Lenovo Legion Go S – parametry
Specyfikacja | Lenovo Legion Go S |
Wymiary | 299 × 127 × 22,6 mm |
Masa | 738 g |
Ekran | 8″ IPS LCD 16:10 |
Rozdzielczość ekranu | 1920×1200 (283 ppi) |
Odświeżanie ekranu | 60/120 Hz |
Głośniki | Stereo, 2 × 2 W |
Układ obliczeniowy | AMD Ryzen Z2 Go |
Procesor | 4 × 3 GHz (4,3 GHz boost) |
Grafika | AMD RDNA 2 |
RAM | 16 GB LPDDR5X 6400 MHz (lutowane) |
ROM | 512 GB M.2 2242 SSD |
Slot na kartę Micro SD | Tak |
System | Windows 11 |
Aplikacja producenta | Lenovo Legion Space |
Wi-Fi | 802.11 a/b/g/n/ac/ax/6E, dwupasmowe |
Bluetooth | 5.3 |
Mikrofon | tak |
Lokalizacja | Brak |
Porty | 2 × USB-C 4.0 z DisplayPort 1.4, jack 3,5 mm, czytnik micro SD |
Czytnik linii papilarnych | Brak |
Akumulator | Li-Ion, 55,5 Wh |
Prędkość ładowania przewodowego | Do 65 W |
Ładowanie bezprzewodowe | Brak |
Ładowarka w pudełku | Tak, 65 W |
Aparat | Brak |
Konstrukcja i wzornictwo
Przenośne konsolki różnego typu są dostępne od lat – na długo, zanim pojawiły się smartfony i gry na nie. Game Boy, chwilowy sukces PlayStation Portable (PSP), porażka PS Vita – pewnie byśmy o tym zapomnieli, gdyby nie Nintendo, który wymyślił Switcha i sprzedał go w takiej liczbie egzemplarzy, że konkurencja przecierała ze zdumieniem oczy.

A później pojawił się Steam Deck i okazało się, że nie tylko Nintendo potrafi robić przenośne konsole. A reszta producentów zakazała rękawy i zaczęła udowadniać, że potrafią to zrobić lepiej… co nie zawsze okazywało się prawdą.
Tak wygląda w skrócie geneza leżącego obok handhelda Lenovo Legion Go S, sprzętu o tyle specyficznego, że w testowej wersji jest to sprzęt z Windows 11 (co ma zalety i wady), ale doczeka się już wkrótce także wersji ze SteamOS, konkurując bezpośrednio ze Steam Deckiem.
Trzeba przyznać, że Lenovo Legion Go S może się podobać – konstrukcja mimo pogrubiających uchwytów na dłonie jest smukła i wygląda nowocześnie. Wzięta w ręce leży w nich doskonale, przypominając nieco cięższy i szerszy pad. Białe plastiki są pokryte delikatną fakturą, dzięki której dłonie mniej się pocą, a urządzenie nie ma tendencji do wyślizgiwania się.

Górny panel to w zasadzie pad do Xboxa, przedzielony ekranem – układ gałek i przycisków jest niemal identyczny, poza 4 małymi przyciskami obok ekranu – dwa z nich są odpowiednikami przycisków z pada, a dwa wywołują funkcje właściwe tylko dla Legiona Go S. Poniżej prawej manetki umieszczony został mikroskopijny touchpad (przydaje się, mimo dotykowego ekranu), a na samym dole obok ekranu znalazło się miejsce na głośniki.
Przód jest w zasadzie niewykorzystany – centralnie jest tylko czytnik kart microSDXC. Z tyłu natomiast dzieje się dużo – tam jest wyjście dużego układu chłodzenia, dwa porty USB-C 4.0 z wyjściem obrazu i zasilaniem PD 3.1, minijack audio no i włącznik zasilania, a przy samych krawędziach oczywiście spusty i bumpery.
A dół? To w zasadzie szczeliny układów chłodzenia oraz wciśnięte po bokach dwa dodatkowe przyciski Y1 i Y2. No i ciekawostka, mechaniczne ograniczniki zakresu pracy przycisków spustu, które mogą okazać się przydatne w grach zręcznościowych.

