To pytanie zadane w sensie jak najbardziej dosłownym, bowiem skok cenowy z 2499 złotych na 3399 złotych w tej samej serii jest dość dotkliwy. Dla osoby wybierającej ten smartfon w abonamencie albo po prostu rozglądającej się za telefonem w danym budżecie, nie musi to być problem. Wizerunkowo może to jednak być pewien kłopot, bo w tej klasie znajdziemy chociażby iPhone’a 16e (tak, z mniejszą ilością wszystkiego, ale to smartfon Apple), Samsunga Galaxy S24 FE czy Xiaomi 14T Pro, który zjechał z wyceną o ponad 1000 złotych od momentu premiery. Konkurencji jest tutaj na pęczki.
Oppo Reno13 Pro 5G musi zatem znaleźć własną drogę. Jest nią propozycja nietuzinkowego designu o dużej solidności, nowy zestaw aparatów oraz funkcjonalności powiązane z rozwojem sztucznej inteligencji. Do tego kilka zmian w nakładce i w teorii mamy przepis na konkurencję na rynku. Jak jednak zawsze w takich przypadkach, ostrożność jest wskazana. Poprzednik w kilku miejscach zawalił, ale od tego są nowe generacje, by zmazywać negatywne wrażenie. Jak wypada Oppo Reno13 Pro 5G? Przekonajmy się!
Niemal idealne wykończenie… tylko czemu to tak się rysuje?
Żegnajcie dni małych smartfonów z serii Oppo Reno. O ile mogliśmy myśleć, że przy serii 12 był to jednorazowy wybryk, tak Oppo Reno13 Pro 5G i jego bracia potwierdzają – dziś prawdziwych małych smartfonów już nie ma. OPPO starało się przez lata ten fakt maskować niską masą, ale i tym razem doszło do istotnych zmian – Reno13 Pro 5G waży 195 lub 197 gramów i choć to nic szczególnego w świecie smartfonów, tak producent wszedł na drogę, z której nie ma odwrotu. Na szczęście dla Oppo robi to w większości wspaniałym stylu – z jednym ale.

I może od tego “ale” zacznę, bowiem nie rozumiem, dlaczego front zabezpieczony szkłem Gorilla Glass 7i tak mocno się porysował podczas testów. Telefon nie upadł więcej niż kilka razy i to z niewielkiej wysokości na panele, nie miał też kontaktu z kluczami czy monetami, a jednak front zebrał dość znaczące, jak i niewielkie rysy. Dla mnie to solidność o poziom mniejsza niż w przeciętnym smartfonie w porównywalnej cenie. Szkoda, bo kontrastuje to z wodoodpornością w standardzie IP69 (oraz IP66 i iP68), którą chwali się producent, a która pozwala na kontakt z ciepłymi cieczami, jak i zanurzenie na głębokości 2 metrów przez 30 minut.

Z mniejszych problemów wspomnę tylko o wyspie aparatów, która sprawia, że na płaskich powierzchniach telefon chybocze. Jestem jednak w stanie to wybaczyć, bowiem pięknie się prezentuje. Z tyłu zastosowano jeden kawałek szkła, który płynnie przechodzi od matowej konstrukcji na reszcie obudowy do nieco bardziej połyskliwej wyspy aparatów. To bardzo przyjemne dla oka rozwiązanie. Miłym akcentem jest niewielkie niemal lusterko w środku diod doświetlających scenerię. Najważniejsze jednak, że nasz chwyt jest pewny, nawet jeśli nie ustawiamy palca pod wyspą aparatu, a wrażenie dotyku jest jak najbardziej przyjemne.



Płaskie wykończenie pleców nie przeszkadza, bowiem przy grubości 7,6 milimetra urządzenie nie wbija się w dłonie. Delikatnie zaoblone na krawędziach ramy z aluminium dają przyjemne uczucie chłodu podczas dotyku, a w dodatku ich lakier nie zgromadził żadnych rys oraz odcisków. Przyciski znajdziemy po prawej stronie i te także sprawiają wrażenie metalowych. Ich klik oceniłbym jako standardowy – nie za płytki i nie za głęboki, z dobrym sprężynowaniem i dość cichy. U dołu znajdziemy port USB-C, slot na dwie karty Nano SIM oraz maskownicę głośnika, który jest częścią systemu stereo.

