Test Ford Bronco Outer Banks – czy da się wyciągnąć ogra z bagna na autostradę?

Ford Bronco Outer Banks to nieco bardziej ucywilizowana wersja terenowej bestii. Ma nieco mniejsze możliwości terenowe, kilka opcji mniej oraz zdecydowanie bardziej drogowe opony, dzięki czemu powinien znacznie lepiej poruszać się po drogach szybkiego ruchu oraz po mieści. A czy tak faktycznie jest?
Test Ford Bronco Outer Banks – czy da się wyciągnąć ogra z bagna na autostradę?

Pół roku temu testowaliśmy już Forda Bronco na łamach Chipa, więc w dzisiejszym materiale pominiemy kilka kwestii, aby zwyczajnie się nie powtarzać. Jak choćby informacje o multimediach czy wykonaniu wnętrza. Możliwość przyjrzeniu się auto drugi raz, szczególnie jeśli jest to model jednocześnie tak bardzo podobny i tak bardzo inny, pozwala zupełnie inaczej spojrzeć, na niektóre rzeczy. Dokładnie tak było w przypadku Forda Bronco.

Kilka detali i Ford Bronco Outer Banks wygląda zupełnie inaczej niż Badlands

Zdjęcia – Arkadiusz Dziermański, CHIP.PL
Arkadiusz Dziermański

W zasadzie to samo auto, o takich samych wymiarach, a jednak prezencja wariantu bardziej terenowego Badlands i drogowego Outer Banks jest zupełnie inna. Badlands ze swoimi terenowymi oponami i relingami na dachu wydawał się bardzo proporcjonalny. Nieco kwadratowy i na pierwszy rzut oka trudno było powiedzieć, że jest to auto o takich, a nie innych wymiarach.

Pozbawiony relingów i stojący na węższych i bardziej drogowych oponach Outer Banks wydaje się znacznie dłuższy i on już faktycznie wygląda na swoje 4800 cm długości.

Teraz krótki poradnik, jak rozpoznać oba modele. Gdyby oczywiście nie wystarczyła nam różnica w oponach i informacja na naklejce w okolicach przednich drzwi. Auto mają inny przód. Outer Banks ma bardziej otwarty grill z aktywnymi klapami przed chłodnicą, w Badlands jest on bardziej zabudowany. Rózne są też przednie zderzaki, które w bardziej terenowym wariancie mają zamontowane uchwyty na wypadek holowania oraz Badlands ma matowe lusterka.

Background
Foreground

Pewne jest, że oba warianty łączy jedno – wyglądają majestatycznie i widać je z daleka. Szczególnie na polskich drogach.

Czytaj też: Test Mazda 3 – piękne auto pokonane przez SUV-y

Ford Bronco to najbardziej efektowny kabriolet na polskim rynku. Co ma swoje wady i zalety

Bronco dostępny na polskim rynku to kabriolet. Choć może tego nie widać na pierwszy rzut oka, dach w obu wariantach auta jest zdejmowany. Jeśli mamy relingi to jest to opcja dosyć skomplikowana, bo najpierw trzeba je odkręcić. Jeśli ich nie mamy, to jest to banalna czynność. Wystarczy zwolnić zaczepy wewnątrz auta i zwyczajnie wypchnąć części dachu. W przedniej części są to dwa elementy, w tylnej jeden i o ile dwa przednie mieszczą się bez problemu w bagażniku, tak trzecia jest na to za duża i albo musimy ją zostawić w garażu, albo próbować zmieścić na tylnej kanapie. To, jak wygląda cały proces, już niedługo będziecie mogli zobaczyć na naszym TikToku i kanale YouTube.

Zdejmowany dach ma swoje zalety, co bardzo dobrze wie każdy miłośnik kabrioletów. Szczególnie w takim aucie jak Bronco, które daje nam możliwość pokonywania leśnych czy polnych dróg z wiatrem we włosach. Naprawdę świetna sprawa.

