Czasy się zmieniają, a o ile nowości sprzętowe dla Samsunga od lat nie są już najistotniejsze, tak w 2025 roku jeszcze mocniej postawił on na sztuczną inteligencję. Galaxy AI stało się motorem napędowym dla sprzedaży nowych smartfonów, po czym producent postanowił, że dostarczy je także do starszych urządzeń. Ponadto nad rozwiązaniem ciągle wisi widmo tego, że pod koniec 2025 roku stanie się płatne. Mimo tego nowe smartfony z serii Galaxy S sprzedawały się bardzo dobrze i wydaje się, że producent złapał wiatr w żagle.
Jeśli miałbym bawić się w znalezienie odpowiedniego powiedzonka komentującego to, jakie pierwsze wrażenie wywarł Samsung Galaxy S25 Ultra, pewnie byłoby to coś w stylu “Zwycięskiego składu się nie zmienia”. Samsung Galaxy S25 Ultra na pierwszy rzut oka nie prezentuje się jak wielka rewolucja względem poprzedniej edycji, a nawet względem telefonu sprzed dwóch lat. Jednocześnie to w dalszym ciągu drogi, flagowy smartfon, a więc powinien prezentować się konkurencyjnie względem najciekawszych propozycji na rynku. Czy udało się osiągnąć ten efekt? Przekonajmy się!
Zobacz recenzję wideo i zostaw subskrypcję na kanale:
Samsung Galaxy S25 Ultra – specyfikacja i zestaw startowy
Parametr | Wartość |
---|---|
Procesor | Qualcomm SM8750-AB Snapdragon 8 Elite, Octa-core (2 x 4,47 GHz Oryon V2 Phoenix L & 6 × 3,53 GHz Oryon V2 Phoenix M, 3nm) |
GPU | Adreno 830 |
Ekran | 6,9″, 1440 x 3120 px, 19,5:9, 498 ppi, Dynamic LTPO AMOLED 2X, HDR10+, 1 do 120 Hz, 2600 nit szczytowa, Corning Gorilla Glass Armor 2 |
Pamięć RAM | 12 GB |
Pamięć Flash | 256 / 512 GB /1 TB UFS 4.0 |
Aparat główny | – 200 Mpix, f/1.7, 24 mm (szerokokątny), 84°, 1/1.3”, 0,6 µm, wielokierunkowy PDAF, Laser AF, OIS – 50 Mpix, f/1.9, 13 mm (utraszerokokątny), 120°, 0,7 µm, Dual Pixel PDAF – 10 Mpix, f/2.4, 67 mm (krótki teleobiektyw), 1,12 µm, Dual Pixel PDAF – 50 Mpix, f/3.4, 111 mm (teleobiektyw peryskopowy), PDAF, OIS |
Aparat przedni | – 12 Mpix, f/2.2, 26 mm, 83°, Dual Pixel PDAF |
Audio | stereo 32-bit / 384 kHz, BT |
Łączność | 5G, LTE+, HSPA, Wi-Fi 7 trójzakresowe, UWB, Bluetooth 5.4, NFC, USB-C 3.2, DP 1.2, OTG |
Lokalizacja | A-GPS, GLONASS, GALILEO, BDS, QZSS |
Akumulator | Li-Ion 5000 mAh, ładowanie Power Delivery 45W, 15W bezprzewodowe Qi 2.1/PMA, 4,5W zwrotne |
Waga | 218 g |
Rozmiary | 162,8 x 77,6 x 8,2 mm |
Certyfikaty | IP68 |
System operacyjny | Android 15 |
Cena | 12/256 GB – 6399 zł 12/512 GB – 6899 zł 12/1 TB – 7999 zł |
W pudełku nie znajdziemy za wiele elementów. Producent dorzuca kabel z podwójnym wyjściem USB-C, kluczyk do tacki na karty SIM oraz parę instrukcji. W zasadzie od lat ten stan rzeczy się nie zmienia.
Testowany egzemplarz wyposażono w 256 GB przestrzeni na pliki.
Tytan w obudowie i kuracja odchudzająca, ale ideał nie istnieje
Samsung jest bardzo konsekwentny – co by nie powiedzieć, że nudny – w designie swoich urządzeń. W Samsungu Galaxy S25 Ultra poza zmienionymi kolorami największą wizualną “rewolucję” stanowią pierścienie okalające aparaty. Te nieco odstają od tafli szkła Gorilla Glass Armor 2 chroniącego tył, co otwiera przestrzeń do ukrywania się tam drobin kurzu. W internecie znajdziecie też parę oburzonych twórców, którzy nie rozumieją, że wyniesienie pierścieni ponad taflę to zabieg stylistyczny, który ma nadać aparatom więcej charakteru. Dopóki nie próbujecie szarpać ani podważyć tych okręgów przymocowanych na klej, te nie są problemem.