Udaną ewolucję w designie komplementują stosunkowo niewielkie ramki dookoła ekranu. Ten efekt powoduje przede wszystkim obecność szkła zaokrąglonego z czterech stron, ale i bez tego ma się wrażenie obcowania z czymś lepszym. To ogólne wrażenie, jakie towarzyszyło mi przy Oppo Reno13 Pro 5G – jest tu jakby luksusowo i jedynie rysowanie się frontu mnie zaskoczyło. Na szczęście od nowości producent dołącza folię ochronną naklejoną na obudowę.
Wyświetlacz jak ze snów czy rynkowy standard?
Nie wiem, czy już kiedykolwiek doczekamy się jakościowej rewolucji w wyświetlaczach w smartfonach. Tej na pewno nie dostarcza Oppo Reno13 Pro 5G. Trzeba przyznać, że producent postawił jednak chociażby na to, żeby nieco podbić rozdzielczość – to już nie standardowe 2400×1080 pikseli, a 2800×1272 pikseli z wyższym zagęszczeniem (450 pikseli na cal). Przy przekątnej 6,83 cala zdaje się to mieć sens, podobnie jak jedyną sensowną opcją w tych czasach jest implementowanie matrycy w technologii AMOLED i z odświeżaniem do 120 Hz.

Tyle teorii, a w praktyce ten ekran z pewnością nie jest zły, ale nie wydaje się mieć potencjału do zbliżenia się do flagowców. Jeśli jako istotny parametr traktujecie jasność, to w moich pomiarach ekran świecił maksymalnie do 2360 luksów (biały ekran, HDR, maksymalna jasność), ale w górnej części panelu ten wynik schodził do 2110 nitów. Odchylenie powyżej 5% to trochę za dużo, by myśleć o tym ekranie w kategorii topowych pod tym względem. To, co jednak pozwala patrzeć na ten ekran pozytywnie, to reprodukcja barw na wysokim poziomie i to czuć niemal przy każdym obejrzanym materiale.



W ustawieniach Oppo Reno13 Pro 5G znajdziemy opcje zezwalające na zmianę wyświetlanej palety barw. Nie jest to najbogatszy pakiet ustawień, bo zyskujemy jedynie kontrolę nad tintą i temperaturą barwową, nie zaś poszczególną jasnością konkretnych barw, ale Oppo chce to nadrobić z pomocą ustawień dotyczących podbijania rozdzielczości materiału oraz podnoszenia kontrastu tak, by wideo SDR przypominało HDR. Narzędzia to ciekawe, ale niezbyt imponujące, podobnie jak domyślne obniżenie wyświetlanej rozdzielczości do Full HD+. Nie za duża to oszczędność baterii, a do tego trzeba to znaleźć w ustawieniach.


Wracając jednak do wyświetlanego obrazu, Oppo Reno 13 Pro 5G oferuje dobry wyświetlacz. Nie brakuje mu jasności, a do tego tryb adaptujący do warunków otoczenia potrafi zmienić kontrast obrazu. Oprócz tego producent stawia na niską jasność minimalną, do tego bez problemów w postaci różowiejących czcionek przy przewijaniu czy zielonawej szarości. Szkoda, że nie zaimplementowano tu panelu LTPO z odświeżaniem od 1 do 120 Hz. Same barwy są bardzo nasycone niemal w każdym nasyceniu, a jednocześnie smartfon potrafi wyświetlać wideo w odcieniach bliskich oryginałowi. To dobry ekran z dobrymi kątami widzenia, kolorami i jasnością, ale flagowcom nie zagroził.
Dźwięki i haptyka – jak brzmi Oppo Reno 13 Pro 5G?
System głośników stereo z jednym z nich ukrytym na dolnej części obudowy i drugim znajdującym się tuż nad ekranem to standard, do którego producenci przyzwyczajali nas od lat. W tej formie Oppo Reno 13 Pro 5G podaje nam dźwięk, a ten doprawiają funkcje OReality dopasowujące go do odtwarzanej treści. W ramach ustawienia słuchania muzyki skorzystamy z korektora graficznego, jednak ten działa tylko przy korzystaniu ze słuchawek. Jeśli jednak nie interesuje nas kodowanie tego rozwiązania, możemy po prostu wybrać opcję inteligentnego dobierania dźwięku do scenariusza.