Są też wady i mam wrażenie, że to właśnie dach może być powodem, dla którego Bronco nie jest tak popularnym autem na polskim rynku. Dla miłośników terenowych zmagań to bardzo dobra opcja, ale jeśli ktoś chciałby jeździć tym autem w trasy czy po mieście, to zdejmowany dach jest głównym powodem hałasu podczas jazdy. W środku jest zwyczajnie bardzo głośno i podczas dłuższej podróży drogą ekspresową czy autostradą jest to męczące. Szum szybko daje się we znaki, choć w wariancie Outer Banks jest on nieco mniejszy, bo odpada nam hałas emitowany przez terenowe opony. Gdyby nieco uszczelnić konstrukcję, myślę że chętnych na zakup tego modelu mogłoby być więcej.

Czytaj też: Test MINI Cooper SE. Nieracjonalna miłość do elektrycznego gokarta 

Spartańska wygoda – tak można określi wnętrze Forda Bronco

Wnętrza Forda Bronco Outer Banks i Badlands różnią się kilkoma szczegółami, które wynikają z możliwości auta. Na szczycie deski rozdzielczej Outer Banks mamy mniej przycisków, nie mamy też zestawu przycisków na dachu, do których możemy podpiąć opcjonalne akcesoria jak wyciągarka czy dodatkowe lampy. Takie same jest pokrętło zmiany trybów jazdy, choć samych trybów mamy do wyboru nieco mniej.

Ze względu na skrajnie terenowy charakter auta wnętrze jest proste i pełne elementów, które w razie potrzeby można łatwo umyć. Co nie oznacza, że jest tu przesadnie spartańsko. Mamy tu wszelkie współczesne udogodnienia jak podgrzewanie foteli czy ich elektryczną regulację. Jest duży ekran główny z bardzo współcześnie wyglądającym interfejsem i bardzo dobrą jakością obrazu, jest bezprzewodowy Apple CarPlay i Android Auto oraz rozbudowany system kamer, które ułatwiają manewrowanie w mieście i jazdę w terenie.

Przednie fotele są duże i bardzo szerokie. Takie wręcz kanapowe i daleko im do usportowionych kubełków, ale całkiem nieźle trzymają w zakrętach i podczas jazdy po nierównym terenie. Nie męczą też podczas długich podróży.

Nieco mniej komfortowo jest na tylnej kanapie, co wynika z nieco dziwnego nachylenia. Siedzisko jest bardzo mocno zapadnięte wgłąb auta i pozycja siedzenia jest jakaś… zwyczajnie dziwna. Może nie tyle niewygodna, co bardzo nietypowa i wymaga przyzwyczajenia. Oczywiście miejsca na nogi czy nad głową nie brakuje, a bardzo ciekawym i przydatnym elementem jest gniazdko 230V dostępne w tunelu środkowym.

Outer Banks ma nieco mniejszy bagażnik niż Badlands – 504 vs 562 litr, choć nadal jest to dużo. Może niekoniecznie liczbowo, ale względu na to, że bagażnik jest foremny i kanciasty mieści bardzo dużo rzeczy. Spokojnie byliśmy w stanie zmieścić do niego przednią część dachu i bagaże na 2-osobowy wyjazd, a i tak zostało jeszcze sporo wolnego miejsca.

Czytaj też: Test Volvo XC60 B5 – może i jest nudny, ale to tylko początek jego zalet

Ford Bronco vs Ford Bronco – którym się lepiej jeździ?

Sylwia Januszkiewicz

Nie jesteśmy w redakcji zapalonymi offroadowcami, a przynajmniej ja nie jestem. Gdyby ktoś próbował namówić mnie do jazdy w terenie jakimś miejskim SUV-em udającym auto terenowe dzięki napędowi 4×4 i pojedynczemu trybowi szumnie nazwanemu offroad, po prostu bym go wyśmiała. Do tego, żeby znaleźć odwagę na zapuszczenie się w las, czy drogę uczęszczaną na co dzień wyłącznie przez ciągniki, potrzebuję auta, które w terenie czuje się lepiej niż w warunkach cywilizowanych.

Zeszłego lata miałam przyjemność obcowania z Fordem Bronco Badlands, którego wspominam z rozrzewnieniem. Pozwolił nam na zapuszczenie się w Podlasie głębiej, niż kiedykolwiek wcześniej, świetnie radził sobie w mieście, a jedynym środowiskiem, w którym nie czuł się najlepiej, były trasy szybkiego ruchu. W wariancie Outer banks chcieliśmy zobaczyć, czy dzięki nieco bardziej cywilizowanej konfiguracji w dalszym ciągu będzie można nim iść w teren jak w dym, przy jednoczesnej poprawie komfortu podróżowania na autostradach i drogach ekspresowych.