Największy kłopot będziecie mieli z zachowaniem czystości tyłu obudowy. To tam gromadzi się najwięcej śladów związanych z dotykaniem telefonu, które da się zauważyć pod wieloma kątami. Swoje za uszami mają też ramki z tytanu, które zbierają odciski na całej długości. Dysproporcję między czystością standardowych aluminiowych obudów i tytanu uwidoczniają… aluminiowe przyciski i główka rysika S Pen, które nie brudzą się niemal wcale. Trzeba przy tym przyznać, że ani szkło, ani ramki nie rysują się w sposób, który byłby zauważalny przy bliższym i dalszym spojrzeniu.




Gdyby nie wspomniane wcześniej mankamenty, bez wątpienia stwierdziłbym, że Samsung Galaxy S25 Ultra wygląda świetnie. Producentowi udało się obniżyć masę urządzenia do 218 gramów i czuć, że dobrze przekłada się to na codzienne korzystanie. Jednocześnie przy większym ekranie udało się zmniejszyć szerokość o 1,4 mm i grubość o 0,4 mm. Być może nie brzmi to imponująco przy lżejszej konkurencji pokroju OnePlusa 13, jednak to i tak dobry progres jak na smartfon z czterema aparatami z tyłu. A skoro o nich mowa, to przez nie dotykając telefonu na płaskiej powierzchni, będziemy nim bujać.
Czytaj także: Recenzja OnePlus 13 po miesiącu. Pechowa trzynastka?

Tegoroczna zmiana designu na bardziej spłaszczony nadała Galaxy S25 Ultra przyjemniejszy dla oka wygląd. Smartfon pewnie się trzyma w dłoni. Do tego bardzo wąskie ramki dookoła ekranu wyglądają mile dla oka. Umieszczone po prawej stronie przyciski głośności oraz blokady ekranu klikają przyjemnie, choć ich ruch na boki staje się momentami wyczuwalny, nawet jeżeli jest delikatny. Telefon uszczelniono tak, by przeszedł testy na wodoodporność w standardzie IP68, co jest standardem rynkowym spełnianym przez innych producentów. Przez okres testowania nie nabył rys ani stłuczeń, ale też nie naraziłem go na zbyt wiele upadków. Tak czy inaczej, zastosowane materiały są wysokiej jakości, ale parę decyzji można było podjąć lepszych.
Niby ten sam ekran, a jednak coś w sobie ma
Samsung w tym roku niewiele uwagi poświęcił elementowi, który przed kilkoma laty prezentował jako powód do dumy. Jednak Dynamic AMOLED 2X to marka sama w sobie i nikt nie podważa jego jakości. Samsung przez lata pracował nad kalibracją i dopasowaniem jej pod parametry. Z jednej strony ma sensu podbijać rozdzielczości czy płynności odświeżania, jeśli nie przekłada się to wymiernie na codzienne korzystanie. Z drugiej strony konkurencja odjechała Samsungowi w kwestii jasności szczytowej.



Ten jednak wygrywa z wszystkimi smartfonami na rynku poprzez warstwę antyrefleksyjną zastosowaną w szkle. Nie przekłada się na zmatowienie obrazu – ten nadal uderza oczy pełnią kolorów. Jednocześnie zyskujemy rozwiązanie znacznie bardziej odporne na wpadające zza pleców promienie. Dołóżmy do tego opcję zwiększenia czytelności regulowaną przez czujnik światła i w słoneczne dni Samsung Galaxy S25 Ultra nie zawodzi.




A jak wypada reszta parametrów, zwłaszcza na tle producentów chwalących się 4500 nitów? Bardzo dobrze. Przy wyświetlaniu białego ekranu w trybie HDR osiągamy do 2560 luksów ze zjazdem do 2450 luksów w dolnej części ekranu. Ten zjazd jest nieco większym niż u konkurencji. Mam też niewielkie zastrzeżenie do warstwy antyrefleksyjnej – ta nieco pogarsza kąty widzenia i zażółca obraz. Nie jest to dyskwalifikująca przypadłość, ale liczę na poprawę w przyszłości. Na co dzień doświadczycie jednak znakomitej jakości obrazu. Do tego otrzymacie narzędzia, które pozwolą spersonalizować wyświetlanie obrazu pod kątem nasycenia czy przekierowania barw. Oprócz tego pozwolą włączyć adaptacyjne odświeżanie albo zmniejszyć rozdzielczość celem oszczędzania baterii.
Dźwięk i wibracje, czyli brak wiary w ludzkie ucho i dłoń
Nie pamiętam już czasów, kiedy Samsung wymiernie poprawiłby wrażenia ze swojego silnika wibracji. Tak naprawdę mam wrażenie, że od czasów Galaxy S22 w tej kwestii niewiele się zmieniło. W międzyczasie konkurencji udało się stworzyć rozwiązania cichsze i lepiej reagujące na dotknięcia ekranu. Nie oznacza to, że rozwiązanie Samsunga jest złe – po prostu istnieją lepsze. To, czego jednak nie można odmówić producentowi, to szerokiego wachlarza ustawień wibracji zarówno dla połączeń, powiadomień, jak i zwykłych interakcji dotykowych. Szkoda, że rozwiązanie nie ma tak dużej mocy, jak w OnePlusach czy Xiaomi, ale dorównuje im precyzją. Jest jednak przy tym ciut głośniejsze.