A jak brzmią głośniki? W gruncie rzeczy dość poprawnie… i to tyle. Nie mam większych problemów z tym, że producent nie próbuje zmienić status quo, ale trudno mi powiedzieć coś więcej niż to, że głośniki działają w porządku. Asymetria między głośnikami w proporcji 55 do 45% jest jak najbardziej do zniesienia. Czystość dialogów i klarowność dźwięku zachowujemy do około 80% głośności, powyżej zaczynają się schody. Oprócz tego mamy tu tryb supergłośny, podbijający głośność rzekomo o 200%, ale 6 dB więcej to nie 10 dB, więc to co najwyżej 160% głośności. Jednocześnie znalazło się tu trochę basu i sopranu, choć zarówno niższe, jak i wysokie partie dźwiękowe nie zapadną nikomu w pamięci.

W kwestii wibracji Oppo udało się zaimplementować całkiem przyjemny silnik, który dodaje pozytywnych wrażeń przy każdym dotyku. Jedyny problem z nim związany to głośność w szczytowym momencie stuknięcia – wtedy jego praca staje się odczuwalna w inny sposób. Jednocześnie na co dzień to przyjemny, precyzyjny silnik, który dodaje dodatkową warstwę informacyjną chociażby przy korzystaniu z suwaków. Pod tym względem nie poczujecie się jak z o wiele tańszym telefonem.
Wydajność Oppo Reno 13 Pro 5G
Na rynku nie brakuje smartfonów, które składają się z potężnego układu obliczeniowego i nie mają problemu z płynnością. Podejście Oppo jest inne, bowiem firma nie skupiła się na największej mocy obliczeniowej i dostarczyła układ MediaTek Dimensity 8350. Ten z pewnością nie należy do słabych, ale nie ma startu do ubiegłorocznych rozwiązań z flagowców jak chociażby Snapdragona 8(s) Gen 3 czy Dimensity 9300. Ważne, że Oppo sparowało go z 12 GB RAM-u LPDDR5X oraz pamięcią na pliki UFS 3.1. W tym drugim przypadku nie jest to rekordowa jednostka, ale takie kości napędzają szybkie urządzenia.







Wyniki w benchmarkach zbliżają urządzenie prędzej do rozwiązań ze Snapdragonem 7+ Gen 3, a więc przyzwoitego rezultatu. Jednocześnie nie ma co z powodu wydajności wymieniać dwu czy trzyletniego flagowca. Oppo ma swoją porcję małych problemów w oprogramowaniu. O ile animacje są z znakomitej większości płynne, tak w dalszym ciągu problem sprawia uruchamianie aplikacji aparatu i nieraz trzeba na nią czekać. Ładowanie interfejsu odbywa się w swoim tempie, a ładowanie podglądu jest jeszcze wolniejsze. Do tego przełączanie się między aktywnymi procesami wiąże się najczęściej z odmrożeniem aplikacji i czekaniem chwilę, by ta zaczęła działać.