Czy mam jakieś uwagi do rozkładu elementów? W zasadzie dwie – porty USB-C mogłyby być nieco bardziej od siebie oddalone, ale to ten mniejszy problem, a gniazdo słuchawkowe z tyłu oznacza, że w przypadku krótszych kabli przewód będzie nam wisiał nad ekranem. Naprawdę nie dało się minijacka umieścić w przedniej części obudowy, czyli w najbardziej intuicyjnym i wygodnym miejscu?
Światło i dźwięk
Ekran w Lenovo Legion Go S ma 8 cali i wykonany został w technologii LCD IPS. Czy widać różnicę między OLED i LCD? Oczywiście. Czy przeszkadza w grze? Nie bardzo. Kolory są całkiem niezłe, kąty widzenia też – co prawda ma to mniejsze znaczenie, skoro trzymamy urządzenie w rękach. Czego nie ma? Zabrakło adaptacyjnego odświeżania VRR, można tylko na sztywno ustawić 60 lub 120 Hz i HDR – szkoda, ale może się niepotrzebnie czepiam? Inna rzecz, że to jednak dziwi w sprzęcie typowo przeznaczonym do grania.

Głośniki grają dość głośno. Spora baza stereo pozwala cieszyć się dźwiękiem o dobrej plastyczności, choć producent poskąpił tu licencji na system Dolby ATMOS, o który aż by się prosiło w takich warunkach. Głośniki dobrze sobie radzą w grach – zestrojone zostały tak, by podbić dialogi kosztem innych częstotliwości. I to działa, ale nie ma nic za darmo – muzyka brzmi na tym bardzo słabo, bas jest śladowy, a wysokie tony umiarkowanie przekonujące. Kto chce czegoś więcej, musi sięgnąć po słuchawki.
Jak się na tym gra?
Lenovo Legion Go S jest urządzeniem pracującym pod kontrolą systemu Windows i za tym idą konkretne wady i zalety. Od pierwszego uruchomienia do możliwości zagrania w coś konkretniejszego mija parę godzin – w tym czasie musimy skonfigurować system, zaktualizować go, zainstalować lub skonfigurować programy do obsługi popularnych sklepów takich jak Steam czy Epic i jeszcze wrzucić grę na SSD.

A ten jest dość mały i niestety będziemy żonglować przestrzenią dość często – pewnie ucieszycie się, że pobieranie gier trwa czasem dziesiątki minut, nawet na bardzo szybkim łączu? Nie mam pojęcia dlaczego, warto też pamiętać, że konsolka z upodobaniem nam się usypia podczas pobierania i jeśli o to nie zadbamy, to się i tydzień można bujać z przygotowaniami. Ostatecznie w ogóle wyłączyłem usypianie konsoli podłączonej do zasilania i gry pobierałem, wisząc na kablu.
Jak sobie radzi Legion Go S z grami? To zależy od gry. Na pierwszy poszedł Mass Effect Legendary Edition, a konkretnie część 3 – po ustawieniu maksymalnych detali gra działała płynnie, wycinając mi kilka bardzo przyjemnych godzin z życiorysu. Na drugim biegunie znalazł się natomiast Indiana Jones i Wielki Krąg, który dało się pobrać, ale już nie uruchomić – launcher wysypywał się z komunikatem o błędzie w bibliotece Vulcan.

W większość nowych produkcji jednak da się zagrać, choć aby uzyskać zadowalające działanie, trzeba czasem pokombinować. Przede wszystkim można zapomnieć o ustawieniach innych niż niskie, pewnie nie obejdzie się bez stosowania FSR – chyba jednak nikt nie kupuje handhelda bez świadomości, jakie ma ograniczenia. Inna rzecz, że dzisiaj te „niskie detale” często wyglądają lepiej niż wysokie na starszych konsolach.
Przykładem niech będzie Kingdom Come: Deliverance 2, który udało się uruchomić w rozdzielczości 1920 × 1200 przy ustawieniach niskich, z włączonym FSR na poziomie zrównoważonym. Gra wyglądała całkiem ładnie, klatkaż wynosił około 30 fps, ze sporymi wahaniami i okazjonalnymi przycięciami, niemniej sama rozgrywka nie była większym problemem.
To samo mogę powiedzieć o Hogwart: Legacy – gra w ustawnieniach niskich z FSR działa bardzo przyzwoicie i nieźle wyglądała na małym ekranie konsoli. Trzeba uważać jednak na niespodzianki – początkowo pomimo wybrania ustawień niskich pozostał włączony raytracing, czego efektem był pokaz slajdów. Jego ręczne wyłączenie oczywiście radykalnie poprawiło sytuację.