W kwestii dźwięku nie znajdziemy nic, czego nie byłoby we flagowcach Samsunga z ostatnich kilku lat. Możemy skorzystać z opcji korekcji dźwięku Dolby Atmos, jak i z własnych ustawień korektora graficznego (z kilkoma sugestiami od producenta). Co istotne, zmian dokonamy tak w obrębie systemu, jak i konkretnych aplikacji, co może być przydatne. Dodatkowo istnieje tu funkcja Adapt Sound, dopasowująca odtwarzany dźwięk do specyfiki naszych uszu wynikającej między innymi z wieku. W ten sposób preferowane ucho może dostać wyraźniejszy dźwięk. Poza tym z telefonu odtworzymy dźwięk na innym urządzeniu przy jednoczesnym niezależnym odtwarzaniu innego źródła na naszym telefonie.


Co do jakości głośników – nie mogę mieć zarzutów, choć nadmiernie chwalić też nie będę. Samsung trzyma poziom, do którego przyzwyczaił nas przez lata. W głośniku znajdziemy zarówno soczystą dawkę basu, jak i zdolność do odtworzenia sopranów w przyjemny dla ucha sposób. Do tego ani na moment nie odpuszczało mnie wrażenia szerokiej sceny oraz przestrzenności dźwięku. Producent zadbał o komfortowe rozwiązanie, które może i jest nieco asymetryczne (górny głośnik ma mniej mocy, ale za to wyrzuca dźwięk w naszym kierunku efektywniej), ale na co dzień spisuje się bardzo dobrze. Przy tym wszystkim nie brakuje mu donośności, przy której nadal zachowuje wysoki stopień klarowności dźwięku.
Podkręcone zegary, większa komora parowa – czy Samsung Galaxy S25 Ultra to król wydajności?
Jako największy producent na rynku smartfonów z Androidem, Samsung może się starać o szczególne traktowanie u dostawców podzespołów. Tak jest chociażby w przypadku układu obliczeniowego. Snapdragon 8 Elite for Galaxy to zmodyfikowana wersja z wyższym taktowaniem zegarów procesora odpowiedzialnych za zadania wymagające dużej wydajności. Podkręcenie dwóch rdzeni z 4,32 do 4,47 GHz może robić różnicę, ale czy faktycznie tak jest? Czy Samsung Galaxy S25 Ultra ze swoimi 12 GB RAM-u może wygrać z lepiej doposażoną konkurencją?










I tak i nie. Zdaję sobie sprawę, że znaczna część benchmarków wrzucanych na telefony “na czysto”, czyli bez odpalenia aplikacji używanych na co dzień, pokazywała w różnych redakcjach zwycięstwo Samsunga Galaxy S25 Ultra nad konkurencją. W moim przypadku przy odpalaniu ich na urządzeniach, z których zacząłem korzystać, Samsung przegrywa z OnePlusem 13 czy nawet Oppo Find X8 Pro, a to głównie ze względu na słabsze wyniki układu graficznego. Widać to także w przypadku testów wytrzymałościowych w 3D Marku, gdzie telefon nie miał przewagi, a czasem nawet przegrywał.
Z kolei w Geekbench 6 część procesorowa potrafi być lepsza od OnePlusa 13 (Single Core) i od MediaTeka (Multi Core), ale nigdy jednocześnie. Przy tym smartfon w znakomity sposób utylizuje prędkości pamięci – zarówno tej na pliki, jak i tej operacyjnej. Nie ma jednoznacznego zwycięzcy, ale Samsung w moich testach nim nie został. Po urządzeniu z dopiskiem Ultra spodziewałbym się lepszych wyników od smartfonów bez podobnego dopisku.

To jednak nie ma większego znaczenia, jeżeli wydajność na co dzień miałaby być kulą u nogi. Na szczęście nie jest, a Samsung podbija stawkę jeszcze lepszymi animacjami z minimalną ilością przycięć. Na co dzień wygląda to jak masło sunące po rozgrzanej patelni. Niestety, S25 Ultra miał swoje momenty, w których albo wyrzucił mnie bez powodu z aplikacji (nie była ona aktualizowana), albo w niezrozumiałych okolicznościach nie ładował programu lub robił to nieporównywalnie dłużej od innych. Muszę też zaznaczyć, że 12 GB RAM-u w S25 Ultra jest jak 16 GB u konkurencji. Aplikacje utrzymują się aktywne przez noc, możemy się spokojnie przełączać między kilkoma. To świetny smartfon do pracy przy (nie)codziennych zadaniach.
Dobrze spisuje się podczas gier, ale w tym przypadku nie jest już tak różowo. Samsung dobrze przemyślał, by ciepło uciekało górną częścią bocznych ramek, gdzie najczęściej nie ma naszych palców podczas gry w pionie i poziomie Niestety, nie ucieka idealnie, a urządzenie grzeje się mocniej od wspominanego wcześniej OnePlusa 13. Wydajności na pewno wam nie zabraknie, bo ta przez ciepło nie spada, ale mój egzemplarz przy graniu w angażujące gry potrafił stać się nieprzyjemny w dotyku. Na szczęście ten stan szybko ulega zmianie po przerwaniu gry, a w dodatku narzędzie Game Booster pomoże obciąć nam zapotrzebowanie na moc. Do tego smartfon proponuje upscaling rozdzielczości gier, co także przekłada się na rozgrywkę. Mimo tego Samsung Galaxy S25 Ultra królem wydajności nie został.
One UI czy Galaxy AI? Sztuczna inteligencja w Samsungu Galaxy S25 Ultra
Samsung przez lata od wprowadzenia One UI oszczędzał nakładkę od zmian wizualnych. Te, jeśli się pojawiały, były dość ostrożne. One UI 7 to nieco bardziej zdecydowany krok ku zmianie. Samsung Galaxy S25 Ultra startuje z tą wersją nakładki, a producent obiecał 7 lat wsparcia aktualizacjami systemu oraz poprawkami bezpieczeństwa. Jako, że telefon wystartował z Androidem 15, możemy spodziewać się na końcu wersji Android 22 na końcu tej drogi.