Smartfon ma tę zaletę, że pomimo swojej smukłości nie przegrzewa się nadmiernie. Ciepło bardzo dobrze rozprowadza się na lewy i prawy bok obudowy, gdzie zajmują się nim aluminiowe ramki. Nie doświadczyłem sytuacji, gdy telefon stał się zbyt gorący, choć intensywne granie na zewnątrz przy 60 FPSach oraz z włączoną łącznością 5G wystawią smartfon na próbę. Na szczęście w oprogramowaniu nie zabrakło narzędzi do optymalizacji rozgrywki z szeregiem funkcjonalności pokroju optymalizacji sieci czy ograniczania połączeń. Być może nie jest to telefon gamingowy i wydajności może zabraknąć na obsługę najwyższych detali, ale powinno starczyć jej na wysoką wydajność.
Nakładka ColorOS i OPPO AI
Przez ostatnie miesiące recenzowałem sporo smartfonów ze stajni BBK, więc ColorOS 15 nie wydaje mi się już niczym odkrywczym. To, co jest z kolei dobrą wiadomością, to wsparcie 5 dużymi aktualizacjami systemu i 7 latami wsparcia poprawkami bezpieczeństwa. To bardzo dobry rezultat i cieszy, że Oppo w tej kwestii nie pozostaje dłużne konkurencji. Oczywiście jakość tych aktualizacji pozostaje kwestią do sprawdzenia w przyszłości – z moich doświadczeń z chociażby Oppo Find X5 Pro wynika, że niekoniecznie każda aktualizacja będzie oznaczała wprowadzenie wszystkich funkcji i interfejs w pewnym momencie się zatrzyma.


Nie zatrzymuje się za to “rewolucja” związana z konsumenckimi narzędziami opartymi o sztuczną inteligencję. Czyli z AI. W przypadku Oppo w dalszym ciągu nie znajdziemy rozwiązań korzystających z języka polskiego. Na oficjalnej prezentacji przed premierą serii jedną z nowości w dymku tagów okalających informacje o Oppo AI było “Polish”. Najwyraźniej chodziło o polerowanie możliwości AI, a nie dodanie obsługi naszego języka. Kto wie, być może jeszcze chwila i się tego doczekamy. Wtedy konwertowanie mowy na pismo pomoże z nagraniami z dyktafonu, a podsumowania treści stron internetowych zadziałają z polskimi serwisami. Niektórzy też będą w stanie napisać milszą lub bardziej profesjonalną wiadomość.

Na ten moment większość uwagi skupiać będą zatem rozwiązania oparte o edycję zdjęć łączące się z serwerem. W galerii znajdziemy cztery opcje. Jedna z nich ma podbijać jakość zdjęć i jeśli faktycznie mamy zdjęcie przeciętnej jakości i niskiej rozdzielczości, to coś więcej możemy z nim osiągnąć. Dobrze działa też usuwanie odbić. W sposób naturalny, bez uszkadzania struktury zdjęcia, sztuczna inteligencja potrafi zmienić rozbłysk światła w jego brak. Nie zawsze się to uda – czasem po prostu rzeczy zza szkła nie przebijają się na tyle w kadrze.
Bez internetu działa gumka, jednak i ona może korzystać z łączności internetowej, a wtedy efekty są o wiele lepsze. Samą skuteczność usuwania ludzi i obiektów z kadru oceniłbym na przyzwoitą, ale w dalszym ciągu z daleką drogą do perfekcji. Czasem funkcja rozpoznawania ludzi nie rozpozna człowieka, a czasem inteligentne lasso jest mało inteligentne. Jeśli jednak chodzi o usuwanie ludzi i obiektów, których rozmiar nie przekracza 1-2% kadru, to rozwiązanie działa przyzwoicie… o ile nie przybliżycie potem zdjęcia. Przydaje się nałożyć na nie filtr przed publikacją. Nieporozumieniem jest dla mnie wyostrzanie ruchomych zdjęć. W moich zastosowaniach tworzyło to dziwne, plastelinowe grafiki zamiast wyraźniejszych zdjęć. Nawet podbijanie ich jakości innym narzędziem niewiele dało.
Nie do końca dla mnie jest też Oppo AI Studio. Jasne, to sporo zabawy z dokładaniem swojej twarzy do portretu w chińskim stroju ludowym lub w towarzystwie Lamina Yamala. Jednak efekt jest najczęściej groteskowy i w moim odczuciu za mocno wpływający na wygląd. O ile odchudzenie twarzy z pewnością spodoba się części osób, tak stereotypowe wręcz feminizowanie lub maskulinizowanie twarzy tak, by przybliżyć się wyglądem do modeli z Instagrama jest w najlepszym razie komiczne, w najgorszym – wjeżdżające na psychikę. Oby w przyszłości takie rozwiązania dawały więcej kontroli nad wynikiem. Tutaj potrzebujemy łączności z serwerem i zgody z polityką prywatności.

