W naszych gniazdkach elektrycznych “płynął węgiel”, ale tańszy prąd już nadchodzi

Wiele dzieje się w ostatnich miesiącach w sektorze polskiej energetyki. Zarówno w sferze praktycznej, jak i teoretycznej, a nawet prawnej. Dziś wiemy, jak wyglądał luty 2025 roku w kwestii generowania prądu w Polsce i jaka będzie dokładnie przyszłość źródeł odnawialnych.
W naszych gniazdkach elektrycznych “płynął węgiel”, ale tańszy prąd już nadchodzi

Węgiel wraca tymczasowo do łask, ale tańszy zielony prąd jest coraz bliżej

Luty 2025 roku przyniósł istotny cios dla odnawialnych źródeł energii w Polsce. Produkcja energii z wiatru gwałtownie spadła z powodu wyjątkowo spokojnej aury. Według danych Polskich Sieci Elektroenergetycznych (PSE), elektrownie wiatrowe wytworzyły aż 47% mniej energii niż w analogicznym okresie rok wcześniej. W efekcie to ponownie elektrownie węglowe zdominowały miks energetyczny, a to z kolei przełożyło się na wyższe ceny prądu i wzrost emisji CO₂. Jednak mimo tej pozornie niekorzystnej sytuacji, która jest związana głównie z kaprysami natury, przyszłość energetyki odnawialnej w Polsce rysuje się w jaśniejszych barwach — głównie za sprawą nowego prawa, które ma pobudzić rozwój energetyki wiatrowej.

Czytaj też: Zamontowali panele słoneczne w 2022 roku. Teraz przedstawiają światu prawdę

W lutym 2025 roku farmy wiatrowe wyprodukowały zaledwie 1,4 TWh energii, podczas gdy w lutym 2025 roku było to już około 2,6 TWh. Spowodowało to, że udział OZE w produkcji energii elektrycznej spadł do 19,9%, a więc najniższego poziomu od grudnia 2022 roku. Blackoutu jednak nie było, a to dlatego, że w zanadrzu mamy jeszcze aktywne elektrownie na paliwa kopalne, a przede wszystkim węgiel. Tak się bowiem składa, że kiedy prąd z wiatraków nie płynął już tak wartkim strumieniem, to “do pieca” zaczęły trafiać niezliczone ilości węgla kamiennego i brunatnego, które doprowadziły do wzrostu ich udziało w energetycznym miksie do aż 64,9%.

Warto jednocześnie podkreślić, że w tym samym czasie fotowoltaika wygenerowała ok. 0,8 TWh, a więc o 94% więcej niż rok wcześniej, biomasa dostarczyła kolejne 0,7 TWh, a hydroenergetyka skromne 0,1 TWh. Jednak mimo tego chwilowego sumarycznego spadku produkcji z OZE, Polska nadal rozwija się w kierunku zielonej energii. Widać to po tym, że roczna produkcja energii z wiatru wzrosła z 23,3 TWh w 2023 do 24,3 TWh w 2024.

Czytaj też: Silniki diesla na wodorowym turbodoładowaniu. Czy to przyszłość?

Prąd z wiatru, choć ekologiczny, jest uzależniony w ogromnym stopniu od kaprysów pogody, a lutowy spokój atmosferyczny ujawnił słabość tego źródła – ogromną niestabilność produkcji. Jednak eksperci podkreślają, że te niedoskonałości można niwelować inwestycjami w infrastrukturę i zróżnicowaniem miksu odnawialnych źródeł energii. Pewne jest jednak, że turbin wiatrowych będzie tylko przybywać, bo 21 marca 2025 roku nasz rząd uchwalił nową ustawę o energetyce wiatrowej, która jest wręcz “historyczna”. Tak przynajmniej twierdzi minister klimatu, czyli Paulina Hennig-Kloska, a jeśli idzie o szczegóły samych przepisów, to największa zmiana dotyczy zniesienia zasady 10H. To właśnie ta zasada blokowała rozwój nowych farm wiatrowych poprzez wymaganie odległości dziesięciokrotności wysokości turbiny od zabudowań. Teraz ta minimalna odległość wynosi 500 metrów, podczas gdy wokół parków narodowych pozostaje bufor 1500 metrów.

X.com

Czytaj też: Zajrzeli Polakom na dachy i w ogrody. Polska sytuacja robi wrażenie, ale dobre czasy już minęły

Nowe przepisy umożliwiają też lokalne inwestycje społecznościowe, podobne do rozwoju fotowoltaiki prosumenckiej. Dzięki temu mieszkańcy zyskują realny wpływ i udział w transformacji energetycznej. Dlatego też cała ustawa ma fundamentalne znaczenie dla niższych cen prądu i uniezależnienia się od importu paliw kopalnych, a w tym rosyjskiego gazu. Aktualny plan zakłada aktualnie dodanie ok. 20 GW mocy z instalacji wiatrowych w ciągu pięciu lat — co może podwoić obecne zasoby i znacząco ograniczyć udział węgla.