Nie podejrzewam, by przez te 7 lat Samsung wycofał się z implementacji narzędzi sztucznej inteligencji. Galaxy AI przyniosło mu spory rozgłos i uwagę, ale też przestało być produktem ekskluzywnym dla najnowszej linii smartfonów. Może to i lepiej, bo dzięki temu rozwiązanie zbiera więcej danych niezbędnych do rozwoju. Nowością jest wspomaganie generowania obrazków poprzez krótkie opisy tekstowe. Sztuczna inteligencja pomaga też w oddzielaniu szumów czy niepożądanych odgłosów od nagrań. Asystent pisania może już nie tylko zmieniać styl, ale i poprawiać gramatykę naszych wypowiedzi. I w dodatku nie potrzebuje do tego łączności z siecią.






Czy istnieją różnice w przetwarzaniu na dysku w porównaniu do przetwarzania wyłącznie na urządzeniu? Części rzeczy nie zrobimy bez dostarczania informacji do sieci, jak na przykład streszczanie treści w przeglądarce. Jednocześnie przetwarzanie tłumaczeń (po pobraniu pakietów językowych), transkrypcja głosu i nagrań czy obróbki zdjęć mogą odbywać się na telefonie. W przypadku tej ostatniej odczujemy różnicę, gdy zaufamy wyłącznie wersji offline. To, co jest niezmiennie przyjemne, to sugestie zaszyte wewnątrz systemu, które proponują użycie narzędzi, gdy te faktycznie mogą się przydać. Te nie tylko kryją się za ikoną gwiazdek, ale też potrafią pojawić się w galerii czy po zaznaczeniu tekstu. W takich aspektach Samsung jest o lata świetlne przed innymi producentami.






Nie wszystkie rozwiązania wypadły idealnie. Rozpoznawanie języka polskiego w dyktafonie to w dalszym ciągu test na wyraźne wysławianie się, które i tak nie zawsze daje dobre rezultaty. Niejednokrotnie podsumowania notatek czy stron internetowych są wybrakowane, a do tego skupiają się tylko na jednej stronie (w przyszłości chętnie widziałbym dodatkowe konteksty z hiperłączy, ale na razie to domena narzędzi pokroju Notebook LM, o wiele dłużej i intensywniej pracujących niż pozwalają na to smartfony).
Wkurzający staje się znak wodny na zdjęciach, grafikach oraz tapetach, którego wykorzystanie z pewnością ma uzasadnienie prawne, ale na co dzień jest uciążliwe i zabija sens niektórych operacji. Z mniej istotnych rzeczy z pewnością chciałbym, by generator obrazków potrafił dogłębnie zrozumieć serwowane mu komendy, zwłaszcza, że te mogą mieć do 100 znaków.



W dalszym ciągu jest sporo rzeczy, które da się poprawić, ale nie sposób nie zauważyć, że Galaxy AI może więcej, niż oferuje konkurencja. Do tego Samsung współpracuje z Google na tyle mocno, by użyć sztucznej inteligencji do wykonywania czynności w aplikacjach. Rozwiązanie cierpi nieco z powodu halucynacji AI i potrafi po ustawieniu budzika na najbliższy mecz ligi mistrzów ustawić ten budzik za dwie godziny aniżeli za kilka dni. Do tego nie zawsze chwyta wątek lub jest w stanie zrozumieć komendę.