Przejdźmy do samej nakładki, nad którą góruje funkcja od Google “Zakreśl, aby wyszukać” (Circle to Search). Pozwala ona zaznaczyć dowolny obszar ekranu i na podstawie wyszukiwania wizualnego lub wykrywania tekstu odnieść się do tej treści. ColorOS 15 jest jednak nakładką systemową odcinającą się, przynajmniej wizualnie, od tego, co robi Google. Po raz kolejny mamy do czynienia z cukierkowatą plastycznością, w której ikony wybuchają kolorami, choć w ramach bety możemy dopasować je do wiodących kolorów interfejsu (działa z popularnymi aplikacjami). Nadal nie wgramy własnego pakietu, jednak poza tym jest tu co zmieniać – przejścia, rozmiar ikon i ich ilość czy nawet to, co wydarzy się po przeciągnięciu palcem do góry.

W nakładce ColorOS największą nowość wizualną stanowią jednak motywy globalne Flux. To metoda na utworzenie jednolitej kompozycji od ekranu zawsze aktywnego przez ekran blokady aż po pulpit. Rozwiązanie korzysta z kilku szablonów o pewnym stopniu elastyczności – nie możemy na przykład utworzyć własnego tekstu wchodzącego w interakcję z obiektami ze zdjęcia, ale zmienimy wiele kolorów i dodamy przydatne informacje na ekran blokady, a do tego dostylizujemy zegary. Inspiracje konkurencją w tym przypadku są słuszne i czekam na dalszy rozwój tych narzędzi.




Interfejs nie powinien zaskoczyć nikogo, kto miał do czynienia ze smartfonem z ostatnich pięciu lat. Jedyną większą zmianą jest opcjonalne rozdzielenie paska powiadomień od sekcji kontrolującej działanie modułów systemu. Zupełnie jak w iOS, a potem i u innych producentów smartfonów, przesunięcie po lewej górnej krawędzi wysuwa powiadomienia, a po prawej – ustawienia kontroli modułów łączności czy skróty do wybranych funkcji. Ruchem przeciągnięcia po pulpicie możemy też aktywować Shelf – specjalną przestrzeń z kilkoma powiększonymi widżetami lub wyszukiwarkę aplikacji i plików.

Częścią charakterystyczną nakładki ColorOS jest też bogaty pakiet aplikacji systemowych, który jednak nie ma podjazdu do tego, jak wyglądają te możliwości u niechińskiej konkurencji. Programy mają coraz więcej funkcji, ale jednak taki dyktafon czy notatnik są w znacznej mierze podstawowe. Oppo ma za to własny sklep z aplikacjami – App Market i przeglądarkę. Obydwie są świetnym sposobem na dostawanie odczuwalnej ilości niepotrzebnych powiadomień. A z niepotrzebnych rzeczy – płacenie ponad 3000 złotych za smartfon, żeby dostać w nim pakiet niepotrzebnych gier na 5 minut z pewnością nie należy do przyjemnych odczuć. Plus tej sytuacji jest taki, że te niechciane aplikacje możecie usunąć.