Najmniejszych problemów z działaniem nie miała znana i lubiana Forza Horizon 5, która po automatycznej konfiguracji wykręciła 45 fps, całkiem nieźle wyglądała i pozwoliła na przyjemną rozrywkę. Mało wymagający silnik pozwoliłby pewnie podbicie detali (zwłaszcza z FSR), ale na tak małym ekranie różnica i tak nie byłaby widoczna, a ucierpiałaby na tym płynność.
Wyścigi zaś nie powinny się zacinać, o czym przekonałem się przy okazji drugiej gry z serii Forza, czyli Forza Motorsport – tu cały czas coś skakało, w praktyce uniemożliwiając zabawę mimo tego, że fps w zasadzie na to pozwalały. I do końca nie wiadomo dlaczego, przycięcia bowiem występowały jako efekty specjalne przy płynnej jeździe.

Czytaj też: [Wideo] Test Steam Deck OLED – jest lepszy od poprzednika, ale czy każdy gracz go potrzebuje?
A jednak grać!
Windows na handheldzie nie wpływa dobrze na wydajność, ale ma też zalety. Jedną z nich jest dostęp do w zasadzie każdej usługi grania w chmurze. Zamiast pobierać gry, mogłem uruchomić Forzę Motorsport, Indianę Jonesa, Kingdom Come: Deliverance, Cyberpunka 2077 i inne tytuły, grając zdalnie – jeśli byłem w zasięgu światłowodu, to korzystałem z GeForce NOW, a jeśli było tylko połączenie mobilne, to poprzez Xbox Cloud Gaming.
Zdalnie uruchamiane gry nie tylko nie miały problemu z wydajnością, ale też znacznie lepiej wyglądały – być może tak właśnie należy grać, dopóki hardware w przenośnych konsolach trochę nie zmężnieje? Zdaję sobie sprawę, że internet jest tu kluczowy – tam, gdzie zwykle spędzam urlop, mogę o grze zdalnej zapomnieć, łącze bowiem tak sobie daje radę w godzinach szczytu nawet z filmami, nie mówiąc o grze.

Co to tak chrupie? To konsola wcina prąd z baterii.
Oprogramowanie Lenovo pozwala łatwo i szybko wybrać profil poboru mocy, z jakim pracuje konsola. Przy maksymalnych ustawieniach i wymagającej grze bateria skończy się po około 60-90 minutach. Profil średni pozwoli na 2-3 h, a przy najniższym można przekroczyć 4 godziny, tyle że w zasadzie nie ma wtedy mowy o graniu. Mniej wymagające zadania obciążą akumulator znacnzie mniej i czas wydłużą. Także i zdalne granie jest wyraźnie oszczędniejsze od zwykłego.
Lenovo Legion Go ma w zestawie zasilacz 65 W. Aby sprawdzić, ile faktycznie jest w stanie zużyć, podczas zabawy podłączyłem konsolę także do powerbanku PD z wyświetlaczem podającym pobór mocy – w szczycie wyniósł on około 60 W. Kultura pracy jest ok – pod pełnym obciążeniem słychać wyraźnie szumiący wentylator, ale natężenie hałasu jest na tyle niewielkie, że nie preszkadza w grze.

Ja nie wiem, co uważam
Przyznaję, że mam potężny dylemat. Nie ukrywam, że Lenovo Legion Go S dostarczył mi ładnych parunastu godzin zabawy podczas testów. W sumie nawet chciałbym go mieć, by czasem zagrać bez konieczności włączania komputera, TV, czy choćby na wyjeździe. Konsola jest lekka i wygodna, zmieści się do plecaka obok reszty sprzętu.
Grałem zarówno na samej konsoli, jak i w chmurze, zależnie od warunków, obejrzałem parę odcinków serialu. To działa, ale… tak trochę na siłę. Hardware tych mobilnych cacuszek nie nadąża za grami – albo jest zbyt wolny, albo też wciąga baterię jak dropsy i… dalej jest zbyt wolny. Sprawdzanie stanu akumulatora to w zasadzie powinien być nawyk niezbędny.
Może konsolę powinien zrobić Apple, korzystając z mocy procesorów M4 i doświadczeń w tworzeniu laptopów z niesamowitym czasem pracy na baterii? A może rację ma jednak Logitech, którego konsola G Cloud służy wyłącznie do grania zdalnego? Z pewnością chętnie zobaczę Lenovo Legion Go S w wersji ze SteamOS i sprawdzę, czy wyrzucenie Windows rzeczywiście pozwoli wycisnąć z tego sprzętu więcej.