Z doświadczenia wiem, że im częściej się do niego mówi, tym łatwiej jest tworzyć takie komunikaty, ale to w dalszym ciągu czynności, które nie działają idealnie. Gemini nie potrafi zebrać linków z Youtube do notatek, nie zawsze wywołuje interakcję (choć w samym ich uruchamianiu jest dobre), nie może też zmieniać ustawień systemu (przynajmniej na razie). Współpracę Gemini z nakładką niebawem zaprezentują zapewne inni producenci, ale na ten moment takie rozwiązania oferują wyłącznie Samsungi



Nie opowiem się jednoznacznie po którejkolwiek stronie w kwestii Now Brief. Według mnie, by takie rozwiązanie działało dobrze i okazało się czymś więcej niż okazjonalną, fartowną pomocą, musi ono wchodzić w interakcję chociażby z naszymi zwyczajami. To jednak otwiera bramkę, za którą gromadzą się wszystkie negatywne wyobrażenia o sztucznej inteligencji. Byłoby dobrze, gdyby ta zwróciła mi uwagę, że przegiąłem z TikTokiem, ale z drugiej strony byłoby to naruszenie protokołu użytkownik-urządzenie oraz z pewnością nie zadowoliłoby to włodarzy aplikacji z pionowym wideo. Jak na sztandarową funkcję dość sporo tu domyślania się, co mogłoby się przełożyć na pokazanie mi rano lub wieczorem widżetu z ciekawą informacją, zwłaszcza gdy zaznaczyło się wszystkie kategorie informacji.
No dobrze, to teraz faktycznie porozmawiajmy o One UI 7
Nowości w nakładce One UI mają związek z rozwojem Galaxy AI, ale nie ograniczają się tylko do niego. Samsung skopiował do nakładki coś na wzór dynamicznej wyspy, choć zrobił to bardziej na modłę Honora czy OnePlusa. Podczas korzystania z systemu w górnej części ekranu znajdziemy kapsułkę, w której wyświetlają się bieżące informacje, na przykład upływ czasu na stoperze, ale też chociażby liczba przystanków, po której mamy wysiąść. Na zablokowanym ekranie to samo rozwiązanie przybiera kształt dużej kapsułki w dolnej części, która pozwala na podstawową interakcję, na przykład przewijanie podcastu.




Zmian wizualnych doczekały się ikony i moim zdaniem jest teraz czytelniej, choć i nieco bardziej plastelinowo. W razie czego seria Galaxy S25 dalej współpracuje z Galaxy Themes – sklepem z wieloma płatnymi motywami tworzonymi przez artystów i ochotników. Domyślne ikony zachowują charakterystyczny dla Samsunga styl.




Tego samego nie mogę jednak powiedzieć o (na szczęście opcjonalnym) rozdzieleniu centrum kontroli od panelu powiadomień. Wygląda to, jakby Samsung podejrzał chińskie marki, które podejrzały Apple. Na obronę koreańskiego producenta warto przyznać, że ma czytelny podział na sekcje i jeśli chcemy ustawić wyżej widżet odtwarzacza muzyki, to nie ma ku temu przeciwskazań. Szkoda, że przy okazji z paska powiadomień zniknęły ikony alarmu, NFC i tym podobnych informacyjnych rozwiązań. Aby je zobaczyć, musimy rozwinąć pasek powiadomień.






Nakładka Samsunga pozwala na dużą personalizację doświadczenia ze smartfonem i to do tego stopnia, że wiele aplikacji jest tu zdublowanych. Google jednocześnie wspiera Samsunga, ale i zachęca go do instalowania jego rozwiązań, więc oprócz Samsung Notes znajdziemy notatki Keep, oprócz przeglądarki Samsung – Google Chrome, oprócz Samsung Wallet – Portfel Google oraz inne. Jedyne, co Google przejęło od Samsunga, to aplikację wiadomości. O tym, że to współpraca jak róża – z kolcami – może świadczyć choćby to, że wysłanie SMS-a po wybraniu numeru zaszyto za wielokropkiem.


Ogólnie aplikacje Samsunga są dość pozytywnym aspektem korzystania z telefonu. Potrafią wiele, integrują się z rozwiązaniami w nakładce One UI, jak i poza nimi, działają też w trybie DeX, który czyni z telefonu przenośny komputer. Ekosystem Samsunga jest najbliżej perfekcji w świecie Androida ze względu na lata poświęcone aplikacjom. Nie czułem potrzeby instalowania alternatyw dla programów od Samsunga.






Taki pakiet rozwiązań ogranicza jednak pamięć z 256 do 218 GB. Dla wygody, wyrażonej chociażby tym, że telefon domyślnie będzie gotowy na wysyłanie plików po kablu zamiast do ładowania, warto skorzystać z One UI. Nawet jeśli wam się wizualnie nie podoba (ja nie jestem fanem), to nakładka Samsunga jest najbardziej użyteczna w świecie Androida.
A co z biometrią? Trochę rozczarowała mnie praca ultradźwiękowego skanera linii papilarnych. Ten potrafi być szybki, choć nie tak szybki, jak to, co oferuje konkurencja. W dodatku nie rozpoznaje za dobrze kciuka pod wieloma kątami. W wielu sytuacjach szybsze będzie odblokowanie telefonu twarzą. To, z natury przedniego aparatu, jest mniej bezpieczne, ale nie zadziała zdjęcie czy twarz wyświetlona na innym telefonie.
Żegnaj rysiku S Pen z gestami. Nie będę tęsknił, ale jestem w mniejszości
Dla wielu rysik to nadal najlepsza forma komunikacji z ekranem smartfonu. Można nim pisać odręcznie, robić ręczne notatki oraz rysować, a do tego korzystać z dodatkowych funkcji, jak chociażby nawigacja w aplikacji aparatu. Przez lata Samsung uparcie wierzył w rysik w obudowie smartfonu. Ta wiara zaczyna jednak przygasać. Tegoroczny rysik S Pen jest pasywny, a to oznacza, że nie korzysta z superkondensatora do odzyskiwania energii, bo nie wykorzysta jej do Bluetooth. Oferuje za to magnetyczny system wykrywający jego zbliżanie się do powierzchni ekranu.