Oppo od zawsze miało w nakładce parę trików i w dalszym ciągu doceniam chociażby inteligentny pasek boczny, do którego możemy przeciągać pliki i zdjęcia, by potem łatwiej wyjąć je w innym miejscu. Do tego na ColorOS nie mogę przesadnie narzekać – aplikacje uruchamiały się szybko, system jest pełen optymalizowanych animacji i co do zasady można w nim się łatwo poruszać. To wszystko zabiera jednak sporo miejsca i z 512 GB na pliki pozostało około 470 GB.
Krótko powiem też o metodach odblokowania. To, dość spodziewanie, odbywa się albo za pośrednictwem twarzy, albo za pośrednictwem optycznego czytnika linii papilarnych ukrytego pod ekranem. Nie mogłem szczególnie narzekać na prędkość obydwu rozwiązań, a najczęściej czytnik linii papilarnych jednak był szybszy od skanu. Nie oznacza to, że był szybki w skali rynku, ale myślę, że wystarczający dla większości osób.
Moduły łączności Oppo Reno 13 Pro 5G
Wzorem wielu urządzeń, tu nie mogę napisać o Oppo Reno 13 Pro 5G złego słowa. Smartfon korzysta z łączności Wi-Fi 6E i choć nie mam w tej chwili odpowiedniego routera do sprawdzenia prędkości, tak zasięg mnie zadowala. Podobnie rzecz ma się z jakością rozmów, która była znakomita po obydwu stronach. Problemów nie miałem także z Bluetooth 5.4, który w smartfonach Oppo umożliwia skorzystanie z BeaconLink – systemu rozmów telefonicznych i wiadomości bez użycia sieci komórkowej. Do jego wykorzystania potrzebujecie zalogowania na konto Oppo, a połączenia wykonacie w odległości od 10 do 200 metrów w oparciu o Bluetooth.

Z samym Bluetooth 5.4 także nie było problemu, bowiem parowanie urządzeń zajmuje chwilę, a sygnał był nieprzerwany nawet w zatłoczonych częściach miast. Także tam mogłem polegać na usługach lokalizacji, które sprawnie pozwalają przemieszczać się z wiedzą o kierunku poruszania. Do tego Oppo w dalszym ciągu implementuje moduł podczerwieni do sterowania urządzeniami i NFC działające bezproblemowo w codziennych scenariuszach.
Jakość zdjęć i filmów z Oppo Reno 13 Pro 5G
Ten rok stoi w serii Oppo Reno pod znakiem fotograficznych ulepszeń. Doczekaliśmy się nowej optyki, która zawiera 50-calową matrycę o większym rozmiarze, a także zmiany obiektywu z podwójnym przybliżeniem na rozwiązanie 3,5-krotne (o ekwiwalencie ogniskowej 85 mm). Nieco szersze zdają się zdjęcia z aparatu ultraszerokokątnego, który jednak w dalszym ciągu oferuje mizerne 8 Mpix przy niedużej matrycy o rozmiarze 1/4″. Producent nadal stawia na mocne 50 Mpix z autofokusem z przodu, choć lusterko na wyspie aparatów może części osób wystarczyć, by nie używać przedniego aparatu.

Aplikacja aparatu od Oppo to w zasadzie niezmienione w swoim rdzeniu od lat rozwiązanie. Tym razem nowością jest ulepszenie Livephoto o wyższą jakość nagrań oraz przechwytywanych klatek. Przy tekście “zdjęcia” zauważycie także strzałkę, która pozwala wybrać inteligentne sceny. To informacja dla aplikacji, które części kadru rozjaśniać, a co przyciemnić i jak długo naświetlać zdjęcie. Do tego smartfon może działać pod wodą w oparciu o przyciski głośności. A skoro tak mało się tu zmienia, to gorąca prośba do Oppo – zoptymalizujcie wreszcie tę aplikację do adekwatnego poziomu.















Z jakości zdjęć z głównego aparatu Oppo Reno 13 Pro 5G jak najbardziej jestem zadowolony i zapewne wy też będziecie, jeśli nie przeszkadzają wam te dwie rzeczy. Pierwsza jest dość subiektywna – smartfon mocno podkręca rejestrowane kolory, stawiając na wysoką saturację i prezentując dość ciepłą temperaturę barwną. Z tym wiąże się druga wada, tym razem bardziej obiektywna – w cieniach nie znajdziecie zbyt wiele detali. Widać to chociażby na szerszych planach, gdzie korony dalszych drzew nieraz stają się czarne. Z małych zarzutów mogę też przyczepić się o nieco niższą niż zazwyczaj ostrość na brzegach kadru.












