Jak OpenRock X zachwycają już od pierwszej minuty?
Aktualnie model X to flagowe słuchawki w ofercie OpenRock, które zaskakują już na samym starcie swoim pudełkiem, które… no cóż, jest unikalne. Twardy karton, ciekawa forma, unikalne wzornictwo, a w środku dodatkowe wyposażenie w formie srebrnego karabińczyka, instrukcji obsługi oraz przewodu ładującego. Innymi słowy, to standard, ale sama forma podania OpenRock X sprawia fenomenalne pierwsze wrażenie o to nawet jeśli jest na wskroś przesadzona.






Na całe szczęście pudełko to nie wszystko. OpenRock X wyróżniają się również swoją formą, bo producent umieścił je w sporych rozmiarów (91x46x32 mm) aluminiowym etui ładującym, którego sposób otwierania przypomina otwieranie tajnej szafeczki. Po prostu wciskamy stronę z diodą informującą o poziomie naładowania akumulatora, do naszych uszu dochodzi przyjemny klik, szufladka z tworzywa sztucznego wysuwa się nieco, a my możemy albo dynamicznie machnąć etui, aby je otworzyć, albo po prostu pociągnąć w nudny sposób za szufladkę aż do usłyszenia kolejnego stuknięcia. Nie musicie się martwić, że szufladka otworzy się “sama”, bo posiada w tej kwestii stosowne zabezpieczenia, co tyczy się też samych słuchawek, utrzymywanych w dedykowanych dla siebie lukach za pomocą magnesów.
Czytaj też: Test Steelseries Arctis GameBuds. Dokanałowe słuchawki specjalne dla graczy






Etui ma też do zaoferowania port USB-C do ładowania, silikonowy uchwyt na karabińczyk dołączony do zestawu oraz ukryty przycisk przywracania ustawień fabrycznych. Wyróżnia się jednak przede wszystkim swoim fenomenalnym wyglądem zwłaszcza w kolorze pomarańczowym, ale musimy pamiętać, że jest nawet dwukrotnie większe od etui innych słuchawek typu TWS. Nie jest to jednak kwestia czysto designerska, bo OpenRock X to po prostu większe słuchawki od wszystkiego, do czego przyzwyczaiły nas dokanałowe i douszne modele.


OpenRock X to słuchawki typu open-ear, co oznacza, że nie wypełniają one małżowiny ani kanału słuchowego, a jedynie go “zasłaniają”. W skrócie, to “małe głośniki przy uszach”, co nie jest w żadnym razie wadą, a cechą tego modelu, który wody się nie boi, co potwierdza certyfikat IPX5. Taką konstrukcją powinni zainteresować się wszyscy, którzy odczuwają dyskomfort, kiedy noszą tradycyjne słuchawki dokanałowe, lub ci, którzy muszą być świadomi dźwięków z otoczenia. Jest to szczególnie przydatne podczas biegania czy jazdy na rowerze, kiedy warto wiedzieć, co dzieje się wokół nas.



Z racji swojej natury OpenRock X dzielą się na cztery główne elementy, bo obejmują plastikowy moduł słuchawki z głośnikiem, metalowy zawias z regulacją do 45 stopni na boki, półsztywny pałąk z tytanu owinięty w przyjazny dla skóry przeciwdrobnoustrojowy silikon o 50-stopniowej regulacji wychylenia góra-dół oraz obły cylinder wykończony gradientem. W efekcie tworzą nie tylko intrygujący, ale też użyteczny i przyjemny dla oka sprzęt, który nie tylko trzyma się dobrze ucha, ale też prezentuje się świetnie zwłaszcza w wydaniu pomarańczowym. Jest to oczywiście kwestia gustu, ale umówmy się – jak na sportowy model, OpenRock X wręcz zachwycają, choć tego samego nie mogę na pewno powiedzieć o czarnym wariancie kolorystycznym, który przynajmniej na zdjęciach specjalnie do siebie nie zachęca.
OpenRock X na co dzień
Chociaż mogłoby się wydawać, że OpenRock X nadają się idealnie na rower, to jazda z tymi słuchawkami i jednoczesne słuchanie audiobooka, czy podcastu, staje się już wyzwaniem. Świst wiatru robi swoje od prędkości 15-20 km/h, co nie przeszkadza aż tak w słuchaniu muzyki czy radia, ale kiedy słowa lektora są cenne, jak inwestycyjne pustostany w Polsce, to problem już występuje. Tak szybko nie będziecie jednak biec, więc wtedy problem ten magicznie “znika”, a jeśli na dodatek nie będziecie żuć gumy czy ruszać zbyt intensywnie głową, to i słuchawki będą trzymać się pewnie ucha. W ogólnym jednak rozrachunku stabilność jest kwestią czysto subiektywną i przez to u jednych OpenRock X nie będą wymagać częstych poprawek, a u drugich wręcz przeciwnie. Tyczy się to również tego, po jakim czasie słuchawki będą sprawiać nam dyskomfort, bo nawet tak specyficzny model nas od tego nie uchroni po kilku godzinach ciągłego używania lub przy zbytnim ściśnięciu ucha i to nawet poza tym, że słuchawki ważą ledwie 12 gramów (każda) i opierają się na całej małżowinie.
Czytaj też: Test Samsung Galaxy Ring – opaska sportowa bez ekranu i… kilku innych rzeczy