Czytaj także: Samsung Galaxy S24 Ultra – najlepszy z Samsungów
To dla mnie dziwna decyzja. Tak duży producent mógłby jednocześnie wypuszczać smartfon w wersji bez rysika, jak i z nim. Zamiast tego woli pokazywać telefony w wersji Slim. Na domiar złego, fanów rysika, którzy przełknęliby brak gestów powietrznych, muszę rozczarować. Podczas testów kilkukrotnie zdarzyły się sytuacje, w których system nie zareagował na kontakt z rysikiem. Efektem albo opóźnienia podczas rysowania, albo niecelne lokowanie wirtualnego kursora. Szkoda, bo rysik wyglądem i zachowaniem przypomina ten z przeszłego roku, jednak bez standardu transmisji bezprzewodowej staje się tylko narzędziem do rysowania. Dla mnie to spory zjazd i poza tym, że lubię sobie potrzymać rysik, to nie widzę dla niego miejsca w codziennym korzystaniu.
Standardy łączności, czyli o bezproblemowości Samsunga Galaxy S25 Ultra
Czym mogą w tym aspekcie zaskoczyć nas producenci urządzeń mobilnych? Czasem problematycznie zadziała GPS, czasem Bluetooth, ale poza tym w najdroższych urządzeniach wszystko jest na swoim miejscu. Przewagą ekosystemu Samsunga w materii łączności jest opcja przesyłania progresu pracy między inne urządzenia producenta. Jeszcze więcej opcji mielibyśmy z laptopami Galaxy Book, ale Samsung nie wystawia się w Polsce z tą kategorią produktową. Pozostaje więc cieszyć się z bardzo precyzyjnej nawigacji reagującej dobrze na ruchy czy niezakłóconej jakości rozmów. A może jednak nie?

To właśnie z jakością rozmów i zasięgiem zdarzały mi się okazjonalne problemy. Tam, gdzie inne telefony u tego samego operatora miały pełny zasięg, Samsungowi brakowało kreski. Parę osób prosiło mnie też o powtórzenie mojej wypowiedzi. Zapewne było w tym trochę pecha, ale odnotowuję ten spadek jakości. To zaskakujące o tyle, że Wi-Fi z obsługą trzech pasm częstotliwości działa wybornie, podobnie jak parowanie i korzystanie z urządzeń opartych o Bluetooth. Zaznaczam też, że moduł NFC jest niżej niż w większości smartfonów i musicie sięgnąć telefonem nieco dalej, by zetknąć go z terminalem.
Zdjęcia i wideo z Samsunga Galaxy S25 Ultra
Samsung potrafił przez lata czarować oprogramowaniem i zmieniać swoje aparaty tak, by nie oglądać się za siebie i wymieniać ciosy jedynie z Apple. Czasy jednak trochę się zmieniły i poza sporymi matrycami i zestawami soczewek, inni producenci potrafią dostarczyć imponujące urządzenia – ot, chociażby Xiaomi 14 Ultra czy Huawei Mate X6. Z kolei Samsung Galaxy S25 Ultra oferuje jedynie nowy aparat ultraszerokokątny o rozdzielczości matrycy 50 Mpix, przez co jedynym aparatem z rozdzielczością mniejszą niż 50 Mpix pozostaje 3-krotny zoom portretowy. Dziwna decyzja, ale zapewne muszą sobie zostawić coś na przyszły rok.

Po raz pierwszy od dawna mogę napisać o zmianach w aplikacji aparatu. Samsung w znacznym stopniu zrezygnował z kontroli rzeczy w górnej części ekranu. Oczywiście możemy stamtąd włączyć lampę błyskową i zmienić rozdzielczość zdjęcia, ale te same ustawienia znajdziemy w wysuwanym obok panelu. Druga zmiana to nowe ustawienia filtrów, których parametry pokroju kontrastu, nasycenia, ziarnistości czy temperatury barwowej zmienimy w podglądzie na żywo. Do tego takie ustawienia możemy pobrać ze sklepu Samsunga. Zaznaczam, że filtry nie działają przy zdjęciach 50 i 200 Mpix, a te pobierane ze sklepu możemy regulować tylko pod kątem ich intensywności.









