaj też: Od Ivony po innowacje, roboty i przyszłość logistyki. Amazon zmienia Polskę i stawia na globalną ekspansję

Amazon przewodzi rynkowi elektronicznej dystrybucji książek, przede wszystkim na rynkach anglojęzycznych. To dzięki temu udało się firmie stworzyć udaną serię czytników Kindle, które sprzedają się w milionach egzemplarzy. Na początku podejście producenta było bardziej demokratyczne, ale wraz ze wzrostem sprzedaży i ogólnym przyzwoleniem ludzi na taki model dystrybucji Amazon miał pozycję pozwalającą na ograniczenie pewnych swobód.

Od 26 lutego Kindle bez przenoszenia książek przez USB

Od 26 lutego zniknie rozwiązanie, jakie widzieliście na stronie internetowej Amazon. Użytkownicy dotychczas mogli pobrać zakupione książki do komputera, a następnie ręcznie kopiować je do czytników Kindle za pośrednictwem połączenia USB. To rozwiązanie nie było znane przez wszystkich, bo taki transfer można przeprowadzić za pośrednictwem Wi-Fi. Z drugiej strony, jeśli zakupiliśmy książkę i chcieliśmy zmienić jej format, to teraz nie będzie to możliwe.

Kindle to jeden z najpopularniejszych czytników

Amazon ma też niechlubną historię kasowania i podmieniania e-booków. Jak przypomina Good e-Reader (via: TheVerge), kilkukrotnie zdarzało się firmie, by pewne publikacje znikały z czytników użytkowników. O ironio, z czytników zniknęły książki George’a Orwella: 1984 oraz Folwark Zwierzęcy. Świeższym przypadkiem jest zniknięcie tytułów Roalda Dahla, a wśród nich Charlie i Fabryka Czekolady. Następnie te kopie zastąpiono bardziej aktualnymi wersjami z zaktualizowanym językiem. Jeżeli zatem kupowaliście książki na Amazonie celem korzystania z nich na innych urządzeniach i w innych formatach, czasu zostało niewiele.

Czytaj także: Deepseek vs ChatGPT. Starcie gigantów, czy walka Dawida z Goliatem?

Amazonowi na pewno zależy na tym, by mieć kontrolę nad publikacjami. W końcu nie bez powodu producent przypomina na każdej stronie, że tak naprawdę kupujemy licencję na korzystanie z książki. Do tego zaznacza, że treści są dostępne tylko na obsługiwanych urządzeniach i oprogramowaniu. Oznacza to oczywiście zakaz zdejmowania zabezpieczeń, a wszelkie takie próby mogą skończyć się utratą dostępu do treści. Obecnie i tak musimy wybrać czytnik z listy na stronie Amazonu.

Czy czeka nas zmierzch posiadania?

Łatwo jest po przeczytaniu takiej historii mieć poczucie, że Amazon po prostu ma kontrolę nad wszystkimi książkami, które u niego “zakupimy”, a taki model uskutecznia przecież więcej firm. W dzisiejszych czasach coraz trudniej kupić płytę Blu-Ray, a część wydań gier ukazuje się wyłącznie cyfrowo. Nieco lepiej wygląda to w przypadku muzyki, gdzie nie brakuje wydań zarówno na płytach CD, jak i winylach. Z drugiej strony branżę muzyczną mocno pokiereszowało oddanie władzy serwisom streamingowym, a na czele niechlubnego rankingu zarobku od utworów jest najpopularniejsza usługa – Spotify.

Kilkadziesiąt milionów sprzedanych czytników Kindle daje Amazonowi pozycję, której nie miały wcześniej żadne wydawnictwa. Dorzućmy do tego globalny zasięg i jedna decyzja może wpłynąć na miliony użytkowników. Ci z kolei często zostają bez narzędzi, które mogłyby pomóc im obronić się przed taką sytuacją. I to chyba to jest właśnie najbardziej irytujące – brak wpływu na decyzje technologicznych gigantów sprawia, że ludzie czują się bezradni lub uciekają w świat piractwa.