Amerykańska tajna broń, która wyprzedziła swoje czasy o dekady. Dziś nikt o niej nie pamięta

Lata 50. XX wieku były okresem gwałtownego rozwoju technologii wojskowej. W czasach Zimnej Wojny wojskowi Stanów Zjednoczonych poszukiwali ciągle nowych sposobów obrony przed potencjalnymi atakami ZSRR. Jednym z najbardziej radykalnych pomysłów był Diamondback, czyli nuklearny “super Sidewinder”.
Amerykańska tajna broń, która wyprzedziła swoje czasy o dekady. Dziś nikt o niej nie pamięta

Diamondback jako zapomniana superbroń USA. Tajny projekt nuklearnego Sidewindera był potężny

W 1956 roku Naval Ordnance Test Station (NOTS) w kalifornijskim China Lake rozpoczęła projekt Diamondback. W tym czasie AIM-9 Sidewinder, a więc pierwszy na świecie pocisk naprowadzany na podczerwień, dopiero co wchodził do produkcji. Chociaż ta broń była sama w sobie wręcz rewolucyjna, to jej zasięg był ograniczony do około 4,8 km, a niewielka głowica bojowa (4,5 kg) nie gwarantowała zniszczenia dużych celów, takich jak bombowce. Więcej na temat tego pocisku przeczytacie zresztą w moim wcześniejszym artykule, który opowiadał, jak to ZSRR ukradł tajemnice USA.

Czytaj też: Broń przyszłości za naszą wschodnią granicą. Polska jeszcze jej nie ma, a Ukraina już nią walczy

Chociaż AIM-9 Sidewinder był rewolucyjny, to Marynarka Wojenn USA i tak potrzebowała czegoś większego, szybszego i bardziej śmiercionośnego. Diamondback był w tej kwestii idealny, bo miał odznaczać się zasięgiem do nawet 32 km, rozwijać prędkość ponad Mach 3 (3675 km/h), działać na wysokościach do 24000 metrów i (co najważniejsze), detonować nie konwencjonalną, a nuklearną głowicę o mocy 0,75 kilotona, która była zdolna do zniszczenia całych formacji bombowców. Aby to osiągnąć, inżynierowie z NOTS opracowali zaawansowane systemy napędowe i naprowadzania.

W przeciwieństwie do Sidewindera, który używał stałego paliwa rakietowego, Diamondback napędzany był ciekłopaliwowym silnikiem impulsowym. Zapewniało to dłuższą fazę przyspieszenia, co pozwalało na lepsze manewrowanie i utrzymanie energii w locie. Gdyby tego było mało, Diamondback wyprzedzał swoje czasy również pod względem systemu naprowadzania, bo łączył naprowadzanie na ciepło generowane m.in. przez silniki odrzutowe z pasywnym naprowadzaniem radarowym. Dzięki temu mógł atakować cele czołowo, a nie tylko w pościgu, co stało się standardem dopiero w nowoczesnych pociskach przeciwlotniczych, takich jak AIM-260 JATM.

Czytaj też: Nadleci niezauważony i rozsieje zniszczenie. Kolejna sztuczka w arsenale potężnego samolotu

Aby pomieścić zaawansowany silnik i ładunek jądrowy, Diamondback był znacznie większy od Sidewindera (375 × 30 cm vs 283 × 12,7 cm), a na dodatek aż pięciokrotnie cięższy (385 kg). Ze względu na to Diamondback nie nadawał się do mniejszych myśliwców jak F-86 Sabre i dlatego był projektowany z myślą o samolotach bazujących na lotniskowcach, takich jak F3H Demon i wczesne wersje F-4 Phantom.

Jednak mimo obiecujących testów tej przeciwlotniczej superbroni, jej projekt anulowano w 1958 roku i to nie z jednego, a wielu powodów, bo:

  • Był zbyt duży dla lotnictwa pokładowego
  • Napotkał konkurencję ze strony bardziej konwencjonalnego i racjonalnego pocisku AIM-7 Sparrow
  • Przechwytywanie bombowców stało się głównym zadaniem Sił Powietrznych USA, które miały już GAR-11 Falcon (AIM-26A) z głowicą jądrową
  • W latach 60. Marynarka Wojenna skupiła się na obronie floty, co doprowadziło do rozwoju pocisku AIM-54 Phoenix

Czytaj też: Najgorszy koszmar marynarki USA. Chiny się nie patyczkowały

Jednocześnie, choć Diamondback nie został finalnie wdrożony na służbę, to opracowane na jego rzecz pomysły i rozwiązania znalazły zastosowanie w późniejszych pociskach, bo w AIM-54 Phoenix z 190-km zasięgiem na pokładzie F-14 Tomcat, AIM-260 JATM w formie odpowiedzi na chiński PL-15 oraz AIM-174B, czyli powietrznej wersji SM-6, Diamondback był więc eksperymentalnym projektem, który mógł całkowicie zmienić sposób prowadzenia walk powietrznych, a choć miał ogromny potencjał, to przegrał z bardziej praktycznymi rozwiązaniami.