Czy Samsung Galaxy S25 Ultra zaskoczy was jakością zdjęć? Z pewnością sporą rolę gra specyfika, do której przyzwyczaił nas producent oraz to, że aplikacja znowu jest ospała, a na domiar złego po zrobieniu części zdjęć długo potrafi trwać ich upiększanie. Poza tymi aspektami to smartfon bezproblemowy w robieniu zdjęć. Szybko działa tu zarówno autofokus, jak i funkcja przełączania aparatów bądź punktu ostrości przy zbliżeniach makro. Zdjęcia z głównego aparatu zapewniają bardzo dobrą szczegółowość, choć da się odczuć pewne wyostrzanie i przeprocesowywanie fotografii, by te wyglądały efektowniej.










Specyfika zdjęć zrobionych Samsungiem Galaxy S24 Ultra jest dla mnie… specyficzna. Nie do końca podoba mi się kolorystyka, próbująca jednocześnie nasycić ciepłe barwy i nadać niższą niż widoczna temperaturę barwową innych kolorów. Zdjęcia mają dobrą rozpiętość tonalną i zazwyczaj nie są ani za jasne ani za ciemne, jedynie dalsze dobrze oświetlone obiekty mogą być zbyt jasne. Tak jak w większości smartfonów nasycających mocno fotografie, życzyłbym sobie więcej detali na ciemnych obiektach. Na szczęście to jedyne mankamenty. Główny aparat 200 Mpix na co dzień gwarantuje pewność solidnego zdjęcia, niezależnie od warunków. Nie korzystajcie za to z przełącznika makro, bo przy głównym aparacie przerzuca on nas do znacznie gorszego aparatu o szerszej ogniskowej.
Nie mam tak ciepłych słów wobec aparatu ultraszerokokątnego. Zacznę od tego, że to dobre rozwiązanie, ale po prostu nic, co zrobiłoby na mnie wrażenie. Główny problem wiąże się z zaszumieniem, które potrafi nieraz być nieprzyjemne dla oka, zwłaszcza gdy brzegi kadru są ciemne. W porównaniu do głównego oczka odczuwalnie spada nie tylko szczegółowość, ale i ostrość, tak jakby ten aparat potrzebował więcej czasu nie tylko nocą, ale i za dnia. Poza tym zdjęcia są tak samo kolorowe i nie zawsze bliskie rzeczywistości jak u innych producentów i jak przy głównym obiektywie.










Z przybliżeniami sprawa wygląda dość niejednoznacznie. Wydaje mi się, że 3-krotny zoom 10 Mpix nie ma już miejsca w smartfonie Ultra. To tu widać największe zaszumienie z wszystkich tylnych aparatów. Czuć, że potrzeba sporo światła, by zdjęcia wyglądały dobrze. Z kolei pięciokrotny zoom spisuje się bardzo dobrze przy zdjęciach architektury i jak na otrzymywaną ilość światła wypada naprawdę solidnie. Niestety z jakiegoś powodu jest on obarczony ryzykiem, iż częściej będzie mu przeszkadzało światło słoneczne. W efekcie na fotografiach może pojawić się sporo szumów.






























10-krotne przybliżenie cyfrowe wygląda akceptowalnie – z pewnością nie będzie problemu, by z poziomu telefonu je komuś pokazać. Im dalej, tym gorzej. 100-krotny, a nawet 50-krotny zoom to mrzonka i może zobaczycie układ wskazówek na pałacu kultury, ale po przetwarzaniu będzie wyglądało to niczym wczesne “rysunki” sztucznej inteligencji. Do 30-krotnego przybliżenia fotografie wyglądają dobrze. Samsung ma też przyjemny tryb portretowy, który potrafi dobrze odciąć postać i zachować detale na twarzy, choć tu także podgryzła go w tym roku konkurencja.
Jak to wszystko wygląda nocą? Przede wszystkim, jeśli fotografujecie czymś innym niż aparatem głównym, uzbrojcie się w stabilną dłoń. Zdarza się, że rozmyte zdjęcia nie wyglądają zbyt dobrze. Przy przybliżeniach w słabym świetle widać lekkie zielono-różowe plamy, najpewniej od błędów przetwarzania. Czasem, nawet po włączeniu trybu nocnego, zmiany w jakości nie uświadczymy, chyba że w przypadku aparatu ultraszerokokątnego. Zdarzają się też chwile, że telefon nie ogarnie, co ma przyciemnić, a co rozjaśnić.





























Prawda jest też taka, że często nie potrzebujemy dodatkowego przetwarzania – po prostu dostajemy dobrej jakości zdjęcie. Niestety, jest też druga strona medalu – niepotrzebnie zazielenione zdjęcia nocne z dziwnie dobraną kolorystyką. Za to punkty świetlne są dobrze zatrzymane w ryzach i najczęściej oprogramowanie daje im radę. Widziałem lepsze zdjęcia nocne, także w ubiegłorocznych flagowcach, a szkoda. Nie jest źle, ale mogło być lepiej. Samsung radzi sobie dobrze tam, gdzie jest światło w jednym kolorze, a gorzej z wieloma źródłami lub z większymi ciemnościami.