Miasto

Jazda w mieście nie wniosła do tematu Bronco nic nowego. Zarówno Badlands, jak i Outer Banks zostały wyposażone w ten sam podwójnie doładowany silnik V6 o pojemności 2.7 l z 335 KM maksymalnej mocy i 563 Nm maksymalnego momentu obrotowego (3 000 – 3 250 obr./min.), jednak testowany Outer Banks jest szybszy, niż Badlands. Rozwinięcie prędkości 100 km/h zajmuje mu zaledwie 6.7 sekundy, więc sprawne pokonywanie krótkich, miejskich uliczek, czy dynamiczne przemykanie pomiędzy pasami, nie stanowiły problemu. Dodatkowo, Outer Banks jest nieco „niższy”, niż Badlands (1 852 mm vs 1 962 mm), więc parkingi podziemne nie napawały mnie przerażeniem. Do tego czujniki parkowania przód/tył i system kamer 360° – wystarczyło pamiętać o tym, że Bronco może i jest bestią, ale na pewno nie jest skrętną bestią. Kiedy wbiłam to sobie do głowy i zaczęłam brać nieco większe zajazdy przy parkowaniu oraz w ciasnych uliczkach, jazda po mieście nie stanowiła żadnego problemu. Outer Banks był nawet łatwiejszy w obsłudze, niż Badlands.

Czytaj też: Test BMW X3 – stare dobre BMW w dyskusyjnej oprawie

Trasy podmiejskie

Auto, które z powodzeniem radzi sobie w terenie i w mieście, nie może stanowić wyzwania na zwykłych, krajowych drogach, więc nie będę się na ten temat rozpisywać. Jedyne, co warto zaznaczyć to to, że właśnie w takich trasach najbardziej docenimy widoczność, jaką Bronco oferuje. Wyżej siedzą chyba tylko kierowcy TIR-ów, więc jeśli czaicie się za jakąkolwiek osobówką, chcąc ją wyprzedzić, będziecie doskonale widzieć, czy nic nie nadjeżdża z naprzeciwka. Wiem, część z Was pomyśli, że przecież dzięki wyższej pozycji za kierownicą, taką widoczność oferuje każdy SUV. Nie. Po prostu nie. Tutaj nie zobaczycie wiele jadąc za busem, poza tym z perspektywy kierowcy Bronco 90% SUV-ów mogłaby równie dobrze być hatchbackami.

Autostrady i ekspresówki

Przy wariancie Badlands pisałam o tym, że przy prędkościach autostradowych autem bujało niemiłosiernie i momentami utrzymanie go w pasie nie było proste. Wariant Outer Banks był wyposażony w opony, które w terenie również dawały sobie radę śpiewająco, ale nie były przeznaczone wyłącznie do niego i różnica była kolosalna. Pomimo tego, że Bronco nie można zarzucić nawet krzty aerodynamiczności, po rozwinięciu prędkości 140 km/h sunął autostradą jak czołg i posłusznie trzymał się wyznaczonej linii drogi. Wiadomo – z taką sylwetką, przy takich prędkościach, pasy trzeba było zmieniać płynnie, ale poza tym nie było się do czego przyczepić.

Teren

Już podczas testowania Bronco Badlands pisałam o tym, że do sawanta offroadu nie będę aspirować nigdy i cóż, podtrzymuję to. Dlatego właśnie nie mam zamiaru rozpisywać się na temat jazdy w terenie. Jeździliśmy Bronco po lasach (wydaje mi się, że były to drogi, którymi czasami przejeżdża jakiś cięższy sprzęt), jeździliśmy piaszczystymi drogami, staraliśmy się też złapać jakiekolwiek błoto, czy chociaż podmokłe tereny, ale przy obecnej suszy niestety nie udało się. Morał z tego jest taki, że jeżeli nie będziecie się pchać na trasy przeznaczone konkretnie pod offroad, nie będziecie nawet musieli bawić się w przełączanie napędu, wystarczą Wam tryby terenowe (poza „cywilnymi” trybami Sport, Normal i Eco mamy tryby Slippery, Mud/Ruts oraz Sand), a jeśli jednak będziecie się w takie trasy pchać, Bronco i tak da sobie z nimi radę, wystarczy, żebyście mieli niejakie pojęcie o tym, co robicie.