Jak z kolei jest z samą jakością dźwięku? Odpowiadają za niego 14,2-mm przetworniki dynamiczne z nanowłókien, które mają generować dźwięk w paśmie od 20 do 20000 Hz i odznaczać się czułością na poziomie 119dB±3dB@1kHz. Firma chwali się też, że nad membranami pieczę stanowi zaawansowany procesor HiFi 5 DSP, a ich jakość podbija dodatkowo opatentowana technologia BassDirect oraz algorytm LISO 2.0, który to miał być dopracowywany na przestrzeni aż 200 dni. Nie zabrakło też wsparcia podstawowego kodeku SBC i bardziej zaawansowanego AAC, więc jeśli macie Androida, sprawdźcie, czy na waszym telefonie AAC na pewno będzie brzmieć lepiej. Tak się bowiem składa, że OpenRock X oferują zaskakująco dobrą jakość dźwięku (na moje ucho mocne 7/10), którego docenicie zwłaszcza wtedy, kiedy otoczenie nie będzie zagłuszać brzmienia. Polecam jednak utrzymywanie aktywnego kodeka Rock, który podbija basy, bo bez niego dźwięk sprawia wrażenie, jakby był pozbawiony życia.

Jeśli z kolei interesuje was to, co usłyszy wasz rozmówca, to odpowiada za to zestaw czterech mikrofonów tworzących wspólnie wiązkę i eliminujących hałas z otoczenia. Jak spisują się one w rzeczywistości? Próbkę tego możecie posłuchać poniżej, ale zdradzę tylko, że moi rozmówcy nigdy nie narzekali podczas rozmów telefonicznych na to, że nie mogą mnie zrozumieć. Nieważne, czy pozostawałem wtedy w bezruchu, czy spacerowałem lub jechałem w wolnym tempie na rowerze. Daleko jednak temu do ideału:
Wytrzymałość na jednym ładowaniu
OpenRock zastosował w modelu X akumulatory litowo-jonowe o pojemności 720 mAh w przypadku etui oraz po 65 mAh w przypadku każdej ze słuchawek. Obiecuje też, że proces ładowania od 0 do 100% trwa odpowiednio 150 i 90 minut, a 5-minutowe podładowanie przekłada się na aż godzinę dalszego użytkowania. Jednorazowe ładowanie jest z kolei równoznaczne z 12-godzinną wytrzymałością samych słuchawek i 48-godzinną wytrzymałością z etui ładującym, co w przypadku moich pomiarów spadło odpowiednio do około 10 i 40 godzin przy połączonych dwóch urządzeniach jednocześnie.

Innymi słowy, trudno o niespodziewane rozładowanie tych słuchawek, a kiedy już do tego doprowadzicie, to kilka minut przerwy pozwoli ponownie wkroczyć do akcji. Imponująca wytrzymałość na jednym ładowaniu jest o tyle ważna, że producent sprzedaje też do tych słuchawek znacznie mniejsze etui w formie czysto transportowej, bo bez akumulatora, które nadaje się idealnie do wsadzenia np. w kieszeń spodenek czy małej torebki.



Aplikacja OpenRock
Producent oferuje aplikację OpenRock zarówno w App Store, jak i Google Store. Warto ją pobrać głównie z czterech powodów – czterech profili equalizera (w tym jednego niestandardowego), opcji ograniczenia maksymalnej głośności, ustawienia automatycznego wyłączenia po kilkudziesięciu minutach oraz podejrzenia poziomu naładowania etui.






Poza tym w aplikacji znajdziecie też możliwość:
- aktualizacji firmware
- ustawienia poziomu głośności i języka (chiński lub angielski) komunikatów odnośnie stanu
- znalezienia zgubionych słuchawek poprzez aktywację emisji głośnego dźwięku
- wybalansowania poziomu głośności
- dostosowania roli przycisku na prawej i lewej słuchawce tylko przy dłuższym przytrzymaniu
- przypominaniu o zbyt długim słuchaniu muzyki








Innymi słowy, są to rzeczywiście ciekawe z punktu widzenia użytkownika opcje, choć brak możliwości dostosowania funkcji każdej kombinacji przycisków, to małe nieporozumienie.
Test OpenRock X – podsumowanie
Wyjątkowe słuchawki dla konkretnych użytkowników. OpenRock X to nie typowy model, którego możecie sprezentować komuś i prawie na pewno traficie w dziesiątkę. To sprzęt z rodzaju tych, które albo wybieracie dla siebie, bo wiecie, czego potrzebujecie, albo polecacie go tym osobom, które narzekają na typowe słuchawki TWS. Wysoka wygoda, imponująca wytrzymałość na jednym ładowaniu, unikalne wzornictwo, wysoki poziom zaawansowania, wsparcie Bluetooth 5.3 i jednoczesnego połączenia dwóch urządzeń oraz jakość dźwięku, która umila każdy wysiłek fizyczny.

Czytaj też: Test głośnika Tronsmart Mirtune S100. Wielka moc w małym formacie i niskiej cenie
Wiedząc, czego się szuka i stawiając na OpenRock X, po prostu trudno się rozczarować, bo to słuchawki spełniają wszystkie wymogi dobrze przemyślanego modelu typu open-ear. Stąd jednak ich wysoka cena, bo rzędu 699 zł w oficjalnym sklepie producenta, podczas gdy za przyjazne kieszeni dodatkowe etui z karabińczykiem będziecie musieli zapłacić 118 złotych. To już kwota, która zapewni wam fenomenalne słuchawki dokanałowe z ANC, które pozwoli wam zapomnieć o otoczeniu raz na zawsze.