Tak samo mógłbym skwitować fotografie z przedniego aparatu. Ten sam aparat i niewielkie zmiany w oprogramowaniu przekładają się na dobre zdjęcia z nie aż tak dużą ilością detali. Ważne, że zgadzają się kolory cery, ostrość oraz ogólne podobieństwo barwowe do aparatów z tyłu w zupełności wystarczą. Może za to ona nagrywać w 4K i 60 klatkach na sekundę, co w zupełności wystarczy. Ważne, że byście mieli przy sobie jakieś światło, gdy nagrywacie późniejszą porą, bo ilość szumów przytłacza.
I ta przechodzimy do dziedziny, w której Samsung nie zawodzi. Wideo nagrywane Samsungiem Galaxy S25 Ultra to najwyższa półka i na ten moment nie widziałem nic lepszego w świecie Androida. Co prawda przejścia między kamerami nadal nie są płynne, ale też nigdy nie były. Poza tym dostajemy całkiem przyjemny obraz z minimalnym zasuzmieniem w ciągu dnia i świetną, wyważoną stabilizacją. Nieco więcej spodziewałem się po trybie HDR, ale nagrałem wideo, w których dochodziło do nadmiernej ekspozycji. Świetnie działa za to autofokus oraz korekty ekspozycji. Jeśli szukacie wysokiej jakości na media społecznościowe, także mikrofony dają radę stworzyć coś przyjemnego dla ucha.
Bateria nie urosła, jak u rywali, ale optymalizacja to klucz do sukcesu
Samsung od modelu S20 stosuje akumulator o pojemności 5000 mAh dla modeli Ultra. Przez ten czas zmieniały się układy obliczeniowe oraz podzespoły i to mogą wpłynąć na czas pracy. Jednocześnie producent zadbał o optymalizację systemu i to jest klucz do zwycięstwa… przez większość czasu. Co istotne, korzystałem z telefonu w najwyższej rozdzielczości oraz z adaptacyjną częstotliwością odświeżania.






Gdy telefon się mocno nagrzeje, czy to przez gry, czy przez 5G, procenty spadają dość szybko, nawet w 4 godziny. Jednocześnie zwykły śmiertelnik, korzystający z telefonu bez potrzeby dostarczania sobie wielu godzin pustej rozrywki, bez problemu pokorzysta z telefonu przez 8 godzin i jest to czas bardzo dobry, a do tego osiągnięty bez większego akumulatora. Konkurencja potrafiła odskoczyć (na przykład realme GT7 Pro), ale ma to mniejsze znaczenie, gdy ktoś ma swój ekosystem z aplikacjami i innymi urządzeniami, które nie zadziałają najlepiej poza nim.
Szkoda, że nie tylko pod tym względem Samsung zatrzymał się 5 lat temu. Prędkość ładowania do 45W raczej nie imponuje i przypomina osiągi średnio- i niskopółkowych smartfonów. Do tego nie każda ładowarka zapełni taką moc, więc testowanie siłą rzeczy jest trudne. Najszybsza ładowarka napełniła akumulator w godzinę i 10 minut. Wynik niezbyt imponujący. Podobnie nie imponuje, że zastosowano tu Qi2 bez MagSafe, ale dobrze, że jest choć 15-watowe ładowanie indukcyjne z 4,5-watowym bezprzewodowym ładowaniem zwrotnym.
Samsung Galaxy S25 Ultra – podsumowanie???
Prowadzenie Samsunga na rynku smartfonów zostało dość mocno zakwestionowane. Nie zrozumcie mnie źle – Samsung Galaxy S25 Ultra to nadal świetny smartfon i najlepszy wybór dla tych, którzy zagłębili się w ekosystem Samsunga. Patrzę przy tym na to, że są producenci dostarczający lepszy czas pracy na jednym ładowaniu, lepszą (dla mojego oka) uśrednioną jakość zdjęć, porównywalne ekrany i wyższą wydajność. Nie potrafią oni jeszcze stworzyć smartfonu, który w każdym z tych aspektów biłby na głowę flagowy okręt Samsunga, ale różnice stają się marginalne.

Tak naprawdę jedynym przyczółkiem Samsunga, gdzie według mnie może się bezpiecznie okopać, jest oprogramowanie. Nie tylko jest płynne, ale nawet gdy kopiuje rozwiązania od konkurencji, czyni je użytecznymi. Do tego na ten moment producent oferuje najbardziej zaawansowane AI w smartfonach (przynajmniej w Europie). Mam nadzieję, że obecna sytuacja zmotywuje producentów do pozbycia się swoich mankamentów i udowodnienia, że można lepiej nie tylko na polu sprzętowym, ale i w oprogramowaniu.
Mówiąc to wszystko, nadal mogę polecić Samsunga Galaxy S25 Ultra. Co prawda jako wybór zachowawczy i nudny, ale ostatecznie wart waszych pieniędzy (choć może nie w premierowej cenie). Nie wiemy, jaką drogę podejmie producent i czy faktycznie przemodeluje swój smartfon, ale Samsungowi można zaufać w tym, że spróbuje znaleźć na siebie sposób. Czy ten będzie podobał się wszystkim? Czas pokaże