To jednak nie uciążliwości, które mogłyby mnie zniechęcić do rekomendacji Oppo Reno 13 Pro 5G. Świetnie działa tu autofokus, a Livephoto potrafi uratować dynamiczne sceny. Zdjęcia mają dobry balans między szczegółowością, a dodatkowym ostrzeniem. Smartfon oferuje ładne rozmycie dalszego planu i niemal żadnych defektów związanych z zastosowanymi podzespołami. Telefon nie myli się w kadrach z dużą rozpiętością tonalną, choć czasem warto dotknąć obszaru, który ma być jaśniej doświetlony. To wszystko przy znośnych ISO za dnia i bez większych śladów cyfrowego szumu.
















Nie spodziewałem się, że będę aż tak zadowolony z aparatu z trzykrotnym przybliżeniem. Przede wszystkim w bazowym powiększeniu ten nadaje się zarówno do portretów, zdjęć architektury, jak i przybliżeniem w stylu quasi-makro. Fotografie zachowują specyfikę tych z głównego aparatu, nie tracąc przy tym znacznie na szczegółowości. Jest w nich mniej światła i pojawia się więcej szumów, ale oprogramowanie dobrze balansuje te braki i tworzy zdjęcia gotowe do publikacji w mediach społecznościowych.












Zdjęcia z aparatu ultraszerokokątnego pokazują, że czasami oprogramowanie potrafi uratować przeciętną optykę. A ta od Oppo jest bardzo przeciętna i w zasadzie od serii Oppo Reno 3 utrzymuje te same fizyczne parametry. Pora na zmianę, bo czasem zdjęcia mają bardzo mało detali i sporo rozmycia poza ścisłym centrum kadru. Oferują też inną kolorystykę, a rozpiętość tonalna jest znacznie niższa. Nie znajdziemy w nich połowy szczegółowości, którą zapewniają inne aparaty z tyłu obudowy. Są akceptowalne i to tylko dzięki temu, co dzieje się w oprogramowaniu.
Czytaj też: Recenzja Oppo Find X8 Pro po miesiącu. Fajny, ale czy najlepszy?
Sztuczki w oprogramowaniu nie zawsze uratują nocą. Tu pogłębia się przepaść między głównym aparatem a resztą stawki. O ile w przypadku głównego aparatu najczęściej byłem zadowolony, tak reszta spisuje się gorzej. Przybliżający jeszcze potrafi dać radę, jeśli w kadrze będą odpowiednio mocne źródła światła, ale ultraszeroki kąt nawet w trybie nocnym nie zrobi dobrego zdjęcia. To, co łączy zdjęcia, to dość wierne odwzorowanie kolorystyki poza czerwieniami, które są wielokrotnie intensywniejsze. Nie zawsze aparaty radzą sobie też z rozbłyskami i światło wpadające prosto w soczewkę zepsuje nieraz dobrze wyglądające ujęcie.


















Obiektyw główny poradzi sobie nawet bez dodatkowego naświetlania kadru. Jeśli mamy stabilną rękę, a ta czasem się jednak przydaje, zdjęcia mają dobry poziom detali bez większych przepaleń. Aby jeszcze zmniejszyć ten poziom, do gry wchodzi działający szybko tryb nocny. W przypadku obiektywu przybliżającego z jednej strony tryb nocny to konieczność, z drugiej przez dłuższe naświetlanie eliminuje szansę na nieporuszony kadr. Jeśli możecie, oprzyjcie na czymś telefon, bo wtedy rezultat jest dobry. Pomyłką są ogromnie zaszumione zdjęcia z obiektywu ultraszerokokątnego, które trudno byłoby gdziekolwiek wykorzystać. Wyglądają po prostu niedzisiejszo.