Czytaj też: Test Jaecoo 7 – podejrzanie tani, gdzie jest haczyk?

Niskiego spalania w Fordzie Bronco nikt się nie spodziewał

Wiadomo, że nie będzie tanio, ale Outer Banks osiągnął minimalnie lepsze wyniki spalania, niż Badlands:

MiastoOd 11 l/100 km
Trasa do 90 km/h (70-90 km/h)8,5 l/100 km
Droga ekspresowa (tempomat 120 km/h)10,6 l/100 km
Autostrada (tempomat 140 km/h)13,5 l/100 km

Dla przypomnienia tak wypadł Badlands:

Miasto12-14 l/100 km
Trasa do 90 km/h (70-90 km/h)8,3-9 l/100 km
Droga ekspresowa (tempomat 120 km/h)11,5 l/100 km

Patrząc na to w próżni może się wydawać, że Bronco pali dużo, ale zwróćcie uwagę na jego masę, moc oraz fakt, że jest nietknięty elektryfikacją. Poza tym z tego, co pamiętam, Nissan X-Trail e-Power e-4orce zimą na autostradzie spalał podobne ilości paliwa, więc do Bronco naprawdę nie ma się o co czepiać.

Czytaj też: Test Mitsubishi ASX – ale… gdzie Google?

Katalogowe ceny Forda Bronco są wysokie, ale…

Ford Bronco Outer Banks kosztuje 339 300 zł, jest więc o 21 000 zł tańszy, niż wersja Badlands (360 300 zł). Nie mamy tutaj linii wyposażenia, czy dodatkowych pakietów na każdą pierdołę. Różnica w cenie jest powiązana wyłącznie z elementami stricte offroadowymi. Mamy tutaj różne zawieszenia, w Outer Banks nie mamy blokady przedniego i tylnego mechanizmu różnicowego, również ochrona podwozia jest inna – tylko w Badlands jest zabezpieczone stalowymi płytami ochronnymi.

Wracając do Outer Banks – płacicie 339 300 zł i dostajecie Bronco w dokładnie takiej wersji jaką widzicie na zdjęciach. Oczywiście wszelkie terenowe bajery, a do nich udogodnienia na miarę XXI wielu – 12-calowy ekran dotykowy, system kamer 360°, tempomat adaptacyjny, skórzana tapicerka, system monitorowania martwego pola… Słowem wszystko, co producent może Wam w tym zakresie zaoferować. Bronco nie jest surową terenówką, która ma przejechać przez bagno, ale ma w nosie komfort kierowcy. Zadba nie tylko o Wasze wrażenia, ale i o komfort.

Jeśli interesuje was Bronco, warto spojrzeć na starsze roczniki. Nowe auta są dostepne u dealerów w cenach niższych nawet o 100 tys. złotych.

Czytaj też: Test Mercedes G580 EQ – dobre! Tylko nie róbcie więcej…

W Fordzie Bronco łatwo można się zakochać

Chociaż nie pozwolę powiedzieć złego słowa o Fordzie Bronco Badlands, to jednak Bronco Outer Banks byłoby moim wyborem. Dlaczego? Cóż, nie pcham się w ekstremalny teren, nie jeżdżę na zjazdy offroadowców, ale czasami nachodzą mnie głupie pomysły i wiem, że z offroadem mojego kalibru Outer Banks poradzi sobie bez wysiłku. Dodatkowo, w mieście da się z niego korzystać równie sprawnie jak ze zwykłych, większych SUV-ów, za to oferuje o wiele więcej od nich. Z Bronco na stanie mogłabym którejś soboty wstać, stwierdzić, że naszło mnie na wycieczkę na koniec świata i wiedziałabym, że to auto mnie tam dowiezie, w dodatku w komfortowych, jak na ternówkę, warunkach. Co do ceny – ludzie płacą więcej za o wiele mniej, więc jeśli szukacie dużego, rodzinnego auta z charakterem, błagam, zanim zaczniecie zaliczać salony w poszukiwaniu SUV-a, przejedźcie się Fordem Bronco!