Siłą napędową tego potencjalnego pokazu świetlnego jest strumień wiatru słonecznego o dużej prędkości wydobywający się z dziury koronalnej na słońcu. Z definicji dziury koronalne to obszary w atmosferze słońca, w których linie pola magnetycznego otwierają się i umożliwiają wiatrowi słonecznemu, stałemu strumieniowi naładowanych cząstek, łatwiejszą ucieczkę w przestrzeń międzyplanetarną z wyższą niż zwykle prędkością.
Dziury tego typu co do zasady częściej obserwowane są podczas minimum słonecznego. Jak jednak widać po aktualnej sytuacji, zdarza im się pojawić na Słońcu także w samym maksimum aktywności. W przeciwieństwie do rozbłysków słonecznych, które są nagłymi wybuchami energii i cząstek, dziury koronalne są bardziej stabilne i mogą utrzymywać się całymi tygodniami, a nawet miesiącami. W takim czasie przestrzeń międzyplanetarna jest bezustannie omiatana silnymi strumieniami szybkiego wiatru słonecznego.
Czytaj także: Maksimum słoneczne dopiero się rozkręca. Tysiące satelitów zagrożonych
Prędkość wiatru słonecznego jest kluczowym czynnikiem w określaniu intensywności burz geomagnetycznych i zorzy polarnej. Przez cały tydzień poprzedzający Walentynki prędkość wiatru słonecznego wzrosła, wahając się od 500 do 600 kilometrów na sekundę, a nawet wywołała łagodną burzę geomagnetyczną klasy G1 w dniu 9 lutego.
Kolejny impuls tego szybko poruszającego się wiatru słonecznego ma dotrzeć do Ziemi już w najbliższych godzinach. Możemy się zatem spodziewać warunków burzy geomagnetycznej klasy G1 wieczorem 13 lutego i przez całego 14 lutego.
Kiedy ten szybki wiatr słoneczny dociera do Ziemi, wchodzi w interakcje z polem magnetycznym naszej planety. Magnetosfera działa jak ochronny kokon, który odchyla większość naładowanych cząstek docierających do nas ze Słońca. Część z tych cząstek podąża wzdłuż linii pola magnetycznego w kierunku biegunów Ziemi, gdzie wchodzi w atmosferę ziemską i zderza się z atomami i cząsteczkami gazów atmosferycznych. Te zderzenia przenoszą energię do gazów atmosferycznych, pobudzając je do wyższych poziomów energii. Gdy wzbudzone atomy i cząsteczki powracają do swoich normalnych poziomów energii, uwalniają nadmiar energii w postaci światła, tworząc zorzę polarną widoczną z powierzchni planety.
Czytaj także: Aktywność Słońca wychodzi poza skalę. Rekordowa liczba plam słonecznych. Może być jeszcze gorzej
Kolor zorzy zależy od rodzaju zaangażowanego gazu i wysokości, na której następuje zderzenie. Dla przykładu, cząsteczki tlenu na niższych wysokościach zazwyczaj wytwarzają zielone lub żółtozielone światło, podczas gdy na wyższych wysokościach mogą tworzyć czerwone zorze. Z drugiej strony cząsteczki azotu często wytwarzają niebieskie lub fioletowe światło. Intensywność i zasięg zorzy polarnej zależą od siły burzy geomagnetycznej. Silniejsze burze, napędzane szybszym i gęstszym wiatrem słonecznym, skutkują jaśniejszymi i bardziej rozległymi zorzami, spychając je dalej na południe.
Chociaż burza geomagnetyczna G1 jest uważana za niewielką, nadal może powodować piękne pokazy zorzy polarnej. Przewidywana burza, w połączeniu z podwyższoną prędkością wiatru słonecznego, oferuje obserwatorom nieba na północnych szerokościach geograficznych dobrą szansę na zobaczenie zorzy polarnej. Czy jednak uda się dostrzec ją z terenu Polski? O tym dopiero się przekonamy.