Znacznie lepiej wypadają fotografie z przedniego aparatu. Te mają sporo detali, także tych w tle poza portretem dzięki dobremu HDR-owi. Jedynie autofokus potrafi przyłożyć się do niezachęcającego wizualnie rezultatu i lepiej wypracować dobrą pozycję przed zrobieniem selfie. Nieco zawiodły mnie narzędzia odpowiedzialne za odcięcie w trybie portretowym i to niezależnie od aparatu. Na mniejszych ekranach tego nie widać, ale prześwitujące pola w okolicy włosów nieraz bywają sporymi plamami.
Przy nagrywaniu wideo należy mieć na względzie, że za materiały w 4K odpowiada tylko aparat główny. Reszta aparatów z tyłu działa w 1080p i 30 klatkach na sekundę. Jakość wideo nie jest może dużym rozczarowaniem, ale liczyłem na lepszą stabilizację optyczną, zwłaszcza nocą. Nagrywane wideo mają dobrą ostrość i nie brakuje im detali, choć poziom dość mocno opada nocą, gdy na plan wkraczają szumy.
Dobrze spisuje się za to autofokus. który nawet w ruchu znajduje obiekt, na który ma być nałożona ostrość. Niestety czasem zdarza się, że nagrywanie dźwięku stereo kończy się w jednostronnym mono – w pionie łatwo przyblokować jeden z mikrofonów odpowiedzialnych za zbieranie dźwięku. Szkoda, bo pomijając ten aspekt Oppo Reno 13 Pro 5G miałby nawet dobre wideo, a tak trzeba się pilnować.
Bateria i ładowanie w Oppo Reno 13 Pro 5G
Dzięki akumulatorom z wypełnieniem krzemowo-węglowym w cieńszych obudowach udaje się zmieścić dużo większe pojemności baterii. W przypadku Oppo Reno 13 Pro 5G zamiast 5000 mAh z poprzednika otrzymujemy 5800 mAh. Czy przekłada się to na czasy pracy lepsze o 18%? Niekoniecznie. Smartfon dość szybko traci energię przy zadaniach wymagających pobierania treści z sieci, więc maniacy mediów społecznościowych wysiedzą z nim pełny dzień. Na więcej będą mogli pozwolić sobie inni i dla nich telefon Oppo będzie wystarczył na nawet dwa dni pracy w trybie 60 Hz i półtora w trybie 120 Hz. To wszystko przekłada się na czasy pracy od 5 do nawet 8,5 godziny.







Czasy ładowarek w pudełkach smartfonów w Polsce to już niemal całkowita przeszłość. W opakowaniu z Oppo Reno 13 Pro 5G takowej nie znajdziemy. Smartfon wspiera maksymalnie 80-watowe ładowanie i z kompatybilną ładowarką proces ten zajmuje około 43 minuty. W pół godziny odzyskacie 75% energii, a w kwadrans – 40 bądź 41%. Jeśli jednak nie macie oficjalnej ładowarki, możecie dodać od 10 do 15 minut do każdego z tych pomiarów, jeśli posiadacie rozwiązanie z Power Delivery o mocy 65W.
Oppo Reno 13 Pro 5G to udany smartfon, choć na razie za drogi
Ponad 3 tysiące za telefon, który nie ma ogromnego zapasu wydajności i oferuje przeciętny aparat ultraszerokokątny? Tak pomyślało Oppo, które wyceną serii Reno 13 Pro 5G zbliżyło do iPhone’a 16e, ale też OnePlusa 13R, Samsungów z serii Fan Edition czy serii 14T od Xiaomi. To niebezpieczne sąsiedztwo i nie mogę powiedzieć, by Oppo był jednoznacznie lepszym wyborem od któregokolwiek z tych smartfonów, jednak ma sporo czaru. O Oppo Reno 13 Pro 5G mógłbym powiedzieć “niskopółkowy flagowiec”. To ten moment, w którym dla 90% osób pewne różnice nie będą już zauważalne.

Reno 13 Pro 5G jest świetnie wykonany (poza szkłem frontowym), oferuje dobry ekran, ciekawą nakładkę i długie wsparcie, a do tego dobry zestaw fotograficzny i dobry czas pracy na baterii. Dużo tu dobroci, które możemy też znaleźć u konkurencji, ale to nie zmienia faktu, że producent się postarał i nikt nie powinien być zawiedziony, jeśli wybierze Oppo. W porównaniu do ubiegłej edycji poczyniono spory progres, więc jego cena jest zrozumiała. Mimo tego na telefon spoglądajcie, gdy będzie kosztował znacząco mniej niż 3 tysiące złotych.